To było misterium iniquitatis, czyli misterium niegodziwości. Zbiorowe opętanie, bo normalny człowiek nie byłby w stanie tego zrobić, nawet na fali jakiegoś indywidualnego zła, na fali jakiejś zemsty osobistej. Nie może dokonać właściwie czegoś takiego, co zrobiono, co zaprogramowano. Bo proszę pamiętać, 11 lipca 1943 roku to było apogeum, była napaść – w ciągu jednego dnia, o tej samej godzinie na 113 miejscowości, na kilkadziesiąt kościołów – ks. prof. Józef Marecki w rozmowie z Bartłomiejem Ilcewiczem.
Ta fala przesuwała się od wschodu na zachód, świadomie zaplanowana, aby wyplenić, jak mówili Ukraińcy, chwasty z ziemi ukraińskiej. Nieprzypadkowo wybrano tę godzinę, kiedy ludzie gromadzili się na modlitwie, kiedy ich pobratymcy, ich bracia w wierze, katolicy zgromadzili się w świątyniach. Kiedy nie było mszy świętej w inne dni – ludzi gromadzono razem w świątyni, organizowano pod pozorem jakichś spotkań gminnych, gromadzkich, czy wiejskich, a później po prostu ich mordowano. To nie było zabójstwo, to było coś więcej. Chodziło o to, żeby świadomie zadać cierpienie. (Bartłomiej Ilewicz, Niedokończone msze wołyńskie).
Dlaczego prawda nie wybrzmiała w kazaniu podczas Mszy św. odprawionej w Katedrze Polowej 11 lipca 2023 roku właśnie w intencji ofiar ukraińskiego ludobójstwa sprzed 80. lat? Smutne, iż stało się ono polityczną poprawnością, zabrakło słowa ludobójstwo, były tragiczne wydarzenia, poligon doświadczanego bólu, współczucie dla tragedii ofiar wojny ukraińsko rosyjskiej.
Do ataku przygotowywali się od dłuższego czasu. Nie były to więc spontaniczne działania ludności ukraińskiej, jak się próbuje to obecnie przedstawić. Większość tych kościołów była drewniana. Podpalano je, a zgromadzeni w nich ludzie ginęli w płomieniach. Niektóre kościoły były murowane. Ich ruiny dzisiaj są takimi niemymi świadkami tamtych wydarzeń, świadectwami tego, co się wtedy działo. Według słynnego powiedzenia, że jak ludzie milczeć będą, to kamienie będą wołać. Część ludzi uratowała się, bo się broniła się dosłownie gołymi rękami. Przecież ci, którzy przyszli na mszę, żadnej broni nie mieli ze sobą. Oni nie chcieli walczyć, tylko się modlić. Większość wiernych zgromadzonych w kościołach jednak wymordowano. Zamordowano też wielu kapłanów w czasie mszy świętej. Są bardzo dokładne opisy, jak wyglądała męczeńska śmierć w trakcie Eucharystii – wyjaśnia ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski. (Bartłomiej Ilewicz, Niedokończone msze wołyńskie)
Niestety, zabrakło w kazaniu wygłoszonym podczas odprawiania mszy św. w 80. rocznicę ukraińskiego ludobójstwa na Polakach, wspomnienia zamordowanych kapłanów, mimo sugestii abp Gądeckiego w liście rozesłanym do biskupów Polski i Ukrainy.
Upamiętnień nie ma. Według ostatnich moich obliczeń na terenie dzisiejszej Ukrainy i Polski zginęło co najmniej 100 osób duchownych i zakonnych obrządku łacińskiego i neounickiego bestialsko zamordowanych przez Ukraińców. Do tego należy dodać kilkunastu duchownych prawosławnych i kilkunastu duchownych greckokatolickich. W wyniku denuncjacji Ukraińców, fałszywych oskarżeń o współpracę z wrogiem i innych „antypolskich” działań do niemieckich i sowieckich więzień trafiło kilkaset osób duchownych i zakonnych obrządku łacińskiego, z których śmierć poniosło 60 osób. Nie ma żadnego krzyża, pomnika na dołach śmierci, gdzie porzucono ciała zamordowanych Polaków. To są rowy, to są bagna, to są studnie, rozebrane fundamenty, gdzie wrzucano ciała ludzkie, ciała rozszarpane przez zwierzęta, ciała częściowo pochowane. Tak jak niepokalanek z Jazłowca, bo przecięte piłą, porąbane na kawałki, tylko fragmenty znaleziono. Po prostu nie ma tych upamiętnień i nie ma dobrej woli. Nie ma dobrej woli także w narodzie polskim i w kolejnych władzach, aby postawić nie tylko pomniki w dużych miastach, ale by stawiać pomniki nawet na ziemi polskiej, gdzie Polacy zostali zamordowani. Panuje wielkie zakłamanie- ks. prof. Józef Marecki (Bartłomiej Ilewicz, Niedokończone msze wołyńskie).
Z 2000 miejscowości, na dzień dzisiejszy, upamiętnionych krzyżem jest ok. 200 miejscowości, czyli 10 procent. Ale te krzyże w większości nie stoją na mogiłach, lecz na dołach śmierci. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że mówimy o dołach śmierci, mogiła to jest na cmentarzu, natomiast w lasach, na bagnach, na łąkach, w jarach, to są doły śmierci. Nawet nie wiemy, gdzie one dokładnie są, taka mapa jest dopiero tworzona. Świadkowie ostatni odchodzą na naszych oczach. I my na dzień dzisiejszy nie wiemy, ile jest tych dołów śmierci. Są miejscowości, gdzie każda studnia, każde gospodarstwo – jest to dół śmierci jednej rodziny, pojedynczej osoby, kilku osób. Są miejscowości, gdzie jest jedna zbiorowa mogiła, ale są i takie, gdzie będzie kilkadziesiąt, a może nawet sto kilkadziesiąt dołów śmierci. Jaka to jest skala? 10-15 tys. dołów śmierci? Do dnia dzisiejszego ekshumowaliśmy 800 osób w pięciu ekshumacjach, w kilku miejscowościach: Ostrówki, Wola Ostrowiecka, Gaj, Poryck. Tylko tyle. A mamy 4000 miejscowości. Gdyby tak się stało, że władze ukraińskie pozwoliłyby na ekshumacje i byłyby sprzyjające warunki, to potrzeba może 50, a może nawet 100 lat, żeby zacząć szukać, ekshumować, bo nie wszystkie poszukiwania kończą się sukcesem, może tylko 20 procent. Jak odnaleźć te doły śmierci w lesie, na łące, gdzie nie ma żadnych punktów orientacyjnych, gdzie świadkowie już umarli i nikt nam nie pokaże tych miejsc- wyjaśnia dr Leon Popek. (Bartłomiej Ilewicz, Niedokończone msze wołyńskie)
Niestety, wiedza ta nie dotarła do kościoła polskiego. Wierni obecni na Mszy św. w katedrze Polowej otrzymali w informację nieprawdziwą, iż modlą się za braci i siostry pogrzebanych na cmentarzach w bezimiennych mogiłach na ziemiach wschodnich.
W misterium iniquitatis , tej tajemnicy niegodziwości, w tym 11 lipca, kryje się tragedia, nie wiemy ilu tysięcy ludzi – nie tylko tych zamordowanych, obliczanych od 150 tysięcy może do 200 tysięcy, ale także tych, którzy zginęli wskutek odniesionych ran, tych, którzy dostali obłędu, tych, którzy zostali skierowani przez Ukraińców w ręce niemieckie, czy później sowieckie i zginęli w różnych łagrach i obozach. Ludzi, którzy z powodu tragedii odbierali sobie często życie.