Monika Śladewska

Spis artykułów:

Wołyń zmanipulowany

Jak doszło do banderyzacji Ukrainy

Zagłada Janowej Doliny

Sahryń – bastion ukraińskich nacjonalistów

Trudna droga do porozumienia

Czerwone noce” w Małopolsce Wschodniej

Podpalacze Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej

Dzieje wołyńskiej wsi – Zasmyki

Dzieciństwo na Wołyńskich Kresach

„dekalog” ukraińskiego nacjonalisty

Pawłokoma – historia wsi w województwie podkarpackim

Akcje odwetowe w pisarstwie Grzegorza Motyki

„Krzywda ukraińska” w II Rzeczypospolitej

Prawda historyczna i polityka

Wołyń – rok 1944

Manipulacja historią Huty Pieniackiej

Nobilitacja upiorów zbrodni

Zafałszowane listy ukraińskich intelektualistów

Ukraiński Kościół Greckokatolicki wobec zbrodni ludobójstwa

Antypolska uchwała Senatu Rzeczypospolitej Polskiej

Ukraińscy nacjonaliści w służbie Niemiec

Ukraiński nacjonalizm – siewca nienawiści

Roman Szuchewycz – od terrorysty do bohatera Ukrainy

Samoobrona wołyńskich Czechów

Trudne próby pojednania

Prawda polityczna w Gazecie Wyborczej

Pokłosie eksponentów ukraiński go nacjonalizmu

Antychrześcijańska ocena ludobójstwa

 

 

Wołyń zmanipulowany

Książka pt „Wołyń zdradzony” napisana przez publicystę historycznego Piotra Zychowicza nie jest książką historyczną. Jest w niej prawda, półprawda, wiele niedomówień, kuriozalnych wniosków i przekłamań. Aby ten chaos uporządkować i odnieść się do zbioru przemyśleń autora należałoby napisać książkę. Piotr Zychowicz z wykształcenia historyk, nie jest w stanie zrozumieć tamtego czasu i przyjąć do wiadomości, że Polska była po stronie koalicji antyhitlerowskiej, do której należał Związek Radziecki. Wiele błędów popełnił polski rząd emigracyjny ale oskarżać go o to, że za głównego wroga uznał Niemców jest niedorzecznością , tak uważała Komenda Główna Armii Krajowej i Polacy obojętnie gdzie mieszkali.

Autora o proniemieckim nastawieniu trudno przekonać, że za ludobójstwo kresowych Polaków odpowiadają liderzy obu frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) S. Bandera i A. Melnyk, a pośrednio Niemcy. Zychowicz zataił przed czytelnikami istotne fakty, które pozwoliłyby zrozumieć dlaczego do ludobójstwa doszło podczas okupacji niemieckiej. Nie napisał że po zaanektowaniu polskich Kresów Wschodnich przez ZSRR we wrześniu 1939 r. ponad 20 tyś. aktywnych działaczy OUN z Małopolski Wschodniej zbiegło do Generalnego Gubernatorstwa gdzie pod skrzydłami Abwehry mieli swobodę działania. W wyniku współpracy Bandery i Melnyka z wywiadem niemieckim Niemcy wyszkolili i dobrze przygotowali ukraińskich faszystów do wzięcia udziału w wojnie z ZSRR, a także do mordowania nie tylko Polaków. Gubernator Hans Frank podczas przyjęcia na Wawelu 5 marca 1940 r. w odniesieniu do polskiego ruchu oporu oznajmił: „W rozwiązaniu tych problemów przyjdzie nam z pomocą 600 tyś. Ukraińców, wrogów Polaków od kolebki . . . . Mamy przed sobą sokoły, które nie będą oszczędzać Polaków” (H.Frank,Tagebuch t.II, s.166). To pod okiem Niemców obie frakcje OUN szkoliły tzw grupy pochodne, które na „wyzwolonym” przez Niemców terenie miały tworzyć struktury państwa ukraińskiego i policję. W czerwcu 1941 r. na Wołyń z wojskami niemieckimi wkroczyły „grupy pochodne” OUN-Bandery z przesłaniem: „Narodzie wiedz Moskwa, Polacy, Węgrzy, żydostwo to twoi wrogowie, niszcz ich”. Droga do ludobójstwa została otwarta.

Twór Bandery OUN-B tzw. Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) uzbrojona przez Niemców mogła realizować cel strategiczny OUN i bezkarnie mordować tylko na terenie okupowanym przez Niemców. Rozumieją to władze Republiki Federalnej Niemiec, nie rozumie Piotr Zychowicz. Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier na spotkaniu z mieszkańcami Wielunia z okazji 80 rocznicy wybuchu II wojny światowej powiedział: „To byli Niemcy, którzy dopuścili się ludobójstwa . . . kto uważał, że ta część historii była marginesem historii Niemiec, kto tak mówi, sam o sobie wystawia zdanie”. Prezydent nie ukrywał winy ani nieprzemijającej odpowiedzialności Niemców, podkreślił „cynizm niemieckiego agresora był bezgraniczny”.

Na 30 stronie książki o Wołyniu z niedowierzaniem przeczytałam przekalkowane z ukraińskiej nacjonalistycznej historiografii ustalenia dotyczące „pacyfikacji Galicji”, łącznie z brednią o „tulipanach”. Dlaczego autor nie powołuje się na polskie źródła? Dlaczego nie poinformował czytelników, że skarga wniesiona przez ukraińskich posłów do Ligi Narodów, została rozpatrzona i odrzucona po stwierdzeniu, że akcja polska była sprowokowana przez OUN. Zychowicz wymienia błędy polityki II Rzeczypospolitej, pisze o szykanach stosowanych wobec Ukraińców, o gnębieniu „mniejszości”, tylko nie o tym, że w II RP Ukraińcy posiadali pełne prawa obywatelskie, mieli reprezentacje w Sejmie, funkcjonowały legalne partie ukraińskie. Główny ideolog ukraińskiego nacjonalizmu Dmytro Doncow mógł oficjalnie wydać pracę pt „Nacjonalizm”. Na prawosławnym Wołyniu w przeciwieństwie do Małopolski Wschodniej, gdzie panującą była Cerkiew greckokatolicka, panował spokój, Wołyń miał niewielu nacjonalistów, nie było konfliktów na tle narodowościowym ani religijnym. Sytuacja uległa radykalnej zmianie podczas okupacji niemieckiej gdy z Małopolski Wschodniej na Wołyń wyruszyli emisariusze OUN. W II RP nie było „problemu ukraińskiego”, był problem ukraińskiego ekstremizmu, na ten temat są opracowania naukowe, nie zachodzi potrzeba pisania „gorzkiej książki” jak sugeruje publicysta Zychowicz.

Autor „Wołynia zdradzonego” jest pod dużym wpływem współczesnych obrońców OUN, operuje ich terminologią „Galicja”, bezkrytycznie akceptuje twierdzenie, że ludobójczej decyzji nie podjął Bandera – który wówczas siedział w niemieckim obozie koncentracyjnym, ale działacz wołyńskich struktur OUN – Dmytro Klaczkiwśkij (s. 33). Czytelnik nie dowie się, że Bandera przebywał w wydzielonym bunkrze dla więźniów szczególnych, miał zgodę Niemców na kontaktowanie się z własną organizacją. W tym czasie wytyczne Bandery realizował namaszczony przez Niemców kolaborant Hitlera, organizator rzezi kresowych Polaków – Mykoła Łebed. Nazwisko Łebeda w książce nie występuje, nie ma też wzmianki o Melnyku, z inicjatywy którego Niemcy zorganizowali dywizję SS-Galizien, składającą się z ukraińskich nacjonalistów, odpowiedzialną za zagładę ponad 40 polskich miejscowości. Autor nie napisał, że organizatorem i rzeczywistym dowódcą tzw. UPA był wyszkolony przez Niemców R. Szuchewycz, kierownik Referatu Wojskowego w Prowodzie OUN-B, to on wydał rozkaz „Polaków w pień wycinać”. Klaczkiwśkij był członkiem ścisłego kierownictwa OUN-B i sam decyzji nie podejmował.

Zychowicz oskarża Komendę Główną AK i dowódcę AK Okręgu Wołyń oraz Polskie Państwo Podziemne za dopuszczenie do ludobójstwa Polaków na Wołyniu, pisze: „Straszliwa gehenna naszych rodaków rozgrywała się więc pod samym nosem AK . . . Tuż obok terytoriów, na których operowały silne oddziały partyzanckie Okręgu Lublin AK (s.11). Jest to przekłamanie, na Lubelszczyźnie w pierwszej połowie 1943 r. silnych oddziałów nie było, w następstwie kontynuowania przez Niemców akcji przesiedlania Polaków z 297 wsi i antypolskich działań Ukraińskiego Centralnego Komitetu oraz zakamuflowanych struktur OUN dopiero te oddziały tworzono.

Publicysta Zychowicz opowiada się za współpracą z Niemcami, wyraża uznanie dla prezesa Rady Głównej Opiekuńczej – Ronikiera, który zwrócił się do Niemców o zgodę na utworzenie polskiej służby obywatelskiej, Zychowicz ubolewa, że Delegatura Rządu na kolaborację nie wyraziła zgody (s. 233). Autor prezentuje pogląd, że Polacy nie powinni podejmować walk z Niemcami, przetacza wytyczne inspektora Pododdziału Łuck wołyńskiej Delegatury Rządu, który zalecał nie otwieranie ognia do Niemców, nie informując czytelników, że stanowisko inspektora wynikało nie z miłości do Niemców lecz z obawy przed pacyfikacją (s. 255). Zychowicz bezpodstawnie pisze , że banderowska rebelia pogodziła śmiertelnych wrogów, Polacy i Niemcy znaleźli się po tej samej stronie. Takich absurdów jest w książce więcej, przykładowo pisze: „Między Polakami i Niemcami wytworzyło się braterstwo broni (s. 231), „W wypadku ataku UPA walczyli ramię w ramię” (s.181).

Zychowicz w dowartościowaniu Niemców przekroczył granice zdrowego rozsądku, doszedł do kuriozalnego wniosku, mianowicie pisze, w 1943 r. niemieckie władze zrobiły więcej dla mordowanych przez banderowców Polaków niż PPP (s. 254). Zdaniem autora tylko Niemcom zależało na obronie Polaków, to Niemcy uzbrajali polskie samoobrony, dalej fantazjuje: „Niemcy przekazywali polskim samoobronom karabiny i amunicję całymi furmankami” (s. 256). Druga co do wielkości samoobrona Zasmyki-Kupiczów nie otrzymała ani jednej sztuki broni od Niemców. W drugiej połowie 1943r. Niemcy z policją ukraińską dwukrotnie odwiedzili Zasmyki, po raz pierwszy w celach rabunkowych głównie trzody chlewnej, po raz drugi w poszukiwaniu „polnische Banditen”, zostawili zdemolowane mieszkania, kilka osób zabrali do wiezienia w Kowlu. 19 stycznia o świcie Zasmyki zostały zaatakowane przez niemiecki oddział pacyfikacyjny, połowa wsi liczącej 100 numerów spłonęła. W nieobrażanej panice uciekaliśmy w kierunku Kupiczowa gdzie stacjonowały partyzanckie oddziały AK, Niemcy strzelali za nami z broni maszynowej, następnie z działek. Zostałam zaszokowana twierdzeniem autora, że Niemcy pomagali zasmyckiej samoobronie w walkach z UPA (s.333) jest to kłamstwo. Odnośnie Zasmyk autor manipuluje, pisze: „Niemcy ocalili przed zagładą setki Polaków zgromadzonych w Zasmykach” (s. 186). To nie banderowcy nacięli się na Niemców tylko niemiecka kolumna jadąca po kontyngenty natknęła się na 3 banderowskie kurenie przygotowane do ataku na Zasmyki, wywiązała się walka zakończona zwycięstwem Niemców, kurenie wycofały się. Był to przypadek, dla nas cudowny zbieg okoliczności, a nie zaplanowana przez Niemców obrona Zasmyk.

Prawdą jest, że spory kompetencyjne jakie toczyli delegat Rządu na Kraj K. Banach i dowódca Okręgu Wołyń AK płk K. Bąbiński opóźniły zorganizowanie partyzanckich oddziałów AK, obaj w jednakowy sposób ponoszą odpowiedzialność. Historyk Zychowicz wie, że płk Bąbiński wydał rozkaz zabraniający stosowania odwetów wobec ukraińskiej ludności cywilnej, a jednak w książce wiele miejsca poświęcił odwetom. Tłumaczył, ze musi pisać prawdę, gdyż problem był ukrywany, bezkrytycznie powołał się na ustalenia ukraińskich nacjonalistycznych historyków, z literatury wspomnieniowej wypunktował pojedyncze odwety i wiele cennego materiału dostarczył obrońcom OUN-UPA do dalszego szkalowania Polaków, utwierdził ich w przekonaniu, ze była II wojna polsko-ukraińska i winy są po obu stronach.

Zychowicz w antykomunistycznym zamroczeniu dostrzegł „prosowieckie czerwone lobby” w Komendzie Głównej AK i w PPP, gen. Tatara obdarzył epitetem „To wyjątkowy paskudny typ”, a płk J. Rzepeckiego „czerwoną eminencją” (s. 145). Skrytykował głównodowodzących AK gen. Grota-Roweckiego i gen. Bora-Komorowskiego ( gen. Grot-Rowecki w czerwcu 1943r. został aresztowany przez Niemców) za bierność wobec banderowskiej rebelii i za wydanie wytycznych w sprawie akcji „Burza”, która według Zychowicza wspomagała Związek Radziecki. Zgromił dowódcę Okręgu Lwów AK płk. W. Filipkowskiego za pomoc Armii Radzieckiej w walce z Niemcami o Lwów i za skierowanie swoich podkomendnych do Armii gen. Zygmunta Berlinga. Zychowicz poucza „powinien zejść do podziemia” i majaczy Polacy musieli przyzwyczaić się do panującego w komunistycznym wojsku bajzlu, nędzy i głodu, tak pisze dyletant, a nie historyk. Z tysiącami żołnierzy AK byłam w dobrze zorganizowanej, dobrze uzbrojonej i zdyscyplinowanej, wcale nie głodnej Armii gen. Berlinga. Celem tych żołnierzy była walka z głównym wrogiem- Niemcami.

Zychowicz w książce o Wołyniu nie zapomniał o operacji „Wisła” pisze: „Komuniści pod pretekstem walki z UPA brutalnie deportowali cywilną ludność ukraińską” (s. 407). I tym razem powielił pogląd spadkobierców OUN-UPA, nie była to deportacja tylko przesiedlenie, polscy żołnierze walczyli z banderowcami o integralność granic Państwa Polskiego, a nie z zemsty za Wołyń.

Tak tendencyjnie i chaotycznie napisanej książki o Wołyniu dotąd nie czytałam, Autorowi można pogratulować zdolności do manipulowania i zapału do pisania historii od nowa, która już dawno została zapisana.


Zagłada Janowej Doliny

 

W latach trzydziestych XX w. w pow. kostopolskim na Wołyniu wybudowano wzorcowe osiedle górnicze o nazwie Janowa Dolina. Podczas okupacji niemieckiej w 1943 r. osada powieliła los kilku tysięcy polskich kresowych wsi, które zniknęły z powierzchni ziemi w wyniku ludobójczych działań zbrojnych bojówek Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN).

W dużym kompleksie leśnym ciągnącym się 18 km na zachód od Kostopola, w zakolu rzeki Horyń odkryto złoża bazaltu, w tym miejscu powstała kopalnia odkrywkowa. W latach 1927-1928 wybudowano kilka budynków mieszkalnych dla kierownictwa kopalni, elektrownię, stację kolejową i linie łączącą Janową Dolinę z Kostopolem. Po rozpoczęciu eksploatacji złóż wybudowano drewniane, dwukondygnacyjne domki dla pracowników oraz duży budynek parterowy w kształcie litery U tzw. „blok”, w którym była sala kinowa i hotel robotniczy. W pobliżu „bloku” urządzono boisko sportowe. W nowych budynkach mieściła się szkoła powszechna, przedszkole, szpital i sklep. W 1939 r. w Janowej Dolinie mieszkało około 2 500 osób, 80% mieszkańców stanowili Polacy, pozostali to Ukraińcy, Czesi i Rosjanie. Po drugiej stronie rzeki Horyń leżały ukraińskie wsie, największą była wieś Złaźne. Świadkowie piszą, że do 1939 r. współżycie między mieszkańcami osiedla i z Ukraińcami z okolicznych wsi było dobre nawet zażyłe. Po wybuchu wojny liczba mieszkańców wzrosła o kilkadziesiąt rodzin polskich i żydowskich, które tu schroniły się przed Niemcami.

W pierwszych dniach września 1939 r. bojówka ukraińskich nacjonalistów dowodzona przez działacza OUN ze Złaźna zaatakowała przechodzący przez Janową Dolinę oddział WP oraz rozbroiła polskich żołnierzy, którzy przyjechali z Kostopola w celu zabezpieczenia kamieniołomów. Ta sama bojówka zajęła budynek dyrekcji, po czym wtargnęła na posterunek policji gdzie leżał chory komendant, zabrała broń, apteczkę, odzież i radioodbiornik, zrabowane rzeczy bojówkarzom odebrała tworząca się milicja ukraińska, w której również byli Ukraińcy ze Złaźna. Po zajęciu Kresów Wschodnich przez Armię Czerwoną do Janowej Doliny przyjechali Rosjanie, Żydzi i Ukraińcy objęli większość kierowniczych stanowisk w kopalni, powołano Radę Osiedla, na jej czele stanął miejscowy polski komunista S. Snarski, antypolskie ekscesy ukraińskich nacjonalistów zostały wstrzymane.

Po agresji Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r. sytuacja uległa radykalnej zmianie. Hotel robotniczy „blok” zajął oddział wojsk niemieckich, szybko zainstalował się posterunek policji ukraińskiej, w osiedlu pojawiły się plakaty z hasłem: „Śmierć Żydom, Lachom i Moskalom”. Żydzi ukryli się, a Polacy zapowiedzi nie traktowali poważnie. W Janowej Dolinie wybudowano obóz dla 2 tyś. jeńców radzieckich, wszelkie próby przerzucania żywności głodującym jeńcom, zmuszanym do pracy w kamieniołomach udaremniała policja ukraińska pilnująca obozu. Część ukrywających się Żydów wyłapali i zlikwidowali sami Ukraińcy, pozostałych, policja ukraińska wspólnie z Niemcami rozstrzelała w Kostopolu w lipcu 1941 r. Dyrektorem kamieniołomów został Niemiec, jego zastępcą Ukrainiec Romaniuk – technik, który przed wojna pełnił wysoką funkcję w dyrekcji kopalni.

W końcu 1942 r. w okolicy Janowej Doliny miały miejsce pojedyncze mordy Polaków dokonywane przez Ukraińców, natomiast w pow. kostopolskim już dochodziło do napadów na polskie kolonie przez zbrojne bandy ukraińskich nacjonalistów. Od pierwszych dni roku 1943 sytuacja ludności polskiej pogarszała się z dnia na dzień, wyjątkowo bestialski mord dokonany przez tzw. Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) w kol. Parośle zapoczątkował eksterminację Polaków na całych południowo-wschodnich Kresach II RP.

W Janowej Dolinie w marcu 1943 r. Niemcy wylegitymowali młodego Ukraińca, który w koszyku niósł granaty i broń krótką, zeznał, że przesyłkę miał dostarczyć do domu Romaniuka. Niemcy w piwnicy wicedyrektora znaleźli broń i ustalili, że on na potrzeby banderowskiej organizacji przekazał znaczną ilość łatwopalnych materiałów. Romaniuk został rozstrzelany. W tym czasie banderowcy spalili drewniany most na rzece Horyń, łączący Janową Dolinę z osiedlami gminy Derażne. Na przełomie marca i kwietnia do osiedla przybywali Polacy z okolicznych miejscowości zagrożonych napadami band upowskich. Banderowcy ostrzelali pociąg jadący z Kostopola i zablokowali tory kłodami drzew. Zamordowano kilka osób, które w tym czasie odważyły się wyjść poza teren osady. Polacy mieszkający na obrzeżach na noc przenosili się do centrum. Niemcy wiedzieli o planowanym napadzie, rozdali mieszkańcom kilkanaście sztuk broni, a sami zabarykadowali się w „bloku” ogrodzonym wysoką palisadą z bali drewnianych z otworami strzelniczymi. W Janowej Dolinie istniała kilkuosobowa, zakonspirowana komórka AK z uwagi na obecność Niemców nie rozwijała działalności, obawiano się, że wykrycie broni przez Niemców spowoduje z ich strony represje wobec licznie zgromadzonej ludności polskiej. Polacy żyli złudzeniami, że w przypadku napadu Niemcy osiedle obronią.

O północy 22-23 kwietnia (Wielki Piątek) od strony Horynia z lasów wtargnęła uzbrojona banda wspierana przez Ukraińców z okolicznych wsi głównie ze Złaźna. Mieszkańców obudziła kanonada z broni maszynowej i rozrywające się granaty wrzucane przez okna, płonęły domy podpalane od strony wejść przez kobiety, które wiązki słomy oblewały naftą. Uratowana z pożogi Janina Orłowska-Łosek pisze: „Strzelano do uciekających, kogo dopadli, zabijali siekierami lub widłami. Domy zaczęły płonąć jak wielkie pochodnie, zapanowała niezwykła groza, krzyki i jęki ludzkie, wycie palącego się bydła, ogólny tumult, nie do opisania. Mieszkańcy którym nie udało się opuścić swoich domów chowali się w piwnicach mając nadzieję, że ogień nie przedostanie się do podmurówek, z ludzi tych nie ocalał prawie nikt, żar i dym były tak wielkie, że zostali uduszeni, a nawet spaleni na węgiel”. Banderowcy do piwnic wrzucali butelki z łatwo palnym płynem, nie pominęli szpitala, z którego wynieśli chorych Ukraińców, budynek podpalili, pozostali pacjenci zginęli w płomieniach, dyżurujących lekarzy wyprowadzono i zamordowano ciosami siekier.

Niemcy nie reagowali, dopiero gdy w pobliżu „bloku” zapaliły się budynki zaczęli strzelać, zabili kilku napastników usiłujących podpalić garnizon. Około godz. 4 nadleciały niemieckie samoloty, krążyły nad płonącym osiedlem, o świcie strzelanina ucichła. Życie straciło ponad 600 osób, wielu rannych było w szoku, większość pomordowanych pochowano w zbiorowej mogile obok krzyża na placu, na którym miał być budowany kościół. Po oczyszczeniu torów, w Wielką Sobotę Niemcy podstawili skład wagonów towarowych, zapewnili ochronę i ewakuowali ludność cywilną do Kostopola, część ocalałej młodzieży wywieźli na roboty do Rzeszy. W osiedlu pozostała obsługa techniczna elektrowni, wodociągu i część pracowników warsztatów. Około 15 maja banderowcy ponownie napadli na Janową Dolinę, zniszczyli elektrownię, hydrofornie i resztę ocalałych budynków znajdujących się poza zasięgiem obrony niemieckiej, ofiar w ludziach nie było gdyż wszyscy zdążyli ukryć się w „bloku”. Po tym napadzie cywilów ewakuowano do Kostopola, w osiedlu pozostała tylko załoga niemiecka. W czerwcu 1943 r. do Janowej Doliny Niemcy skierowali Schutzmannschaftsbatalion 202, w którym służyli Polacy pochodzący ze Śląska.

Jak przygotowywano atak, w archiwalnym dokumencie OUN pisze jego uczestnik: „W czwartek 22 kwietnia po południu, prowidnyk Dubowyj zwołał naradę dowódców. Jak zwykle siadaliśmy na zielonej polanie. Przed nami leżał plan Janowej Doliny. Po środku niebieskiego arkusza widniał główny blok (. . . ) Prędko i praktycznie prowidnyk podaje do naszej świadomości główne zadanie, polega ono na tym, aby zniszczyć miejsce pracy, które stało się przytułkiem dla rozwścieczonych wrogów ludności ukraińskiej. W miarę możliwości zawładnąć wszelkimi, materialnymi wartościami, a najważniejsze żeby zagarnąć skład materiałów wybuchowych”. W dalszej części dokumentu autor opisuje przebieg bandyckiej akcji, którą nazywa „pracą”, podkreślił, że „palące się budynki tworzą obraz majestatyczny i straszny”, w końcu napisał: „Kiedy oddziały Dubowego odeszły w inne miejsce, to zaszczepione porywem zemsty miejscowe bojówki jeszcze kilka nocy nie spały. One tak tradycyjnie, jak w koliszczyźnie, chodziły Lachów wykańczać”. (Wiktor Poliszczuk, Dowody Zbrodni OUN-UPA, Totonto 2000, s. 440).

Napadem na Janową Dolinę dowodził jeden z z najokrutniejszych morderców Iwan Łytwyńczuk, ma on dwa życiorysy, według jednej wersji urodził się w 1920 r. w Biskupicach Ruskich, a według drugiej w 1917 r. w Dermaniu w rodzinie popa prawosławnego. W wieku dziecięcym został półsierotą, wychowywał się w dermańskim Monastyrze, w przytułku prowadzonym przez prawosławnych mnichów. Po ukończeniu 14 lat został skierowany do seminarium duchownego w Krzemieńcu, w 1936 r. wstąpił do OUN. W II RP wieś Dermań w pow. zdołbunowskim była silnym ośrodkiem ukraińskiego nacjonalizmu. Łytwynczuk wychowany na tzw. dekalogu ukraińskiego nacjonalisty był odpowiednio przygotowany do „usuwania wrogów nacji”. Jego droga do zbrodni była typowa, po agresji Niemiec na Polskę w 1939 r. i zajęciu Kresów Wschodnich przez ZSSR, jak większość działaczy OUN uciekł do Generalnej Guberni pod skrzydła Abwehry, zatrzymał się w Krakowie, po rozłamie OUN dołączył do frakcji Bandery. Po uderzeniu Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r. przeszkolony i zaopatrzony w materiały propagandowe z „grupą pochodną” dotarł do Sarn, gdzie organizował struktury państwowe samostijnej Ukrainy. Łytwynczuk był zwolennikiem tworzenia formacji zbrojnych, które oczyściłyby „ukraińską ziemię” z ludności polskiej. Nie czekał na dyrektywy Prowidu OUN-B już w 1942 r. na własną rękę utworzył zbrojną bojówkę, która grasowała w pow. sarneńskim. Po scaleniu luźnych band przez D. Klaczkiwśkiego w 1943 r. Łytwynczuk „Dubowyj” dowodził jednym z trzech zgrupowań UPA-Północ obejmującym powiaty: Sarny, Kostopol i Pińsk. Dowodził m.in. napadem na wieś Lipniki gdzie nocą 26 marca 1943 r. zamordowano 179 Polaków, 4 Żydów i 1 Rosjankę.

Po wejściu frontu wschodniego na Wołyń (styczeń 1944 r.) „Dubowyj” był poszukiwany przez radzieckie służby bezpieczeństwa, często zmieniał miejsce ukrywania się. Podczas obławy specgrupy w Zołotowskich Chutorach usłyszał rozkaz: „Łytwyńczak wychodzić”, w tym momencie wybuchł granat, morderca sam sobie karę wymierzył. Był to rok 1951.

Po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę w Polsce w 1996 r. powołano Społeczny Komitet Upamiętnienia Ofiar w Janowej Dolinie. W wyniku starań Komitetu wybudowano pomnik z nic niemówiącą inskrypcją: „Pamięci Polaków z Janowej Doliny”. 18 czerwca 1998r. grupa byłych mieszkańców z rodzinami wyjechała na uroczystość poświęcenia pomnika, okazało się, że około 50 aktywistów z organizacji :Ruch” nie pozwoliło im wyjść z autokaru, pojawiły się hasła: „Won polscy policjanci”, „Won SS-sowskie sługusy”.W 2003 r. w Bazaltowe (dawna Janowa Dolina) w obecności władz i duchowieństwa odsłonięto tablicę z napisem: „Tu 21-22 kwietnia 1943 r. sotnie grupy Zahrawa pod dowództwem Dubowego zlikwidowały jedną z najlepiej umocnionych baz wojskowych polsko-niemieckich okupantów na Wołyniu. W walce zlikwidowano niemiecką i polską załogę, wyzwolono z obozu jeńców wojennych i powstrzymano terrorystyczne akcje przeciwko okolicznym wsiom, które przeprowadzali polsko-niemieccy zaborcy”.

Monika Śladewska


Sahryń – bastion ukraińskich nacjonalistów

 

W lipcu bieżącego roku w Warszawie i w wielu miejscowościach w Polsce obchodzono 75 rocznicę ludobójstwa dokonanego na kresowej ludności polskiej przez zbrojne formacje Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN).

Prezydent Polski Andrzej Duda oddał hołd pomordowanym rodakom, złożył kwiaty na miejscu nieistniejącej kolonii polskiej Pokuta na Wołyniu. W tym samym dniu z banderowskim pozdrowieniem do Sahrynia przybył prezydent Ukrainy Petro Poroszenko aby otworzyć – jak głosił komunikat – „memoriał pamięci Ukraińców, którzy zginęli z rąk polskich Batalionów Chłopskich i jednostek Armii Krajowej w 1944 r.”. Prezydent Poroszenko złożył kwiaty pod pomnikiem wzniesionym w 2008 r. i wygłosił mowę, w której powielił tezy ukraińskiej nacjonalistycznej propagandy o „wzajemnym przebaczeniu” i „bratobójczych konfliktach między naszymi narodami”, ostrzegał przed upolitycznieniem historii i apelował o zmiany w nowelizacji ustawy o IPN w części, która dotyczy Ukraińców, de fakto banderowców i ukraińskich esesmanów, z którymi naród ukraiński nie miał nic wspólnego gdyż w tamtym czasie był po stronie przeciwnej. O wydarzeniach w Sahryniu w latach 1943-1944 i sytuacji w jakiej znalazła się ludność polska w dystrykcie lubelskim przypomnę w dużym skrócie, szczegółowe opracowania świadków czasu okupacji niemieckiej są zamieszczone w czasopiśmie „Na Rubieży” nr 88/2006 r. i nr 56/2001 r.

W drugiej połowie 1943 r. Niemcy ponieśli klęskę w bitwie pod Kurskiem. Na Wołyniu w wyniku ludobójczych działań OUN-Bandery zostały pogorzeliska i wielkie cmentarzysko, resztki żywiołu polskiego broniły się w kilku dużych ośrodkach samoobrony, organizacyjnie powiązanych z Armią Krajową. Na północnym Wołyniu i Polesiu wielu Polaków przebywało w bazach partyzantów radzieckich. Głównodowodzący tzw. Ukraińską Powstańczą Armią (UPA) Roman Szuchewycz część sotni z Wołynia przemieścił na Chełmszczyznę z zadaniem opanowania terenu i niedopuszczenie do włączenia tych ziem do państwa polskiego. Pod pojęciem Chełmszczyzny należy rozumieć południowo-wschodnie tereny woj. lubelskiego, częścią Chełmszczyzny jest Zamojszczyzna z powiatami: zamojskim, biłgorajskim, tomaszowskim i hrubieszowskim. W tych powiatach przed wojną Ukraińcy stanowili 24% ogółu mieszkańców. Badacz ukraińskiego nacjonalizmu dr hab. Wiktor Poliszczuk pisze, że na Podlasiu i Chełmszczyźnie nie było zwolenników OUN, ludność ukraińska w dużej mierze była pod wpływem idei komunistycznej , sytuacja zmieniła się po agresji Niemiec na Polskę i upadku państwa polskiego.

17 września 1939 r. Kresy Wschodnie II RP zostały zajęte przez ZSRR. Na mocy dekretu Hitlera z dnia 12.10.1939 r. powołano Generalną Gubernię, siedzibą gubernatora Hansa Franka był Kraków. Działacze OUN w obawie przed unicestwieniem siatki organizacyjnej przez władze sowieckie przenieśli swoje kadry do GG i oficjalnie rozpoczęli współpracę z Abwehrą, skutkowało to tym, że Ukraińcy w GG stanowili uprzywilejowaną grupę narodowościową. W październiku 1939 r. wzdłuż zachodniej linii demarkacyjnej powstały tzw. Ukraińskie Dopomogowe Komitety, zadaniem których było otaczanie opieką uciekinierów z Małopolski Wschodniej i ukraińskich żołnierzy zwolnionych z obozów jenieckich. W listopadzie 1939 r. delegacja OUN na spotkaniu z H. Frankiem przedstawiła memoriał zawierający szereg postulatów min prośbę o utworzenie ukraińskiej reprezentacji o zasięgu całej GG i wydzielenia kantonów zamieszkałych przez Ukraińców. W kwietniu 1940 r. został powołany Ukraiński Centralny Komitet (UCK) pod przewodnictwem W. Kubijowycza, udział w jego tworzeniu brał T. Oberländer wysoki funkcjonariusz Abwehry zainteresowany neutralizacją polskiego ruchu oporu. Na ten temat 5 marca 1940 r. podczas przyjęcia na Wawelu Frank powiedział: „W rozwiązaniu tych problemów przyjdzie nam z pomocą 600 tys. Ukraińców wrogów Polski od kolebki”.

UCK formalnie był organizacją społeczną de facto działał pod egidą OUN-Melnyka, wspierał niemiecką machinę wojenną i realizował swoje cele w odniesieniu do ziem nazywanych „Zakierzonią”. Kubijowycz szczególną wagę przywiązywał do narodowego odrodzenia Podlasia i Chełmszczyzny, uważał, że na tym obszarze mieszka najwięcej spolonizowanych Ukraińców. Ukrainizacja tego terenu odbywała się drogą rozwoju ukraińskiego szkolnictwa, spółdzielczości i organizacji kulturalnych, stanowiska wójtów powierzano Ukraińcom nawet w gminach o nikłym odsetku ludności ukraińskiej. Świadkowie piszą, że głównymi działaczami, wrogo nastawionymi do Polaków byli Ukraińcy pochodzący z woj. lwowskiego i że szczególnie krwawo w historii tego regionu wpisała się policja ukraińska, która początkowo mordowała Polaków z ukrycia, po skierowanie przez gestapo do posterunków na stanowiska dowódcze absolwentów szkół policyjnych nasiliły się morderstwa, prowokacje i donosy, wielu Polaków aresztowano i ślad po nich zaginął. Działalność UCK w realizacji polityki Niemiec wywołała reakcję ze strony Podziemnego Państwa Polskiego. Sądy wydawały wyroki śmierci na najbardziej gorliwych kolaborantów, konfidentów i donosicieli działających na szkodę ludności polskiej.

Po agresji Niemiec na ZSRR (czerwiec 1941 r.) stan bezpieczeństwa Polaków uległ dalszemu pogorszeniu. Niemcy przygotowywali się do realizacji Generalnego Planu Wschodniego a ukraińscy nacjonaliści do „oczyszczania” Chełmszczyzny z elementu polskiego, w tym celu prowadzili agresywną kampanię antypolską i umacniali swoje struktury w terenie. Najmniejszą jednostką terenową były „stanice” obejmujące 1-2 wsie, 5-6 wsi tworzyło „kuszcz” w którym był przywódca i łącznicy. W 1942 r. pojawiły się ulotki wzywające ludność polską do opuszczenia domów. W listopadzie 1942 r. Niemcy z pomocą policji ukraińskiej rozpoczęli akcje wysiedlania Polaków z 297 wsi na Zamojszczyźnie, tragedia dotknęła 110 tyś. osób. Na pozostawione gospodarstwa osiedlano kolonistów niemieckich i kilka tysięcy przesiedlonych Ukraińców. Do akcji włączył się UCK. Kubijowycz wystosował odezwę , w której napisał: „Ukraińcy, z całą ufnością odnoście się do organów władzy (. . . ). Nasze komitety otrzymały polecenie przyjścia wam z pomocą”. W 1943 r. na Chełmszczyznę zaczęli napływać Polacy z Wołynia, Kubijowycz na spotkaniu z H. Frankiem wysunął postulat o treści: „Zabronić by ewakuowani Polacy lub uciekinierzy z Wołynia pozostawali na stałe lub przejściowo na tym mieszanym terytorium”. Oddziały AK i BCh zbrojnie przeciwstawiły się akcji przesiedleńczej ale z powodu szczupłości sił nie zdołały jej zapobiec.

Po przybyciu banderowskich sotni z Wołynia jesienią 1943 r. wzmogły się napady na polskie wsie. Polskie oddziały partyzanckie, mające swoje siedziby w lasach nie były przygotowane na tak duże uderzenie ze strony tzw. UPA, która swoje bazy lokowała w ukraińskich wsiach tym samym narażała ludność cywilną na na ofiary. Bandy upowskie współdziałały z miejscowymi grupami paramilitarnymi, mylnie nazywanymi „Ukraińska Narodowa Samoobrona” (UNS) , z policją ukraińską i niemiecką żandarmerią . Wiele wsi przekształcono w obozy warowne to z nich UPA-UNS wyruszały do polskich wsi, paliły je i mordowały mieszkańców. Szczególną aktywność przejawiały „kuszcze”: sahryński, bereściowski, szychowicki, uhrynowski i werbkowicki. Polskie władze podziemne apelowały o zaniechanie przemocy bezskutecznie, ukraińska ekstrema wzywała do bezwzględnego zabijania Polaków. Nie wszyscy Ukraińcy podporządkowali się wezwaniom, wielu z nich za pomoc Polakom zginęło z rąk bojówek UPA.

Druga zbrojna banderowska inwazja na Chełmszczyznę miała miejsce w I kwartale 1944 r. W pierwszych dniach stycznia 1944 r. wojska radzieckie zajęły część Wołynia, front ustabilizował się, do lipca 1944 r. trwały walki z Niemcami o „twierdzę” Kowel. Z Wołynia na Chełmszczyznę przeszło kilkanaście sotni upowskich w tym jedna z z najkrwawszych atamanów „Żeleźniaka” . Nad ludnością polską zawisła groźba zagłady. Niemcy rozpoczęli operację zmierzającą do rozbicia ruchu oporu, w tym celu wzmocnili siły policyjne, do walk wydzielili pułki policyjne dywizji SS-Galizien i dozbroili ukraińskie oddziały paramilitarne. W lutym 1944 r. na Lubelszczyznę wyjechała „grupa bojowa” płk Beyesdorfa, utworzona z pierwszego zaciągu do dywizji SS-Galizien. Z Wołynia na Zamojszczyznę wycofał się melnykowski Legion Wołyński pod dowództwem płk Diaczenki. Antyniemieckie siły partyzanckie zostały zaskoczone skoordynowanymi działaniami Niemców z ukraińskimi nacjonalistami. Na Chełmszczyźnie w walkach z faszystami brała udział I Ukraińska Dywizja Partyzancka pod dowództwem Petra Werszyhory, która wspomagała trzy główne ugrupowania polskie – AK, BCh i AL.

O dramacie ludności polskiej donosił komendant hrubieszowskiego obwodu BCh Mieczysław Osiej, w raporcie pisał: „Sytuacja na terenie obwodu, zaczynając od 5 marca 1944 r. jest wprost tragiczna. W chwili obecnej płoną wsie polskie. W czasie pożaru ginie ludność polska od karabinów, siekier, młotków oraz w płomieniach ( . . . ) wszystkie drogi zarówno polne jak i szosy zostały opanowane przez policję ukraińską oraz ortschutzów ( . . . ) na terenie ukazały się oddziały SS-Galizien. Ci wypowiadają jawnie iż są ostatnią awangardą wojsk niemieckich i jako ostatni będą wyrzynać ludność polską. Żołnierz AK Benedykt Józefko pisze: „Gdy 6 marca 1944 r. zameldowałem się u komendanta obwodu hrubieszowskiego zostałem przez niego poinformowany, że kilka dni wstecz zatrzymano trzech emisariuszy popów, którzy ze wschodnich terenów przeszli na teren powiatu hrubieszowskiego z rozkazami i ulotkami nawołującymi aby w dniu 16 marca 1944 r. rozpocząć ( . . . ) generalną rzeź Polaków. Dano mi do przeczytania kilka tych ulotek. Treść ich była wręcz przerażająca. Świadczyły one o kompletnym zdziczeniu zarówno tych, którzy je redagowali oraz tych, którzy zajmowali się ich kolportażem”. Aby zapobiec przynajmniej częściowo temu co stało się na Wołyniu dowództwo AK i BCh postanowiło zlikwidować dwa najgroźniejsze bastiony ukraińskich nacjonalistów – Sahryń i Bereść. Atak na Sahryń rozpoczął się o świcie 10 marca 1944 r. mimo, że był rozkaz oszczędzania ludności cywilnej, w toku walk, jak pisze oficer AK Bronisław Mielniczak, zginęło nie więcej jak 120 osób cywilnych. Zlikwidowanie bazy w Sahryniu nie zahamowało wypadów UPA-UNS na polskie wsie. Wielu Polaków ginęło wskutek podstępu, przykładowo – we wsi Oszczów gmina Dołhobyczów zwołano zebranie w celu pojednania, po przyjściu do remizy Ukraińców wyprowadzono a 26 Polaków rozstrzelano.

Przed rozpoczęciem letniej ofensywy frontu wschodniego Niemcy ewakuowali kolonistów, przesiedleni Ukraińcy wrócili na swoje gospodarstwa, aktywiści OUN uciekli z wojskami niemieckimi, a bandy UPA do lasów. Wejście wojsk radzieckich i polskich na Lubelszczyznę w lipcu 1944 r. nie zapewniło bezpieczeństwa. Żołnierze AK i BCh zostali rozbrojeni, OUN-UPA ze zdwojoną siłą kontynuowała ludobójczą działalność, napadała na posterunki milicji i paraliżowała działalność administracji, ataki nasiliły się po przesunięciu się frontu nad Wisłę. Dla przykładu przypomnę tragedię znanego dowódcy hrubieszowskiego batalionu BCh S. Basaja „Rysia”, otóż 25 marca 1945 r. w Kryłowie został on podstępnie ujęty przez bandę „Jahody” przebraną w radzieckie mundury i bestialsko zamordowany w Szychowicach. W tym samym dniu banderowska banda napadła na posterunek milicji w Kryłowie, zginęło 18 milicjantów i kilka osób cywilnych, budynek wraz z zamordowanymi został spalony. Po zakończeniu wojny spokój w tym regionie przywróciła wojskowa operacja „Wisła” przeprowadzona w 1947 r.

Monika Śladewska


Trudna droga do porozumienia

 

Ukraina uzyskała niepodległość w sprzyjającej sytuacji geopolitycznej . Zasadnicze znaczenie miał fakt uruchomienia procesu pieriestrojki przez generalnego sekretarza Komitetu Centralnego KPZR Michaiła Gorbaczowa. Proces ten był wnikliwie śledzony przez służby specjalne Stanów Zjednoczonych, które miały interes w tym aby osłabić Rosję przez oderwanie od niej Ukrainy. O programie budowania państwa ukraińskiego na najgorszych wzorcach jakie świat dawno odrzucił wiedzieli tylko wtajemniczeni.

Pierwszym prezydentem Ukrainy został Leonid Krawczuk, do 5 grudnia 1991 r. pełnił funkcję przewodniczącego Rady Najwyższej Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Ukraina jest prawnym następcą tej republiki. M. Gorbaczow w książce „Sam ze wspomnieniami” na stronie 365-369 opisuje kulisy tajnej operacji jaka miała miejsce 8 grudnia 1991 r. w białowieskiej rezydencji Wiskula z udziałem B. Jelcyna – premiera Rosji, L. Krawczuka – prezydenta Ukrainy i S. Szuszkiewicza – przewodniczącego parlamentu Białorusi . O podpisaniu dokumentu wspomina autor, przez trzech republikańskich „wodzów” o nieistnieniu Związku Radzieckiego pierwszy dowiedział się prezydent USA G. Bush. M. Gorbaczow pisze: „napiętą atmosferę tamtych dni charakteryzowały hasła radykalnych nacjonalistów: „Rosja nas grabi, bez niej będziemy żyli lepiej niż we Francji, na Ukrainie za dwa lata stanie się cud gospodarczy”.

Niepodległa Ukraina otrzymała do rozwiązania problem ukraińskiego ruchu faszystowskiego ideologicznie i militarnie powiązanego z III Rzeszą Niemiecką, odpowiedzialnego za zbrodnie ludobójstwa dokonaną na minimum 200 tyś. Polaków i wielu tysiącach obywateli polskich w tym także Ukraińców. Rozwój wydarzeń w pierwszych dwóch latach utwierdzał w przekonaniu Polaków, że państwo ukraińskie odetnie się od terrorystycznej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i potępi jej struktury zbrojne. Podczas wizyty w Warszawie w maju 1992 r. z okazji podpisania traktatu między Polską a Ukrainą o dobrym sąsiedztwie i współpracy prezydent Krawczuk powiedział: „Nie ukrywamy i nie przemilczamy. W czasie II wojny światowej ukraińscy szowiniści zabili około pół miliona Polaków na Kresach Wschodnich przedwojennej Polski. Również kilka lat po wojnie płonęły polskie wsie i ginęli ludzie. Szowinizm ukraiński to wrzód na zdrowym ciele ukraińskiego narodu, to wyrzut naszego sumienia względem narodu polskiego”. Na problem zwracali także uwagę ukraińscy historycy, na zjeździe w Łucku w lutym 1991 r. orzekli: „Antyludzka i zbrodnicza ideologia oraz praktyka Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów nie ma prawa do rehabilitacji”. Kijowski „Fakt” (2.03.1991 r.) przytoczył wypowiedzi historyków: ( . . . ) Nie ma między Polakami i Ukraińcami problemu pojednania, ten problem wymyślili Haliczanie aby ukryć swoje złoczyny względem Polaków i osłonić kryminalną UPA (prof. Czerednyczenko, Kijów). ( . . . ) UPA nie reprezentuje ukraińskiej tradycji wyzwoleńczej, a lwowscy „Austriacy” sieją tylko zamęt między nami. UPA to ukraiński wyrzut sumienia wobec Polaków i nie ma prawa do rehabilitacji pod żadną szerokością geograficzną ( prof. A. Zatureński, Kijów).

Za prezydentury Krawczuka w sierpniu 1992 r. dokonano ekshumacji 1700 ofiar tzw. UPA w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej, w uroczystości pogrzebowej uczestniczył wysłannik prezydenta Ukrainy. We wrześniu 1992 r. odbyła się międzypaństwowa uroczystość otwarcia Wojennego Cmentarza w Zasmykach gdzie w zbiorowych mogiłach leżą pomordowani mieszkańcy i polegli w ich obronie żołnierze 27 Wołyńskiej Dywizji AK. Do planowanej w 1993 r. uroczystości w Przebrażu nie doszło. W zachodnich obwodach Ukrainy do władz terenowych wchodzili ukraińscy nacjonaliści, coraz częściej pojawiały się wypowiedzi: „Nie należy pozwolić na kompromitowanie narodowych bohaterów z szeregów UPA” . W 1992 r. do Kijowa zjechali banderowcy, świętowanie jubileuszu 50-lecia powstania UPA było w pomieszczeniu zamkniętym, gdyż władze nie zezwoliły na jakąkolwiek formę publicznej manifestacji. W tym czasie z emigracji wracali mityczni wyzwoliciele Ukrainy , przy wsparciu polityków Unii Europejskiej, głównie polskich kosmopolitów z Unii Wolności następował żywiołowy rozwój stowarzyszeń i partii odwołujących się do ideologii Doncowa i tradycji OUN. Ugrupowania te przeistoczone w opozycję demokratyczną, podejmowały próby nadania członkom UPA uprawnień jakie mieli weterani Armii Radzieckiej, pod wpływem nacisków w 1993 r. parlament częściowo rozstrzygnął sprawę, przyznał przywileje: „Tym którzy nie popełnili zbrodni.”

W 1994 r. wybory wygrał Leonid Kuczma, były prezydent Krawczuk zmienił zdanie, dołączył do sił opowiadających się za uznaniem OUN-UPA za stronę walczącą o niepodległą Ukrainę. Prezydent Kuczma nie był zainteresowany ujawnieniem prawdy historycznej, tolerował nacjonalistycznych działaczy, „wodzowi” OUN-B J. Stećko nadał „Order Księżnej Olgi”. Wobec zmasowanej kampanii skierowanej na rehabilitację OUN-UPA 95 deputowanych do Rady Najwyższej w 1996 r. wystosowało apel: „Do narodów, parlamentarzystów i rządów Ukrainy, Białorusi, Izraela, Polski, Rosji, Słowacji i Jugosławii”. Deputowani ostrzegali przed odradzaniem się faszyzmu na Ukrainie i destabilizacją w tej części Europy, ich głos był już przysłowiowym wołaniem na puszczy. Do merytorycznej treści „Apelu 95” władze polskie nie ustosunkowały się, w imię strategicznego partnerstwa stanęły po stronie wskrzeszonych upiorów przeszłości. W Polsce bez problemu w czerwcu 1994 r. OUN-UPA została zrehabilitowana, grupa polskich i ukraińskich nacjonalistycznych historyków po spotkaniu w Podkowie Leśnej wydała komunikat w którym napisano: „Obie strony zgadzają się co do narodowo-wyzwoleńczego charakteru Ukraińskiej Powstańczej Armii. W Polsce ukształtowany został wizerunek OUN-UPA jako jedyna siła walcząca o niepodległość Ukrainy, niechcąco zamieszana w „konflikt” z Polakami do którego sami Polacy doprowadzili.

Eksponęci ukraińskiego nacjonalizmu po 1989 r. w Polsce mieli swobodę działania, podstępnie doprowadzili do potępienia przez Senat operacji „Wisła”, nagłośnili wygodną dla siebie formułę: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. Pierwsi „wzajemne winy” wybaczyli sobie najwyższej rangi duchowni Kościołów obu obrządków – ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego i polskiego Episkopatu. Pojednania w imieniu narodu rozpoczęli prezydenci Polski A. Kwaśniewski i Ukrainy L. Kuczma w Porycku (2003 r.) w 60 rocznicę apogeum zbrodni wołyńsko-małopolskiej. W Porycku 11 lipca 1943 r. banda UPA dokonała masakry w kościele, w następnym dniu ponowiła napad na miasteczko, zginęło 200 Polaków, sprawców tragedii prezydent Kuczma nie wymienił z nazwy.

Kadencja prezydenta Kuczmy dobiegła końca, polscy politycy z PO i PiS oraz prezydenci L. Wałęsa i A. Kwaśniewski przygotowywali się do wsparcia „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie i utorowania drogi do prezydentury Wiktorowi Juszczence admiratorowi ukraińskiego nacjonalizmu, który rozpoczął bonderyzację Ukrainy. Od 2004 r. czciciele Bandery mogli już organizować obchody rocznicowe na szczeblu państwowym. Juszczenko dążył do zrównania upowców z weteranami Armii Radzieckiej. Weterani oświadczyli: „Nie można dawać przywilejów tym, którzy walczyli w interesie Niemiec hitlerowskich” Rada Najwyższa żądania Juszczenki blokowała. Pogląd o uznaniu OUN-UPA za formację narodowowyzwoleńczą był nie do przyjęcia nie tylko przez Polaków także przez Ukraińców mieszkających na wschód od byłej granicznej rzeki Zbrucz, dla nich tradycje OUN były obce a nawet wrogie, pierwszy pomnik wzniesiony Banderze został zburzony.

Drugie, w założeniu pojednawcze spotkanie prezydenta Polski L. Kaczyńskiego i Ukrainy W. Juszczenki miało miejsce w Pawłokomie z okazji odsłonięcia pomnika wzniesionego ok. 120 terrorystom OUN-UPA, którzy zginęli w incydencjalnym odwecie poakowskiego oddziału i miejscowej samoobrony. Mówcy słowem nie wspomnieli co przedtem działo się na Pogórzu Dynowskim. Prezydent Kaczyński nie omieszkał podkreślić że: „Pawłokoma stała się dla Ukraińców symbolem tragedii narodu” i że: „Prawdziwe pojednanie Polaków i Ukraińców odbyło się dwa lata temu podczas „pomarańczowej rewolucji” w Kijowie. Przyjaźń prezydenta Kaczyńskiego z Juszczenką zaowocowała tym, że przed odejściem z urzędu Juszczenko do panteonu narodowych bohaterów wprowadził ukraińskich nazistów Banderę i Szuchewycza, w wydanym dekrecie wezwał parlament do uchwalenia ustawy uznającej OUN-UPA za ruch narodowowyzwoleńczy, dekrety Juszczenki spowodowały ostre protesty społeczeństwa.

Prezydent Wiktor Janukowycz częściowo zahamował ounizację ale nie zapobiegł przygotowaniom do operacji „Kijów”. Za prezydentury Janukowycza dekrety Juszczenki zostały unieważnione, do planowanego pojednawczego spotkania z prezydentem B. Komorowskim w Sahryniu nie doszło. W 2014 r. w wyniku zamachu prezydentem został Petro Poroszenko. W politycznej rewolcie na Majdanie uczestniczyli politycy PO, PiS, Twojego Ruchu i Solidarnej Polski. Władze na Ukrainie objęli aktywni działacze partii nacjonalistycznych, prezydent Poroszenko na uroczystość rozpoczęcia II wojny światowej na Westerplatte wystąpił z oznaką w banderowskich barwach. Oddaliła się droga nie tylko do pojednania ale i do porozumienia, nie doszło do spotkania prezydentów na obchodach 75 rocznicy zbrodni wołyńskiej. 8 lipca prezydent Andrzej Duda złożył kwiaty na miejscu nieistniejącej polskiej kolonii Pokuta koło Ołyki, gdzie w 1943 r. Ukraińcy zamordowali 60 mieszkańców, część ofiar została wgoniona do stodół i spłonęła. W Ołyce ludność polska (około 300 osób) broniła się za murami zamku Radziwiłłów, pomoc nadeszła z Przebraża, zanim opanowano sytuację zginęło 37 osób. W przemówieniu prezydent wspomniał o odwecie, nie był to odwet tylko obrona. Prezydent Duda zgodnie z prawdą podkreślił, że za ludobójstwo odpowiada organizacja Bandery ale zabrakło panu prezydentowi odwagi powiedzieć, że banderyzm w Polsce jest nie do zaakceptowania. Zapraszanie do Polski Ukraińców, których przodkowie na tym obszarze dokonali zbrodni ludobójstwa do dziś nie rozliczonej, jest nieporozumieniem. Nacjonalizm ukraiński jest chorobą nieuleczalną, w Polsce aktualnie jest ponad 2 mln. Ukraińców, według spisu z 2003 r. do narodowości ukraińskiej przyznało się 27 tys. osób, przewodniczący Związku Ukraińców w Polsce P. Tyma w 2017 r. już straszył drugim Wołyniem.

W dniu, w którym prezydent Duda na Wołyniu oddawał hołd ofiarom ounowskiego ludobójstwa, z banderowskim pozdrowieniem do Sahrynia w pow. hrubieszowskim przybył prezydent Ukrainy Poroszenko. Sahryń w latach 1943-1944 był ufortyfikowaną bazą wypadową, z której bojówki UPA-UNS i policji ukraińskiej dokonywały napadów na polskie wsie. 10 marca 1944 r. doszło do walk oddziałów AK z siłami OUN-UPA umiejscowionymi w Sahryniu niezamierzenie ginęła ludność cywilna, za jej tragedie odpowiada kierownictwo OUN, które płomień ognia przeniosło na Chełmszczyznę. Po powrocie na Ukrainę prezydent Poroszenko pojechał do wsi Gończy Bród. W II RP wieś należała do gminy Hołoby w pow. kowelskim, 18 marca 1943 r. w Gończym Brodzie ukraińscy policjanci zamordowali 14 Polaków i jednego Rosjanina. W maju 1943 r. pop święcił tzw. wici chlebowe, dzielono się chlebem,wypiekano nowe chleby, przybrane wieńcami zostały przeniesione do następnej wsi cerkiewnej. Do chlebów dołączone było pismo wzywające do oczyszczania Ukrainy z „Lachiw”.

Monika Śladewska


Czerwone noce” w Małopolsce Wschodniej

W końcu 2018 r. bez nagłośnienia przejdzie 75 rocznica zmasowanego ataku zbrojnych struktur Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) na polską ludność zamieszkałą na terenie województw: tarnopolskiego, stanisławowskiego i lwowskiego. Ludobójczą machinę uruchomił Roman Szuchewycz „Czuprynka” głównodowodzący tzw. Ukraińską Powstańczą Armią ( UPA), która powstała na Wołyniu, ale jej korzenie znajdowały się w Małopolsce Wschodniej i sięgały czasu Franciszka Józefa Habsburga.                                                                                                      Badacz ukraińskiego nacjonalizmu dr hab. Wiktor Poliszczuk napisał, że było to zjawisko lokalne, wyłącznie galicyjskie z uwagi na wyznawaną ideologię niezwykle groźne. Ukraiński nacjonalizm skrajnie wrogi dla „obcych” a Polaków w szczególności rodził się w Galicji  prowincji Austro-Węgier gdzie Polacy stanowili przewagę w sferze gospodarczej i kulturalnej. Narodowościowa polityka Habsburgów stworzyła dobre warunki do politycznej działalności Rusinom przez polityków przeistoczonych w Ukraińców. Separatyzmem ukraińskim byli także zainteresowani związani  sojuszem z Austro-Węgrami Niemcy, kwestia ukraińska nadawała się do osłabienia Rosji i polskich dążeń niepodległościowych. Ogromną rolę w kształtowaniu się ukraińskiego nacjonalizmu i podsycaniu wrogości do Polaków odegrał kler greckokatolicki, który w swoich działaniach rozmijał się z zasadami chrześcijaństwa w tamtym czasie, a także później, jest to najciemniejsza karta w dziejach Cerkwi greckokatolickiej.

W pierwszej połowie października 1918 r. odbyła się ostatnia sesja parlamentu austriackiego, rozpadała się monarchia Habsburgów, ukraińscy posłowie przy udziale hierarchów greckokatolickich utworzyli Ukraińską Radę Narodową, która proklamowała powstanie Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej, w następstwie tego faktu 1 listopada oddziały austriackie składające się z Ukraińców przy wsparciu sił niemieckich zajmowały strategiczne obiekty we Lwowie, Polacy, którzy stanowili zdecydowaną większość mieszkańców bronili miasta. Walki trwały do 21 listopada,  tym dniu wojska ukraińskie opuściły Lwów. W terenie gdzie władzę przejęły skrajne elementy szowinistyczne, w wielu miejscowościach doszło do dramatu ludności polskiej, przykładowo w pierwszych dniach grudnia 1918 r. Ukraińcy spalili polską wieś Sokolniki mordując 50 osób, podczas napadu na Biłkę Szlachecką zamordowali 28 Polaków. Pod pretekstem działań na szkodę państwa ukraińskiego w Złoczowie aresztowano ponad 150 Polaków, więźniowie byli bici, nie wszyscy przeżyli procedury śledcze „sąd doraźny” wydawał wyroki z góry przygotowane. W obozie w Kosaczowie jeńców torturowano i morzono głodem. Żołnierze Ukraińskiej Halickiej Armii (UHA) zbezcześciły wiele kościołów abp J. Bilczewski w liście do Ministerstwa Spraw Zagranicznych informował o tragicznej sytuacji Polaków i o tym, że w jego diecezji bestialsko zamordowano 6 księży. W jednej z odezw duchowny greckokatolicki napisał : (. . . ) Pamiętajcie bracia i siostry, że niedopuszczonym grzechem jest dać choćby wody zranionemu Lachowi (. . . ) zabijajcie ich w śnie i na kwaterach.” Tak więc psychologiczny pierwowzór mordów dokonanych przez bojówki OUN w 1939 r. i w latach 1943-1947 pochodził z Galicji.

Premier Ignacy Paderewski w związku z ratyfikacją traktatów wersalskich w nawiązaniu do wydarzeń w Galicji w Sejmie powiedział: „Powinniśmy wymazać z pamięci wszystkie urazy i krzywdy, powinniśmy zapomnieć bośmy Polacy i chrześcijanie”. Do zbadania zbrodni galicyjskich szowinistów powołano komisję sejmową, względy polityczne spowodowały, że wkrótce amnestionowano nawet tych, którym winy udowodniono. Nadzieja polskich polityków na pokojową koegzystencję okazała się utopią. Byli dowódcy UHA nie pogodzili się z przegraną wojną, nawiązali  współpracę z niemieckim wywiadem wojskowym  i w 1920 r. w Pradze powołali Ukraińską Wojskową Organizację (UWO), do walki z państwem polskim metodą sabotażu, podpaleń i terroru. Pierwszym aktem terrorystycznym był nieudany zamach na Naczelnika Państwa  J. Piłsudskiego we wrześniu 1921 r. podczas jego przyjazdu do Lwowa. UWO wydało walkę Ukraińcom tzw. ugodowcom, w październiku 1922 r. od kuli zginął wybitny literat ukraiński S. Twerdochlib rzecznik ułożenia dobrych stosunków z państwem polskim. To ta organizacja po uchwaleniu przez Sejm  w 1922 r. ustawy o samorządzie dla województw w Małopolsce Wschodniej spowodowała jej bojkot, ustawa nie weszła w życie.

Kontynuatorką tego samego nurtu ideowego była powołana przez płk Konowalca  w Wiedniu w 1929 r. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Zapis w przyjętym dokumencie o „usuwaniu” – eksterminacji „czużyńców” z ukraińskich ziem etnograficznych świadczył o zwyrodniałym pojmowaniu walki o niepodległość. Obie organizacje działały nielegalnie na obszarze Małopolski Wschodniej, walka państwa z zakonspirowanym przeciwnikiem była trudna gdyż terroryści zacierali ślady, byli wspierani przez duchownych greckokatolickich i legalnie działające ukraińskie organizacje, kulturalno-oświatowe, społeczne i gospodarcze. Odmiennie kształtowały się stosunki polsko-ukraińskie na Wołyniu, Wołyń był pod zaborem rosyjskim, świadomość narodowa Ukraińców była niska, na Wołyń docierały  idee komunistyczne, rewolucyjną propagandę galicyjskich Ukraińców blokował tzw. Kordon Sokalski,  po odwołaniu w 1938 r. wojewody wołyńskiego H. Józewskiego runął Kordon Sokalski wpływy OUN rozszerzyły się na Wołyń.

W II RP OUN umocniła się organizacyjnie, gromadziła broń, szkoliła członków, w przededniu wybuchu II wojny światowej była przygotowana do wzniecenia powstania na tyłach armii polskiej i wystąpienie po stronie niemieckiej. Pakt Ribbentrop – Mołotow plan  zdeaktualizował  ale podczas kampanii wrześniowej doszło do licznych napadów zbrojnych bojówek OUN na polskich żołnierzy, policjantów i cywilnych uciekinierów. Legion Ukraiński pod dowództwem płk. Suszki składający się z byłych żołnierzy Siczy Karpackiej skompletowany i przeszkolony  przez Niemców pod Wiedniem dokonał kilku ataków  na mniejsze jednostki Wojska Polskiego na terenie Małopolski Wschodniej. Drastyczne wystąpienia o ludobójczym charakterze miały miejsce w powiatach brzeżańskim i podhajeckim w nocy z 18/19 września, bojówki OUN z miejscowymi Ukraińcami przy użyciu siekier, wideł, noży, łącznie z paleniem żywcem w Sławętynie zamordowały 54 Polaków, w Szumlanach 46, część ofiar przed śmiercią torturowano. Masakrę przerwało wejście Armii Czerwonej, mordy Polaków zostały wstrzymane, szeregowi członkowie OUN wchodzili w struktury władzy radzieckiej, aktywiści przenieśli się do Generalnego Gubernatorstwa, gdzie pod opieką Abwehry mieli swobodę działania, służyli Niemcom jednocześnie przygotowywali się do urzeczywistnienia programu wytyczonego w 1929 r.

Plan OUN odnośnie likwidacji ludności żydowskiej  współbrzmiał z celami polityki Hitlera był realizowany wspólnie tuż po wejściu na Kresy Wschodnie wojsk niemieckich w czerwcu 1941 r. „Oczyszczanie” Wołynia z ludności polskiej tzw. UPA rozpoczęła na początku 1943 r.  W tym czasie Niemcy w Małopolsce Wschodniej formowali dywizję SS-Galizien, podczas rekrutacji ukraińskich ochotników wzmogły się nastroje antypolskie, otwarcie głoszono „smert Lacham”, polskie domy znaczono krzyżami, pojawiły się złowieszcze napisy na murach kościołów. Organizacja Bandery w lipcu 1943 r. legalnie rozpoczęła organizowanie struktur po nazwą „Ukraińska Narodowa Samoobrona”(UNS) miała to być obrona przed partyzantką radziecką de facto była to zakamuflowana UPA. Ludobójczą działalnością zbrojnych struktur Bandery w Małopolsce Wschodniej kierował Roman Szuchewycz. W drugiej połowie 1943 r. część sotni z Wołynia przegrupował na Podole i wydał rozkaz: „ W związku z sukcesami bolszewików  przyśpieszyć likwidację Polaków, w pień wycinać, czysto polskie wsie palić”. „Czerwone noce” w Małopolsce Wschodniej pojawiły się już na przełomie lat 1943-1944. Banderowskie sotnie z Wołynia  doświadczone w mordowaniu bezbronnych  w współdziałaniu z zorganizowanymi bojówkami UNS i pułkami policyjnymi SS-Galizien  rozpoczęły krwawą rzeź polskiej ludności wiejskiej. Samoobrona na tych terenach oparta na podziemnych strukturach AK i BCh broniła Polaków ale jej siły były niewystarczające, banderowcy byli dozbrojeni przez Niemców, a większość wsi i miasteczek kontrolowała UNS następnie UPA.

Ks. Bp Wincenty Urban w opracowaniu „Droga Krzyżowa Archidiecezji Lwowskiej w latach II wojny światowej” pisał: „Krwawe łuny palonych wsi i osiedli polskich świeciły grozą w nocy i zwiastowały klęski oraz dokonywane zbrodnie. Ziemię przepełniono zbrodnią, czyniono wszystko by o niej było cicho. Nawet obarczono winą zamordowanych.” Powszechnie znana była banderowsko – niemiecka współpraca. Ks. bp pisze: „ W Kurowicach k/Lwowa stacjonował w 1944 r. z wojskiem niemieckim jeden kapitan, twierdził, że był katolikiem z Bawarii. Gdy jednak był napad na Hanaczów w tym roku, Polacy błagali go, by udzielił pomocy nieszczęśliwym ludziom, wówczas zapytał, kto mieszka w Hanaczowie? Na usłyszaną odpowiedź, że Polacy odparł: „Skoro tam są Polacy nie mogę dać pomocy”. Podczas pierwszego napadu na Hanaczów (3 luty 1944 r.) banda upowska spaliła  65 gospodarstw i zamordowała 55 Polaków. Ks. bp Urban wspomina o stanowisku większości kleru greckokatolickiego, przykładowo w dekanacie Czortków, ksiądz greckokatolicki w rozmowie z polskim kapłanem Janem Smutko powiedział, że jego współbracia mordując Polaków nie popełniają grzechu gdyż jak twierdził „ulegają ogólnej psychozie mordowania”. Bezpośredni udział duchownych greckokatolickich w napadach, nawet w dowodzeniu bandami jest udowodniony.

W Małopolsce Wschodniej nienotowane dotąd w historii tragedie przeżywały rodziny mieszane, mordowano współmałżonków lub dzieci jeśli były chrzczone w kościele rzymskokatolickim.  Symbolem unowskiego ludobójstwa jest Huta Pieniacka. Pierwsza próba zdobycia wsi przez bandę UPA nie powiodła się atak odparła samoobrona. W tym regionie stacjonowała 8 kompania  52 pułku AK. 28 lutego IV pułk dywizji SS-Galizien w sile około 1500 żołnierzy zaatakował mieszkańców, samoobrona wycofała się, za esesmenami podjechały bojówki UPA z benzyną w kanistrach, mieszkańców spędzono do kościoła gdzie dokonano bestialskiego mordu, pozostali ginęli w płomieniach podpalonych domów, zamordowano 1100 osób, uratowało się kilkudziesięciu świadków. Podobny los spotkał Polaków w Podkamieniu, w marcu 1944 r. zamordowano 605 osób w tym czterech duchownych, klasztor ograbiono, zwłoki pomordowanych wrzucono do przyklasztornej studni. W Chodaczkowie Wielkim zamordowano 862 osoby. Dr A. Korman ustalił, że pułki policyjne SS-Galizien współdziałające  z UPA spacyfikowały 40 polskich miejscowości.

W najbardziej trudnym położeniu znalazła się ludność polska po przesunięciu się frontu wschodniego na Zachód, obszar ten został bez zaplecza wojskowego, młodzi Polacy zostali zmobilizowani do Wojska Polskiego, rozproszeniu uległy ośrodki samoobrony gdyż AK została rozwiązana, w tej sytuacji bandy UPA ze zdwojoną siłą wznowiły ludobójcze działania. Władze radzieckie przejściowo powołały Istrebitielne Bataliony, to umożliwiło legalne posiadanie broni, dowódcy rozwiązanej AK do IB kierowali młodocianych i starszych mężczyzn, którzy do czasu ekspatriacji  Polaków na Ziemie Zachodnie bronili resztek żywiołu polskiego w Małopolsce Wschodniej.

 

Monika Śladewska


Podpalacze Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej 

W II Rzeczypospolitej i w czasie  czasie wojny najbliższym współpracownikiem Stepana Bandery był Mykoła Łebed.  Dr hab. Wiktor Poliszczuk napisał: – Haliczanin, człowiek pozbawiony wszelkich hamulców moralnych, terrorysta, architekt zbrodni ludobójstwa.

Łebed urodził się  23.11.1909 r. we wsi Striłyśka Nowe, pow. Bóbrka, był synem krawca. Po ukończeniu Ukraińskiego Gimnazjum we Lwowie został aktywnym członkiem Junactwa, w 1930 r. wstąpił do nielegalnej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN).  W wieku 23 lat organizował napad na Urząd Pocztowy w Gródku Jagiellońskim, wówczas pełnił funkcję zastępcy Prowidnyka Krajowego, którym był B. Kordiuk. Podczas napadu zginęło dwóch terrorystów, 8 osób zostało rannych, jedna zmarła, w czasie ucieczki bojówkarze zabili policjanta i ciężko ranili dwóch mężczyzn biorących udział w pościgu. Zrabowano 3 tys. zł. zamiast spodziewanych 500 tyś. zł.  Łebed zbiegł do Czechosłowacji, przez władze OUN został uznany winnym nieudanego zamachu. J. Konowalec , wódz OUN  urzędujący w Berlinie zawiesił w czynnościach prowidnyka Kordiuka i tę funkcję powierzył młodemu fanatykowi ukraińskiego nacjonalizmu S. Banderze, Łebed został członkiem Egzekutywy Krajowej. Szkolenie wojskowo-terrorystyczne przeszedł za granicą m.in. ukończył kurs ćwiczenia z bronią we Włoszech w obozie dla terrorystów chorwackich, w Polsce pracował w wywiadzie wojskowym prowadzonym na rzecz Niemiec . W 1933 r. otrzymał polecenie przygotowania zamachu na życie ministra Bronisława Pierackiego, od września mieszkał w Warszawie pod fałszywym nazwiskiem Józef Daćko. 15 czerwca 1934 r. zginął minister Pieracki, padł ofiarą idei porozumienia z Ukraińcami, sprawca zamachu wybrany przez Banderę zbiegł do Czechosłowacji, natomiast Łebed został rozpoznany gdy wsiadał na statek płynący do Świnoujścia, legitymował się niemieckim paszportem na nazwisko Jewhen Skyba. W wyniku interwencji  polskiego ambasadora w Berlinie J. Lipskiego policja niemiecka  zatrzymała Łebeda przy schodzeniu ze statku, w tym dniu został odesłany do Warszawy. Za udział w zabójstwie został skazany na karę śmierci, wskutek amnestii  zamienioną na dożywocie.

Po agresji Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. więzienia otwarto, Łebed przybył do Krakowa gdzie obaj z Banderą oficjalnie podjęli współpracę z Abwehrą. W listopadzie 1939 r. Łebed został ukraińskim komendantem szkolnej sotni w szkole policyjnej w Zakopanem, w której uczono gestapowskich metod śledczych, niemieckim komendantem był SS – hauptsturmfűhrer Hans Krűger ten, który w 1941 r. brał udział w likwidowaniu polskiej inteligencji we Lwowie i Stanisławowie.  Po rozłamie OUN w kwietniu 1940 r. Łebed dołączył do rewolucyjnej frakcji OUN-Bandery, utworzył „Służbę Bezpeky” – tajną policję, którą osobiście kierował, dowódcami byli absolwenci szkoły w Zakopanem. Bojówki SB brały udział w masowych mordach ludności polskiej, z rąk tych funkcjonariuszy zginęło także wiele tysięcy inaczej myślących Ukraińców, nazywanych zdrajcami, seksotami lub bolszewickimi agentami. Po wejściu wojsk niemieckich do Lwowa 30 czerwca 1941 r. i proklamowaniu przez OUN-B „państwa ukraińskiego”  Niemcy wielu banderowców aresztowali, Banderę i premiera „rządu” J. Stećkę wywieźli do Berlina, w rozmowach z oficerami Abwehry uczestniczył Łebed, zapewniał T. Oberlandera, że w interesie wspólnej walki  przeciwko bolszewizmowi i  żydostwu  zawsze chętnie stawia siebie do dyspozycji Niemiec. Łebed ps. „Ruban” został zastępcą Bandery i realizował wytyczne wodza, za pośrednictwem  „S.B.” podporządkował sobie wszystkie struktury banderowskie. W końcu 1942 r. wysłał na Polesie Wołyńskie przeszkolonego przez Niemców Wasyla Sydora  w celu tworzenia własnych oddziałów zbrojnych, siłą podporządkował istniejące już zagony Bulby-Borowca, przywłaszczył nazwę „UPA”, którą posługiwali się bulbowcy i wydał rozkaz:  „Zaszczepić nienawiść do Polaków i zabijać przy każdym spotkaniu”. Powołana do życia tzw. UPA  z pomocą podburzonego przez galicyjskich agitatorów chłopstwa  rozpoczęła masową rzeź Polaków.

W obliczu klęski Niemiec  „Ruban” z  totalitarysty przeistoczył się w „demokratę”,  gwałtownie poszukiwał kontaktów z aliantami zachodnimi. W dniach 21-25 sierpnia 1943 r. zwołał III Wielki Zbór OUN , który miał zapoczątkować  „demokratyzację” ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego, W. Poliszczuk podkreśla, że była to jedna wielka mistyfikacja OUN-Bandery. Podczas obrad „demokratów”  bestialstwo tzw. UPA  na Wołyniu osiągnęło apogeum, trwały przygotowania do podpalenia Małopolski Wschodniej. Na Zborze doszło do zmian personalnych, przywództwo objął  R. Szuchewycz, Łebedowi powierzono sprawy zagraniczne. Natarcie I Frontu Ukraińskiego w kierunku Lwowa rozpoczęło się 14 lipca 1944 r.  Łebed z 40 -osobową obstawą przez Bratysławę uciekał do Rzymu, schronił się w klasztorze księży Bazylianów i zajął się pisaniem wojennej historii od nowa. W 1946 r. wydał książkę pt „UPA”, w której szermował  pojęciem „naród”, wymyśli walki tzw. UPA na dwa fronty z Sowietami i Niemcami bez podania miejscowości gdzie te walki stoczono, nie wspomniał o wymordowaniu minimum 200 tys. Polaków i haniebnej roli „S.B.”, przemilczał udział policji ukraińskiej w likwidacji Żydów i kolaborację z Hitlerem.

Po zakończeniu II wojny światowej Bandera i Łebed zostali przejęcie przez wywiady zachodnie, Bandera związał się z wywiadem brytyjskim, „demokratę” Łebeda zatrudniły amerykańskie służby specjalne, jako ekspert szkolił szpiegów i dywersantów, szlak kurierski do USRR prowadził przez Polskę. Wspomagany finansowo w 1954 r. powołał trzecią frakcję OUN-z (zagranicą) i założył nacjonalistyczne wydawnictwo „Prołoh”. Jest to historia nieprawdopodobna, zbrodniarz wojenny jako obywatel USA wiódł życie w komfortowych warunkach i dożył sędziwego wieku, zmarł w 1989 r.  J. Giedroyć w Zeszytach Historycznych paryskiej „Kultury”  ( 126 z 1989 r.) uhonorował go pośmiertnym wspomnieniem napisanym przez stypendystę Hitlera B. Osadczuka, który słowem nie wspomniał o ludobójczej przeszłości Łebeda, natomiast podniósł go do rangi wybitnego działacza kultury ukraińskiej, jaki związek superzbrodniarz „z za biurka” miał z kulturą w wspomnieniach napisał Bulba-Borowiec: – „Sztab nowej UPA otrzymał od partii Łebeda  w czerwcu 1943 r. takie oto zadanie bojowe: Niezwłocznie i jak najszybciej zakończyć akcje całkowitego oczyszczania ukraińskiego terytorium z ludności polskiej”.

Bezpośrednim wykonawcą rozkazów Łebeda był Dmytro Klaczkiwśkij „Kłym Sawur”, członek ścisłego kierownictwa OUN-B, kat Wołynia. Urodził się 4.11.1911 r. w Zbarażu, po ukończeniu ukraińskiego gimnazjum studiował prawo na Uniwersytecie Lwowskim, studia przerwał, odbył zasadniczą służbę w Wojsku Polskim. To on z W. Sydorem i R. Szuchewyczem w końcu 1942 r. na Wołyńskim Polesiu scalił pojedyncze bandy w pierwszy oddział tzw. UPA i został dowódcą okręgu UPA – Północ. Wydawał także rozporządzenia właściwe władzy państwowej, przykładowo: ( . . . )  wszystkie ziemie byłych właścicieli ziemskich oraz byłych polskich kolonistów przechodzą na własność chłopów ukraińskich”. Po wejściu wojsk radzieckich na Wołyń w styczniu 1944 r. ukrywał się, miejsce schronienia wskazał jego podkomendny J. Stelmaszczuk „Rudyj”, który w lutym 1945 r. odpowiadał przed sądem radzieckim, prosił aby sąd dał mu szanse odkupienia winy. Tekst zeznań opublikował lwowski „Dialog” (nr 49 – 1993 r.), „Rudyj” zeznawał  – „W czerwcu 1943 r. otrzymałem od „Sawura” rozkaz wymordowania wszystkich Polaków w okręgu kowelskim (. . . ) 29 i 30 sierpnia dowodziłem oddziałem liczącym 700 bandytów (tak określił podwładnych którymi dowodził) ( . . . ). Ogółem wyrżnąłem lub zastrzeliłem ponad 15 tysięcy spokojnych mieszkańców ( . . . ) robiliśmy tak: spędzaliśmy całą ludność polską w jedno miejsce, otaczaliśmy ją i dokonywaliśmy rzezi. Następnie kopaliśmy głębokie doły, rzucaliśmy w nie trupy, zasypywaliśmy doły ziemią i dla zatarcia śladów strasznej mogiły paliliśmy na niej ognisko”. „Rudyj” otrzymał najwyższy wymiar kary, Klaczkiwśkij zginął podczas obławy, jego zwłoki zidentyfikował Stelmuszczuk.

W sierpniu 1943 r. formalnie tzw. UPA dowodził Roman Szuchewycz „Czuprynka”, postać która nie mieści się w ogólnoludzkim wymiarze człowieczeństwa. Urodził się 17 lipca 1907 r. w Krakowcu pow. Jaworów, był synem sędziego powiatowego, od 1917 r. uczył się w filii Ruskiego Akademickiego Gimnazjum we Lwowie. Wpływ na poglądy gimnazjalisty  miały prace Doncowa i rozmowy prowadzone w domu z J. Konowalcem twórcą Ukraińskiej Wojskowej Organizacji (UWO) do której Roman wstąpił w wieku 16 lat. Na początku drugiego roku studiów na Politechnice Lwowskiej dokonał rewolwerowego zamachu na kuratora szkolnego S. Sobińskiego. W wieku 22 lat został członkiem Egzekutywy Krajowej OUN kierowanej przez S. Banderę, jako referent bojowy był organizatorem wielu napadów i skrytobójczych mordów. Po zamachu na ministra Pierackiego znalazł się w drugiej grupie oskarżonych otrzymał wyrok 4 lat pozbawienia wolności, wskutek amnestii karę skrócono do połowy. W 1938 r. nielegalnie wyjechał do Niemiec gdzie przeszedł skrócony kurs oficerski i został wysłany na Zakarpacie, po upadku Siczy Zakarpackiej przybył do Gdańska gdzie pod auspicjami Reichswehry kończył kurs podwyższający kwalifikacje wojskowe. Po wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. wyjechał do Krakowa, został prowidnykiem krajowym  OUN –frakcji Bandery na teren Generalnego Gubernatorstwa. Współpracował z Abwehrą, zajmował się szkoleniem kadr przerzucanych za linie demarkacyjną. Po utworzeniu przez Niemców banderowskiego batalionu  „Nachtigall” Szuchewycz został zastępcą dowódcy Niemca A. Herznera. Po zakazie działalności „rządu” Stećki Niemcy z frontu wycofali dwa bataliony ukraińskie „Nachtigall” i  „Roland” i przereformowali  w jedną policyjną jednostkę – 201 batalion Schutzmannschaften, Szuchewych został zastępcą dowódcy. Batalion skierowano na pogranicze polsko-białoruskie gdzie wsławił się pacyfikowaniem wsi podejrzewanych o pomoc partyzantom radzieckim, relacje uratowanych świadków są porażające.

Po wygaśnięciu kontraktu w końcu 1942 r. batalion został rozwiązany, Szuchewycz zajął się organizowaniem zbrojnych struktur OUN-Bandery wciągając do nich swoich podwładnych z batalionu „Nachtigall”, nawiązał współpracę z urzędującym prowidnykiem Łebedem, praktycznie realizował cel OUN-B z zastosowaniem taktyki „spalonej ziemi”. Gdy front wschodni zbliżał się do granic Polski wydał rozkaz: „W związku z sukcesami bolszewików należy przyśpieszyć likwidację Polaków, w pień wycinać czysto polskie wsie palić”.  To on płomień ognia przeniósł na tereny Małopolski Wschodniej, rozkazał zabijać Ukraińców walczących w szeregach Armii Radzieckiej; w okolicach Krzemieńca 29 lutego 1944 r. banderowcy śmiertelnie ranili dowódcę I Frontu Ukraińskiego Mikołaja Watutina, w zasadzkach ginęło wielu żołnierzy radzieckich i polskich. Po zakończeniu wojny obaj z Banderą w oczekiwaniu na wybuch III wojny światowej nadal kierowali dywersyjną działalnością tzw. UPA. Ataman Szuchewycz zginął podczas obławy Wojsk Wewnętrznych we wsi Biłohorszcza pod Lwowem 5 marca 1950 r.

Na współczesnej Ukrainie nie jest czczony Łebed, jego drogi z Banderą rozeszły się na emigracji, pozostali trzej podpalacze Kresów Wschodnich II RP mają swoje muzea, pomniki i tablice, odsłaniane przez duchownych ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego, jest to swoisty katolicyzm skoro wzorem do naśladowania jest Stepan Bandera.

 

 Monika Śladewska

 

Dzieje wołyńskiej wsi – Zasmyki

W 2018 r. przypada 75 rocznica największej tragedii polskiej wsi Zasmyki położonej w powiecie kowelskim na Wołyniu. W 1943 r. bandy tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) trzykrotnie podejmowały próbę zdobycia tego ośrodka samoobrony bezskutecznie, z pomocą pośpieszyli okupanci niemieccy, ostatecznie wieś została spalona przez niemiecki aparat terroru.

Z Zasmykami związane są losy mojego życia wpisane w tło historycznych wydarzeń okresu międzywojennego i II wojny światowej. W Zasmykach mieszkali moi dziadkowie, tu rozpoczęła się moja droga edukacyjna i żołnierska, najpierw w 27 Wołyńskiej Dywizji AK następnie w Wojsku Polskim. Dzieje tej doświadczonej przez historię wsi sięgają lat 80-tych XIX wieku. Po zniesieniu pańszczyzny przez cara Aleksandra II i przeprowadzeniu reformy uwłaszczeniowej, w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia, na Wołyń jechali Polacy z Mazowsza, Suwalszczyzny, Podlasia. Rodzice mojej babci Weroniki Śladewskiej przyjechali ze wsi Wielgie, parafii Stoczek Węgrowski. W 1882 r. kilkadziesiąt rodzin polskich zakupiło od właściciela Rokitnicy i Woronny – Stanisława Mikułowskiego zalesiony przesmyk, leżący pomiędzy kompleksami leśnymi, od północy był las zadybski, od południa las lityński należący do hr. Sumowskiego. Indywidualne dokumenty zwane „kupcze” oficjalnie zostały sporządzone dopiero w 1905 r. W owym przesmyku stawiano szałasy, kopano studnie, następnie karczowano drzewa powiększając areał ziemi uprawnej i budowano się. Do osiedla nazywanego – Przesmyki podchodziły watahy wilków i atakowały zwierzęta domowe. Nazwa Zasmyki po raz pierwszy pojawiła się w „Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”, wydanym w Warszawie w 1902 r. W tomie 15 cz. II napisano: W osadzie było 56 domostw i 526 mieszkańców.

Losy osiedleńców znane są wyłącznie z przekazów ustnych, ta historia żyła własnym życiem w rodzinach. W mojej rodzinie wiodącym tematem była I wojna światowa, wspominano o zakazie nauki w języku polskim, o handlowej transakcji dziadka, który sprzedał kilka drzew dębowych Żydom, Żydzi płacili złotymi rublówkami, a mój dziadziuś powiedział – „to są ciężkie pieniądze ja chcę papiery”, w wyniku politycznych zawirowań w Rosji te papiery straciły wartość. Podczas I wojny światowej mieszkańcy Zasmyk nie uciekali, nie byli ewakuowani, jednakże mieszkając w strefie przyfrontowej przeżyli wszystkie uciążliwości jakie niesie wojna. Przez Zasmyki przechodziły wojska rosyjskie, niemieckie, w Rokitnicy najdłużej stacjonowały wojska austro-węgierskie. Uciekający Kozacy podpalili stóg siana ustawiony obok zabudowań dziadków i olejarnię sąsiada. Wojsko rekwirowało zboże i trzodę chlewną, zostawiano jedną krowę, zarysowało się widmo głodu, nie było czym obsiać pól, ponadto atakowały choroby zakaźne, zmarło troje dzieci dziadków. W gospodarstwie krótko stacjonowali Niemcy, dłużej błękitni żołnierze gen. Hallera, w domu leżało dwóch rannych hallerczyków. Obecność polskich Legionów w walkach na wołyńskim froncie budziła nadzieję na odzyskanie niepodległości.

W II Rzeczypospolitej wieś należała do gminy Lubitów, liczyła około 100 gospodarstw, gospodarowano tradycyjnie, nie wprowadzano mechanizacji. Pierwsza szkoła mieściła się w pomieszczeniu wynajętym, po zażegnaniu wielkiego kryzysu w latach 30-tych wybudowano nową szkołę, kaplicę i rozpoczęto budowę kościoła. W Zasmykach aktywnie działał Związek Rezerwistów, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej i Męskiej oraz drużyna „Orląt” prowadzona na wzór drużyn harcerskich, kierownik szkoły Władysław Siudak zorganizował teatr amatorski, uzdolnieni muzycznie grali w orkiestrze. Spokojne życie toczyło się wokół Kościoła, ten spokój przerwała II wojna światowa. W domu dziadków pojawili się uchodźcy, po ich odejściu przyszło kilku polskich żołnierzy-rozbitków w bieliźnie, w lesie zadybskim zostali napadnięci przez uzbrojonych Ukraińców, w Lubitowie Ukraińcy zdemolowali dworek W. Dybczyńskiego, w czasie „bezkrólewia” uderzenie z tej strony było najmniej oczekiwane.

Po aneksji Kresów Wschodnich II RP przez ZSRR (wrzesień 1939 r.) przez Zasmyki przeszedł niewielki oddział żołnierzy sowieckich, nikt ich nie witał pomaszerowali na zachód. Nowa władza wprowadzała nowe porządki., ukraińskie ekscesy zostały wstrzymane. W „silradach” ustalono ilość obowiązkowych dostaw płodów rolnych. W Zasmykach otwarto niepełno-średnią szkołę, dyrektorem był nadal W. Siudak, zatrudniono trzech nauczycieli Ukraińców i jedną Polkę, lekcje prowadzono w języku polskim. Jeden z ukraińskich nauczycieli organizował prelekcje propagandowe, nie trafił na podatny grunt, słuchacze wiedzieli swoje – kołchozy w bolszewii to głód. Nikt w Zasmykach nie próbował zakładać kołchozu i nikt z tej wsi nie został wywieziony. W 1941 r. gospodarze otrzymali nakazy pracy przy budowie obiektów o charakterze strategicznym, trwały przygotowania do wojny.

22 czerwca 1941 r. niemiecko-radziecką wojnę obwieściły detonacje, błyski na niebie i koziołkujące samoloty, płonący samolot runął na pole w pobliżu szkoły. Wojska niemieckie przemieszczały się na wschód trasami obok Zasmyk, w ukraińskich wsiach były entuzjastycznie witane. Rozpoczęła się okupacja niemiecka, nikt nie przewidział jej skutków. Dużym zaskoczeniem była zmiana postaw ukraińskich sąsiadów, a jeszcze większym przekazanie przez Niemców władzy terenowej ukraińskiej policji pomocniczej. Polscy mieszkańcy wołyńskich wsi nie posiadali żadnej wiedzy o Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), o jej celach strategicznych i zbrojnej kolaboracji z Niemcami na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Policja ukraińska pomagała Niemcom przy likwidacji gett, ściągania kontyngentów i tropienia ruchu oporu. Przeżyliśmy dwa najazdy Niemców i policji ukraińskiej, celem pierwszego był rabunek, Niemiec wyprowadził jałówkę z obory babci, a policjanci łapali drób, pakowali na duży samochód, do którego było przyczepione działko. Drugi najazd był znacznie groźniejszy szukano „polnische Banditen”, uciekaliśmy do lasu, po powrocie zastaliśmy zdewastowany dom, rozbite instrumenty muzyczne leżały pod drzewem w ogrodzie. W marcu 1943 r. policja ukraińska w pełnym uzbrojeniu opuściła posterunki niemieckie i zasiliła zbrojny twór OUN-Bandery tzw. UPA. Rozpoczęła się masowa rzeź Polaków.

W rejonie Zasmyk wiosną miały miejsce mordy pojedyncze, w maju podpalono okoliczne dwory, w czerwcu pop w Lubitowie świecił chleb, tzw. wici chlebowe przekazywano do następnej wsi na znak gotowości do „oczyszczania ukraińskich ziem”. W lipcu na południowym horyzoncie pojawiły się łuny pożarów, płonęły polskie kolonie, mieszkańców mordowano. Delegat Rządu RP na Wołyń Kazimierz Banach usiłował drogą negocjacji powstrzymać ten żywioł, niestety wysłana na rozmowy z upowcami delegacja nie wróciła. W Zasmykach pośpiesznie organizowano centrum samoobrony, setki uciekinierów znalazło tu schronienie. 16 lipca przybył niewielki oddział AK pod dowództwem por. W. Czermińskiego ps. „Jastrząb”, w sierpniu przybył drugi oficer por. M. Fijałka ps. „Sokół”, sytuacja była już bardzo groźna, banda ostrzeliwała pracujących na polu, 22 sierpnia bojówka tzw. UPA w Gruszówce zamordowała 7 Polaków jadących do kościoła w Zasmykach, w tym samym dniu zamordowała 13 mieszkańców Radowicz powracających z kościoła.

Pierwszy napad na Zasmyki miał nastąpić 1 września 1943 r. był przygotowany w sąsiedniej wsi Gruszówka o czym doniósł Ukrainiec, mieszkaniec tej wsi. Dowództwo mając na uwadze przewagę sił zdecydowało uderzyć na tyły tego zgrupowania. Strzelanina trwała krótko, banderowcy zostawili kuchnię polową, kilkanaście karabinów, narzędzia gospodarcze i wóz bez koni, tym wozem przyciągnięto poległego żołnierza S. Romankiewicza.

Drugi napad siłami trzech kureni i sotnią artylerii pokrzyżowali Niemcy. 6 września kolumna niemiecka jadąca traktem Kowel-Tuliczów, po zaopatrzenie dla garnizonu kowelskiego, została ostrzelana przez banderowców, Niemcy wrócili do Kowla i w następnym dniu trzema samochodami pancernymi zaatakowali to zgrupowanie, przygotowane do uderzenia na Zasmyki. Niemcy na tym terenie zajęli się ściągniem kontyngentów , banderowcy wycofali się do lasów świniarzyńskich. Tylko przypadek zrządził, że Zasmyki zostały ocalone.

Trzeci podstępny napad w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia 1943 r. był tragiczny dla Janówki, Stanisławówki i Radomla kolonii należących do systemu obrony Zasmyk. Rano podczas pasterki zostaliśmy zaskoczeni ostrzałem kościoła, kolonie paliły się, mieszkańcy uciekali, duża grupa dzieci do Zasmyk przybiegła boso, w ogromnej panice wszyscy uciekaliśmy w kierunku wschodniej części wsi. Żołnierze samoobrony podjęli walkę z napastnikami, jednakże wobec przeważającej siły nie mogli zapobiec tragedii. Zanim z Kupiczowa przybył odział AK por. „Kani” banda zamordowała 48 osób ponadto poległo kilkunastu żołnierzy samoobrony. Pomordowanych zwożono do Zasmyk, rannych umieszczono w szkole, ciężko ranni umierali. Rozpacz, znaleźliśmy się na dnie biblijnego piekła i w tej sytuacji 19 stycznia 1944 r. o świcie Zasmyki zaatakował niemiecki oddział pacyfikacyjny, paliła się wschodnia część wsi. Wśród świszczących kul uciekaliśmy do lasu, Niemcy strzelali za nami z broni maszynowej, następnie z działka, zrozpaczony tłum wpadł do Kupiczowa, czeskiej osady współpracującej z Polakami. Nad lasem unosiła się czarna chmura dymu, płonęły Zasmyki i płonęła nasza przeszłość. W tym czasie w Kupiczowie i okolicy formowała się część 27 Wołyńskiej Dywizji AK pod kryptonimem „Gromada”.W rejonie Zasmyk pierwsze patrole”rozwiedki” pojawiły się w połowie marca 1944 roku i dalej nie posuwały się. Po rozmowach z dowództwem radzieckim w końcu marca 1944 r. Dywizja przemieściła się w rejon Lubomla gdzie wspólnie z wojskiem radzieckim prowadziła walki z Niemcami w operacji kowelskiej. W kwietniu 1944 r. pancerne jednostki niemieckie spychały wojska radzieckie na wschód, front ustabilizował się na linii Zasmyki-Kupiczów-Tuliczów. Dowództwo wojsk radzieckich zarządziło ewakuację ludności cywilnej za linie frontu. Ludzi starych i dzieci ładowano na duże samochody wojskowe, ocaleni z pożogi szli piechotą lub jechali wozami, ciągnęli głodne krowy. Zatrzymaliśmy się w połowie spalonej wsi- Olganówka, tu było bezpiecznie w rejonie Rożyszcz, Kiwerc, Przebraża stacjonowało wojsko radzieckie i polska armia gen. Zygmunta Berlinga.

Po odblokowaniu Kowla w lipcu 1944 r. Polacy wracali z ewakuacji, ci którzy nie mieli do czego wracać tuż za wojskiem jechali taborem lub szli piechotą do granicznej rzeki Bug. Pozostali zostali ekspatriowani do Polski. Moja rodzina osiedliła się na Kujawach i jak wszyscy kresowi wygnańcy życie rozpoczęła od nowa. Do starego domu w Zasmykach wracała tylko babcia, nie tęskniliśmy za Kresami, za czym mieliśmy tęsknić, za kurhanami na których urządzano symboliczne pogrzeby Polski, stawiano krzyże i wzywano do „rizania Lachiw”? Tamto życie uleciało wraz z łuną czerwonych nocy.

Monika Śladewska


Dzieciństwo na Wołyńskich Kresach

Prawdą jest, że z wiekiem coraz częściej wraca się do okresu , z pewnościdlatego, że są to lata w których kształtuje się świadomość i wszystko to co w sensie duchowym składa się na tzw. wnętrze człowieka. I ja wracam na Wołyńskie Kresy, które opuściłam w wieku 18 lat, w mundurze żołnierza armii gen. Zygmunta Berlinga.
Urodziłam się na Mazowszu, zrządzeniem losu zostałam Kresowianką. Mój przyszły Tato, Piotr Śladewski mieszkał w Laskowiźnie, wsi położonej w pow. Ostrów- Mazowiecka. W czasie zaboru rosyjskiego jako jedyny z Laskowizny ukończył szkołę gospodarczą w Pszczelinie. Po wybuchu I wojny światowej został powołany do armii carskiej, w jej szeregach przeszedł drogę frontową od Litwy do Rumunii, podczas stacjonowania w Kowlu usłyszał, że o tym nazwisku mieszkają Polacy w dużej polskiej wsi Zasmyki, położonej 15 km na południe od Kowla. Pewnej niedzieli żołnierz armii carskiej przyszedł do gospodarstwa Weroniki i Franciszka Śladewskich, nie doszukano się pokrewieństwa, jeśli było to bardzo dalekie. Mama Leokadia Śladewska miała wówczas 14 lat ale wyglądała na więcej, Tato 24, przy pożegnaniu obiecał, że przyjedzie po wojnie. Przyjechał dopiero w połowie 1924 r. , po ceremonii zaślubin w Kowlu kś. Sznarbachowski powiedział – zabiera pan najładniejszą parafiankę. Rodzice zamieszkali w Laskowiźnie gdzie przyszłam na świat. Mama nie zaakceptowała nowego miejsca zamieszkania, bardzo tęskniła za Kresami – tam chleb jest lepszy bo z mąki pytlowej i sieje się pszenicę, a tu żyto i łubin – tam są sady pełne owoców i rodzina, a tu obcość. Po moich narodzinach nostalgia przybrała na sile, Tato niejako został zmuszony do załatwienia formalności notarialnych i po spłacie przez rodzeństwo, Rodzice wyjechali na Wołyń. Przy wsparciu rodziny Mamy w końcu 1926 r. mieszkaliśmy już w kolonii Ostrów, położonej 15 km na południe od Zasmyk, w pow. kowelskim. Była to kolonia osadników wojskowych, którzy po I wojnie światowej otrzymali tu działki o pow. 22 ha z rozparcelowanego majątku Rosjanina – Zajcewa, położonego w ukraińskiej wsi Ośmigowicze, Zajcew po rewolucji w Rosji do majątku nie wrócił. Osadnicy sprzedawali swoje gospodarstwa najczęściej z powodu zmiany miejsca zamieszkania.
Kolonia Ostrów leżała w otoczeniu ukraińskich wsi Ośmigowicz, Nowego Dworu i czesko-ukraińskiej Dażwy, od strony wschodniej rósł las, w nim stały trzy domy ukraińskie. W Nowym Dworze był duży majątek Pomorskich, w Dażwie mniejszy pani Chojnackiej, przy dworach w czworakach mieszkały rodziny polskie. Od pałacu Pomorskich dzielił nas pas bagnistej łąki, przez którą płynął strumyk – dopływ Stochodu, latem można było przejść w wodzie po kolana, wiosną wylewał tworząc wielkie rozlewisko. Po opadnięciu wód w gąszczu wysokich traw, zarośli i szuwarów żyło mnóstwo dzikiego ptactwa, nad tymi łąkami unosiły się powiewne mgły, cisza panowała głęboka przerywana głosami ptaków i dźwiękami dzwonów ośmigowickiej cerkwi, taki obraz zachowała moja dziecięca pamięć.
Z opowiadań wiem, że pierwsze lata były ciężkie, nie było maszyn, zboże koszono kosami, powiększała się rodzina, w 1927 r. urodził się brat Józef, w 1928 r. siostra Jadwiga, ponadto zarysowały się symptomy wielkiego kryzysu. W tym czasie znajomi Czesi wyjeżdżali do Kanady, proponowali Rodzicom wyjazd, mówili – mamy miejsce na jedną rodzinę, wyjeżdżajcie bo tu zawsze będzie albo kryzys albo wojna, Tato był zdecydowany, a Mama oświadczyła – nie po to wróciłam na Wołyń aby ponownie go opuszczać, my możemy żyć tylko na Wołyniu. Po raz drugi Tato dostosował się do decyzji Mamy, mimo że był głową domu, utrzymywał dyscyplinę, swoich poleceń dzieciom nie powtarzał. Minęły lata kryzysu, Tato stopniowo do gospodarstwa wprowadzał mechanizację, pierwszym zakupem była maszyna do omłotu zboża, następnie żniwiarka, kosiarkę i grabiarkę kupił do spółki z sąsiadem. W gospodarstwie na stałe zatrudniano pracownika do pomocy, nas od dzieciństwa przyuczano do aktywności fizycznej i do wykonywania prac lżejszych a potem cięższych przy żniwach. Zrywaliśmy wiśnie, tylko te owoce sprzedawano, pozostałe marnowały się, niewielką część suszono na zimę, powidła ze śliwek w kamiennym garnku zapiekano w piecu chlebowym. Poza obowiązkami mieliśmy wiele swobody, ganialiśmy z naszymi psami wokół stawu, w nim kąpaliśmy się i koszem łowili ryby – karasie. Tato kipiący energią był zapalonym myśliwym, dzięki jego pasji dziczyzny mieliśmy w bród, czasami za dużo, w upieczonej szynce z dzika znaleźliśmy śrut, nie chcieliśmy jej jeść, dobre rosoły były z kuropatw.
W siódmym roku życia rozpoczęłam naukę w wybudowanej nowej szkole w Zasmykach, mieszkałam u Babci, tak więc świat poznawałam w dwóch domach, moim rodzinnym i mojej Babci, w którym zachowywano stare obrzędy, zimą ustawiano krosna, Babcia tkała płótno, słuchałam opowieści o duchach, zjawiskach nadprzyrodzonych i o tym, że proroctwa o „karze bożej” sprawdzają się, była też muzyka, brat mamy grał w orkiestrze. W Zasmykach wybudowano kościół, wokół niego toczyło się życie według sztywnych kanonów wiary rzymsko-katolickiej. Na święta i w wakacje przyjeżdżał po mnie Tato, wracałam do domu. Historię czasu zaborów i I wojny światowej przekazali nam Rodzice, Mama podkreślała fakt, że żyjemy w niepodległej Polsce i uczymy się w polskich szkołach, podczas gdy Ona z innymi dziećmi była dowożona do majątku Białostockich w Rokitnicy gdzie uczyła się języka polskiego i historii Polski. Tato opowiadał o przeżyciach frontowych i o tym, że dostał się do niewoli niemieckiej, siedział w jenieckim obozie w mieście Gołdap, mówił, że żołnierz rosyjski był dobrze odżywiany, dobrze ubrany, tylko był analfabetą, w jego kompanii zaledwie dwóch żołnierzy umiało czytać i pisać, a jeśli czegoś brakowało, to czasu na odpoczynek. Tato deklamował wiersze Puszkina, śpiewał rosyjskie pieśni, nie akceptował bolszewików i ich programu.
Wychowywaliśmy się w konglomeracie czterech narodowości, byli to Polacy, Ukraińcy, Czesi i Żydzi. Współżycie między tymi grupami układało się pomyślnie, język nie stanowił bariery, rozumieliśmy się, nie było manifestacji o charakterze politycznym, tylko raz jadąc z Tatą, minęło nas kilku Ukraińców, zauważyłam czerwone kokardki przypięte do ubrań, pytałam co one oznaczają – to są komuniści, odpowiedział Tato. Więcej pytań nie zadawałam, z rozmów starszych wiedziałam, że komuniści to bolszewicy, w Rosji zabierają dzieci od rodziców i bez Boga wychowują w specjalnych domach, baliśmy się tych strasznych bolszewików. Siedzibą naszej gminy była duża czeska osada Kupiczów, w której mieszkało kilka rodzin polskich, w osadzie i w pobliżu żyło 80 rodzin żydowskich. Czesi stanowili czołówkę gospodarczą, z kilkoma rodzinami czeskimi przyjaźnili się rodzice, z Ukraińcami żyliśmy w zgodzie. Czesi również dobrze żyli z Ukraińcami, czeska orkiestra grała podczas prawosławnego obrzędu „Wodochreszczenija” pop z brodą przypominający biblijnego proroka prowadził procesję do „Jordanu” gdzie święcił wodę, którą zabierano do domów. Żydzi zajmowali się handlem, w Dażwie i w Nowym Dworze prowadzili niewielkie sklepiki, do nas raz w tygodniu białym koniem przyjeżdżał Moszko, wypatrywaliśmy tego konia, on wiózł cukierki i chałwę. Moszko zaopatrywał nas w drobiazgi: tasiemki, nici, mydła i perkale. Po większe zakupy Rodzice wyjeżdżali do Kowla. W 1936 r. urodziła się najmłodsza siostra Janina, gospodarstwo dobrze prosperowało, Tato mógł z trójką starszych dzieci, po raz pierwszy odwiedzić rodzinę w Laskowiźnie, po drodze zatrzymaliśmy się u kuzynów w Warszawie, był to jedyny nasz wyjazd podczas wołyńskich wakacji.
W szkole byliśmy wychowywani w kulcie Piłsudskiego i Rydza- Śmigłego, przygotowywano nas do obrony Ojczyzny, a Kresów w szczególności, śpiewaliśmy (. . . ) „Żadna siła, żadna burza nie odbierze Kresów nam, Kresy nasze Kresy wiernie was będziemy strzec”, słowa innej piosenki brzmiały: „Nikt nam nie zrobi nic, bo z nami Śmigły- Rydz”. Dla sąsiadów legionistów Marszałek był autorytetem, oryginalnym legionistą był emerytowany płk Gorczyński, w rozmowie o polityce powiedział „Ta zgraja piłsudczyków doprowadzi Polskę do zguby” byłam zdezorientowana. W 1939 r. ukończyłam szkołę powszechną, zdałam egzamin do państwowego gimnazjum w Kowlu, tylko że sprawy szły w złym kierunku, coraz głośniej mówiono o wojnie. Tato wpłacił pieniądze na Fundusz Obrony Narodowej, łudzono się, że do wojny nie dojdzie, a jednak doszło, to był szok. Ścieżką koło mego domu przechodziła pani Janiszewska, żona osadnika i płakała, na pytanie Mamy co się stało odpowiedziała – nasze życie na tej ziemi kończy się. Tak uważali pesymiści, optymiści wierzyli w nadzwyczajną mocarstwowość Polski oraz pomoc Anglii i Francji, tę wiarę utwierdzały wiadomości słuchane w radiu na słuchawki, o tym że polskie samoloty bombardują Berlin, a lotnictwo angielskie ważne obiekty niemieckie, wojska francuskie przekroczyły granice Niemiec, emocje opadły po przybyciu uciekinierów. Wojskowi z Włodzimierza Wołyńskiego jechali wozami w kierunku granicy rumuńskiej, prosili o sprzedanie owsa dla koni, Tato nie przyjął pieniędzy, powiedział – i tak wszystko idzie na marne, oni jednak zostawili duży wiklinowy kosz z rzeczami, jego zawartość nie interesowała Rodziców gdyż po odjeździe wojskowych, w nocy zakopywano broń na naszym polu, pułkownik Gorczyński powiedział do Taty: „Pan tu zostanie, ta broń uratuje wam życie.” Gorczyńscy pożegnali się i poszli w kierunku Bugu. W następnych dniach dochodziły niepokojące wieści o napadach na polskich żołnierzy i o grabieży imienia Polaków, w Osieczniku Ukraińcy zamordowali 5 polskich żołnierzy wracających do domów za Bugiem. Ukraińscy sąsiedzi z lasu zabrali nam rowery, podczas nieobecności rodziców przyjechali Ukraińcy z Ośmigowicz po „wieszczy” wynieśli z domu kosz wiklinowy, znajomy Ukrainiec doniósł, że o te „wieszczy” bili się, były to głównie rzeczy damskie. Tato zauważył dwa nisko lecące samoloty z czerwonymi gwiazdami, ksiądz Burzmiński w kościele w Kupiczowie podał wiadomość o rozbiorze Polski.
Znaleźliśmy się w nowej sytuacji politycznej, 21 września po broń przyszli Ukraińcy z Nowego Dworu, reprezentowali Tymczasowy Komitet Radziecki, pokwitowali odbiór dubeltówki, bez skutku szukali innej broni, zabrali radio. Przed pałacem Pomorskich osiadł niewielki samolot, zabrano właściciela majątku Wacława Pomorskiego, mienie rozgrabili miejscowi Ukraińcy. 10 lutego 1940 r. do Archangielskiej „obłasti ” wywieziono rodziny osadników. W Zasmykach otwarto niepełno średnią szkołę, prosiłam Tatę o pozwolenie zapisania w niej, a mój Tatuś powiedział – nie będziesz chodziła do komunistycznej szkoły, poczekamy na otwarcie szkół polskich, więc ja prosiłam Mamę, po rozmowach Rodziców pozwolenie otrzymałam tylko przed wyjściem do Zasmyk miałam wyplewić ogród warzywny, był to czerwiec 1940r. W szkole został ten sam kierownik pan Siudak, zatrudniono trzech nauczycieli Ukraińców i jedną Polkę, lekcje były prowadzone w języku polskim, doszły nowe przedmioty takie jak: język rosyjski, ukraiński i niemiecki, algebra, geometria i fizyka. Rok szkolny 1940/1941 kończyliśmy w niepewności, w oczekiwaniu na duże zmiany. Polacy nadzieję wiązali z Sikorskim, a Ukraińcy z Hitlerem. 22 czerwca usłyszeliśmy detonacje, na niebie pojawiły się błyski i samoloty, niektóre leciały lotem agonalnym ciągnąc smugi ciemnego dymu, trafiony samolot spadł na pole w pobliżu szkoły w Zasmykach, uratował się jeden lotnik rosyjski. To już była wojna, wróciłam do domu. Niebawem od zachodu do Dażwy wjechała zmotoryzowana kolumna wojsk niemieckich entuzjastycznie witana przez Ukraińców. Nikt nie przypuszczał, że za sprawą ukraińskich nacjonalistów, zbrojnych kolaborantów Hitlera, wkrótce nastąpi kres Kresów II Rzeczypospolitej.
Monika Śladewska


„Dekalog” ukraińskiego nacjonalisty

Idea skrajnego nacjonalizmu ukraińskiego oparta na nienawiści do obcych po raz pierwszy pojawiła się w 1900r. w publicystyce działacza politycznego Mykoły Michnowśkiego. W broszurze „Samostijna Ukraina” pisał: „Ten kto na Ukrainie nie z nami ten przeciwko nam, Ukraina dla Ukraińców i dopóki choć jeden wróg, cudzoziemiec zostanie na naszej ziemi nie mamy prawa złożyć broni”. Michnowśkyj przedstawił swój program w tzw. 10 przykazaniach, drugie przekazanie brzmi: „Wszyscy ludzie są twoimi braćmi, ale Moskale, Lachy, Węgrzy, Rumuni i Żydzi – to wrogowie naszego narodu, dopóki oni panują nad nami i wyzyskują nas”. Z przesłaniem Michnowśkiego galicyjscy Ukraińscy weszli w przełomowy dla historii okres wojen światowych.

Proces krystalizacji ideowego oblicza Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) w powiązaniu z praktyką w II Rzeczypospolitej i w czasie drugiej wojny światowej przedstawił dr hab. Wiktor Poliszczuk w pracy naukowej pt „Dowody zbrodni OUN-UPA, Toronto 2000”. Publicystą, pisze W. Poliszczuk, który dostarczył ideologicznej podbudowy OUN powołanej w 1929 r. był Dmytro Doncow, pochodził ze środkowej Ukrainy, po wojnie jako bezpaństwowiec osiadł we Lwowie gdzie redagował ukraińskie nacjonalistyczne czasopisma, w 1926 r. wydał pracę pt „Nacjonalizm” w której promował nienawiść, kult siły, ekspansję i amoralność jako drogę do uzyskania niepodległości. Doncow sformułował ideologiczne zasady ukraińskiego nacjonalizmu, nakreślił zadania na najbliższą przyszłość, wskazał metody walki do osiągnięcia celu i wyeksponował typową dla faszyzmu „ideę wodzostwa”. Doncow pisał: „Bez przemocy i bez żelaznej bezwzględności niczego nie stworzono w historii . . . Społeczność, która odrzuca agresję znajduje się w stanie upadku . . . Żadne zasady nie mogą zapobiec temu, że słabszy ulega przemocy silniejszego . . . Dlatego tylko filistrzy mogą absolutnie odrzucać i moralnie potępić wojny, zabójstwa, przemoc. Ideologia Doncowa, w której nacja stanowi wartość najwyższą, nie uznająca ani chrześcijańskich ani ogólnoludzkich wartości była akceptowana przez zwierzchnika Cerkwi greckokatolickiej A. Szeptyckiego i większość biskupów, miała ona decydujący wpływ na kształtowanie programu politycznego OUN. Po wojnie rolę twórcy tej ideologii ocenił działacz M. Demkowycz-Dobranśkyj napisał: „Doncow dył mistrzem pióra . . . on usankcjonował amoralność w metodach walki politycznej w naszym narodzie . . . on był tym, który wagą swojego wpływu przeważył stosunek sił i przesądził rezultat walki o wyzwolenie bestii w ukraińskim człowieku”.

W 1929 r. student wydziału filozofii Stepan Łenkawśkyj do doktryny Doncowa dostosował „Dekalog” ukraińskiego nacjonalisty, do którego Doncow napisał następujące motto: „Ja – Duch odwiecznego żywiołu, który uratował ciebie przed tatarskim zalewem i postawił na granicy dwóch światów aby tworzyć nowe życie”. Przykazania Łenkawskiego:

1.Zdobędziesz Państwo Ukraińskie albo zginiesz w walce o nie.

5.Pomścisz śmierć Wielkich Rycerzy.

7.Nie zawahasz się wykonać największej zbrodni, jeżeli tego wymagać będzie dobro sprawy.

8. Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmować wrogów Twojej Nacji.

10.Będziesz dążyć do poszerzenia siły, chwały, bogactwa i przestrzeni Państwa Ukraińskiego nawet drogą zniewolenia obcoplemieńców.

„Dekalog” zawierał syntezę obowiązków i zasad ukraińskiego nacjonalisty, zawarte są w nim elementy celu, zemsty, gotowość do popełnienia zbrodni, nienawiść i ekspansjonizm. Przykazania stanowiły istotny element ideologicznego szkolenia młodzieży, kształtowały postawy mimo, że wprost wzywały do zbrodni były rozprowadzane przez sieć Cerkwi greckokatolickich w Małopolsce Wschodniej, tekst „Dekalogu” nie był znany na Wołyniu. Ideologia Doncowa i „Dekalog” Łenkawśkiego wpłynął bezpośrednio na formułowanie uchwał podjętych na I Kongresie OUN w 1929 r., w dokumentach zapisano: „Tylko zupełne usunięcie wszystkich okupantów ziem ukraińskich, odkryje możliwości dla szerokiego rozwoju ukraińskiego narodu w granicach własnego państwa”. W oparciu o przykazania Łenkawśkiego członkowie OUN przygotowywali się do rewolucji bez jakichkolwiek ograniczeń moralnych. Doncowska idea „twórczej pracy” i tezy „Dekalogu” były realizowane w II RP, po 1929 r. nasiliły się akcje sabotażowo-dywersyjne i terrorystyczne nie tylko w Małopolsce Wschodniej ale na terenie kraju. Ofiarami zamachów OUN byli przedstawiciele władz państwowych i terenowych Polacy i Ukraińcy, ci którzy dążyli do ugody z państwem polskim. Setki zamachów, podpaleń, napadów miały na celu utrzymanie napięcia i tymczasowości. Organizacja o totalitarnej strukturze jaką była OUN uzurpowała sobie prawo do działania w imieniu narodu podczas gdy 99% społeczeństwa Ukrainy nie przyjęło ideologii Doncowa i nie poparło „galicyjskich” zbrojnych kolaborantów Hitlera.

W II RP Doncow nie należał do OUN, publikował bez ograniczeń, w 1933 r. pisał: „Ukraina powstanie w cieniu niemieckiej ofensywy”, natomiast Łenkawśkyj był członkiem Związku Ukraińskiej Młodzieży Nacjonalistycznej, za nielegalną działalność w 1932 r. został skazany na kilkuletnią karę więzienia, na wolność wyszedł w 1939 r. Podczas wojny należał do kierownictwa OUN, po rozwiązaniu przez Niemców proklamowanego „państwa ukraińskiego” przez frakcję OUN-Bandery w lipcu 1941 r. jako inspirator został aresztowany i osadzony w obozie Auschwitz, z obozu zwolniony w grudniu 1944 r. Po zabójstwie Bandery w 1959 r. na emigracji objął przywództwo OUN, od 1968 r. kierował wydziałem propagandy i redagował gazetę „Szlak Zwycięstwa”. W sierpniu 2010 r. władze Ukrainy w Uhanykach w obwodzie Iwano-Frankowskim odsłoniły pomnik Łenkawśkiego, w obecności duchownych i członków partii „Swoboda”, „Naszej Ukrainy” oraz innych organizacji nacjonalistycznych mer Iwano-Frankowska (dawny Stanisławów) powiedział: „Bez takich postaci jak S. Łenkawśkyj nie stalibyśmy dziś pod niebiesko-żółtym sztandarem i nie chodzilibyśmy w wyszywanych koszulach do ukraińskiej Cerkwi greckokatolickiej, dzięki takim osobom narodziła się niepodległa Ukraina”. Na postumencie pomnika wyryto przykazania „Dekalogu”.

Teza Łenkawśkiego – „Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmował wrogów Twojej Nacji” praktycznie była realizowana podczas kampanii wrześniowej, ukraińscy dywersanci – członkowie niemieckiej piątej kolumny od pierwszych dni wojny przystąpili do antypolskich działań. Uzbrojone bojówki napadały na uciekinierów i żołnierzy Wojska Polskiego, rozbitków kierowali na rzekomo bezpieczne drogi gdzie inni w zmowie ich rozbrajali i likwidowali. Po anektowaniu Kresów przez ZSRR aktywiści OUN przenieśli się do tzw. Generalnego Gubernatorstwa, a pozostali sporządzali listy Polaków do wywózki w głąb ZSRR.

Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w 1941 r. i zajęciu Kresów przez Niemców ukraińscy nacjonaliści powszechnie stosowali metodę podstępu, denuncjacji i dezinformacji. Formą walki z Polakami były donosy do władz niemieckich, wskazywanie Polaków należących do przedwojennych organizacji wojskowych lub współpracujących z partyzantką radziecką tym samym prowokowali niemieckie akcje pacyfikacyjne. Podstępem, zabronionym przez prawo międzynarodowe było występowanie w mundurach obcych armii, tymczasem bojówkarze OUN-Bandery przebierali się w mundury niemieckie, sowieckie i polskie. Pierwszy samodzielny napad na kol. Parośle w lutym 1943 r. był podstępny „striłci” podali się za partyzantów radzieckich. Tzw. UPA atakowała z zaskoczenia, nocą, o świcie lub w święta podczas nabożeństw, na Wołyniu zanotowano 17 napadów na kościoły, tylko w dwóch przypadkach bandy natrafiły na opór w Kisielinie i Ostrożcu. Metodą zaskakiwania i podstępu było zwoływanie zebrań pod różnymi pretekstami, to umożliwiało mordowanie bez oporu, przykładem są Ostrówki i Wola Ostrowiecka w powiecie lubomelskim, 30 lipca 1943 r. mieszkańcy zwiedzeni spokojnym zachowaniem banderowców poszli na zebranie, w tym czasie wkroczyły większe uzbrojone siły wspierane przez chłopów z okolicznych wsi uzbrojonych w siekiery i inne narzędzia. Według Państwowego Archiwum Obwodu Wołyńskiego w Łucku, jak podają Siemaszkowie, zamordowano w tych wsiach do 1500 ludzi. Niektórzy Ukraińcy biorący udział w tej rzezi zostali osądzeni przez władze radzieckie, jeden uczestnik S. Redesz otrzymał karę śmierci.

Innym sposobem zaskakiwania Polaków były napady w wigilię lub święta. W nocy 21/22 marca 1943 r. w Wielki Piątek tzw. UPA zaatakowała Janową Dolinę, pod ciosami siekier z rąk ukraińskich mieszkańców sąsiedniego Złaźna zginęło 600 osób, większość została spalona lub uduszona dymem, spłonęło 100 budynków i kaplica. W Janowej Dolinie stacjonował garnizon niemiecki, licznie zgromadzeni tu Polacy liczyli, że obecność Niemców powstrzyma banderowców od napadu i że Niemcy obronią ludność cywilną, tymczasem Niemcy zareagowali dopiero podczas próby podpalenia budynków garnizonu, zabili dwóch podpalaczy. Ukraińskie nacjonalistyczne źródła kłamliwie przedstawiają, że była to walka z Niemcami i jak określono z „silnym polskim gniazdem”. Podstępny napad świąteczny zaskoczył Polaków zgromadzonych w zorganizowanej samoobronie w Zasmykach w pow. kowelskim „ w tym ośrodku przeżyłam rzeź wołyńską. W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia 1943 r. zaatakowano kolonię należącą do systemu obrony Zasmyk, banderowcy ukryci w słomie na wozach symulowali wjazd Niemców, powożący byli w mundurach niemieckich, wieźli popa w szatach liturgicznych, w obawie przed pacyfikacją do Niemców nie otwierano ognia. Zanim nadeszła pomoc trzy kolonie zostały spalone, zamordowano 48 osób w tym dzieci, ludzie niezdolni do ucieczki spłonęli, poległo kilkunastu żołnierzy samoobrony.

W czasie rewolucyjnego obłędu, banderowcy wykazywali dużą pomysłowość w stosowaniu podstępu,na przykład proponowali wspólną walkę z Niemcami, w wielu miejscowościach odniosło to skutek. Głównym organizatorem akcji był sotnik Komar ze wsi Wołczak występujący w mundurze polskiego oficera zamordowanego w jego stodole w 1939 r. Do wspólnej walki udało się zwerbować 90 Polaków, ofiarą naiwności padł nauczyciel C. Dąbrowski, który w Swojczowie zorganizował 20-osobowy oddział i wstąpił do „wspólnej partyzantki”. Polaków zakwaterowano w stodołach w Dominopolu, broń na noc musieli zdawać do magazynu, mieli ich szkolić polscy oficerowie z Kowla, niektórym zwerbowanym wydało się to podejrzane i dezerterowali, pozostałych w nocy 11-12 lipca 1943 r. wyprowadzono pod las gdzie był ukryty karabin maszynowy, wszystkich rozstrzelano. Tej samej nocy uzbrojone bojówki upowskie z Wołczaka i miejscową ludnością ukraińską otoczyły uśpioną wieś Dominopol, wymordowano 220 osób.

Przemyślną taktykę działań wypróbowaną na Wołyniu tzw. UPA stosowała w Małopolsce Wschodniej, z tym że tam miała do pomocy pułki policyjne dywizji SS-Galizien składające się z ukraińskich nacjonalistów. Po wspólnych „akcjach bojowych” w 40 miejscowościach, jak ustalił dr A. Korman, zostały zgliszcza i cisza grobowa, tak było w Hucie Pieniackiej gdzie 28 lutego 1944 r. zamordowano ponad tysiąc osób. Ten sam los spotkał ludność polską w Podkamieniu, 12 marca 1944 r. bojówka UPA z esesmanami podstępnie wtargnęła do klasztoru Dominikanów, w którym przebywało wielu uciekinierów z Wołynia, zginęło 250 osób, zwłoki pomordowanych wrzucano do przyklasztornej studni, klasztor ograbiono. Tuż przed nadejściem frontu wschodniego kilka dni trwał pogrom miasteczka, poza obrębem klasztoru zamordowano 600 Polaków.

Ukraińska nacjonalistyczna myśl polityczna sformułowana w latach 20-30 XX wieku nie uległa zmianie, od celu strategicznego nacjonaliści nie odstąpili do dnia dzisiejszego, szef partii „Swoboda” O. Tiahnybok 26 stycznia 2011 r. powiedział: „Nasza ideologia jest oparta na pracach Doncowa, my staramy się ją uwspółcześnić”. Ta wypowiedź ostrzega przed różnymi iluzjami, politycy II RP ignorowali szowinistyczną ideologię i przykazania Łenkawśkiego, kosztowało to życie 200 tyś. kresowych Polaków

 


Pawłokoma – historia wsi w województwie podkarpackim

W II Rzeczypospolitej wieś sołecka Pawłokoma należała do gminy Dynów, powiat Brzozów, województwo lwowskie, większość mieszkańców stanowili Rusini-Ukraińcy co decydowało o jej charakterze. W centrum była greckokatolicka cerkiew, czytelnia „Proświta”, sklep ukraińskiej spółdzielni, dom ludowy i utrakwistyczna szkoła, w której dzieci polskie uczyły się „ruskiej mowy”. Co wydarzyło się w Pawłokomie w czasie gdy wojna dobiegała końca? Jaka była przyczyna dramatu i dlaczego właśnie ta wieś weszła do sfery polityki III RP. Na pytania postaram się odpowiedzieć, w dużym skrócie oczywiście, w oparciu o znakomicie udokumentowaną pracę historyka dr Zdzisława Koniecznego pt „Był taki czas – u źródeł akcji odwetowej w Pawłokomie”.

Dr Konieczny ustalił, że źródła antagonizmu na tle narodowościowym sięgały końca I wojny światowej. Udział ukraińskich mieszkańców tej wsi w walkach polsko-ukraińskich w latach 1918-1919 skutkował tym, że po wojnie uczestnicy tych walk na trwałe związali się z nielegalną, programowo skierowaną przeciwko państwu polskiemu, Ukraińską Wojskową Organizacją (UWO) powołaną w Pradze w 1920 r. a następnie z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) powstałą w Wiedniu w 1929 r. W II RP Pawłokoma uchodziła za najsilniejszy ośrodek nacjonalizmu ukraińskiego w powiecie Brzozów. W wyniku powiązań Ukraińców w wymienionymi organizacjami Polacy mieszkający w Pawłokomie i okolicznych wsiach gdzie stanowili większość, już w okresie międzywojennym wiedzieli o planach ukraińskich współmieszkańców, bowiem aktywiści rozpowszechniali uchwały Kongresu OUN, w których pisano o rewolucji i o usunięciu obcych z „ukraińskich ziem”, nagłaśniane złowróżebne hasło „Lachy za San”, nie pozostawiało wątpliwości. Aktywność polityczna Ukraińców była wspierana przez Cerkiew greckokatolicką, do działaczy należeli księża: Józef Fala, Myrosław Seneta i Wasyl Szewczuk, a z mieszkańców nauczyciel Mikołaj Lewicki.

Antypolskie nastroje nasiliły się w 1938 r. po aneksji Czechosłowacji przez Hitlera, sfanatyzowani małopolscy działacze OUN nielegalnie przekraczali granicę i na Rusi Zakarpackiej organizowali Sicz Karpacką oraz tworzyli miniaturową „Autonomiczną Ukrainę Zakarpacką” ze stolicą w Chuście. Po wkroczeniu za zgodą Hitlera, wojsk węgierskich na Zakarpacie (marzec 1939 r.) sicz została rozgromiona przez Węgrów, był to zawód ale nie pozbawił ukraińskich nacjonalistów nadziei na pomoc Niemców w zbudowaniu soborowego państwa ukraińskiego. W Pawłokomie członkowie i sympatycy OUN ożywili działalność, w „Proświcie” zorganizowano akademię dla uczczenia „bohaterów narodowych”. W. Biłasa i D. Danyłyszyna skazanych w 1931 r. na karę śmierci za zabójstwo T. Hołówki polityka, posła na sejm, zwolennika ustępstw wobec żądań mniejszości ukraińskiej. W lutym 1938 r. Starostwo Powiatowe w Brzozowie zawiesiło działalność „Proświty”, decyzja Starostwa nie wpłynęła na zaprzestanie antypolskich wystąpień. W marcu 1938 r. na tajnym zebraniu ks. W. Szewczuk wzywał do bojkotu Polaków, na nielegalnych zebraniach podburzano młodzież, nadal śpiewano pieśni wyszydzające Polaków i państwo polskie, atakowano Ukraińców tych, którzy dążyli do współpracy z polską administracją. W czerwcu w Pawłokomie usypano mogiłę, na której wzniesiono krzyż z cierniowymi wieńcami, ku pamięci O. Basarab, z napisem „Braciom za wolność Ukrainy”. W domu M. Lewickiego odbywały się spotkania z emisariuszami ze Lwowa, przechowywano broń i nielegalną literaturę. Wystąpienia przeciw państwu polskiemu spowodowały aresztowania czterech działaczy nacjonalistycznych w tym Lewickiego, nie uspokoiło to nastrojów, konflikt narastał, zbliżająca się wojna uświadomiła Polakom grozę sytuacji.

Wkraczające do Pawłokomy wojsko niemieckie było radośnie witane przez Ukraińców, nauczyciel Lewicki natychmiast złożył donos do wojskowych władz niemieckich na 12 Polaków, którzy według niego, udzielali pomocy polskim żołnierzom i nocą ostrzeliwali żołnierzy niemieckich. Niemcy aresztowali pięciu Polaków, pozostali zdołali ukryć się, życie aresztowanym uratował przypadek, śledztwo w Rzeszowie prowadził Austriak , który z jednym z zatrzymanych służył w armii austriackiej w czasie I wojny światowej. Po sprawdzeniu prawdziwości donosu aresztowanych zwolniono.

W wyniku ustalenia granicy niemiecko-sowieckiej Pawłokoma została po stronie ZSRS, wojska niemieckie opuściły wieś, aktywiści OUN z Lewickim na czele wycofali się z Niemcami. Pozostali Ukraińcy tym razem donosili na Polaków do władz sowieckich, między innymi oskarżyli o udział w wojnie w 1920 r., spowodowało to wywiezienie w głąb ZSRS siedem rodzin polskich. Przed wywózką ukraińscy sąsiedzi domagali się zezwolenia od sowieckiego komendanta na wymordowanie wszystkich polskich mieszkańców wsi, zgody nie otrzymali w odpowiedzi usłyszeli: „U nas wsie nacje mają równe prawa”. Gdy okazało się, że wywiezieni nie byli osadnikami i nie brali udziału w wojnie w 1920 r., wywózki wstrzymano, ale prowokacje nadal trwały, przykładowo do polskich gospodarstw podrzucano starą broń i informowano władze o jej posiadaniu przez Polaków, powodowało to rewizje i aresztowania. Przygraniczne położenie wsi utrudniało życie mieszkańcom, wiosną 1940 r. z pasa granicznego władze sowieckie przesiedliły na Wołyń większość rodzin polskich z sąsiedniej wsi Bartkówka.

Po agresji Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r. Niemcy ponownie przybyli do Pawłokomy, wrócili aktywiści OUN, nawiązali współpracę z okupantem i z posterunkiem policji ukraińskiej w Jaworniku Ruskim. Lewicki rozpoczął organizowanie młodzieży, prowadził szkolenia wojskowe i podburzał przeciwko Polakom. Szykanowanie rozpoczęło się od wypasania bydła na polach polskich gospodarzy, na tym tle dochodziło do bójek podczas których grożono „budem rizaty Lachiw”. W lutym 1942 r. Lewicki złożył donos na Polaków, którzy mieli posiadać ukrytą broń, policja aresztowała trzech mężczyzn i dwie kobiety, broni nie znaleziono ale aresztowani zginęli bez wieści. Przykłady znęcania się nad aresztowanymi Polakami w swojej pracy podaje dr Konieczny. Okupant niemiecki faworyzował Ukraińców, oni obejmowali władzę terenową, otrzymywali odmienne „kennkarty”, pozwolenia na prowadzenie działalności oświatowej, spółdzielczej i polityczno-propagandowej. Kilkunastu młodych Ukraińców z Pawłokomy zgłosiło się do dywizji SS-Galizien. W marcu 1943 r. w wyniku denuncjacji gestapo aresztowało czterech Polaków i jedną Ukrainkę sympatyzującą z Polakami, wszyscy zginęli w Oświęcimiu. Za współpracę z okupantem i działania na szkodę Narodu Polskiego sąd Polskiego Państwa Podziemnego wydał wyrok śmierci na czterech aktywnych działaczy nacjonalistycznych w tym na M. Lewickiego.

W końcu 1943 r. wojska radzieckie zbliżały się do granicy Polski , do Bartkówki zaczęli powracać Polacy wysiedleni na Wołyń w 1940 r. Powracający przekazywali wiadomości o rzezi wołyńskiej podczas której w lipcu 1943 r. w powiecie kostopolskim bandy UPA zamordowały 33 mieszkańców Bartkówki. Wiadomości budziły przerażenie, takie pogróżki tu głoszono od dawna, sytuacja zmuszała do podjęcia działań obronnych. Na początku 1944 r. w Pawłokomie do AK należało 12 Polaków (pluton), a dobrze zakamuflowany oddział UPA liczył około 50 osób. W powiecie brzozowskim istniały już struktury zbrojne OUN z przybudówkami takimi jak: UPA, Służba Bezpeky (SB) i paramilitarna organizacja pod nazwą Samoobronne Kuszczowe Widdiły (SKW) zadaniem, których nie była obrona lecz współdziałanie z bojówkami UPA. Antyukraińskie nastroje nasiliły się gdy w kwietniu 1944 r. policja ukraińska aresztowała pięciu Polaków z Pawłokomy za przynależność do AK, próba ich odbicia przez oddział akowski nie powiodła się, budynek posterunku w Jaworniku Ruskim zdobyto lecz aresztowanych w nim nie było, ślad po nich zaginął. Przed nadejściem frontu wschodniego w okolicznych wsiach bojówki UPA zamordowały wielu Polaków w tym księży, niektóre zbrodnie popełniono w sposób okrutny.

Po wejściu Armii Radzieckiej w Pawłokomie stacjonowała jednostka szkoląca służby łączności, okresowo mieszkańcy mieli zapewnione bezpieczeństwo. Ukraińcy starą metodą nawiązywali kontakty z radzieckimi komendantami, informowali gdzie stacjonują polskie oddziały podziemne, które po akcji „Burza” przebywały na terenie powiatu brzozowskiego i wskazywali Polaków należących do AK. Powodowało to aresztowania i wywózki w nieznanym kierunku. Po rozpoczęciu styczniowej ofensywy i odejściu jednostki radzieckiej stacjonującej w Pawłokomie sytuacja Polaków uległa znacznemu pogorszeniu, bandy UPA wznowiły ludobójczą działalność, wielu Polaków uciekło na zachodnią stronę Sanu. Przebywające w terenie oddziały AK nie były w stanie zapobiec bestialstwu tzw. UPA, posterunek milicji w Dynowie z trudem mógł zapewnić bezpieczeństwo tylko mieszkańcom tego miasteczka.

W ostatnich dniach stycznia 1945 r. do Pawłokomy przybyła bojówka UPA, na oczach sąsiadów powiązała 13 Polaków w tym jedną Ukrainkę i wywiozła ich w kierunku lasów jawornickich, ślad po uprowadzonych zaginął. Rodziny domagały się wskazania miejsca zamordowania, w tej sprawie zwróciły się do księży greckokatolickich, bez efektu. W tym czasie pojawiły się pogłoski, że jest to tylko wstęp do większej akcji bojówek upowskich, Przerażeni Polacy zostawiali gospodarstwa na pastwę losu, w Dynowie odbywały się wiece, podczas których od władz domagano się zapewnienia bezpieczeństwa ale formujące się władze polskie były bezsilne, siły milicji wywodzące się z AK niewielkie, a wojsko przebywało na froncie. W tym splocie wydarzeń, strachu, rozpaczy, bezsilności władz 3 marca 1945 r. doszło do akcji odwetowej w Pawłokomie, jej inspiratorami byli poszkodowani Polacy z sąsiednich wsi, z pomocą przyszedł poakowski oddział „Wacława” stacjonujący w Dylągowej (AK w styczniu 1945 r. zostało rozwiązane). Mieszkańcom kazano zgromadzić się w cerkwi, kobiety z dziećmi zostały wypuszczone, jedna grupa udała się w kierunku Jawornika, drugą skierowano do Birczy, Świadkowie piszą, że działaczy OUN przesłuchiwano, na pytanie gdzie są uprowadzeni Polacy nikt nie odpowiedział. Według źródeł polskich na greckokatolickim cmentarzu rozstrzelano około 150 mężczyzn, rzeszowski pion śledczy IPN, jak podaje prof. E. Prus, ustalił 65 osób. Historycy dziennikarze o probanerowskich sympatiach powielają zmyśloną w ukraińskiej nacjonalistycznej diasporze historię Pawłokomy i operują liczbą 365 osób. Zawyżona liczba ofiar ma na celu zmniejszenie poczucia winy za ludobójstwo dokonane na Narodzie Polskim.

Po akcji odwetowej bojówki banderowskie nadal grasowały bezkarnie, w nocy 4 na 5 października 1945 r. dokonały zmasowanego ataku na Pawłokomę, Bartkówkę, Dylęgową i Sielnicę, większość budynków polskich i ukraińskich spalono aby uniemożliwić zasiedlenie ich przez polskich repatriantów z ZSRR. W następnym roku sytuacja ludności polskiej była tragiczna, 12 lutego 1946 r. nocą banda UPA uprowadziła i zamordowała ośmiu polskich mieszkańców Pawłokomy, w marcu zginęło kolejnych trzech Polaków, którzy wybrali się po ziemniaki do swoich gospodarstw. Bandy banderowskie, stosując taktykę „spalonej ziemi” anarchizowały cały obszar Rzeszowszczyzny, operacja „Wisła” przeprowadzona w lipcu 1947 r. przywróciła spokój. Polacy wrócili do Pawłokomy, odbudowali gospodarstwa, dziś jest to polska wieś w powiecie rzeszowskim. Mieszkańcy nie wyrazili zgody na postawienie pomnika mordercom Polaków, zastrzeżenia budziła liczba ofiar umieszczona na inskrypcji, świadkowie i organizacje kresowo-kombatanckie domagały się przeprowadzenia ekshumacji bez skutku. Polskie władze zgodziły się na wzniesienie pomnika, było to ustępstwo wobec neobanderowskich władz Lwowa, które uzależniały otwarcie odnowionego Cmentarza Obrońców Lwowa od postawienia pomnika w Pawłokomie.

13 maja 2006 r. na imprezę propagandowo przygotowaną przez apologetów OUN-UPA z udziałem banderowców w mundurach, tych którzy te ziemie palili, do Pawłokomy zjechali prezydenci Polski – L. Kaczyński i Ukrainy W. Juszczenko oraz dostojnicy Kościołów kardynał L. Huzar i abp J. Michalik. Mówcy nie wykazali się biegłością w historii, powtarzali frazesy z ukraińskiej nacjonalistycznej historiografii o „bratobójczych konfliktach”, banderowców utożsamili z Narodem Ukraińskim, krzywdy wyrównali i wzajemnie sobie wybaczyli.

 

Akcje odwetowe w pisarstwie Grzegorza Motyki
Badacz ukraińskiego nacjonalizmu dr hab. Wiktor Poliszczuk napisał: „Polskie akcje odwetowe to wynalazek ukraińskiej nacjonalistycznej propagandy ostatnich lat” (Gorzka Prawda, Toronto 2004 s.303). O polskich odwetach nie wspomniał organizator rzezi kresowych Polaków M. Łebed w książce pt „UPA”, nie są one przytaczane w „Lytopysie UPA”.
Odwety nagłaśniają spadkobiercy idei ukraińskiego nacjonalizmu w celu złagodzenia winy za dzikie mordy masowe dokonane przez swoich przodków na minimum 200 tyś. Polaków w czasie II wojny światowej. Pojedyncze odwety zdesperowanych ludzi, którym bandy UPA wymordowały rodziny i incydentalny odwet w Pawłokomie na banderowcach, kobiety z dziećmi zostały zwolnione, nie stanowi podstawy do mówienia o spirali odwetów, tym bardziej, że dowództwo AK, BCh i Wojska Polskiego wydało rozkaz zabraniający odwetów na cywilnej ludności ukraińskiej. Czy w pierwszej połowie 1943 r. bezbronni mieszkańcy Wołynia zupełnie nieprzygotowani na atak barbarzyńców spod znaku OUN-UPA mogli organizować odwety? W drugiej połowie 1943 r. nieliczne, jeszcze niezcentralizowane oddziały partyzanckie AK podejmowały akcje prewencyjne uderzając wyłącznie w przygotowane do napadu bojówki tzw. UPA. W późniejszym okresie gdy zbrojne formacje OUN napotkały na zorganizowany opór polskiego podziemia w walkach obronnych niezamierzenie ginęła ludność ukraińska, winę za ten stan rzeczy ponosi kierownictwo obu frakcji OUN-Bandery i Melnyka.
Do tematu odwetów wróciłam po przeczytaniu publikacji Grzegorza Motyki pt „Wołyń 43”, w której rok 1943 na Wołyniu potraktowany jest marginalnie, znacznie więcej miejsca poświęcił autor odwetom, jak napisał: „Na ziemiach dzisiejszej Polski”. W rozdziale „Polski gniew i zemsta” nie ma wzmianki o założeniach programowych i celu strategicznym OUN, jakim było oderwanie tych ziem od Polski, wiadomo tylko, że obie strony polska i ukraińska jako równorzędne wzajemnie siebie mordowały. Prof. Motyka w swoim pisarstwie posługuje się terminologią ukraińskich nacjonalistów pisze – Ukraińcy zamiast ukraińscy nacjonaliści, relacje polsko-ukraińskie zamiast polsko-ounowsko-banderowskie, ludobójcy według autora to partyzanci, a określenie „front polsko-ukraiński” dla niezorientowanego czytelnika może oznaczać, że była jakaś wojna z Ukraińską Socjalistyczną Republiką Radziecką, która tak jak Polska była podmiotem prawa międzynarodowego. Historyk powinien ustosunkować się do wydarzeń w kontekście obowiązującego prawa państwa, na którego terenie zaszłości miały miejsce, a miejsce miała bezprawna rebelia obywateli polskich narodowości ukraińskiej sympatyzujących z faszystowską Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Pogląd autora w tej kwestii jest jednoznacznie proounowski, mimo przedstawienia w tym rozdziale wielu wydarzeń zgodnie z prawdą.
Historyk Motyka bezkrytycznie daje wiarę gloryfikatorom OUN, dla przykładu pisze: „Jeśli wierzyć badaniom ukraińskiego dziennikarza Iwana Olechowskiego oddziały akowskie miały dokonać mordów w niektórych wioskach powiatu lubomelskiego” i za tym „badaczem” wymienia wsie Sztuń (6 marzec 1944 r. ) i Zapillia (polska nazwa Zapole). Autor nie powołuje się na faktograficzne opracowanie Siemaszków, w którym walka z bandami UPA i liczba ofiar jest podana. Był to marzec 1944 r. 27 Wołyńska Dywizja AK, wspólnie z wojskami radzieckimi, w tym rejonie prowadziła walki frontowe z Niemcami, prowadzenie tych walk utrudniały bojówki upowskie umiejscowione w wymienionych wsiach.
W podrozdziale „Polska karząca” autor omawiając działalność sądownictwa w Polskim Państwie Podziemnym pisze: „Rząd na emigracji oraz jego agendy w kraju stały na stanowisku, że na całym obszarze Rzeczypospolitej obowiązują takie same prawa jak przed wrześniem 1939 r. . . . Musiało to prowadzić do konfliktu choćby z przedstawicielami mniejszości narodowych, którzy nierzadko chcieli wykorzystać wojnę do uzyskania niepodległości. Tymczasem zaangażowanie się Ukraińców z powodów czysto patriotycznych w działalność na przykład legalnego w Generalnym Gubernatorstwie Ukraińskiego Centralnego Komitetu nie mówiąc już o zgłaszaniu się do policji pomocniczej i innych formacji militarnych mogło grozić oskarżeniem o zdradę i wyrokiem skazującym ( z karą śmierci włącznie)”. Co z tej pokrętnej mowy zrozumie czytelnik nie znający tematu? Ukraiński Centralny Komitet (UCK) był legalny dla pana Motyki nie dla Polaków. Sformułowanie „zaangażowanie się Ukraińców” wymaga uściślenia, jakich Ukraińców? Nie wszyscy Ukraińcy włączyli się, do antypolskiej współpracy z okupantem, wielu z nich na Kresach i na Lubelszczyźnie pomagało Polakom przeżyć banderowskie szaleństwo, za co płacili życiem. Skazywani byli wyłącznie ukraińscy nacjonalistyczni aktywiści, na odcinku polskim, współpracujący z hitlerowską machiną wojenną, a nie Ukraińcy w ogóle.Tymczasem pan Motyka pisze: „ofiary odwetów zostały potraktowane jak niemieccy koloniści na Zamojszczyznie, co powinno być dodatkowym powodem do zawstydzenia”. Obiektywny historyk jeśli wspomina o Generalnym Gubernatorstwie i UCK to przynajmniej w kilku zdaniach pisze o antypolskiej działalności tego Komitetu i o tym jaką w nim rolę pełnili aktywiści OUN-Melnyka w czasie realizowania Generalnego Planu Wschodniego na Zamojszczyźnie. Niedomówienia w tym rozdziale powodują, że czytelnik ma wypaczony obraz realiów jakie za sprawą OUN miały miejsce w GG podczas okupacji niemieckiej.
Przypomnijmy o tym o czym polski historyk zapomniał. Po zaanektowaniu Kresów II RP przez ZSSR we wrześniu 1939 r. działacze OUN ośrodek dyspozycyjny ze Lwowa przenieśli do Krakowa. Powiązania tej organizacji z niemieckim wywiadem powodowały, że Ukraińcy w GG stanowili uprzywilejowana grupę narodowościową. Na terenie GG już w październiku 1939 r. powstały tzw. Ukraińskie Dopomogowe Komitety (UDK), zadaniem których było otaczanie opieką uciekinierów głównie z Małopolski Wschodniej i ukraińskich żołnierzy armii polskiej zwalnianych z obozów jenieckich. W przygranicznych powiatach funkcjonowało 26 Komitetów realizujących politykę okupanta wobec Polaków. Do powołania organizacji pod nazwą UCK, działającej pod egidą OUN-Melnyka, doszło w kwietniu 1940 r. osobę W. Kubijowycza na stanowisko przewodniczącego zatwierdził krakowski oddział Abwehry, zainteresowany neutralizacją polskiego ruchu oporu w czym pomocne były struktury UDK i UCK. Kubijowycz wiele pracy poświecił „Narodowemu odrodzeniu Kresów Zachodnich” czyli ukrainizacji obszarów położonych w centrum państwa polskiego. W czerwcu 1941 r. Kubijowycz przedstawił gubernatorowi H. Frankowi memoriał z prośbą o wydzielenie w GG kantonów ukraińskich, które miały by być zasiedlane przez Ukraińców po wysiedleniu Polaków. Zgody nie otrzymał ale UCK niemiecką akcję wysiedleńczą Polaków z 279 wsi na Zamojszczyźnie w latach 1942-1943 traktował jako częściową realizację koncepcji Kubijowycza i włączył się do jej przeprowadzenia. Świadkowie piszą: „Niejednokrotnie ukraińscy policjanci bardziej brutalnie traktowali Polaków aniżeli hitlerowcy”. Na gospodarstwa wysiedlonych Polaków Niemcy osiedlali kolonistów niemieckich, a także przesiedlili kilkanaście tysięcy Ukraińców. Prof. Motyka pisze: „Naziści świadomie w niektórych wysiedlonych polskich wsi osadzali ludność ukraińską (też przymusowo wyrzucona z własnych gospodarstw)”. Przymusowo wyrzucani byli Polacy natomiast Ukraińcy byli przesiedlani na uprzywilejowanych warunkach, mogli zabrać dobytek i mieli zapewnioną pomoc. Pan Motyka z pewnością zna treść odezwy UCK, w której napisano: „Ukraińcy! Każdy przesiedlony otrzyma w nowym miejscu większy nadział ziemi . . . Władza niemiecka przeznaczyła dla Was nowe tereny . . . Z całą ufnością odnoście się do organów władzy . . . Nasze Komitety otrzymały od nas polecenie przyjścia Wam z pomocą i radą”. (Wiktor Poliszczuk, Dowody zbrodni OUN-UPA, Toronto. 2000 s. 623)
Uczestnictwo policji ukraińskiej w pacyfikowaniu wielu polskich wsi i w akcji wysiedleńczej Polaków wywołało reakcję obronną polskiego podziemia zbrojnego, które w świetle prawa międzynarodowego miało obowiązek bronić swego stanu posiadania. Historyk Motyka pisze: „W maju 1943 r. dokonano trzech pierwszych masowych zabójstw na ukraińskich cywilach w Strzelcach, Mołożowie i Tuchaniach”, nie wspomniał o wcześniejszej antypolskiej działalności siatki zorganizowanej przez ukraińskich nacjonalistów obejmującej wymienione wsie, powiązanej z popem z Dubienki i z ukraińską policją. Żołnierz 27 Wołyńskiej Dywizji AK, uczestnik walk, Benedykt Józefko pisze: „Policja ukraińska do Polaków strzelała jak do kaczek . . . Nie pomogły ostrzeżenia . W tej sytuacji doszło do walk w Strzelcach i Tuchaniach z hitlerowcami oraz wspomagającymi ich formacjami ukraińskich sił policyjnych” (Na Rubieży nr 88/2006).
W podrozdziale „Sahryń i Piskorowice” zgodnie z prawdą pisze pan Motyka: „W drugiej połowie 1943 r. na Lubelszczyznę napłynęło wielu uciekinierów z Wołynia . . . pojawiły się niewielkie oddziały UPA . . . W połowie marca 1944 r. w Lubelskie wkroczyło kilka kureni UPA przybyłych z Galicji Wschodniej (Małopolski Wschodniej), które przystąpiły do rozprawy z polską ludnością . . . By przeciwdziałać eskalacji terroru OUN-UPA polskie podziemie zdecydowało się na operację wyprzedzającą”. W tym czasie dla oceny sytuacji w jakiej znaleźli się polscy partyzanci i polska ludność miały miejsce inne istotne wydarzenia, o których autor nie wspomniał mianowicie:
– Kubijowycz podczas spotkania z Frankiem wysunął postulat: „Zabronić uciekinierom z Wołynia by pozostawali przejściowo lub na stałe w tym mieszanym terytorium”.
– Zanim na Lubelszczyznę przybyły sotnie tzw. UPA z Wołynia tam już działały miejscowe bojówki UPA, zbrojne formacje pod zakamuflowaną nazwą Ukraińska Narodowa Samoobrona (UNS) oraz paramilitarna organizacja – Samoobronne Kuszczowe Widdiły (SKW) uzbrojone w narzędzia gospodarskie. Wiele wsi ukraińskich min Sahryń zostało przekształconych w bastiony („kuszcze”), z tych baz dokonywano napadów na polskie wsie.
– Niemcy wzmocnili formacje policji ukraińskiej, gestapo i Wehrmachtu na Lubelszczyznę, do walki z polskim podziemiem, skierowali dywizję SS i pułki policyjne SS-Galizien składające się z ukraińskich nacjonalistów oraz „grupę bojową” płk. Beyersdorfa utworzoną z pierwszego zaciągu do dywizji SS-Galizien.
– Z Wołynia na Zamojszczyznę wycofał się melnykowski Legion Wołyński płk. Diaczenki.
Antyniemieckie siły partyzanckie zostały zaskoczone skoordynowanym działaniem ukraińskich faszystów z Niemcami. Niewygodną prawdą dla historyka Motyki, o której nie wspomniał, było przybycie wczesną wiosną 1944 r. na Zamojszczyznę I Ukraińskiej Dywizji Partyzanckiej pod dowództwem Petra Werszyhory, która w walkach z faszystami współdziałała z ugrupowaniami polskich partyzantów AK, BCh i AL. Przed decyzją o zlikwidowaniu groźnych „kuszczów” sahryńskiego i szychowickiego nie można ominąć wcześniejszej, szeroko rozwiniętej akcji propagandowej OUN. Polscy partyzanci zatrzymali trzech emisariuszy popów, którzy przechodzili na teren powiatu hrubieszowskiego z rozkazami i ulotkami nawołującymi aby 16 marca 1944 r. rozpocząć generalną rzeź Polaków. B. Józefko pisze, że treść tych ulotek była przerażająca, świadczyły one o kompletnym zdziczeniu tych, którzy je redagowali i tych którzy zajmowali się ich kolportażem. Prof. Motyka wyeksponował Sahryń jako jeden z symboli „tragedii polskich Ukraińców” i napisał, że wieś była słabo broniona, polscy uczestnicy walk twierdzą, że w ufortyfikowanym Sahryniu zorganizowano solidną obronę, bronili się policjanci, bojówki UPA-UNS i SS-Galizien.
Polscy partyzanci i żołnierze W.P. zaprzeczają jakoby ich działania zawierały elementy zemsty i odwetu na ukraińskiej ludności cywilnej, walczyli z uzbrojonymi rebeliantami w obronie ludności polskiej i granic Państwa Polskiego.

 

 

„Krzywda ukraińska” w II Rzeczypospolitej

Apologeci ukraińskiego nacjonalizmu ludobójstwo dokonane przez zbrojne struktury Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) na minimum 200 tyś.  Polaków usprawiedliwiają polityką II RP, gnębieniem Rusinów-Ukraińców nawet w czasie gdy Polska była pod zaborami i niszczeniem, pozostałych po zaborze rosyjskim, nieczynnych cerkwi prawosławnych na Lubelszczyźnie. Bezpośrednio odpowiedzialny za organizowanie zbrodni wołyńsko-małopolskiej superkolaborant Hitlera Mykoła Łebed „akcje antypolskie” usprawiedliwiał istnieniem rzekomo historycznej nienawiści  Polaków do narodu ukraińskiego. W zakłamanej książce pt. „UPA” wydanej po wojnie, napisał: „zatem nic dziwnego, że cierpliwość narodu skończyła się (…) on przeszedł do samoobrony i odpłacił za wszystkie wiekami nabrzmiałe krzywdy” . Na czym polegała „odpłata” i jakie krzywdy wyrządzili Polacy Ukraińcom nie wyjaśnił. Dodać należy, że ten zbrodniarz wojenny korzystał z pomocy greckokatolickich dygnitarzy z Watykanu, a od 1949 r. pracował w amerykańskich służbach wywiadowczych.

Czy Odrodzona Rzeczypospolita krzywdziła swoich obywateli narodowości ukraińskiej? Jak przebiegał proces krystalizowania się ideowego oblicza OUN i jak w praktyce radykalni ukraińscy nacjonaliści  inicjowali działania zmierzające do destabilizacji Państwa Polskiego? Na pytania odpowiedziała dr  Lucyna Kulińska w naukowej pracy pt. „Działalność terrorystyczna i sabotażowa nacjonalistycznych organizacji ukraińskich w Polsce w latach 1922-1939”.

Umacnianie się ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego na terenie liberalnej II RP łączy się z porażką w wojnie z Polską w latach 1918-1919. O niepodległość Ukrainy walczyły wojska Ukraińskiej Republiki Ludowej powołanej w Kijowie (styczeń 1918 r.)  i Zachodnio Ukraińskiej Republiki Ludowej proklamowanej we Lwowie (październik 1918 r.).  W czasie gdy nad Dnieprem wojska S. Petlury reprezentujące  URL walczyły z „białymi” i „czerwonymi” armiami rosyjskimi Ukraińcy galicyjscy, inspirowani przez Austriaków, podjęli walkę z Polakami o Lwów, zakończoną zwycięstwem Polaków, 21 listopada 1918 r. Ukraińska Galicyjska Armia wycofała się za Zbrucz. Okres rządów ZURL zapisał się w historii niezwykle krwawo, nasiliła się ogromna nienawiść do Polaków, na terenie gdzie władzę przejął ukraiński element szowinistyczny doszło do masowych mordów ludności polskiej, podpaleń, grabieży mienia, bezczeszczenia kościołów i mordowanie księży, do akcji  włączyli się duchowni Cerkwi greckokatolickiej. Bestialskie mordy zostały ukrócone gdy decyzją z 21.06.1919 r. Państwa Sprzymierzone upoważniły Polskę do organizowania administracji na terenie Galicji Wschodniej, terytorium to Rada Ambasadorów przyznała Polsce dopiero w marcu 1923 r.

Armia Petlury i Ukraińska Galicyjska Armia bez wsparcia protektorów jakimi były Austro-Węgry i Niemcy wojnę o niepodległość przegrały, w dużej mierze dlatego, że do porozumienia rządów obu sezonowych republik nie doszło, wojska nie walczyły pod wspólnym dowództwem i że państwowość ukraińską nie poparły państwa Entanty. Premier Wielkiej Brytanii  na posiedzeniu w Paryżu 8 maja 1919 r. oświadczył:  „Ukraina nie istnieje, została wymyślona przez Niemców. Jest Małorosja.”  Petlura aby ratować niepodległość w marcu 1920 r. zawarł układ z Polską, w zamian za wsparcie militarne przeciwko bolszewikom zrzekł się na korzyść Polski  terytoriów położonych na zachód od rzeki Zbrucz. Wspólna wyprawa na Kijów  J. Piłsudskiego i Petlury z powodu braku poparcia mas ukraińskich, nie powiodła się, jej finał miał miejsce w bitwie pod Warszawą  w sierpniu 1920 r. Traktat zawarty w Rydze 28 marca 1921 r. pomiędzy Polską, Rosją i Ukrainą potwierdził wschodnią granicę Polski na Zbruczu, w jego następstwie wojska Petlury zostały internowane na teren Polski.  Na wschód od Zbrucza formował się przyszły Związek Radziecki, w jego skład weszła Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka.

Z nową sytuacją geopolityczną nie pogodzili się Ukraińcy galicyjscy, Petlurę uznali za zdrajcę a Polskę za okupanta ziem ukraińskich. Grupa byłych wojskowych UHA z płk J. Konowalcem na czele w lipcu 1920 r. w Pradze powołała Ukraińska Wojskową Organizację (UWO) stawiając  przed nią zadanie walki z Polską. Terytorialnie organizacja obejmowała Małopolskę Wschodnią, jej członkowie szybko rozpoczęli działania dywersyjne, sabotażowe i terrorystyczne.  Pierwszym znaczącym aktem terroru był nieudany zamach na J. Piłsudskiego 25 listopada 1921 r. we Lwowie. Przebywający w Wiedniu J.  Petrusewycz reprezentujący rząd ZURL, wydał odezwę wzywającą do zbojkotowania wyborów do Sejmu w 1922 r.  Aktywiści UWO w czasie kampanii wyborczej zamordowali kilku działaczy ukraińskich m.in. S Twardochliba – kandydata na posła do Sejmu. Doszło do wielu napadów na lokale wyborcze, posterunki policji, wzniecania pożarów, przecinanie linii telefonicznych. Referat bojowy UWO organizował bandyckie napady na urzędy pocztowe, ambulanse i listonoszy. UWO za działania wywiadowcze na rzecz państw ościennych, głównie Niemiec zapewniła sobie poparcie finansowe Reichswehry, wspólny niemiecko-ukraiński ośrodek szpiegowski powstał w Gdańsku.

Kontynuatorką UWO była powołana przez płk Konowalca  w Wiedniu 1929 r. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Na zjeździe założycielskim sformułowano program polityczny, wyznaczono cel strategiczny i ustalono metody walki do osiągnięcia celu. W dokumentach zapisano dyrektywę o treści: „Tylko całkowite usuniecie wszystkich okupantów z ziemi ukraińskiej otworzy możliwości dla szerokiego rozwoju Nacji Ukraińskiej”. Nowa organizacja działała w oparciu o faszystowską doktrynę D. Doncowa zbudowaną na darwinizmie społecznym, propagującą nienawiść do wszystkich, którzy stoją na przeszkodzie w dążeniu do celu. Doncow w pracy pt „Nacjonalizm” wyeksponował takie cechy jak: siła, przemoc, ekspansja terytorialna, a także typową dla faszyzmu „ideę wodzostwa” . OUN rozszerzyła zasięg działania powołując w swoje szeregi młodzież przygotowywała kadry do rewolucji narodowej, prowadziła szkolenia o charakterze wojskowym. Istotną rolę w kształtowaniu postaw młodych Ukraińców miał „Dekalog”- dziesięcioro przykazań ukraińskiego nacjonalisty rozprowadzany przez sieć parafii greckokatolickich. OUN współpracowała z Oddziałem II Abwehry, w zamian za usługi szpiegowskie była finansowana przez wywiad niemiecki, w Polsce pełniła rolę V kolumny.

W 1930 r. kierownictwo OUN przebywające w Berlinie wydało polecenie wzniecenia na szeroką skalę akcji  terrorystyczno – sabotażowej. W niektórych powiatach Małopolski Wschodniej dokonano poważnych aktów sabotażowych, niszczono mienie państwowe, podpalano polskie gospodarstwa, stogi ze zbożem,  ścinano słupy telegraficzne. W ekstremalnej sytuacji zareagowały władze polskie, akcję zmierzającą do zahamowania anarchii ukraińscy nacjonaliści określają „pacyfikacją”, nie miała ona charakteru pacyfikacji, podczas jej przeprowadzenia, siłami policji i wojska, nie zginął ani jeden Ukrainiec natomiast w wyniku strzałów zza węgła  śmierć poniosło kilku polskich żołnierzy. Akcją objęto 16 powiatów, przeprowadzono ponad 5 tys. Rewizji. Minister S. Składkowski w wystąpieniu wygłoszonym w Sejmie 9 stycznia 1931 r. oświadczył: „Rewizje wykazały na całym terenie – karabinów różnego typu około 1208 – strzelb różnych – 460, rewolwerów 735, bagnetów 714, sztyletów – 59, szabel – 82, poza tym znaczne ilości prochu, materiałów wybuchowych i łatwopalnych „ (…)około 28 fur różnego sprzętu wojskowego”. Zatrzymano 1739 osób, 596 zwolniono, pozostali odpowiadali przed sądem. „Pacyfikacja” była pretekstem do nagłośnienia wielkiej krzywdy wyrządzonej Ukraińcom, w antypolskiej kampanii propagandowej, pomijano przyczynę jej przeprowadzenia, skarga wniesiona do Ligi Narodów została rozpatrzona i stwierdzono, że „pacyfikację wywołali Ukraińcy przez swoją akcję rewolucyjną”.

Przeciwnikiem współpracy polsko-ukraińskiej był prowidnyk  krajowy, przeszkolony przez Abwehrę Stepan Bandera. Od niego zależało życie i śmierć tych, których podejrzewano o wrogą postawę wobec OUN. Bandera był autorem licznych zamachów na życie polskich polityków i działaczy ukraińskich jak przykładowo J. Babija – dyrektora Państwowego Gimnazjum z ukraińskim językiem wykładowym i posła T. Hołówko. Rok 1934 rozpoczął kolejną serię zabójstw już na terenie kraju. W Warszawie w skrytobójczym zamachu zginął minister Bronisław Pieracki. W wyniku organizowanych przez UWO-OUN akcji terrorystycznych w latach 1922-1939, pisze dr Kulińska, straciło życie lub zostało okaleczonych kilkaset osób. Istotną rolę w krzewieniu skrajnego nacjonalizmu odegrała duża część  kleru greckokatolickiego z metropolitą A. Szeptyckim na czele.

Stosunki polsko-ukraińskie na prawosławnym Wołyniu, z uwagi na zaszłości historyczne, układały się odmiennie. Na terenie byłego zaboru rosyjskiego świadomość narodowa Ukraińców była znikoma, idee nacjonalistyczne przenikały w niewielkim stopniu, wojewoda Henryk Józewski odizolował Wołyń tzw. „kordonem sokalskim”  przebiegającym wzdłuż dawnej granicy austriacko-rosyjskiej. Po zakończeniu I wojny światowej na pograniczu sowieckim długo działały antypolskie komunistyczne grupy dywersyjne , po utworzeniu Korpusu Obrony Pogranicza było spokojnie. Józewski przychylnie ustosunkowany do ludności ukraińskiej, dużą wagę przywiązywał do spraw udziału Ukraińców w pracach samorządu terytorialnego, wspierał ukraińskie organizacje społeczne, kulturalno-oświatowe i gospodarcze. Preferował szkoły z  ukraińskim językiem nauczania. W tych latach wybudowano wiele nowych szkół, w zgodzie uczyły się dzieci polskie, ukraińskie, żydowskie, czeskie i rosyjskie. Z inicjatywy Józewskiego  w 1931 r. powstało propolskie Wołyńskie Zjednoczenie Ukraińskie, kierowane przez byłego adiutanta Petlury S. Skrypnyka. Ugodowa polityka wojewody nie odpowiadała ukraińskim nacjonalistom.  Przygotowywany przez nich zamach na życie Józewskiego udaremniło aresztowanie dwóch przyszłych zamachowców. W 1938 r. wojewoda został odwołany, runął „kordon sokalski” wpływy OUN rozszerzyły się na Wołyń.

W II RP Ukraińcy, jeśli nie angażowali się w działalność nielegalną, żyli tak jak pozostali mieszkańcy Kresów, mieli jednakowy dostęp do szkół, zamożniejszym powodziło się lepiej, biedniejszym gorzej.  Wśród kilkunastu legalnie działających partii, największe znaczenie miało powstałe w 1925 r. Ukraińskie Narodowo-Demokratyczne Zjednoczenie (UNDO), partia ta miała swoich przedstawicieli w Sejmie.  Szczególną rolę odgrywała ukraińska prasa, wydawnictwa książek, Ukraińcy posiadali 25 oficyn wydawnictwa i 9 drukarni. Funkcjonowała sieć towarzystw kulturalno-oświatowych takich jak:  Proświta – obejmowała 70 oddziałów i prawie 3 200 czytelni, „Ridna Szkoła” zajmowała się oświatą szkolną, ponadto działały towarzystwa: harcerskie „Płast”, sportowe „Sokół”, Kobiece „Sojuz Ukrainek” i inne. Pisma „Wisnyk” i „Zahrawa” legalnie głosiły ukraińską faszystowską myśl polityczną. Z finansowym wsparciem państwa nastąpił rozwój spółdzielczości , w 1930 r. było 3 147 spółdzielni zrzeszonych w Rewizyjnym Związku Ukraińskich Kooperatyw i 755 spółdzielni niezrzeszonych. Pod koniec 1937 r. do RZUK należało 668 spółdzielni kredytowych. Sprawa ukraińskiego szkolnictwa  była w centrum zainteresowania Ukraińskiej Reprezentacji Parlamentarnej. Na Kresach były szkoły polskie, utrawistyczne (mieszane) i ukraińskie. W Małopolsce Wschodniej  w 1932 r.  polskie dzieci obowiązkowo uczyły się  „ruskiej mowy” w 1935 szkołach, było 10 Ukraińskich Seminariów nauczycielskich i 13 mieszanych polsko-ruskich oraz Greckokatolicka  Akademia Teologiczna we Lwowie.

W sytuacji rosnącego w siłę ukraińskiego szowinizmu trudno było skutecznie realizować wypracowane przez władze II RP koncepcje polityki narodowościowej, wszelkie próby rozwiązania problemu politycznego były blokowane przez ukraińskich separatystów, spełnienie ich żądań doprowadziłoby do destabilizacji państwa. Zawiodła polityka oświatowa, nie udało się wychować obywateli narodowości ukraińskiej na ludzi cywilizowanych, moi ukraińscy koledzy, z którymi chodziłam do szkoły na Wołyniu w 1943 r. zasilili bandy rizunów, na czele tych band stanął absolwent Politechniki Lwowskiej – Roman Szuchewycz.

 

Monika Śladewska


Prawda historyczna i polityka

Wiedza o historii ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego, jego ideologii i programie politycznym w polskim społeczeństwie jest znikoma.  W efekcie  szermując sloganem „krzywdy ukraińskiej” łatwo jest narzucić  neobanderowską propagandę, udowodnić tezę o „drugiej wojnie polsko-ukraińskiej”, „polskich odwetach” i „wzajemnych winach”. Z uwagi na tragiczne doświadczenia ludności polskiej  podczas I i II wojny światowej problemu ukraińskiego nacjonalizmu nie można lekceważyć  gdyż ma on żywotne znaczenie dla Polski, tym większe, że na Ukrainie demony przeszłości odżyły, są w strukturach władzy państwowej i terenowej, nadal kierują się zbrodniczą ideologią opartą na doktrynie. D. Doncowa i dążą do zrealizowania celu strategicznego zapisanego w dokumentach Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) w 1929 r. Cel ten sprowadza się do zbudowania soborowego państwa ukraińskiego na wszystkich ziemiach ukraińskich do których należy tzw. „Zakierzonia”. Szerzący się kult OUN-UPA i SS Galizien oraz otwarta propaganda faszyzmu stanowi zagrożenie dla pokoju w tej części Europy i polskich mieszkańców pogranicza.

Zagrożeń ze strony ukraińskiego nacjonalizmu nie dostrzegły władze II RP, pielęgnowano pamięć poległych w obronie Lwowa ale ukrywano przed społeczeństwem zbrodnie o ludobójczym charakterze, dokonane na Polakach  i polskich jeńcach w latach 1918-1919 przez bojówki  Ukraińskiej Halickiej Armii i ukraińskie szowinistyczne elementy w Małopolsce Wschodniej. Uważano, że z Ukraińcami, którzy znaleźli się w granicach Państwa Polskiego należy dogadywać się i nie wypominać im czynów zbrodniczych.  W związku z ratyfikacją traktatu wersalskiego premier Ignacy Paderewski przemawiając w Sejmie powiedział: „Powinniśmy wymazać z pamięci wszystkie urazy i krzywdy, powinniśmy zapomnieć o przeżytych bólach i doznanych cierpieniach, powinniśmy zapomnieć bośmy Polacy i chrześcijanie”. Powołano Komisję do spraw zbrodni dokonanych przez galicyjskich Ukraińców ale jej prace  z upływem lat słabły, nieliczni Ukraińcy, którym winę udowodniono w wyniku amnestii wyszli na wolność.

Polska tolerancja, wręcz naiwność powodowała, że ukraiński ruch nacjonalistyczny, skrajnie wrogi w stosunku do „obcych” jaki z inspiracji Austriaków  w końcu XIX w. rodził się w Galicji, krystalizował się w II RP. W zorganizowanej formie działał nielegalnie, ale czołowy ideolog  D. Doncow mógł wydać pracę pt „Nacjonalizm” i redagować dwutygodnik  „Zahrawa” wywierający duży wpływ na postawy młodych nacjonalistów. Ukraińcy  w II RP posiadali pełne prawa obywatelskie, bez ograniczeń działały partie legalne, organizacje gospodarcze i oświatowe, aktywiści OUN mogli opuszczać kraj i wracać mogli z pomocą greckokatolickich duchownych w Małopolsce Wschodniej organizować uroczystości religijne często zamieniając je w manifestacje polityczne. Obiektem zainteresowania policji byli komuniści i członkowie OUN odpowiedzialni za terroryzm i zabójstwa polskich polityków, także Ukraińców współpracujących z władzami. Przykładem liberalnej postawy polskich władz było niewykonanie zasądzonych wyroków śmierci za mordy skrytobójcze w tym na Stepanie Banderze. Program OUN, przygotowywane powstanie i współpraca z Niemcami nie stanowiły tajemnicy dla organów polskiego wywiadu, a jednak władze nie ostrzegały Polaków przed śmiertelnym zagrożeniem ze strony ukraińskich nacjonalistów.  Politycy II RP uznali ten ruch za mniejsze zło, bardziej obawiali się szerzenia idei komunizmu, antykomunistyczna obsesja  została przeniesiona na emigrację.

Nieracjonalne, odbiegające od rzeczywistości myślenie polskich polityków w czasie II wojny światowej, brak elementarnej wiedzy o programie ukraińskich nacjonalistów już oficjalnie współpracujących z Niemcami kosztowało życie 200 tyś. Polaków. Wielu można było uratować gdyby władze konspiracyjne odpowiednie działania  podjęły wcześniej. Delegat Rządu na Wołyń Kazimierz Banach łudził się, sądził, że z Ukraińcami jako  obywatelami Polski należy rozmawiać, rozmowy zakończyły się okrutną śmiercią polskich delegatów w dniu 10 lipca 1943 r. W końcu lipca 1943 r. K. Banach wydał odezwę do „Obywateli Rzeczypospolitej”, wezwał do organizowania się, zakazał wstępowania do policji niemieckiej i ogłosił, że „współdziałanie z bolszewikami jest takim samym przestępstwem jak współdziałanie z Niemcami”. W tym czasie na północnym Wołyniu wielu Polaków wstępowało do mieszanych partyzanckich oddziałów radzieckich. W tamtym terenie była to jedyna siła, która ratowała życie Polaków a później zbrojnie wsparła kilka polskich ośrodków obronnych.  Dowództwo Okręgu AK Wołyń dopiero po przejściu największej fali mordów masowych dokonanych przez tzw. UPA podjęło decyzję o utworzeniu  9 lotnych oddziałów partyzanckich AK, bazy samoobrony, do których te oddziały zostały skierowane przetrwały do nadejścia frontu wschodniego.

Po zakończeniu II wojny światowej problem banderyzmu do rozwiązania otrzymała Polska Ludowa.  Inwazja bojówek UPA  na południowo-wschodnie tereny powojennej Polski stanowiła wielkie zagrożenie dla ludności polskiej i granic państwa. Dramat ludności cywilnej trwał do 1947 r. Wojskowa operacja „Wisła” przywróciła  spokój, jej zasadność  mimo wysiłków ukraińskiej nacjonalistycznej diaspory nie poddała w wątpliwość  Organizacji Narodów Zjednoczonych. Z kręgu przesiedlonych Ukraińców wywodzi się wielu sterników ukraińskiego nacjonalizmu aktywnie działających w III RP.

W Polsce Ludowej czczono pamięć  poległych w walkach z rebeliantami żołnierzy WP i funkcjonariuszy odpowiedzialnych za bezpieczeństwo powojennego państwa.  Z politycznych względów zbrodnia wołyńsko-małopolska dokonana przez OUN-UPA była wyciszana ale nie zakłamywana. Po 1956 r. na ten temat ukazało się wiele publikacji, pierwszą książkę jaką kupiłam były „Leśne Ognie” Grzegorza Fedorowskiego lekarza skierowanego na Wołyń w celu organizowania szpitala polowego 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK,  kilkakrotnie wznawiane były „Czerwone Noce” H. Cybulskiego o obronie Przebraża, „Łuny w Bieszczadach”  były lekturą szkolną. W 1981 r. ukazała się książka  Michała Fijałki „27 Wołyńska Dywizja AK” z inicjatywy autora w czerwcu 1981 r. w PAN zorganizowano sesję naukową  poświeconą historii tej Dywizji. Powstał film „Ogniomistrz Kaleń” w reżyserii Ewy i Czesława Petelskich.  Filmowy Kaleń to żołnierz WP – Paweł Sudnik, 18 marca 1946 r. kilka sotni upowskich napadło na strażnicę  WOP w Jasielu, część żołnierzy w obronie poległa, a 34 i 2 milicjantów dostało się do niewoli, po torturach byli rozstrzeliwani. Sudnik zbiegł, został ranny – przeżył.  W PRL nie prowadzono badań naukowych nad ukraińskim ruchem nacjonalistycznym typu faszystowskiego, uznano, że problem został rozwiązany i to było kolejne złudzenie.  W tym czasie ukraińscy kolaboranci Hitlera pełnili ważną rolę w amerykańskiej machinie propagandowej, opracowywali własną wersję historii przyjętą za prawdziwą przez J. Giedroycia. Cały zespół mitów o „bohaterstwie” tzw. UPA jej rzekomych walkach z Niemcami i Sowietami  został przetransferowany do Polski w przełomowym roku 1989.

Polacy o rodowodzie kresowym i znawcy problemu po transformacji ustrojowej zostali zaskoczeni tak dużym wpływem na życie polityczne spadkobierców tradycji OUN-UPA  i ich protektorów, oczekiwali na potępienie sprawców ludobójstwa, otrzymali poprawnie polityczny bełkot o „winach wzajemnych”, „wojnie bratobójczej” i „trzeciej sile”. Nikt już nie bronił honoru polskich żołnierzy i godności Narodu Polskiego. W 2004 r. prezydenci L. Wałęsa i A. Kwaśniewski na Majdanie wiecowali razem  banderowcami i ukraińskimi esesmanami, a w lipcu 2016 r. obaj podpisali skandaliczny list otwarty do Ukraińców de facto do neobanderowców, w którym prosili o wybaczenie krzywd zadanych braciom Ukraińcom polskimi rękoma.  Kolejni prezydenci III RP uprawiali ekwilibrystykę historyczną. Nie było sprzeciwu prezydenta Komorowskiego gdy 9 kwietnia 2015 r. tuż po jego wystąpieniu  Rada Najwyższa Ukrainy  otworzyła drogę do faszyzacji państwa, przyjmując ustawę uznającą członków OUN-UPA za bojowników o niepodległość Ukrainy. Za taką naiwność polityków ginęła kresowa ludność polska.

Dobrze zorganizowane neobanderowskie lobby w Polsce blokowało starania Kresowian o godne uczczenie pamięci ofiar OUN-UPA, wystarczyło, że M, Wojciechowski w GW napisał „W tym roku napięcie w relacjach polsko-ukraińskich może się zwiększyć , chyba, że prezydent Kaczyński wykaże inicjatywę i wyraźnie zaznaczy czy popiera pojednanie czy konfrontacje” . Szantaż okazał się skuteczny prezydent Kaczyński nie wziął udziału w obchodach 65 rocznicy apogeum zbrodni  wołyńskiej. Ewenementem w III RP jest fakt, że instytucje naukowe wyręczyły osoby nie będące historykami i udokumentowały zbrodnię wołyńsko-małopolską. Bez wsparcia państwa powstał film „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego, ukazały się opracowania naukowe kilku polskich historyków. Po 1989r. z wolności w większym stopniu korzystały i nadal korzystają obrońcy ukraińskiego nacjonalizmu. Dezinformowaniem społeczeństwa zajęła się Gazeta Wyborcza, nagłośniła porażający slogan „UPA to cześć i duma Ukrainy”. Czołowy propagandysta M. Czech pisał brednie pod tytułem „ Jak Moskwa rozpętała piekło na Wołyniu” i głosił, że Sejm X kadencji nie przyjął uchwały potępiającej „akcję Wisła” bo przeszkodzili polscy generałowie.

Dyspozycyjni historycy rozpoczęli pisanie książek odpowiadających założeniom nowej polityki. Pracowitym historykiem jest pan Grzegorz Motyka, zręcznie broni tego czego obronić się nie da. Po opracowaniu od początku do końca, zafałszowanych „Tek Edukacyjnych”, napisał książkę „Wołyń 43”. Jest pewien postęp w stosunku do twórczości  z lat 90-tych, wówczas pisał, że za wymordowanie czeskiego Malina odpowiadają Polacy w tej  książce zgodnie z prawdą, że Niemcy, zapomniał dodać, że z policja ukraińską.  W dalszym ciągu dla prof. Motyki Małopolska Wschodnia jest Galicją, a mordercy bezbronnych „partyzantką ukraińską”.  Pomysłowo zestawiony w książce materiał źródłowy powoduje mętlik w głowach niezorientowanych w sprawie czytelników,  jest wiele faktów historycznych i jeszcze więcej niedomówień i tak na str.207 w nawiązaniu do seminariów pod błędnym tytułem „Polska-Ukraina: trudne pytania”, na których z korzyścią dla strony unowsko-banderowskiej uzgodniono historie, prof. Motyka pozytywnie przedstawia organizatorów – żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji AK prof. W. Filara oraz A. Żupańskiego i pisze: „Największymi krytykami seminarium okazali się członkowie organizacji kresowych wywodzący się ze środowisk kombatanckich o zgoła innej tradycji. Przykładowo Szczepan Siekierka i Edward Prus byli członkami sowieckiej formacji pomocniczej tzw.  Istrebitielnych Batalionów”.  Pan profesor pominął fakt, że do JB dowództwo AK kierowało młodocianych żołnierzy nie podlegających mobilizacji do Wojska Polskiego, w IB legalnie mogli otrzymać broń i po przesunięciu się frontu wschodniego na zachód bronić resztek żywiołu polskiego przed napadami band UPA.  Tym żołnierzom w III RP odebrano uprawnienia kombatanckie, wyrokiem Sądu Najwyższego zostały im przywrócone. Prof. Prus miał wówczas 13 lat w IB nie był, jest to kłamstwo. Panu Motyce najwyraźniej nie odpowiada „inna tradycja”, Sz. Siekierka udokumentował zbrodnie OUN-UPA w Małopolsce Wschodniej, a prof. Prus w 42 pracach popularno-naukowych przedstawił prawdziwe oblicze ukraińskiego nacjonalizmu.

 

Monika Śladewska


Wołyń – rok 1944

Rok 1943 dobiegał końca. W imię czystości Ukrainy, zbrojna formacja Bandery zostawiła pogorzeliska i wielkie cmentarzysko, resztki żywiołu polskiego broniło się w kilku dużych ośrodkach, organizacyjnie powiązanych z Armią Krajową. Ostatnie groźne uderzenie  tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) miało miejsce w święta Bożego Narodzenia na kolonie położone wokół systemu obrony Zasmyk, na przedmieścia miast Kowla, Łucka, Równego, na ośrodek Witoldówka  w pow. zdołbunowskim i na istniejące jeszcze polskie kolonie w pow. sarneńskim. Roman Szuchewycz wódz ludobójczej UPA część sotni skierował na Chełmszczyznę, część na tereny Małopolski Wschodniej, te które zostały nadal realizowały założenia programowa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) zapisane w uchwałach na zjeździe w 1929 r. Z uwagi na przeważające siły bojówek upowskich, uzbrojonych w broń niemiecką i siły miejscowych Ukraińców uzbrojonych w siekiery, gotowych do „rezania Lachiw”, na dłuższą metę Polacy mieli niewielkie szanse na przetrwanie, liczono na jakiś „cud”, który przesądziłby sprawę przeciw Niemcom. W końcu 1943 r. pojawiły się symptomy budzące nadzieję, Niemcy rozpoczęli ewakuacje swojej administracji, tworzyli odwody szybkiego reagowania i budowali fortyfikacje w Kowlu.

Nadszedł rok 1944. Był to rok wielkiego zrywu partyzanckiego i walk o charakterze frontowym na ziemi wołyńskiej. 4 stycznia wojska I Frontu Ukraińskiego przekroczyły granicę polską z 1939 r.. 2 lutego wkroczyły do Równego i Łucka, okresowo front ustabilizował się na linii Stochodu i Styru.  Od strony zachodniej Wołyń nadal był pod okupacja niemiecką. Niemcy aby utrzymać w swoim systemie obrony ważny strategicznie Kowel, umacniali ten odcinek frontu i koncentrowali się na oczyszczaniu rejonu z oddziałów partyzanckich. Na początku 1944 r. działania zbrojne przeciw Niemcom i bandom UPA uaktywniły duże zgrupowanie partyzantki radzieckiej i polskiej podporządkowane Radzieckiemu Sztabowi Ruchu Partyzanckiego były to trzy brygady: Brygada im. T. Kościuszki (dowódca Satanowski), brygada „Grunwald” (dowódca Sobiesiak), brygada im. Wandy Wasilewskiej (dowódca Szelest). Te grupy partyzanckie z południowo – wschodnich terenów przemieszczały się na zachodnie powiaty Wołynia.

Na Wołyniu w 1943 r. trwały prace organizacyjne w wyniku, których nastąpił rozwój konspiracji wojskowej i cywilnej Polskiego Państwa Podziemnego. Wobec przewidywanej klęski Niemców, Komendant Okręgu AK Wołyń płk Kazimierz Bąbiński „Luboń” w końcu 1943 r. zdecydował o przystąpieniu do realizacji planu „Burza”, którego celem była walka z wycofującymi się wojskami niemieckimi. Rozpoczęło się szkolenie służb pomocniczych, po ukończeniu kursu sanitariuszek uczestniczyłam w tych wydarzeniach, w dużym skrócie przypomnę w jakich warunkach powstawała 27 Wołyńska Dywizja AK i sytuacje w jakiej znalazła się ludność polska i czeska w tym rejonie Wołynia.

15 stycznia 1944 r.  płk „Luboń” wydał rozkaz mobilizacyjny dla Inspektoratów Rejonowych Kowel, Łuck, Włodzimierz Wołyński, na rejon koncentracji oddziałów  partyzanckich i członków konspiracji AK dla kowelskiego zgrupowania pod kryptonimem „Gromada” wyznaczył polską wieś Zasmyki i czeską osadę Kupiczów, leżącą 26 km na południe od Kowla. Drugie zgrupowanie pod kryptonimem „Osnowa” koncentrowało się wokół samoobrony Bielin. Ruchy oddziałów AK nie uszły uwadze Niemców oraz ich sprzymierzeńców  z OUN-UPA. 19 stycznia niemiecki oddział pacyfikacyjny, w przekonaniu, że w Zasmykach jest centrum polskiej partyzantki, huraganowym ogniem przed świtem zaatakował wieś. W tym czasie oddziały partyzanckie kwaterowały w dalej położonym Kupiczowie. W Zasmykach pozostał niewielki oddział samoobrony, otworzył ogień, wywiązała się strzelanina, płonęły gospodarstwa we wschodniej części wsi. Nie wszyscy mieszkańcy i liczni uciekinierzy, którzy w tym ośrodku znaleźli schronienie przed bandami UPA zdążyli się ubrać, w panicznym zamieszaniu uciekaliśmy w kierunku Kupiczowa, za uciekającymi Niemcy strzelali z broni maszynowej i z szybkostrzelnych działek. Była to wielka tragedia, nastąpiła zaledwie po trzech tygodniach od napadu UPA. Spłonęło 38 gospodarstw, zapasy na zimę, zwierzęta, których nie zdążono wypuścić z obór. Jak zawsze gdy pojawiły się ciemne słupy dymu, krążył samolot niemiecki. Pomocy uciekinierom udzielili Czesi, wielu pogorzelców wróciło do Zasmyk, kopali ziemianki i mieszkali w nich do nadejścia fronty wschodniego. Reakcja Niemców na ruchy oddziałów AK w okolicach Włodzimierza Woł. Była identyczna.

W końcu stycznia 1944 r. została powołana 27 Wołyńska Dywizja AK, ostateczny skład organizacyjny, w pierwszych dniach lutego, ustalił nowy dowódca ppłk Jan Wojciech Kiwerski „Oliwa”. Duże zagrożenie dla formującej się Dywizji i dla ludności cywilnej stanowiły bojówki UPA kontrolujące tereny po wschodniej stronie rzeki Stochód i kompleks lasów świnarzyńskich. W ostatnich dniach stycznia oddziały „Gromady” przy wsparciu moździerzy, przechodzącego w tym czasie radzieckiego oddziału partyzanckiego, rozbiły „Sicz” świnarzyńską. Nie wszystkie walki z upowcami umiejscowionymi w „twierdzach” położonych między Włodzimierzem Woł. a Łuckiem były uwieńczone sukcesem, poległo wielu żołnierzy, wielu było rannych. Przykładowo w Oździutyczach banderowcom pomagali lotnicy niemieccy, ogniem broni pokładowej ostrzeliwali polską tyralierę. W wyniku skoordynowanych działań obu ugrupowań „Gromady” i „Osnowy” teren od Kowla do Stochodu aż po Bug znalazł się pod kontrolą 27 Wołyńskiej Dywizji AK. W „Rzeczpospolitej Zasmycko-Kupiczowskiej” powiewała biało-czerwona flaga, nie zagrażali banderowcy ale spokoju nie było. Od drugiej połowy stycznia 1944 r. Kupiczów – baza zaopatrzeniowa polskiego wojska, był nękany przez lotnictwo niemieckie. Po każdym nalocie płonął jakiś budynek, byli ranni, podczas marcowego nalotu wypadły szyby z okien w budynku szpitala, szkło poraniło rannych żołnierzy leżących pod oknami.

W marcu wojska radzieckie uaktywniły działania na kierunku kowelskim, oddziały 27 Wołyńskiej Dywizji AK były w przededniu spotkania z Armią Czerwoną. W połowie marca pierwsze patrole „rozwiedki” pojawiły się w rejonie Zasmyk, doszło do spotkania z dowództwem radzieckim, w wyniku wstępnego porozumienia polskie oddziały weszły do akcji przeciw Niemcom, wspólnymi siłami zdobyły Turzysk i  Turopin. Optymizm jaki towarzyszył założeniom związanym z rozpoczęciem planu „Burza” skorygowały późniejsze wydarzenia, a właściwie decyzja polityczna „Wielkiej Trójki” podjęta w Teheranie (listopad 1943 r.) odnośnie polskiej granicy wschodniej, o której nie wiedziało dowództwo 27 WDAK, a wiedzieli oficerowie radzieccy. Podczas następnego spotkania  ppłk „Oliwa” zgodnie z formułą zawartą w rozkazie „Burza” witał radzieckiego generała, dowodzącego tym odcinkiem frontu, w imieniu Wojska Polskiego na polskiej ziemi, generał Siergiejew jako gospodarz witał ppłk „Oliwą” na ziemi ukraińskiej. Podczas tego spotkania uzgodniono podstawowe zasady współdziałania w strefie frontowej. Dowództwo radzieckie wyraziło zgodę na utrzymanie łączności ze swoimi władzami, wykluczyło pozostawanie jakichkolwiek oddziałów na tyłach frontu. Zgodnie z ustaleniami w końcu marca 1944 r. oddziały „Gromady”  zostały przegrupowane w rejon Lubomla. Przebieg działań bojowych Dywizji w operacji kowelskiej w współdziałaniu z wojskami radzieckimi opisał Józef Turowski w książce  – „Pożoga – Walki 27 Wołyńskiej Dywizji AK”.

Po odejściu 27 WDAK znaleźliśmy się w nowej, niepewnej sytuacji, zostaliśmy bez ochrony. Do Kupiczowa wszedł oddział partyzantki radzieckiej – gdy odchodził wybuchła panika – lęk przed banderowcami, dowódca oddziału powiedział – nie obawiajcie się nasze czołgi stoją niedaleko. W Wielką Sobotę, 8 kwietnia 1944 r.do Kupiczowa wjechały czołgi radzieckie, były to święta szczególne, w pierwszy dzień przeżyliśmy bombardowanie niemieckie.

W połowie kwietnia na wołyńskim froncie powstała bardzo niekorzystna sytuacja, niemieckie silne jednostki pancerne, od strony Lubomla atakowały wojska radzieckie. Niemcy zajęli Turzysk, masyw lasów świnarzyńskich i rozpoczęli artyleryjski ostrzał i silne bombardowanie Kupiczowa. Detonacje, rozrywające się pociski wywołały panikę. Płonęła zabytkowa cerkiew i inne budynki, przerażeni mieszkańcy kryli się w bunkrach, dołach lub uciekali, za uciekającymi lotnicy niemieccy strzelali z broni pokładowej. Polacy uciekali w kierunku Zasmyk, nad naszymi głowami leciały pociski, za moment zostaliśmy zasypani ziemią, zawróciliśmy i z Czechami kierowaliśmy się na drugą drogę wylotową zatłoczona przez cofające się samochody wojskowe i pojazdy konne, którymi ewakuowano rannych, wiele osób zostało rozerwanych przez pociski, ciężko poranione konie wojskowi dobijali. Znaleźliśmy się na pierwszej linii frontu, na samym dnie piekła. Po okresowej ciszy w niebo zaczęły lecieć strumienie ognia, kontratak radziecki z udziałem „katiusz” spowodował odwrót Niemców z kupiczowskich pól. W tej sytuacji dowództwo radzieckie zdecydowało o ewakuacji ludności cywilnej za linię frontu. Czechów ewakuowano do czeskich kolonii pod Łuckiem, a Polaków w rejon Kiwerc-Przebraża.

Po utrudnieniach dotarłam do rodziny w Zasmykach, od miesiąca stały tu jednostki Armii Radzieckiej, w części spalonej żołnierze mieszkali w ziemiankach, pozostałe domy zajmowało wojsko. Dziennikarze, którzy redagowali gazetkę frontową informowali nas, że tam gdzie będziemy ewakuowani stoi Armia Polska, nie wierzyłam, według moich wyobrażeń Wojsko Polskie miało nadejść z Zachodu. Akcję ewakuacyjną przeprowadziło wojsko radzieckie, na duże samochody pakowano ludzi starych i dzieci, pozostali jechali wozami, do których były przywiązane krowy, większość z tobołkami szła piechotą. Minęliśmy szmat zniszczonego Wołynia, zostaliśmy rozmieszczeni we wsiach leżących pomiędzy Rożyszczami a Kiwercami. Niezapomniane było moje  spotkanie z polskimi żołnierzami I Armii Wojska Polskiego, stacjonującymi w Kiwercach, była to niedziela, wielu ewakuowanych Polaków uczestniczyło w koncercie przygotowanym przez żołnierzy – artystów. Na tym terenie trwała mobilizacja do Wojska Polskiego. W pierwszych dniach czerwca 1944 r. z dużą grupą zmobilizowanych dziewcząt, pociągiem towarowym z Rożyszcz odjeżdżałam do Żytomierza.

Po rozpoczęciu letniej ofensywy frontu wschodniego, ewakuowani Polacy wracali, nie widząc żadnych perspektyw na ułożenie życia w spopielonych wsiach, nie czekali na ekspatriację, tuż za wojskami jechali taborami lub szli piechotą do przyszłej granicznej rzeki Bug, wielu przedostało się do Chełma pociągami z Wojskiem Polskim. Za wszystkie nasze nieszczęścia, destabilizację, niewyobrażalne zniszczenie Wołynia obciążaliśmy Niemców, przy ich wydatnej pomocy, bandy ukraińskich nacjonalistów dokonały barbarzyńskiej depolonizacji polskich Kresów Wschodnich.

 

Monika Śladewska


Manipulacja historią Huty Pieniackiej
Zbrodnie Waffen-SS usiłuje się zataić, tylko że prawdy ukryć się nie da

Z udziałem prezydentów Polski i Ukrainy 28 lutego br. obchodzono 65. rocznicę zagłady Huty Pieniackiej, polskiej wsi położonej w pow. Brody, w woj. tarnopolskim. W 1939 r. wieś liczyła ok. 800 mieszkańców. Od czerwca 1943 r. do Huty zaczęli napływać uciekinierzy, Polacy z Wołynia, a od początku 1944 r. Polacy z okolicznych wsi zagrożeni napadami banderowców. W tym czasie przebywało tam ponad 1,5 tys. osób. Kilkakrotne próby atakowania Huty Pieniackiej przez terenowe bandy UPA były odpierane przez samoobronę. Stacjonowała w tym rejonie 8. kompania 52. pułku Armii Krajowej.
23 lutego 1944 r. wieś została zaatakowana przez ok. 60 żołnierzy IV pułku policyjnego dywizji SS-„Galizien”, komendant samoobrony nakazał obserwację, jako że napastnicy byli w mundurach Wehrmachtu, gdy ci żołnierze zaczęli strzelać do mieszkańców i pytać o sowieckich partyzantów, komendant wydał rozkaz obrony. Walka trwała około trzech godzin, podczas niej byli zabici i ranni. Na terenie wsi esesmani zostawili pięciu zabitych, na podstawie dokumentów ustalono, że pochodzili z okolic Kołomyi i Stanisławowa. 28 lutego IV pułk dywizji SS-„Galizien” w sile ok. 1,5 tys. ludzi, wyposażony w ciężką broń maszynową, otoczył wieś i po sygnałach świetlnych przypuścił atak na bezbronnych mieszkańców. O planowanym ataku samoobrona została uprzedzona, nie podjęła zbrojnego oporu, wycofała się.
Za ukraińskimi esesmanami pod wieś podjechały bojówki OUN-UPA z benzyną w kanistrach, zajęły się grabieżą dobytku i mordowaniem ukrywających się Polaków. Mieszkańców spędzono do kościoła, rozpoczęto segregację, następnie partiami wyprowadzano i wganiano do budynków, które podpalano. Żadne słowo nie jest w stanie oddać tego, o czym mówi kilkudziesięciu cudem ocalonych. Prokuratorzy Komisji Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu przesłuchali wszystkich świadków i potwierdzili zbrodnię ludobójczą. Na podstawie dokumentów i relacji świadków H. Komański i Sz. Siekierka opracowali dokumentacyjną książkę „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w woj. tarnopolskim 1939-1947”.
Z okazji tej rocznicy w „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad z dr. G. Motyką przeprowadzony przez Marcina Wojciechowskiego, dziennikarza „GW”. Obaj panowie znani są z rozpowszechniania mitów i wybielania wizerunku ukraińskiego ruchu faszystowskiego pod nazwą Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), więc pytania i odpowiedzi zostały tak sformułowane, aby czytelnicy jak najmniej dowiedzieli się o okrucieństwie ukraińskich zbrodniarzy, a o dywizji SS-„Galizien” w ogóle.
Już w nagłówku napisano:
„65 lat temu spacyfikowano polską wieś na Ukrainie”. Na jakiej Ukrainie? Ukraina uzyskała niepodległość w 1991 r. Wieś spacyfikowano na terenie II Rzeczypospolitej Polskiej, podczas okupacji niemieckiej. Pracownik naukowy PAN nie wie, że zaszłości historyczne muszą być badane w zgodności ze stanem geopolitycznym okresu, którego wydarzenia dotyczą.
Na wstępie pan Motyka mówi, że 23 lutego „w pobliże Huty Pieniackiej podszedł patrol IV pułku policji SS”. Otóż nie podszedł, lecz zaatakował, a to jest różnica. Na jakiej podstawie historyk Motyka wyliczył 600-800 osób zamordowanych? Uratowało się kilkadziesiąt, część była poza wsią, szacunkowo podaje się ok. 1,1 tys. osób, wieś w ciągu dnia zniknęła z powierzchni ziemi. Historyk mówi dalej, iż ochotnicy zgłaszający się do dywizji SS-„Galizien” mieszkali w „dawnych Austro-Węgrzech”, i operuje terminem „Galicja”. Galicja przestała istnieć z chwilą zakończenia I wojny światowej. Ci ochotnicy wychowali się w II RP, byli obywatelami polskimi, narodowości ukraińskiej. Ten fakt ocalił ich od odpowiedzialności za zbrodnie wojenne.
Red. Wojciechowski pyta mianowicie: „niektórzy ukraińscy historycy powołują się na notatkę, że ukraińskie formacje brały udział w zdobyciu Huty Pieniackiej do pewnego momentu, a mordu dokonali Niemcy”. W jakim celu dziennikarz przypomina kłamstwo z ukraińskiej nacjonalistycznej historiografii, skoro w wątpliwość podał je sam Motyka?
Po obejrzeniu filmu „SS w Wielkiej Brytanii”, wyświetlonego 7 stycznia 2001 r., w telewizji angielskiej, prof. R. Wernik napisał, że gdy o ataku na Hutę Pieniacką mówili świadkowie
S. Jasińska i S. Biernacki, przerwał im Melnyk (piszący książkę o dywizji SS-„Galizien”) i twierdził, iż żołnierze tej dywizji w ataku udziału nie brali i po podejściu pod Hutę zostali odwołani. Telewidzom pokazano listę żołnierzy odznaczonych za tę akcję Żelaznymi Krzyżami (R. Wernik, „Na rubieży”, nr 75).
Pan Motyka podkreśla, że „była to niemiecka pacyfikacja dokonana rękami ukraińskich żołnierzy”. Pominął problem kolaboracji i fakt, że zastępcami dowódców byli oficerowie ukraińscy, wywodzący się z niesławnych batalionów „Nachtigall” i „Roland”. Niektórzy z nich do 1939 r., jako oficerowie kontraktowi, służyli w Wojsku Polskim, przykładowo kpt. Pobihuszczyj, ppłk. Szandruk i Diaczenko. Zastępcą dowódcy IV pułku SS, który atakował Hutę Pieniacką, był oficer ukraiński.
Jeden z propagandowych chwytów wypracowanych przez spadkobierców OUN głosi „to nie my”, zawinili Polacy, partyzanci sowieccy, komuniści, w tym przypadku Niemcy. Tym tropem rozumowania idą poplecznicy kłamliwej retoryki i niektórzy historycy, dla nich zbrodnia ludobójstwa dokonana na ok. 200 tys. Polaków jest tylko „akcją antypolską”.
Podejmując temat Huty Pieniackiej, należy odpowiedzieć na pytanie, w jakiej sytuacji wojennej formowała się dywizja SS-„Galizien”. I jak jej haniebne działania ocenił Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze.
Wróćmy więc do początku roku 1943. Na Wschodzie trwała Wielka Wojna Ojczyźniana. Wojska radzieckie przygotowywały się do zimowej ofensywy pod Stalingradem, łamiąc opór 6. Armii feldmarszałka von Paulusa, przejęły inicjatywę strategiczną. Przed Niemcami zarysowała się wizja klęski militarnej i w tym momencie dostrzeżono przydatność kolaboranckich frontowych jednostek ukraińskich.
Przywódcy OUN wierzyli jeszcze w operację desantową na Bałkany. Dla OUN-B był to sygnał do rozpoczęcia rewolucji narodowej. Na Wołyniu i Polesiu kształtowały się zbrojne struktury pod nazwą Ukraińska Powstańcza Armia. Banderowcy nazwę UPA zawłaszczyli (tak nazwał swoje zagony Bulba-Borowec) i rozpoczęli usuwanie okupantów z ziem ukraińskich. „Usuwanie” oznaczało unicestwienie.
Od 1941 r. OUN-Melnyka zabiegała o utworzenie ukraińskiej jednostki wojskowej w ramach niemieckich sił zbrojnych. O utworzenie takich jednostek do gubernatora GG zwracał się także przewodniczący UCK Kubijowycz. Wówczas starania te nie trafiały na podatny grunt. Dopiero w lutym 1943 r. Kubijowycz – symbol ukraińskiego kolaboracjonizmu, w tej sprawie został zaproszony do Berlina. Hitler wyraził zgodę na utworzenie ukraińskiej dywizji w ramach Waffen-SS. Werbunek przebiegał na terenie dystryktu Galizien. Zaciąg poparł metropolita Szeptycki i większość duchowieństwa greckokatolickiego, powołano kapelanów i błogosławiono przyszłych morderców.
W kwietniu 1943 r. w ramach Waffen-SS powstała dywizja nie jako ukraińska, ale SS-„Galizien”, otrzymała nr 14. Rekruci złożyli przysięgę na całe życie być wiernym Adolfowi Hitlerowi. Prócz pułków liniowych w skład dywizji wchodziło pięć pułków policyjnych przeszkolonych do zadań pacyfikacyjnych i walki z partyzantką radziecką (W. Poliszczuk, „Gorzka prawda”, Toronto 2004, s. 132.). Wojska Waffen-SS należały do najbardziej sfanatyzowanych formacji hitlerowskich. Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze uznał je za organizację zbrodniczą.
Zbrodnie tej dywizji usiłuje się zataić, tylko że prawdy ukryć się nie da. Policyjne pułki SS-„Galizien” odpowiadają za masakrę w Podkamieniu (zginęło ok. 600 Polaków) i wielu innych miejscowościach okupowanej Polski oraz za udział w zwalczaniu polskiego podziemia na Lubelszczyźnie.
Między frakcjami OUN-B i OUN-M nie było różnic doktrynalnych, utworzone formacje zbrojne współdziałały ze sobą, stosowały te same metody znęcania się nad ludnością cywilną, nie tylko polską. Po podejściach, jak to określają obrońcy OUN, zostawały zgliszcza, trupy ludzkie i cisza grobowa.

Apologeci OUN zaprzeczają, że kolaborujące z Niemcami ukraińskie paramilitarne jednostki brały udział w tłumieniu powstania w getcie warszawskim i powstania warszawskiego. Nie wspominają o okrucieństwie schutzmannów, o kureniu im. Konowalca ani o poprzedzającym polską tragedię Holokauście Żydów przy wydatnej pomocy policji ukraińskiej.
W lipcu 1944 r. cztery policyjne pułki SS-„Galizien” zostały włączone do macierzystej jednostki i wysłane na front pod Brodami, gdzie zostały rozgromione ogniem katiusz. Radzieckie wojska liniowe wiedziały, kogo mają przed sobą, z 16-tysięcznej dywizji przy życiu została jedna trzecia, z tego ok. 3 tys. udało się przebić z kotła, część poszła do UPA. Niedobitków przerzucono na Bałkany, walczyli z powstańcami słowackimi i partyzantami Broz-Tita. O tym historyk Motyka nie wspomina. Na pograniczu włosko-austriacko-słoweńskim poddali się aliantom i zostali skierowani do obozów internowania w Rimini. Dowódca dywizji gen. Freitag popełnił samobójstwo.
W wyniku zabiegów dyplomatycznych i wstawiennictwa gen. Andersa, jako obywateli polskich nie wydano ich Związkowi Radzieckiemu, pozwolono wyjechać do Anglii, Australii, Kanady, USA, gdzie zasilili ukraińskie struktury nacjonalistyczne.
Archiwum wojskowe we Freiburgu dysponuje listą ukraińskich zbrodniarzy, nie może jednak rozpocząć procesu oskarżenia, gdyż wymienieni na liście UNWCC (angielskiej instytucji poszukującej odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne) nie byli i nie są obywatelami Niemiec.
Historia zatoczyła koło. Na dzisiejszą Ukrainę wkroczyli nie tylko pogrobowcy UPA, ale także dywizyjni esesmani. W 50. rocznicę powstania SS-„Galizien” w Kijowie odbył się zjazd kombatantów z udziałem polityków, którym nie przeszkadza uczestnictwo faszystów w organizacji ludobójczej ani to, że występowali przeciwko własnemu narodowi. Apologeci OUN przekonują, że szli do oddziałów kolaboranckich, gdyż nie mieli alternatywy, bo tylko Niemcy były zainteresowane stworzeniem niepodległej Ukrainy. Gdyby przeczytali „Mein Kampf”, wiedzieliby, że Hitler planował własne imperium tysiącletniej Rzeszy.
W sytuacji, gdy gloryfikuje się zbrodniarzy wojennych i przedstawia jako wzorzec do naśladowania, to rocznicowe obchody w Hucie Pieniackiej były obrazą Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej, która zareagowała histerycznie.

Naprędce spreparowano dokument, w którym napisano, iż popierają inicjatywę strony polskiej odnośnie do uczczenia pamięci ofiar, wzywają do wspólnego wypracowania scenariusza obchodów, ale potępiają jakiekolwiek „spekulacje polityczne” na ten temat. W pokrętnym dokumencie jest ostrzeżenie – „niedopuszczalnym jest przekazywanie za prawdę tych przypuszczeń, które nie są potwierdzone przez źródła historyczne” („Nasze Słowo”, nr 9, 01.03.br.). Szkoda, że dokumentu nie opublikowała prasa polska, miał on na celu złagodzenie i nieakcentowanie słowa „zamordowani” i przez kogo.
Prezydenci Polski i Ukrainy oddali hołd ofiarom, jednak nie wskazali na sprawców tej straszliwej zbrodni. Prezydent Kaczyński w imię budowania mitycznego „strategicznego partnerstwa” nie omieszkał winą obciążyć siły stron trzecich. Podkreślił wzorcowe stosunki łączące Polskę i Ukrainę, mimo że przeczyła temu atmosfera. Widział przecież młodych, jednakowo ubranych demonstrantów krzyczących pod czerwono-czarną ounowską flagą, byli ok. 100 m od centrum uroczystości. Grupa zawiedzionych Polaków zwinęła transparent z napisem „Dziękujemy Panie Prezydencie”.

Monika Śladewska


Nobilitacja upiorów zbrodni

Upiory przeszłości, które dziś budzą ze snu, wyszły z podziemia w Polsce w burzliwych latach 80-tych, na Ukrainie później. Jak doszło do tego i kto drogę do banderyzacji Ukrainy wytyczył przez Polskę? Na to pytanie odpowiedzieli: badacz ukraińskiego nacjonalizmu dr hab. Wiktor Poliszczuk w pracy „Gorzka Prawda” i amerykańscy autorzy Richard Breitman i Norman J. W. Goda w książce pt „Cień Hitlera.  Nazistowscy zbrodniarze wojenni, wywiad amerykański i Zimna Wojna”. (Myśl Polska 30 stycznia – 6 luty 2011). Można jeszcze przypomnieć znane powiedzenie – tam gdzie rozum śpi budzą się upiory.

Po zakończeniu drugiej wojny światowej nazizm niemiecki i faszyzm włoski zostały potępione, główni zbrodniarze osądzeni, natomiast ukraińscy zbrojni kolaboranci Hitlera, którzy z wojskiem niemieckim przedostali się na Zachód, dzięki ówczesnemu zainteresowaniu się nimi amerykańskich i brytyjskich wywiadów byli pod ochroną. Za duże pieniądze owych służb, pod różnymi nazwami zostały odbudowane struktury  Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Liderów i aktywnych działaczy włączono do walki ideologicznej przeciwko ZSRR, rozpoczętej przez USA w 1946 r.  Szlak kurierski szpiegów przerzucanych do ZSRR prowadził przez Polskę. Ukraińscy nacjonalistyczni emigranci w oczekiwaniu na swój czas, głównie w USA i Kanadzie rozwinęli działalność wydawniczą i propagandową dezinformującą opinię światową,  odżegnali się od współpracy z Niemcami, zataili fakt wymordowania co najmniej 200 tyś. kresowych Polaków, zapomnieli o likwidacji gett żydowskich przez ukraińską policję na służbie niemieckiej, politycznie podlegającej OUN-Bandery, nie wspomnieli o istnieniu banderowskiej „Służby Bezpeky” z rąk której zginęło 80 tys. Ukraińców.

Wykształceni w II RP ukraińscy emigranci odpowiedzialni za zbrodnie ludobójstwa mieli duży wpływ na błędne kształtowanie ocen ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego z okresu drugiej wojny światowej. Wpływali na poglądy  polskich historyków na Zachodzie, pracowników radia „Wolna Europa” i redakcję paryskiej „Kultury”. Jerzy Giedroyć jako pierwszy rozpoczął oswajanie Polaków z duchem Bandery, od lat 50-tych rozpowszechniał mity o heroizmie  bojówkarzy UPA i głosił: „Bez niepodległej Ukrainy nie ma niepodległej Polski”. W Zeszytach Historycznych zamieszczał pseudopisarstwo dziennikarzy i historyków mieszkających w Polsce podających się za Polaków.  Od czasu powstania „Solidarności” sprawy ukraińskie zajmowały szczególnie dużo miejsca, propagandowe twierdzenia „Kultury” były przyjmowane jako dogmat nie tylko przez „demokratyczną” opozycję także przez niezorientowanych w sprawie Polaków. W efekcie gdy w 1989 r. nadeszła tzw. wolność, przedstawiciele mniejszości narodowych byli dobrze przygotowani do objęcia decydenckich stanowisk w Polsce.

Po zmianie systemu politycznego najbardziej zasłużonymi obrońcami idei ukraińskiego nacjonalizmu byli członkowie Unii Wolności i  opozycjoniści z KOR-u, których celem nie była obrona robotników lecz przejęcie władzy za wszelką cenę. Bezwarunkowe wspieranie wybudzonych z letargu, pogrobowców OUN-UPA, bezrefleksyjne przyjęcie ich propagandowej retoryki i manipulowanie opinią społeczną  w dziedzinie stosunków polsko-ukraińskich wywołało reakcję. Walka o godne uczczenie pamięci ofiar upowskiego barbarzyństwa i obrona dobrego imienia polskich żołnierzy  po wojnie walczących z tzw. UPA o integralność granic państwa polskiego była niezwykle trudna z wielu powodów mianowicie, do zakłamywania historycznych zaszłości włączył się kapitał zachodni, finansujący ośrodki mające wpływ na politykę i naukę, przykładowo Ośrodek „Karta” i inne. Pojawiło się wielu ekspertów, analityków i komentatorów a także doradców cierpiących na chorobliwą rusofobię, z którymi trudno polemizować gdyż alergicznie reagują na fakty historyczne i słowo „ludobójstwo”.  Wielonakładowa prasa zamieszczała tendencyjne artykuły, „Rzeczpospolita” przedrukowywała z paryskiej „Kultury” wyjątkowo zafałszowany artykuł T. Olszańskiego pt. „Pamięć o Kresach – tak ale jaka”. Kresowian zaszokowała rewelacyjna wiadomość, że współpraca wołyńskiej AK z partyzantką i Armią Radziecką była kolaboracją na dużo większą skalę  niż współpraca UPA z Niemcami.  W manipulowaniu pojęciami przodowała i nadal przoduje Gazeta Wyborcza. Pan A. Michnik  ma wybitne zasługi w budzeniu upiorów przeszłości na Ukrainie, jako rzecznik sprawy ounowskiej utożsamił ukraińskich nacjonalistów z Narodem Ukraińskim. „Słowo Powszechne” udostępniło swoje łamy stypendyście hitlerowskiemu B. Osadczukowi, który już w lipcu 1989 r. przybył  do Polski i perfekcyjnie maskował haniebne dziedzictwo OUN-UPA, kreując się na przyjaciela Polaków, pajęczą nicią oplatał polskich sprzymierzeńców do krucjaty antyrosyjskiej, nie szczędził też obelżywych epitetów wobec ludzi cieszących się poważaniem, w „Naszym Słowie” (18 VI 1998 r.) napisał: „W Polsce działa antyukraińska banda czworga – Prus, Wilczur, Berny i ich poplecznik ukraińskiego pochodzenia Poliszczuk”.

W III RP orędownicy ukraińskiego nacjonalizmu inspirowali i z powodzeniem realizowali wiele akcji, przełomowym momentem był rok 1990, trzy zdarzenia zasługują na szczególną uwagę:

  • 24 lutego w Warszawie zwołano Nadzwyczajny Zjazd Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego. Na zjeździe ustalono statut nowej organizacji pod nazwą Związek Ukraińców w Polsce, ster przejęli młodzi potomkowie ukraińskich ekstremistów i rozpoczęli prace od nobilitowania OUN-UPA, oskarżania Polaków i nagłaśniania skutków operacji „Wisła”.
  • W dniach 4-5 maja w Jabłonnie k. Warszawy zorganizowano spotkanie parlamentarzystów z Polski i Ukrainy, na którym wyrażono żal z powodu jak napisano – wzajemnie sobie wyrządzonych krzywd. Nie wszyscy uczestnicy byli parlamentarzystami, do nich należała B. Berdychowska, B. Skaradziński i J. Turowicz, wśród polskich parlamentarzystów znalazł się Ukrainiec dr W. Mokry i czołowi protektorzy ukraińskich nacjonalistów jak: J. Kuroń, R. Małachowski, J. Turowicz, A. Michnik.
  • 3 sierpnia Senat potępił „akcję Wisła”, projekt podstępnie przeforsował  R. Duda uchodzący dotąd za Polaka.

W 1990 r. we Lwowie ukazał się tekst Uchwały Krajowego Prowidu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów podjętej 22.06.1990 r., fragment dotyczący Polski został opublikowany 12.04.1991 r. w Magazynie Tygodniowym Polski Zbrojnej. Na wstępie czytamy – „ obejmuje różne sprawy społeczne, w tym również stosunek do OUN – jako awangardy narodu ukraińskiego do Polski i Polaków.” W uchwale napisano m.in. „Polska jest Ukrainie potrzebna jako sojusznik, do rozbicia ZSRR. W tym celu należy wszystkimi siłami popierać w Polsce wszystko co ma posmak antyrosyjski” , „Wykazywać podobieństwa między UPA i AK”. W uchwale jest także złowieszczy zapis – „Nigdy nie zależało nam na sile Polski i teraz nie zależy, wręcz przeciwnie na jej osłabieniu wewnętrznym i międzynarodowym. Zależy nam na tym żeby w Polsce istniała słaba służba wewnętrzna i słaba nieliczna armia  (…)  to wszystko ma służyć osłabieniu Polski, a w przyszłości doprowadzić nawet do zupełnej dekompozycji państwa polskiego”.

Po 1989 r. Polska była celem wizyt organizatorów „Ruchu” z Ukrainy, miejscem spotkań członków ukraińskich organizacji rodzimych i spoza granicy. Na tych sabatach formułowano roszczenia pod adresem rządu polskiego, nie ukrywano, że tzw. Zakierzonie to ziemie ukraińskie. Do Polski przybył „prezydent” Światowego Kongresu Ukraińców A. Łozińskij, który doradzał przedstawicielom władz aby potępiły zbrodnie popełnione wobec Ukraińców gdyż dokonała je inna władza aniżeli obecna, domagał się zwrotu mienia i przyznania zapomóg byłym upowcom po wojnie przejściowo osadzonych w Jaworznie.

W minionych latach odbyło się wiele konferencji, na których historię podporządkowano potrzebom bieżącej polityki. Specjaliści od preparowania historii na użytek OUN nagłaśniali krzywdy wyrządzone Ukraińcom przez II RP i PRL. Na wspólnych seminariach zorganizowanych przez ZUwP  i Światowy Związek Żołnierzy AK ustalono – „Obie strony zgadzają się co do narodowo-wyzwoleńczego charakteru UPA”. Spotkało się to ze zrozumiałym oburzeniem nie tylko kombatantów 27 Wołyńskiej Dywizji AK, Władysław Siemaszko na Zjeździe weteranów w 2002 r. powiedział: „Koledzy zrobiono z nas odwetowców. Jest to nie tylko nie zgodne z prawdą, ale też godzi w dobre imię naszej Dywizji (…) przyjęte zostało nacjonalistyczne słownictwo, wymieszano prawdę z kłamstwem i przygotowano grunt do tego co obecnie odbywa się na Ukrainie, a mianowicie do rehabilitacji OUN-UPA”. W omawianym okresie doszło do podpisania deklaracji z admiratorami ukraińskiego nacjonalizmu o pojednaniu i wybaczaniu wzajemnych krzywd. Podpisy złożyli prezydent A. Kwaśniewski i przewodniczący Episkopatu abp J. Michalik. Na wspólnych modlitewnych spotkaniach wygłoszono wiele mów pełnych frazesów, bezmyślnie operowano formułą – „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, bez wskazania kto z kim ma się jednać i co przebaczać. Wszystko to nie przełożyło się na poziom społeczeństwa.

Rok 2016 był niezwykle ważnym rokiem dla Polaków, 22 lipca Sejm i Senat RP przyjął uchwałę, która oddawała hołd ofiarom OUN-UPA i nazwała zbrodnie ludobójstwem, na ekrany wszedł film W. Smarzowskiego „Wołyń”. Wywołało to irytację elit Ukrainy, deputowany Szuchewycz  – junior pytał dziennikarza I. Miecika: „Ile waszym posłom zapłaciła Moskwa za nazwanie wydarzeń na Wołyniu  ludobójstwem”? Projekcję  filmu „Wołyń” w Kijowie odwołano. W Gazecie Wyborczej (2 grudnia 2016 ) ukazał się artykuł pt. „Takiej Polski już nam nie trzeba”. Był to wywiad z prof. J. Hrycakiem szefem katedry historii Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie, profesor oznajmił: „polityczne pojednanie traci na znaczeniu (…) Ukraina potrzebuje skutecznego sojusznika. Dzisiejsza Polska nie spełnia tego kryterium (…) Kijów potrzebuje iść do Berlina”. Nic nowego nie powiedział prof. Hrycak, ukraiński ruch nacjonalistyczny jaki narodził się w Galicji, z inspiracji Austro-Węgier  był wspierany przez Niemców, szczególnie podczas walk z Polakami o Lwów w 1918 r. Wówczas już funkcjonowało powiedzenie  – „Z nami Boh i Niemcy”.

Ukraińscy nacjonaliści zawsze traktowali Polaków jako wrogów na równi z Rosjanami i Żydami. Terrorystyczne organizacje UWO i OUN jakie działały na terenie II RP ściśle współpracowały najpierw z Republiką Weimarską następnie z Niemcami hitlerowskimi.  Obie frakcje OUN – Bandery i Melnyka wspomagały Hitlera do ostatniego dnia drugiej wojny światowej.

 

Monika Śladewska



Zafałszowane listy ukraińskich intelektualistów

Ukraińscy intelektualiści o banderowskich sympatiach włączyli się do akcji pod nazwą „pojednanie narodów” i „wzajemne wybaczanie” zainicjowanej przez gloryfikatorów ukraińskiego szowinizmu w wydaniu banderowskim. Osoby z tytułami naukowymi, akademicy posiadający wiedzę o terrorystycznej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), o jej strukturach zbrojnych, walczących po stronie Niemiec hitlerowskich przeciwko własnemu narodowi, wiedzą, że ciąży na nich zarzut ludobójstwa na co najmniej 200 tysiącach Polaków a jednak w ich obronie podpisują listy, bez zwracania uwagi na znaczenie słów. Podstawą do formułowania listów, apeli, oświadczeń i wspólnych deklaracji prezydentów oraz arcypasterzy Kościołów jest scenariusz opracowany w diasporze przez ukraińskich nacjonalistycznych emigrantów, którzy przed frontem wschodnim z wojskami niemieckimi umknęli na Zachód. Liderzy podzielonej OUN, zatrudnieni na etatach amerykańskich i brytyjskich służb specjalnych napisali własną wersję historii, usprawiedliwili swoją ludobójczą działalność przedstawili opinii światowej mity o walkach z Niemcami, Sowietami i „konfliktach” z Polakami. Cały ten zestaw fikcji został przetransferowany z zagranicy na Ukrainę w roku 1991. Intelektualiści bezkrytycznie akceptują tezy zawarte w ukraińskiej nacjonalistycznej historiografii operują określeniami „konflikt polsko-ukraiński” i „tragedia Wołynia” podczas gdy rzetelna nauka nie przedstawia dowodów na istnienie konfliktów na tle narodowościowym, natomiast dostarcza wiele dokumentów  o zbrodniczym programie OUN realizowanym metodą ludobójstwa, podczas II wojny światowej i po wojnie do roku 1947.

Po zmianie ustroju w 1989 r. Polacy czekali na potępienie przez parlamenty Polski i Ukrainy najbardziej zbrodniczych organizacji jakimi były OUN-UPA, szansą miała być uroczystość 60 rocznicy apogeum zbrodni wołyńskiej zorganizowana w Porycku obecnej Pawliwce z udziałem prezydentów Polski i Ukrainy oraz duchowieństwa, niestety nadzieje okazały się płonne. Wspierani przez strategów amerykańskich pogrobowcy OUN-UPA  zagrozili prezydentowi Leonidowi Kuczmie, że jeżeli przeprosi Polaków to uznają go za zdrajcę. W przemówieniu prezydenta Kuczmy nie padły słowa, które należą się ofiarom OUN-UPA: Prosimy o wybaczenie, potępiamy sprawców i ich ideologię. W Polsce natomiast pod naciskiem neobanderowskiego lobby do Komitetu Obchodów 60. Rocznicy Wydarzeń na Wołyniu nie wszedł ani jeden przedstawiciel organizacji kresowych, prawem kaduka znalazł się w nim M. Kertyczak przewodniczący Związku Ukraińców w Polsce. Dla ministra M. Siwca, który stanął na czele Komitetu, ludobójstwo było „wydarzeniami” tylko na Wołyniu. W wywiadzie udzielonym z okazji tej rocznicy minister powiedział:  (…) „masakry na Wołyniu to taki moment w dziejach Ukraińców  nie Ukrainy, bo przecież takiego państwa wtedy nie było”. Bojówkarzy tzw. UPA pan Siwiec podniósł do rangi „powstańców”, jeśli taką wiedzą dysponował minister to jak można potępić „powstańców”, których  jedynym celem było usunięcie okupantów ziem ukraińskich, głównie Polaków.

W 2003 r. na zachodniej Ukrainie władze terenowe były opanowane przez element nacjonalistyczny, wznoszono i święcono pomniki czołowych przedstawicieli ukraińskiego faszyzmu, w Radzie Najwyższej, gdzie już zasiadali apologeci OUN-UPA  toczyła się dyskusja przepraszać Polaków – takie głosy były, nie przepraszać. Przewodniczący Rady Najwyższej W. Łytwyn oświadczył, że za wydarzenia wołyńskie nie można przepraszać, gdyż w tym czasie nie było państwa ukraińskiego i apelował do polityków aby nie szukali winnych „nie znajdziecie ich nawet w sądny dzień” powiedział to nieprzeciętny ignorant, tylko przewodniczący parlamentu. W takich realiach list otwarty do społeczeństwa polskiego wystosowali przedstawiciele inteligencji, autorytety publiczne ze Lwowa i Kijowa (Gazeta Wyborcza 24.02.2003).  Autorzy piszą: Prosimy o wybaczenie Polaków, których złamał ukraiński oręż a poprzez nich całe społeczeństwo. Wyrażamy żal, że tę broń skierowano przeciwko niewinnym ludziom. Usunięcie siłą społeczności polskiej z Wołynia było tragiczną pomyłką  ( … ) tylko wzajemne przebaczenie może być przepustką do normalnych stosunków polsko-ukraińskich w przyszłości”. Intelektualiści zwrócili się   z prośbą o wzajemne wybaczenie w imieniu jakichś nieuchwytnych osobników, którzy uderzyli nie tam gdzie zamierzali i piszą o pomyłce mając świadomość, że była to planowa doktrynalna rzeź bezbronnej ludności polskiej i nie tylko polskiej przez znanego z nazwy sprawcę: OUN-Bandery, a nie przez oręż ukraiński. Za niesienie pomocy tej ludności z rąk banderowców zginęło wiele tysięcy Ukraińców.  Tego obrazu nie można zniekształcać i zbrodniami OUN-UPA obciążać Naród Ukraiński, a do tego zmierzali intelektualiści podpisując  list w 2003 r.

Rocznicowe uroczystości zorganizowane 11 lipca 2003 r. w Porycku były politycznym kompromisem, sprawców ludobójstwa nie potępiono, prezydenci i hierarchowie wypowiedzieli wiele słów na temat pojednania narodów i wzajemnego wybaczania krzywd. Prezydent Kwaśniewki nawiązał do 11 lipca 1943 r. i powiedział, że w tym dniu oddziały UPA zaatakowały 167 miejscowości i że w Porycku okrutnie zamordowali 300 osób, natomiast prezydent Kuczma słowo „UPA” pominął.  Po odjeździe delegacji ukraińscy nacjonaliści z czerwono-czarnymi flagami, na kwiatach złożonych przez prezydentów położyli plakat o treści: „Przed okupantami kajają się tylko kolaboranci i zdrajcy”.

7 grudnia 2004 r. w czasie trwania sterowanej z zewnątrz rebelii zwanej pomarańczową rewolucją intelektualiści podpisali kolejny list do Polaków. Dużą rolę w tej rewolucji odegrał blok W. Juszczenki  „Nasza Ukraina” i wchodząca w jego skład „Ukraińska Narodowa Samoobrona”, to jej członkowie deptali polską i rosyjską flagę, wznosili antypolskie hasła. Polacy nie rozumieli postaw prezydentów L. Wałęsy i A. Kwaśniewskiego oraz polityków PO i  PiS, którzy w Kijowie stanęli w jednym szeregu z banderowcami i esesmanami  z dywizji SS Galizien bez rozliczenia z historią. Jeszcze trudniej było zrozumieć  opowiedzenie się Episkopatu Polski po stronie ukraińskich szowinistów z pominięciem problemu moralnego. Pod wpływem euforii jaka panowała na Placu Niepodległości intelektualiści pisali: „Serdecznie dziękujemy polskim prezydentom (…) . Dziękujemy politykom  i parlamentarzystom, organizacjom społecznym i każdemu z Polaków którzy popierając nas w czyn wprowadzili hasło „Za wolność naszą i waszą”. Kiedy Wy walczyliście o wolność pod sztandarami „Solidarności”, z całego serca modliliśmy się o wasze powodzenie i razem z Wami śpiewaliśmy „Jeszcze Polska nie zginęła”. Dzisiaj Wy w całej Polsce śpiewacie wraz z nami „Szcze ne wmerła Ukraina”,  (…) Nasza walka o prawdę i demokrację wciąż trwa”. Autorzy  wyrazili słowa uznania dla J. Giedroycia i powołali się na sojusz S. Petlury z J. Piłsudskim, który to sojusz miał stanowić próbę pojednania między narodami. List był utrzymany w tonie grzecznym gdyby nie zafałszowania. Każdy historyk wie, że Ukraińcy galicyjscy u schyłku I wojny światowej nie poparli Petlury i że Giedroyć na łamach „Kultury” osłaniał barbarzyństwo tzw. UPA , a jej członków wyniósł na szczyty bohaterstwa. Dziękowanie polskim politykom w imieniu Narodu Ukraińskiego jest nadużyciem. Ukraina w osądzie OUN-UPA jest podzielona, a wypowiadanie się w imieniu Narodu Polskiego jest nietaktem. Walka „pomarańczowych” toczyła się nie o prawdę tylko o dojście do prezydentury W. Juszczenki i o interesy Stanów Zjednoczonych w tym regionie Europy. List podpisał m.in B. Tarasiuk, który na Zjeździe frakcji OUN-Melnyka powiedział:  „Działalność OUN w ciągu ponad 80 lat jest przykładem poświęcenia nacji ukraińskiej, przykładem efektywnej działalności przeciwko wszystkim wrogom nieprawnym okupantom  naszych ziem”.

Trzeci z kolei list, pełen przemilczeń, żądań i ostrzeżeń otrzymały władze Polski przed przyjęciem przez Sejm uchwały, która oddawała hołd ofiarom OUN-UPA i nazwała zbrodnie ludobójstwem. List podpisali byli prezydenci Ukrainy L. Krawczuk i W. Juszczenko, hierarchowie Kościołów  Szewczuk i Filaret oraz intelektualiści, w tym czasie Ukraina już budowała tożsamość państwową na szowinistycznej idei ukraińskiego nacjonalizmu. List miał być przełomem, nie był gdyż autorzy powielili tezy propagandowe głoszone od lat przez apologetów OUN- UPA.  Sygnatariusze piszą: „Epizodem szczególnie bolesnym dla Ukrainy i Polski pozostaje tragedia Wołynia i polsko-ukraińskiego konfliktu z lat II wojny światowej, w wyniku którego zginęły tysiące niewinnych braci i sióstr.” W apelu jest prośba: „Prosimy o wybaczenie i tak samo przebaczamy zbrodnie i krzywdy wyrządzone nam”. Kto te krzywdy wyrządził nie dopowiedziano, zrównano katów z ich ofiarami, winą obciążono stronę polską i demonstracyjnie zlekceważono Polaków.

Głównym celem ukraińskich polityków i intelektualistów było niedopuszczenie do przyjęcia przez Sejm rocznicowej uchwały w dniu 22 lipca 2016 r.

Autorzy listu piszą:

– „Wzywamy naszych sojuszników, polskie władze państwowe i parlamentarzystów aby       nie przyjmowali jakichkolwiek nie wyważonych deklaracji politycznych, które nie ukoją bólu lecz jedynie przysporzą korzyści naszym wspólnym wrogom”.

– „Wzywamy do powrotu do tradycji wspólnych apeli parlamentarnych – nie dzieliły one nas, ale łączyły w pokucie i wybaczeniu”.

– „Wzywamy razem do ustanowienia wspólnego Dnia Pamięci Ofiar Naszej Przeszłości i Wiary w niepowtórzenia się zła”.

Sygnatariusze apelu domagają się od Polski „zaakceptowania ukraińskiej tradycji narodowej jako sprawiedliwej walki o własną państwowość”. Oznacza to uznania kultu głównych wykonawców ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego, którzy w najmniejszym stopniu  nie przyczynili się do powstania państwa ukraińskiego, wręcz odwrotnie zhańbili dobre imię Ukraińca i ideę walki o niepodległość.

Monika Śladewska



Ukraiński Kościół Greckokatolicki wobec zbrodni ludobójstwa

Po reaktywowaniu w 1991 r. Cerkwi greckokatolickiej na Ukrainie jej kolejni zwierzchnicy przyjęli prostą strategię polegającą na ignorowaniu, amnezji i manipulacji. O tym świadczą apele o pojednanie i orędzia do wiernych z okazji rocznicowych obchodów ludobójstwa dokonanego na minimum 200 tys. Polaków przez zbrojne struktury Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), z którą w aspekcie antypolskim, współdziałała Cerkiew greckokatolicka pod zwierzchnictwem abp Andrzeja Szeptyckiego. W sytuacji gdy obrządek greckokatolicki ponownie jest przytułkiem dla neobanderyzmu postawa hierarchów wręcz przeraża i dlatego konieczne jest przypominanie historycznych zaszłości, które kardynał Lubomyr Huzar oddał historykom i apelował aby „postawić przed tronem miłosierdzia bożego”.

Ukraiński ruch nacjonalistyczny jaki w końcu XIX wieku krystalizował się w Galicji – prowincji Austro-Węgier od początku był opanowany przez wyższy kler greckokatolicki, z jego inicjatywy w kwietniu 1848 r. wysłano do cesarza austriackiego prośbę o objęcie opieką ludności ruskiej „uciskanej”  przez Polaków. Ruch ten od powstania zmierzał w kierunku niebezpiecznych form opartych na szowinizmie i terroryzmie, był skrajnie wrogi do „obcych” a Polaków w szczególności, kierował się zasadami działacza politycznego Mykoły Michnowśkiego opublikowanymi w broszurze „Samostijna Ukraina” (Lwów 1905). Michnowśkij wyeksponował w niej cechę nienawiści jako narzędzie walki o niepodległość, pisał: „Ten kto na Ukrainie nie z nami, ten przeciw nam. Ukraina dla Ukraińców”. Ukoronowaniem tego okresu był mord dokonany na namiestniku Galicji hr. Andrzeju Potockim, zabójcą był syn proboszcza greckokatolickiego M. Siczyński.

Aktywność duchownych ujawniła się w pełni podczas I wojny światowej. W przededniu jej zakończenia 8 października 1918 r. ukraińscy posłowie do sejmu austriackiego przy udziale hierarchów utworzyli Ukraińską Radę, która proklamowała Zachodnią Ukraińską Republikę Ludową, rozpoczęły się walki o Lwów.  28 listopada 1918 r. „Złocziwskie Słowo”  zamieściło odezwę, w której napisano … „Kler nasz co pierwszy dał początek nacjonalnemu, politycznemu odrodzeniu, musi wypełnić swój święty obowiązek … głośmy świętą wojnę.” Ta sama gazeta wkrótce zamieściła artykuł kapłana unickiego: „Pamiętajcie bracia i siostry, że niedopuszczalnym grzechem jest dać choćby wody zranionemu Lachowi (…) zabijajcie ich we śnie i na kwaterach i nie miejcie litości wobec nich (Wiktor Poliszczuk, Dowody Zbrodni, Toronto 2000, s. 17). Po przegranej walce o Lwów, w terenie gdzie władzę przejął ukraiński element nacjonalistyczny, w wielu miejscowościach doszło do masowych mordów ludności polskiej, grabieży mienia, bezczeszczenia kościołów i mordowaniu księży rzymskokatolickich.

Nienawiść do wymyślonego wroga, zaszczepiona w Galicji, dała o sobie znać w II RP. Ukraiński ruch nacjonalistyczny umacniał się w Małopolsce Wschodniej gdzie dominującą była Cerkiew greckokatolicka. Abp Szeptycki ideę państwowości ukraińskiej wiązał z Niemcami, był przykładem nielojalności wobec Rzeczypospolitej, wspierał nacjonalistów stwarzając im warunki do działania w strukturach kościelnych. Dzięki politycznej aktywności metropolity wielu byłych wojskowych Ukraińskiej Halickiej Armii, po przyspieszonym szkoleniu objęło parafie greckokatolickie. Wielu z nich było członkami lub sympatykami terrorystycznych organizacji UWO-OUN. Ci księża do antypolskiej działalności wykorzystywali ambony, obrzędy religijne niekiedy zamieniając je w manifestacje polityczne. Hierarchowie publicznie zapewniali, że nacjonalizm mieści się w ramach zasad etyki chrześcijańskiej. Abp Szeptycki tolerował szkolenie swoich wiernych na terenie Niemiec, pozwolił na składowanie broni w podziemiach katedry p.w. Św. Jura we Lwowie i akceptował antychrześcijańską doktrynę Dmytra Doncowa zbudowaną na darwinizmie społecznym. Praca Doncowa  pt. „Nacjonalizm” w 1926 r. wyszła z drukarni oo. bazylianów w Złoczowie. Opracowany przez S. Łenkawśkiego „Dekalog ukraińskiego nacjonalisty” wzywający wprost do zbrodni, rozprowadzano przez sieć parafii greckokatolickich, na nim wychowywała się młodzież. Jednym z czołowych aktywistów OUN był dr teologii ks. Iwan Hrynioch, późniejszy kapelan batalionu „Nachtigall”. Niewielka część duchowieństwa greckokatolickiego grupowała się wokół biskupa stanisławowskiego Hrihorija Chomyszyna, który potępił „filozofię” Doncowa i napisał: „Nacjonalizm wprowadza pogańską etykę nienawiści.” Ideologia ukraińskiego nacjonalizmu początkowo opanowała niewielką część społeczeństwa, a przed wybuchem II wojny światowej  z OUN było związanych kilkadziesiąt tys. osób dobrze przygotowanych do krwawej rozprawy z Polakami. Antypolskie wystąpienia o ludobójczym charakterze miały już miejsce we wrześniu 1939 r. na dużą skalę w Małopolsce Wschodniej, w mniejszym zakresie na Wołyniu. Ukraińskie bandyctwo przerwało wejście wojsk ZSRR.

Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej  (czerwiec 1941 r.) i zajęciu Lwowa przez wojska niemieckie, abp Szeptycki zarządził modły dziękczynne w intencji armii hitlerowskiej, udzielił wsparcia banderowskiej frakcji OUN i pobłogosławił „rząd” Stećki. W liscie pasterskim z 1 lipca 1941 r. wezwał Ukraińców do posłuszeństwa dla władzy, a po zdobyciu przez Niemców Kijowa wysłał list gratulacyjny do Hitlera. Po izolowaniu przez Niemców „rządu” Stećki, na prawosławny Wołyń wyruszyli aktywiści OUN-Bandery budować państwo „tylko dla Ukraińców”. Organizatorami i dowódcami tzw. UPA byli wierni Cerkwi greckokatolickiej z Małopolski Wschodniej. W myśl hasła „kto nie  z nami ten przeciwko nam” przy wsparciu popów prawosławnych i miejscowych Ukraińców w końcu 1942 r. rozpoczęła się rzeź Polaków. Fala mordów w 1944 r. objęła tereny Małopolski Wschodniej. Prawosławni popi i księża greckokatoliccy, którzy próbowali powstrzymać banderowskie szaleństwo byli likwidowani. W czasie apogeum zbrodni OUN-UPA , abp Szeptycki udzielił poparcia twórcom dywizji SS-Galizien, na szefa duszpasterstwa powołał ks. Wasyla Łabę. W skład dywizji weszli Ukraińcy, do 1939 r. obywatele polscy inspirowani przez faszyzujące kierownictwo OUN i kler greckokatolicki. Z okazji powołania dywizji w katedrze we Lwowie odprawiono archirejską  Służbę Bożą, ks. Łaba w kazaniu oznajmił  (…)  „ Otrzymujemy możliwość wzięcia w tej walce udział z bronią (…) do tego woła nas Bóg tak jak kiedyś wołał krzyżowców”. Pułki policyjne tej dywizji, jak ustalił dr Korman spacyfikowały 40 polskich miejscowości, po ich przejściu zostawały zgliszcza i cisza grobowa.

Abp Szeptycki był w pełni świadomy biegu wydarzeń, jako autorytet mógł powstrzymać ludobójstwo, jednak w sprawie polskiej listu nie wydał mimo, że o to zwracali się przedstawiciele polskich władz konspiracyjnych i rzymskokatolicki abp Bolesław Twardowski. W kwietniu 1943 r. z metropolitą Szeptyckim spotkał się gen. K. Sawicki komendant Obszaru AK Lwów, po rozmowie powiedział, że nie będzie więcej pertraktował z człowiekiem trzymającym nóż w ręku. Abp Szeptycki zmarł w listopadzie 1944 r. W 1946 r. Cerkiew greckokatolicka przez władze USRR została zdelegalizowana, funkcjonowała w podziemiu i na emigracji.

Po wielu latach 8-17 października 1987 r. w Papieskim Kolegium św. Józefata w Rzymie doszło do spotkania najwyższych rangą hierarchów Cerkwi greckokatolickiej i polskiego Kościoła rzymskokatolickiego, to wówczas wytyczono kierunki w jakich zmierzać mają duchowi przywódcy obu Kościołów. W wystąpieniu abp Myrosława Lubacziwskiego nie padły słowa – potępiamy zbrodniczą działalność za którą odpowiadamy i prosimy o wybaczenie. Abp Lubacziwski nawiązał do idei pojednania dwóch bratnich narodów i powiedział: „Wyciągamy braterska dłoń do braci Polaków w geście pojednania, przebaczenia i miłości”. (Na Rubieży nr 88/2006 s.70) Dlaczego polscy biskupi aprobowali połowiczny środek, który problemu nie rozwiązuje, być może taki był rozkład sił w Watykanie przewidywano skutki pierestrojki w ZSRR, ukraińscy biskupi byli na pozycji uprzywilejowanej, a polscy przyjęli postawę wiernopoddańczą.

Proces pojednawczy, w wymiarze religijnym, według wytycznych ukraińskiej nacjonalistycznej diaspory, rozpoczął kardynał Lubomyr Huzar. W liście do Episkopatu Polski  w 2003 r. pisał w potrzebie pojednania narodów, o winach obu stron, o „akcji Wisła” Kardynał nie miał odwagi zmierzyć się z okrutną prawdą i nie przeprosił za antychrześcijańskie zachowania tych księży greckokatolickich, którzy święcili noże, głosili, że zabicie Lacha i komunisty nie jest grzechem, a nawet dowodzili bandami  tzw. UPA. Łatwiej było zbrodniami kolaborantów Hitlera obciążyć naród.

Od 2011 r. do pojednania bez wskazania z kim mamy jednać się apelował arcybiskup większy Światosław Szewczuk. W orędziu powołał się na uzgodnione pojednanie z polskimi biskupami zapoczątkowane w rzymskim Kolegium św. Józefata w październiku 1987 r. Orędzia Synodu Biskupów Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego i Wołyńskiej Rady Kościołów z okazji 70 rocznicy „konfliktu na Wołyniu” były tak zafałszowane, że bardziej nie można było historii zakłamać. Abp Szewczuk wie doskonale, że celem strategicznym OUN było „oczyszczenie ukraińskich ziem etnicznych” zaplanowane w 1929 r. a realizowane w latach 1942-1947 nie tylko na Wołyniu. Tymczasem w orędziu jest mowa o „bratobójstwie lat 1942-1943 na Wołyniu” Nie było żadnej bratobójczej wojny tylko doktrynalne, bestialskie mordy masowe bezbronnej ludności polskiej i polskich obywateli innych narodowości. Biskupi powinni zdawać sobie sprawę, że przez zakłamanie prawdy, utajnianie inspiratorów i wykonawców tej strasznej zbrodni popełniają grzech tym większy im wyżej stoją w hierarchii kościelnej. Przez zastąpienie słowa „ludobójstwo”  zwrotem „krwawa konfrontacja miedzy Polakami i Ukraińcami” biskupi potraktowali Polaków jako stronę równorzędną, a pisząc o tym, że „Wołyńska tragedia”  wynikała z jakichś „wzajemnych krzywd”  które ją „uwarunkowały” usprawiedliwili morderców. Szokujące było stwierdzenie, że Bóg stworzył nas jako różnych wiec narody polski i ukraiński będą mieć odmienną zbiorową pamięć o tych wydarzeniach.

Czy apele o pojednanie mają sens: gdy duchowni manipulują świadomością wiernych, abp Ihor Woźniak święci pomnik Bandery i stawia go za wzór do naśladowania, a kult głównych wykonawców ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego ze szczebla lokalnego przeszedł na państwowy. Sztucznie kreowane pojednania zbudowane na frazesach, a nie na ewangelicznej nauce o wybaczaniu przeszły ponad głowami społeczeństwa.

 Monika Śladewska


Antypolska uchwała Senatu Rzeczypospolitej Polskiej

sladewska_wisla_1 sladewska_wisla_2 sladewska_wisla_3 sladewska_wisla_4

Ukraińscy nacjonaliści w służbie Niemiec

Niemieckie określenie polityczne „Lebensraum” po raz pierwszy zostało użyte na zjeździe we Frankfurcie w 1848 r. podczas omawiania sprawy zjednoczenia Niemiec. Nagłośniona w publicystyce „przestrzeń życiowa” z czasem uzyskała podstawowe znaczenie w polityce Niemiec. O dominację nad Europą Środkową walczył premier Prus – Otto Bismark zanim jeszcze został kanclerzem Niemiec (1871 r.), pisał on: „Jeżeli Niemcy chcą przetrwać to konieczna im jest eksterminacja Polaków”. Testament Bismarka czekał na wykonawcę, został nim Adolf Hitler, jego  głównym celem było zdobycie Lebensraumu na Wschodzie, rozwiązanie tzw. kwestii żydowskiej i sprowadzenie Słowian do roli niewolników, na eksterminację Polaków zabrakło czasu.

Po 1870 r. ambicją Niemiec było utworzenie imperium kolonialnego, w skład którego wchodziłaby Rosja, ekspansję terytorialną usprawiedliwiano brakiem przestrzeni niezbędnej do życia. Przeszkodą w realizacji zaborczych planów Niemiec była silna pozycja Rosji, w celu jej osłabienia wypracowano koncepcję nowego państwa – Wielkiej Ukrainy. Przez proukraińską politykę Niemcy jednocześnie dążyli do uniemożliwienia powstania silnej Polski. Austro-Węgry, których plany polityczne były ściśle skorelowane z Niemcami, popierali rodzący się ukraiński ruch nacjonalistyczny, w przyszłości miał on doprowadzić do odrębności narodowej Ukraińców, odseparowania od rosyjskiej tradycji i pozbawienia Rosji obszarów południowych z dostępem do Morza Czarnego.

Austriacko – niemiecki plan podczas I wojny światowej nie powiódł się, podporządkowany Niemcom hetman Pawło Skoropadśkyj krótko rządził na Ukrainie, pokojowy traktat brzeski, stanowiący ideę Wielkiej Ukrainy został na papierze, bez poparcia protektorów obie części Ukrainy wojnę przegrały. S. Petlura reprezentujący rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej powołanej w Kijowie (styczeń 1918 r.) podpisał układ z J. Piłsudskim, kierujący rządem Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej powołanej w Galicji (październik 1918 r.) – J. Petruszewycz wyjechał do Wiednia. 8 maja 1919 r. premier Wielkiej Brytanii na posiedzeniu w Paryżu oświadczył:
„Ukraina nie istnieje, została wymyślona przez Niemców, jest Małorosja” Kształtował się nowy geopolityczny układ w Europie.

W powojennym programie zewnętrznej polityki Republiki Weimarskiej, kwestia ukraińska weszła w nową fazę, zdecydowana większość terytoriów, na których mieszkali Rusini-Ukraińcy została włączona w skład ZSRR, Galicja Wschodnia wróciła w granice II RP. Ukraińcy o rodowodzie galicyjskim stanowili dla Niemców cenny kapitał dywersyjno – szpiegowski. Problematyce ukraińskiego nacjonalizmu w okresie międzywojennym dr Lucyna Kulińska poświęciła pracę naukową pt. „Działalność terrorystyczna i sabotażowa nacjonalistycznych organizacji ukraińskich w Polsce w latach 1922 – 1939 Księgarnia Akademicka, Kraków 2009”. O powiązaniach ukraińskich nacjonalistów z Niemcami napisałam w oparciu o monografię dr Kulińskiej.

Po zakończeniu I wojny światowej rząd ZURL Petruszewycza za pośrednictwem swoich przedstawicieli szukał poparcia dla planowanych akcji zbrojnych przeciwko Państwu Polskiemu, w tym celu rozwinął szeroką działalność propagandową i szybko znalazł protektorów, do pierwszych kontaktów z Abwehrą doszło za pośrednictwem późniejszego oficera tej formacji Hansa Kocha. Zorganizowane ośrodki szkoleniowe w Pradze i w Berlinie były finansowane z tajnych funduszy Reischwehry. Powołana w Pradze w lipcu 1920 r. Ukraińska Wojskowa Organizacja (UWO) od początku związała się z obcymi strukturami wywiadowczymi jej członkowie byli etatowymi pracownikami wywiadu niemieckiego. Na działalność UWO w Polsce pieniądze z Berlina przekazywano za pośrednictwem Banku Ziemskiego we Lwowie.

Terrorystyczno-wywiadowcze działania UWO od 1929 r. kontynuowała Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) opierająca swoja ideologię na faszystowskiej doktrynie Doncowa. Nowa organizacja wytyczyła cele strategiczne i wyznaczyła zadania praktyczne, soborna Ukraina miała powstać w toku „rewolucji narodowej”, na wszystkich ukraińskich ziemiach etnograficznych. Szansę na urzeczywistnienie swoich planów przywódcy OUN widzieli w Republice Weimarskiej, następnie w Niemczech hitlerowskich. Dzięki rekomendacji Abwehry do rozmów z hitlerowcami doszło już w 1933 r., od tej pory zacieśniała się współpraca OUN z niemieckim wywiadem wojskowym. Skrajni działacze OUN mieli kontakty z ludźmi z otoczenia Hitlera, J. Konowalec „wódz”
UWO-OUN cieszył się sympatią i zaufaniem Wilhelma Canarisa (szefa Abwehry).

Po 1922 r. na polecenie Konowalca kierownictwo krajowej komendy UWO objął płk. Andrij Melnyk (agent niemiecki konsul I) w myśl dyrektywy Naczelnej Komendy UWO w Berlinie, rozpoczął on organizowanie sieci wywiadu z głównymi ośrodkami we Lwowie, Przemyślu i Krakowie. W 1928 r. w Gdańsku utworzono trzeci wspólny niemiecko-ukraiński ośrodek, w którym Niemcy organizowali konferencje i spotkania. Pod auspicjami niemieckiego wywiadu wojskowego w Gdańsku odbywały się szkolenia wojskowe „ukraińską” podchorążówkę kończył min. Roman Szuchewycz późniejszy dowódca tzw. UPA. OUN w Gdańsku założyła swoją ekspozyturę wywiadowczą pod kryptonimem „Mimoziwka”, przez ten ośrodek Niemcy zaopatrywali ukraińskich  terrorystów w broń, materiały wybuchowe, literaturę rewolucyjną i pieniądze. Po dojściu do władzy Hitlera wywiad niemiecki żądał od OUN by obok aktów sabotażu dostarczała jak
najwięcej informacji o charakterze wojskowym. Materiały wywiadowcze OUN sprzedawała Niemcom, Litwinom, do pewnego okresu ZSRR, były one pozyskiwane od Ukraińców służących w Wojsku Polskim, pracujących w sądownictwie i na kolei, dokumenty przesyłane drogą kolejową były wykradane. W 1935 r. formalnie usankcjonowany został związek OUN z oddziałem II Abwehry, który dbał by w trakcie szkoleń ukraińskich nacjonalistów uczono ich nowych form walki i zapoznawano z najnowszym wyposażeniem technicznym. Na polecenie Abwehry OUN opracowywała monografię Wołynia. Po 1936 r. do Małopolski Wschodniej podróżowali, rzekomo w celach naukowych prof. Hans Koch, prof. Teodor Oberlaender (znani hitlerowcy z czasu okupacji). Kontaktowali się z ukraińskimi ziałaczami, naukowcami i aranżowali spotkania z dziennikarzami. UWO-OUN w II RP pełniły rolę „V kolumny”, pierścień wokół Polski zacieśniał się.

Od 1938 r. prasa niemiecka otwarcie propagowała ideę Wielkiej Ukrainy, 23 stycznia 1939 r. Ribbentrop powiedział do generałów: „Przez uruchomienie kwestii ukraińskiej byłoby możliwe  zadać Polsce ostatecznego ciosu ale również Rosji, można kontynuować realizację ideowego celu niemieckiej wschodniej polityki, tj. stworzyć Wielką Ukrainę, która obejmowałaby tereny zamieszkałe przez Ukraińców w Rosji, Polsce i na Ukrainie Zakarpackiej (…)   To państwo (…) musiałoby (…) utrzymywać się przy bezwarunkowym oparciu się o Niemcy, co predysponowałoby je do roli niemieckiego państwa wasalnego”. Latem 1939 r. w Winer-Neustadt szkolił się legion ukraiński, pod wodzą płk. Suszki, kolejne grupy wojskowo-dywersyjne Niemcy szkolili w Gdańsku i innych miastach. OUN podzielona na18 okręgów była przygotowana do rozpoczęcia antypolskiego zbrojnego powstania w Małopolsce Wschodniej, czekano na wojnę. W następstwie zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow (sierpień 1939 r.) rozkaz o rozpoczęciu powstania z Berlina nie nadszedł, ale bojówki OUN na własną rękę dokonywały licznych napadów na polskich żołnierzy, uciekinierów udokumentowano wiele zabójstw, grabieży i podpaleń, akty terroru wstrzymała władza radziecka. Rozczarowanym ukraińskim terrorystom Hitler pozwolił przekroczyć niemiecko
-sowiecką linię demarkacyjną i schronić się w Generalnym Gubernatorstwie.

W latach 1939-1940 z inicjatywy OUN i Abwehry w szkole policyjno-wywiadowczej w Zakopanem Niemcy szkolili kadry przyszłych morderców, ukraińskim komendantem tej szkoły był Mykoła Łebed, późniejszy organizator masowych rzezi 200 tys. Polaków, 80 tys. Ukraińców i wiele tysięcy kresowych mieszkańców innych narodowości. OUN w Generalnym Gubernatorstwie przygotowywała się do wzięcia udziału w planowanej agresji Niemiec na ZSRR. Po rozłamie OUN liderzy obu frakcji Bandera i Melnyk usilnie zabiegali o utworzenie ukraińskich jednostek  militarnych, początkowo Hitler prośby ignorował, jednakże w kwietniu 1941 r. pozwolił na utworzenie dwóch batalionów „Nachtigall” i „Roland”, oba wzięły udział w agresji Niemiec na ZSRR (22 czerwca 1941 r.). W tym dniu Niemcy ogłosili odezwę do narodu ukraińskiego, w której zapowiedzieli tylko „oswobodzenie spod panowania komunistów”. Akt proklamowania państwa ukraińskiego ogłoszony przez OUN-Bandery 30 czerwca 1941 r. we Lwowie nie miał żadnych szans na realizację, Ukraina miała stanowić Lebensraum dla Niemców o tym powiadomił Banderę i dr Harbowego przedstawiciel władz niemieckich – Kundt. Na spotkaniu 3-go lipca 1941 r. powiedział on: „Treść tego okólnika nie odpowiada faktom. Ani władza niemiecka ani służby Berlina nie są poinformowane o istnieniu rządu ukraińskiego (…) Mówi się też, że Rzesza Niemiecka i Wermacht są waszymi sojusznikami. Jest to niesłuszne, Fǖhrer jest jedynym, który kieruje walką i  jacykolwiek ukraińscy sojusznicy nie istnieją.”. (Wiktor Poliszczuk, Dowody Zbrodni OUN-UPA, Toronto 2000 s. 197.).

Zauroczenie Hitlerem ukraińskich kolaborantów było tak duże, że utrudniało orientację w złożonej rzeczywistości wojennej. Dr W. Horbowy w rozmowie z Janem Nowakiem (Jeziorańskim) w połowie sierpnia 1941 r. oświadczył, że mimo rozczarowań decyzjami Niemców, on nadal będzie uważał ich za najważniejszych sojuszników, powiedział: „Gdybym nawet za miesiąc lub dwa znalazł się w Dachau to i tam będę bronił sprawy sojuszu Ukrainy z Niemcami; cała ukraińska góra jest tego samego zdania” (Zeszyty Historyczne nr 93)

Niemcy po wkroczeniu na Kresy uzbroili oddziały wartownicze, ukraińską policje pomocniczą, wspierali ludobójczą tzw. UPA, dozbrajali banderowskich bojówkarzy zwłaszcza gdy oni  przygotowywali się do zbrodniczych działań na zapleczu frontu wschodniego. W obliczu klęski militarnej Niemcy utworzyli Dywizję SS-Galizien, składającą się z ukraińskich nacjonalistów, pułki policyjne tej Dywizji wykorzystali do masakrowania polskich wsi, do walki z polskim Ruchem Oporu i partyzantką radziecką. Ukraińscy faszyści, obywatele polscy, służyli Niemcom do ostatniego
dnia II Wojny Światowej.

Monika Śladewska

Ukraiński nacjonalizm – siewca nienawiści

Ukraiński nacjonalizm jaki w XIX w. rodził się w Galicji – prowincji Austro-Węgier był skrajnie wrogi do „obcych”, a Polaków w szczególności, w kolejności byli Rosjanie, Żydzi i inne  narodowości. Od początku ruch ten zmierzał w kierunku niebezpiecznych form opartych na nienawiści, szowinizmie i terroryzmie. Galicyjski „ukrainizm” był popierany przez narodowościową politykę Austro-Węgier, między innymi przez szczególne uprzywilejowanie Cerkwi greckokatolickiej. Umacnianiem się ukraińskiego separatyzmu byli zainteresowani Niemcy. Kwestia ukraińska nadawała się do skutecznego osłabienia Rosji i polskich dążeń niepodległościowych. Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej istniała tajna współpraca nacjonalistów ukraińskich z ks. Hanyckim i dr Baranem na czele z Ostmarkenverein (tzw. Hakatą – organizacją powołaną do germanizowania ziem wschodnich).

Udział w procesie formowania się odrębnego narodu ukraińskiego miała Cerkiew greckokatolicka. Większość duchownych, wbrew etyce chrześcijańskiej, akceptowała sianie nienawiści do  „wrogów ukraińskiej niezależności”. Wielu inspiratorów i działaczy ukraińskiego nacjonalizmu pochodziło z rodzin księży greckokatolickich, jedną z czołowych postaci w czasie II wojny światowej był ks. dr Iwan Hrynioch, kolaborant Hitlera, przyjaciel Stepana Bandery i łącznik między patriarchą Andrzejem Szeptyckim, a Watykanem.

Historia ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego, zasady ideologiczne i jego praktyczna działalność w okresie I i II wojny światowej jest mało znana. Niewielu badaczy zajmuje się  dokumentowaniem i dziejami niezwykle groźnego integralnego nacjonalizmu ukraińskiego, który dotąd nie uległ ideowej ani programowej transformacji, przetrwał na Zachodzie, odrodził się najpierw w Polsce, a po1991 r. na Ukrainie pod pojęciem „opozycji demokratycznej”.

O rodowodzie nienawiści napisałam w oparciu o prace wybitnych znawców tematu:  Dr Lucyny Kulińskiej, prof. dr hab. Czesława Partacza i dr hab. Wiktora Poliszczuka.

Idea eksterminacji „wrogów” Ukrainy po raz pierwszy pojawiła się w publicystyce działacza politycznego, pochodzącego z Ukrainy Naddnieprzańskiej Mykoły Michnowśkiego. Jego wystąpienia zostały wydane w broszurze „Samostijna Ukraina” (Lwów 1900). Michnowśkyj wyeksponował w niej cechę nienawiści jako narzędzie walki o niepodległość i zawarł polityczne credo dla przyszłych pokoleń nacjonalistów  – „Ukraina dla Ukraińców, dopóki choć jeden wróg cudzoziemiec zostanie na naszym terytorium nie mamy prawa złożyć broni”, postulował wygnanie z Ukrainy ludności nieukraińskiej. Według Michnowśkiego tylko jednoplemienne państwo jest w stanie zagwarantować rozwój duchowy i dobrobyt materialny. W broszurze „Sprawa robotnicza” pisał: „Naród, który nie czuje nienawiści do swoich gnębicieli stracił poczucie moralności”, wzywał robotników do walki z zajmańcami. Program ten został przedstawiony w tzw. 10 przykazaniach, one w 1929 r. stanowiły wzór do opracowania „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”. Drugie przykazanie Michnowśkiego brzmi: „Wszyscy ludzie są twoimi braćmi, ale Moskale, Lachy, Węgrzy, Rumuni i Żydzi to wrogowie naszego narodu, dopóki oni panują nad nami i wyzyskują nas”. To przykazanie w 1941 r. w apelu powielił Bandera i wezwał do niszczenia wrogów Ukrainy. W dziesiątym przykazaniu Michnowśkyj ostrzegał: „Nie bierz sobie żony z obcych gdyż twoje dzieci będą twoimi wrogami (…) nie zadawaj się z gnębicielami naszymi bo zostaniesz zdrajcą”.

Idea głoszona przez Michnowśkiego znalazła zwolenników w Galicji gdzie pod berłem Habsburgów mieszkał margines narodu ukraińskiego. W 1910 r. zamieszkiwało tam

8 025 675 osób, w tym 3 600 tys. Polaków, 3 300 tys. Rusinów, 900 tys. Żydów, 100 tys. Niemców, pozostałe nacje to: Ormianie, Karaimi, Węgrzy, Czesi i Słowacy. (Ilustrowany przewodnik po Galicji, Bukowinie, Spiszu, Orawie i Śląsku Cieszyńskim, opracowany przez Michała Orłowicza, wydany we Lwowie w 1919 r). Zasadami wypracowanymi przez Michnowśkiego kierował się ukraiński student Myrosław Siczynśkyj, zabójca polskiego namiestnika  Galicji Andrzeja hr. Potockiego (kwiecień 1908). Siczynśkyj wyrokiem sądu został skazany na 20 lat pozbawienia wolności, po dwóch latach przy pomocy dozorców uciekł z więzienia w Stanisławowie, z fałszywym paszportem przez Berlin dotarł do USA.

Antypolskie nastroje w Galicji nasiliły się po śmierci cesarza Franciszka Józefa I (21.11.1916) gdy tron objął przychylny Rusinom Karol I, obiecał utworzenie autonomicznego Kraju Koronnego ze Lwowem i Przemyślem. W tej sprawie został zawarty tajny układ, on stanowił część składową traktatu pokojowego zawartego z inspiracji Niemców 9 lutego 1918 r. w Brześciu Litewskim. Tuz przed zakończeniem I wojny światowej posłowie ukraińscy do sejmu austriackiego utworzyli Ukraińską Radę, która proklamowała Zachodnio-Ukraińską Republikę Ludową, 1.11.1918 doszło do zbrojnych starć o Lwów, zakończonych zwycięstwem Polaków. 28 listopada 1918 r. austriackie pułki składające się z Ukraińców, wspomagane przez oddziały niemieckie opuściły miasto. W terenie gdzie rządy przejął ukraiński element nacjonalistyczny walki trwały do czerwca 1919 r. Ten okres w historii zapisał się niezwykle krwawo, doszło do masowych mordów polskiej ludności cywilnej, podpaleń, grabienia mienia i bezczeszczenia kościołów, a także mordowanie księży rzymsko-katolickich. Do antypolskich wystąpień włączyli się duchowni Cerkwi greckokatolickiej, wzywali do świętej wojny z Lachami, do zabijania polskich żołnierzy i  polskiego nasienia. Bestialskie mordy dokonywane przez bandy ukraińskie i żołnierzy Ukraińskiej Halickiej Armii zostały ukrócone po likwidacji ZURL. Państwa Sprzymierzone decyzją z dnia 21.06.1919 r. upoważniły Polskę do organizowania administracji na terenie Małopolski Wschodniej.

po I wojnie światowej w Małopolsce Wschodniej powstała ogromna nienawiść galicyjskich Ukraińców do Polaków, wykorzystali to byli wojskowi „Siczowych Striłciw” i UHA. Powołana w 1920 r. Ukraińska Wojskowa Organizacja (UWO), a w 1929 r. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) dyktatorsko kierowana z Berlina przez płk. J. Konowalca, była finansowana przez wywiad niemiecki. Działalność obu nielegalnych organizacji polegała na stosowaniu terroru, dywersji i sabotażu oraz sianiu nienawiści do wszystkiego co polskie, ich celem było nie tylko osłabienie autorytetu Państwa Polskiego ale także walka z ludnością ukraińską tzw. ugodowcami. Duży wpływ na kształtowanie się struktur ukraińskiego nacjonalizmu i założeń programowych miała ideologia Dmytra Doncowa zbudowana na darwinizmie społecznym, propagująca nienawiść

Doncow, prawdziwe nazwisko – Szczełkopiorow pochodził z południowej Ukrainy, od 1920 r. Mieszkał we Lwowie. W 1939r., jako bezpaństwowiec, otrzymał polski paszport z rąk Jerzego Giedroycia – pracownika polskiej ambasady w Bukareszcie. Giedroyć zaliczał Doncowa do grona swoich przyjaciół. Doncow w podstawowej pracy „Nacjonalizm” sprowadził nację (naród) do gatunku w przyrodzie, przyjął pogląd, że nacja pozostaje w permanentnej wrogości, w stanie wojny o byt, o przestrzeń, społeczność, która odrzuca ekspansję, pisał Doncow, znajduje się w stanie upadku. Wyeksponował takie cechy jak: siła, przemoc, ekspansja terytorialna, a także typową dla faszyzmu „ideę wodzostwa”. Główną cechą ideologii Doncowa jest bezwzględna nienawiść do wszystkiego co stoi na przeszkodzie w dążeniu do celu. Doncow był zafascynowany Mussolinim i Hitlerem w czasopiśmie „Literaturno – Naukowyj Wisnyk” w 1933 r. pisał: „We współczesnej Europie istnieje tylko jedna siała dynamiczna, która kroczy drogą wielkości wytkniętą przez Karola XII, Napoleona (…)  Ukraina powstanie w cieniu niemieckiej ofensywy”.

Doktrynę Doncowa formalnie przyjęli galicyjscy szowiniści na I Kongresie w 1929 r . Została ona odrzucona przez mieszkańców środkowej i wschodniej Ukrainy, to objawiło się po agresji Niemiec na ZSRR w 1941 r. W latach 60-tych ubiegłego wieku Semen Szewczuk w swojej książce, odnosząc się do banderowskiej diaspory napisał: „Banderowska romantyka polega na chorobliwym urojeniu, że są w stanie zaszczepić nasz galicyjski nacjonalizm za rzekę Zbrucz, że on tam wykiełkuje, zakwitnie i wyda owoce w postaci opanowania Wschodniej Ukrainy (…) Jest to jednak nierozsądna fantastyka, to nigdy nie może się zdarzyć”.( Na Rubieży numer 131/2014)

Siewcami nienawiści w okresie międzywojennym była większość kleru greckokatolickiego. Antychrześcijański „Dekalog ukraińskiego nacjonalisty” opracowany przez współpracownika Doncowa – S. Łenkawśkiego był rozprowadzany przez sieć parafii greckokatolickich, stanowił on istotny element szkolenia młodzieży. Przykładowo piąte przykazanie brzmi: „Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmował wroga Twojej Nacji”. Do antypolskich wystąpień duchowni wykorzystywali ambony i obrzędy religijne. Tak wrogą działalność nie prowadził prawosławny kler na Wołyniu do czasu gdy z Małopolski Wschodniej zaczęły napływać idee ukraińskiego nacjonalizmu. W celu zrewolucjonizowania społeczności ukraińskiej OUN prowadziła szkolenia z elementami szkolenia wojskowego. W początkowym okresie z UWO  związanych było kilkaset osób, OUN już kilkadziesiąt tysięcy dobrze przygotowanych do wszczęcia „rewolucji narodowej”. Ten czas miała przynieść wojna. Droga do ludobójstwa, dzięki liberalnej postawie władz II RP, została otwarta.

Wojenne okoliczności spowodowały, że złowieszczy czas dla Polaków, Żydów i innych narodowości nadszedł podczas okupacji niemieckiej. Zaplanowane przez ukraińskich galicyjskich szowinistów „usuwania okupantów z ukraińskich ziem etnicznych” rozpoczęte na Wołyniu i Polesiu poprzedziła prowadzona na szeroką skalę agitacja emisariuszy z Małopolski Wschodniej. Na spokojny dotąd Wołyń, w celu organizowania zbrojnych bojówek, przybywali także aktywiści OUN Bandery, kolaboranci Hitlera z rozformowanych batalionów „Nachtigall” i Roland”.

Na pomoc agitatorom pośpieszyli prawosławni popi (z wyjątkami), święcili noże, głosili, że na przeszkodzie powstania Samostijnej Ukrainy stoją Polacy i że zabicie Lacha i komunisty nie jest grzechem. Na usypywanych kurhanach odprawiali misteria religijne, święcili chleb przekazywany przez łączników z wezwaniem do oczyszczania Ukrainy z Lachów. W tym czasie Mykoła Łebed, zastępca Bandery, wydał rozkaz: „Zaszczepiać nienawiść do Polaków i zabijać przy każdym spotkaniu”. Na nieobliczalne skutki zasianej nienawiści nie czekaliśmy długo. Owładnięte psychozą-szaleństwem chłopstwo, bojówkarze z tzw. UPA i ukraińscy esesmani swoja państwowotwórczą wizję realizowali drogą barbarzyńskiego ludobójstwa. Była to w historii największa tragedia kresowych Polaków.

Monika Śladewska

Roman Szuchewycz – od terrorysty do bohatera Ukrainy

Prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, tuż przed upływem kadencji, do panteonu bohaterów narodowych wprowadził ukraińskich nazistów, przestępców wojennych.   22 stycznia 2010 r. podpisał dekret o przyznaniu tytułu Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze i Romanowi Szuchewyczowi. W dekrecie ogłoszonym tydzień później uznał członków faszystowskiej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) za uczestników walk o niepodległość Ukrainy. Dekrety Juszczenki spowodowały ostre protesty społeczeństwa, które nie chce i nie zamierza utożsamiać się z ludobójczym dziedzictwem OUN i jej przywódcami. Sprawa znalazła epilog w sądzie, Naczelny Sąd Administracyjny dekrety Juszczenki uchylił. Decyzja NSA tak zirytowała politycznych następców OUN-UPA, że zagrozili wybuchem „rewolucji narodowej”.

Obu kandydatów na „bohaterów” łączyła faszystowska ideologia, przynależność do terrorystycznych organizacji i wiara w nadzwyczajną moc Hitlera. Zbrojna kolaboracja  i sojusz  ideologiczny z Fuehrerem III Rzeszy miał być gwarantem powstania samostijnej Ukrainy. Bandera i Szuchewycz wychowani na „dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”, nie byli w stanie przyjąć do wiadomości, że przyszłość Ukrainy i całej Słowiańszczyzny została zapisana przez Hitlera „Generalplan Ost”. Bandera przywódca jednej z dwóch frakcji OUN, jego zastępca Mykoła Łebed oraz szef Krajowego Sztabu OUN-B – Szuchewycz   w jednakowej mierze ponoszą odpowiedzialność przed narodem polskim i ukraińskim za zbrodnie dokonane ze szczególnym okrucieństwem. Z rąk OUN-UPA padło ofiarą 200 tys. Polaków, 80 tys. Ukraińców, a także tysiące osób mniejszości etnicznych.

Z okazji 60 rocznicy śmierci Szuchewycza władze Tarnopolskiej Obwodowej Administracji Państwowej zatwierdziły szereg działań mających na celu, jak napisano, „uczczenie pamięci dowódcy UPA, poznanie jego życia i walki”. Z kim walczył, nagrodzony przez Hitlera Krzyżem Żelaznym, Hauptmann Roman Szychewycz? I jakie ma zasługi postać, która nie mieści się w ogólnoludzkim wymiarze człowieczeństwa? Szuchewycz urodził się 17 lipca 1907 r. w Krakowcu pow. Jaworów, był synem sędziego powiatowego, ojciec matki był księdzem greckokatolickim. Imię Roman otrzymał na cześć kniazia Romana Mścisławowicza, władcy Rusi Czerwonej na przełomie XII i XIII wieku. Po służbowym przeniesieniu ojca rodzina zamieszkała w Kamionce Strumiłowej.

W 1917 r. Roman został uczniem ekskluzywnej szkoły, założonej przez metropolitę Szeptyckiego – Filii Ruskiego Akademickiego Gimnazjum we Lwowie. W tym czasie w Galicji Wschodniej i na Naddnieprzu wydarzenia przebiegały w zawrotnym tempie. Rusini-Ukraińcy galicyjscy dążyli do utworzenia autonomii w ramach Austro-Węgier ale zmieniająca się sytuacja na wojennych  frontach powodowała, że cesarstwo Habsburgów chyliło się ku upadkowi.

Tuż przed zakończeniem I Wojny Światowej ukraińscy posłowie do sejmu austriackiego utworzyli Ukraińską Radę Narodową, która proklamowała powstanie Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej, ojciec Romana, sprzed drzwi Ratusza odczytał odezwę, która obwieszczała powstanie państwa ukraińskiego i wzywała do obrony. Rozpoczęła się walko o Lwów zakończona zwycięstwem Polaków (1 listopada 1918 r.). W następstwie zawarcia traktatu ryskiego kwestia Galicji Wschodniej na polu dyplomatycznym została zamknięta. Rozwój wydarzeń miał wpływ na
atmosferę w domu sędziego i poglądy młodego gimnazjalisty. Roman został członkiem ukraińskiego skautingu „Płasta”, należał do profaszystowskiej Organizacji Uczniów Wyższych Klas Ukraińskich Gimnazjów, założonej przez Stepana Ochrymowycza, zwanej „Czarnym Tryzubem”, studiował idee głoszone przez prekursora ukraińskiego nacjonalizmu Mykołę Michnowśkiego, podstawową lekturą ucznia był dwutygodnik „Zahrawa” wydawany we Lwowie pod kierownictwem Dymytra Doncowa. Dom Szuchewyczów odwiedzał płk Jewhen Konowalec, twórca Ukraińskiej
Wojskowej Organizacji (UWO) powołanej w 1920 r. do walki z państwem polskim, do niej wstąpił Roman w wieku lat 16.

Po zdaniu matury w 1925 r. wyjechał na studia do Gdańska, po roku wrócił do Lwowa i za wstawiennictwem prof. A. Łomnickiego rozpoczął drugi rok studiów na Politechnice Lwowskiej, jednocześnie aktywnie działał w UWO. Prof. Edward Prus w książce pt. „Taras Czuprynka” pisze, że podczas pobytu w Gdańsku, Szuchewycz ukończył „ukraińską” podchorążówkę pod auspicjami niemieckiego wywiadu. W Gdańsku mieścił się kanał przerzutowy dla ludzi i materiałów dywersyjnych, w tym mieście organizowano tajne kursy dla instruktorów wyszkolenia wojskowego UWO-OUN. Na początku drugiego roku studiów Szuchewycz jako działacz UWO świadomie dokonał pierwszej zbrodni, był zabójcą kuratora Stanisława Sobińskiego (14.10.1926 r.) nie znalazł się nawet wśród podejrzanych, miał dobre alibi.

W latach 1928-1929 odbywał służbę wojskową w Wojsku Polskim. W tym czasie w Wiedniu została powołana Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) z określoną podbudową  ideologiczną i planami strategicznymi. Celem UWO-OUN było utrzymywanie napięcia politycznego i wrogości wobec Polaków. Do OUN wstąpił Szuchewych mając 22 lata. Powierzono mu funkcję referenta wojskowego (bojowego). W okresie międzywojennym głównym wykonawcą sabotażu, podpaleń, napadów na posterunki policji, listonoszy i skrytobójczych mordów Polaków i Ukraińców był referat bojowy. Do poważniejszych akcji, którymi osobiście kierował było zabójstwo posła na Sejm Tadeusza Hałówki, napad na konsulat ZSRR we Lwowie, zabójstwo komisarza policji Czechowskiego, napad na Urząd Poczty w Gródku Jagielońskim. Szuchewycz ukrywał się pod pseudonimem „Dzwin”. Ostatnią akcją przygotowaną przez „Dzwina” był zamach na życie ministra Bronisława Pierackiego (15.06.1934 r.), został aresztowany, znalazł się w drugiej grupie oskarżonych, otrzymał wyrok 4 lata pozbawienia wolności. Wskutek amnestii, skazanym w tym procesie, skrócono karę do połowy. Szuchewych opuścił więzienie w 1937 r., był pod nadzorem policyjnym ale w 1938 r. nielegalnie wyjechał do Niemiec gdzie ukończył skrócony kurs oficerski i został wysłany na Zakarpacie w celu organizowania ukraińskich oddziałów wojskowych tzw. Siczy Zakarpackiej. W 1939 r. oddziały Szuchewycza stawiały opór Węgrom zajmującym Zakarpacie. Po upadku Rusi Zakarpackiej przybył do Gdańska gdzie kończył kurs podwyższający kwalifikacje wojskowe.

Po wybuchu wojny, zaopatrzony w odpowiednie dokumenty wyjechał do Krakowa, w końcu października 1939 r. spotkał się z Banderą. Po dokonaniu rozłamu OUN przez Banderę 10 luty 1940 r.) Szuchewycz został prowidnykiem krajowym frakcji OUN-B na teren GG, był odpowiedzialny za łączność z organizacją pod okupacją sowiecką, wspólnie z Abwehrą organizował szkolenie kadr przerzucanych przez linię demarkacyjną. Po utworzeniu w ramach Wehrmachtu, banderowskiego batalionu „Nachtigall” pod dowództwem Niemca   A. Herznera, Szuchewycz został jego zastępcą. Po napadzie Niemiec na ZSRR (22 czerwca 1941 r.) 30 czerwca „Nachtigall” wkroczył do Lwowa. Delegację batalionu z Szuchewyczem na czele, przyjął metropolita Szeptycki, z balkonu pobłogosławił ukraiński „rząd”, który w tym samym dniu powołała frakcja Bandery. W „rządzie” dla Szuchewycza zarezerwowano stanowisko wiceministra do spraw wojskowych. Udział żołnierzy „Nachtigallu” w pogromach ludności żydowskiej i polskiej we Lwowie i po drodze do Winnicy, wbrew temu co piszą obrońcy Szuchewycza, jest dobrze udokumentowany.

Władze niemieckie nie uznały „państwa ukraińskiego”, wobec Bandery zastosowały areszt domowy, wielu banderowskich aktywistów aresztowały. W sierpniu 1941 r. ukraińskie bataliony „Nachtigall” i „Roland” zostały wycofane z frontu i przekształcone w jeden policyjny 201 batalion Schutzmannschaften pod dowództwem mjr J. Pobihuszczego, jego zastępcą został Szuchewycz. Batalion został wysłany na pogranicze polesko-białoruskie i znalazł się w korpusie gen. von dem Bacha Zalewskiego. Szuchewycz jednocześnie był komendantem ukraińskiej szkoły policyjnej na Polesiu. Pod dowództwem Hauptmanna Szuchewycza oddział dokonał pacyfikacji wielu wsi polskich i ukraińskich podejrzewanych o pomoc partyzantom radzieckim. Relacje ocalałych Polaków i Ukraińców są porażające.

Na przełomie lat 1942/1943 201 batalion Schutzmannschaft został rozwiązany. Szuchewycz przybył do Lwowa, podjął współpracę z Łebediem, został kierownikiem Referatu Wojskowego w Prowodzie OUN-B. Jako specjalista do spraw wojskowych zajął się organizowaniem zbrojnych struktur tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) był jej rzeczywistym dowódcą, mimo że leśnymi bojówkami na Wołyniu dowodził D. Klaczkiwśkij – „Kłym Sawur”. Szuchewycz ps. „Tur” obok partyzantów radzieckich, wymienił Polaków jako największych wrogów Ukrainy, z bezwzględnością wprowadzał w życie zbrodniczą ideologię z zastosowaniem taktyki „spalonej ziemi”. Realizował postanowienia sformułowane na III Konferencji OUN-B (luty 1943 r.) nawiązujące do uchwały podjętej na I Kongresie OUN w 1929 r. mianowicie „rewolucji narodowej” i usuwanie okupantów z ziem ukraińskich. W miarę umacniania się struktur tzw. UPA, przystąpiono do masowych mordów bezbronnych Polaków. Był to żywioł nieobliczalny, przesuwał się z Polesia przez Wołyń, w 1944 r. dotarł do Małopolski Wschodniej.

W obliczu przewidzianej klęski Niemiec frakcja OUN-B zwołała III Nadzwyczajny Zjazd (21-25 sierpnia 1943 r.). Na zjeździe doszło do zmian personalnych w kierownictwie, zostało utworzone Biuro Prowodu, na czele którego stanął R. Szuchewycz, urzędujący dotąd prowidnyk Łebed otrzymał ważne zadanie, nawiązywanie kontaktów z aliantami zachodnimi. III Nadzwyczajny Zjazd przez apologetów OUN-UPA jest uważany za taki, na którym zapoczątkowano demokratyzację, tylko że uchwały podejmowane przez „demokratów” miały charakter jedynie taktyczny, żadnych zmian w dziedzinie ideologii i celów programowych nie było. Szuchewycz ps. „Taras Czuprynka” wydał rozkaz „ w związku z sukcesami bolszewików, należy przyśpieszyć likwidację Polaków, w pień wycinać, czysto polskie wsie palić”. Część sotni z Wołynia przemieścił na Chełmszczyznę i tereny Małopolski Wschodniej. Rozkazał zabijać Ukraińców walczących z Niemcami w szeregach Armii Radzieckiej.

Natarcie I Frontu Ukraińskiego w kierunku Lwowa rozpoczęło się 14 lipca 1944 r.,   z inicjatywy Szuchewycza utworzono Ukraińską Główną Radę Wyzwoleńczą (UHWR) pozorującą „demokratyczność”, miał to być organ składający się z różnych ukraińskich środowisk politycznych, de facto była to zakamuflowana struktura OUN-B. Sekretarzem generalnym (UHWR) został Szuchewycz, sekretarzem do spraw zagranicznych Łebed. Czołowi działacze OUN z rodzinami zdążyli wyjechać na Zachód, zostały bojówki z „Tarasem Czuprynką”. Do ostatnich dni Szuchewycz był lojalny wobec Bandery, po zakończeniu działań wojennych obaj maniakalni mordercy umacniali iluzje wybuchu III wojny światowej i nadal kierowali dywersyjną działalnością OUN-UPA.

W Polsce kres ludobójstwu położyła operacja „Wisła” w 1947 r. Na terenie USRR bojówki UPA terroryzowały ludność cywilną do 1950 r., z ich rąk ginęli przedstawiciele władz, nauczyciele, urzędnicy i Polacy, którzy tam pozostali. Ostatnie upowskie sotnie zlikwidowano w Karpatach, podczas obławy Wojsk Wewnętrznych we wsi Biłohorszcza pod Lwowem 5 marca 1950r. zginął  reprezentant ukraińskiego nazizmu – Roman Szuchewycz.

Monika Śladewska

Samoobrona wołyńskich Czechów

Województwo wołyńskie było drugim co do wielkości województwem II RP. Na wielonarodowym Wołyniu mieszkali Ukraińcy, Polacy, Żydzi, Niemcy, Czesi, niewielu Rosjan i małe grupy Białorusinów, Litwinów, Karaimów. Najliczniejszą grupą narodowościową byli Ukraińcy. Do wybuchu wojny w 1939 r. współżycie między tymi grupami układało się dobrze, to był fenomen II RP.

W 1940 r. na podstawie porozumienia rządów III Rzesza-ZSRR wołyńscy Niemcy, wypełnionymi wozami wyjechali do centralnej Polski gdzie otrzymali gospodarstwa po Polakach, wysiedlonych przez Niemców. Wybuch wojny niemiecko-radzieckiej w czerwcu 1941 r. diametralnie wpłynął na postawy Ukraińców w odniesieniu do innych grup narodowościowych. W pierwszym rzędzie, przy wydatnej pomocy ukraińskiej policji, Niemcy dokonali zagłady Żydów. Ostatnie getto na Wołyniu zostało zlikwidowane 13 października 1942 r. Nie jest to przypadek, że dzień 14 października 1942 r. przez pogrobowców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) jest uważany za powstanie tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), której struktury kształtowały się na północnym Wołyniu w 1943 r. Na obszarze Wołynia i południowego Polesia, z zastosowaniem najbardziej barbarzyńskich metod, zbrojne formacje OUN-Bandery przystąpiły do planowej likwidacji ludności polskiej, połączonej z rabunkiem mienia i paleniem polskich zagród.

Niezwykle groźna w skutkach fala mordów masowych, w lipcu 1943 r. objęła powiat kowelski, na terenie którego mieszkało wielu Czechów. Pojedyncze mordy Polaków i kilku Czechów z okolicy Kupiczowa jakie miały miejsce na początku 1943 r. oraz zlikwidowanie przez policję ukraińską wspólnie z Niemcami 150 Polaków w gminie Hołoby, Wielick, Mielnica i podpalenie polskich dworów zaniepokoiło Czechów. Na Wołyniu samorzutnie powstało ponad 100 ośrodków obronnych, mniejsze pod naporem tzw. UPA padały jeden za drugim. Do nadejścia frontu wschodniego przetrwało tylko kilka największych min. Zasmyki i czeski Kupiczów. W tych współdziałających ze sobą ośrodkach przeżyłam rzeź wołyńską. Kupiczów był siedzibą mojej gminy.

W Zasmykach, dużej polskiej wsi, położonej 15 km na południe od Kowla, w połowie lipca 1943 r. Udało się rozwinąć samoobronę cywilną i związać z wojskową konspiracją AK. 17 lipca do Zasmyk z niewielkim oddziałem przybył por Władysław Czermiński ps. „Jastrząb”, w sierpniu dołączył drugi oficer Michał Fijałka ps. „Sokół”. Rola Kupiczowa, dużej czeskiej osady usytuowanej 11 km na południe od Zasmyk była uwzględniana w planach działań Inspektoratu Rejonowego AK-Kowel na równi z Zasmykami.

W lutym 1943 r. Czesi w Kupiczowie powołali obronną organizację pod nazwą „Aktyw”, która utrzymywała kontakty z polskim podziemiem i z partyzantką radziecką. W kwietniu 1943 r. po ucieczce ukraińskiej policji do banderowców, Czesi otrzymali propozycję od ukraińskich nacjonalistów przyłączenia się do UPA, propozycja została odrzucona. Od Ukraińców, nie popierających OUN-UPA dowiedzieli się, że po zlikwidowaniu Polaków, planowane jest „rizanie Czechiw”.

Po napadzie bandy upowskiej na kościół w Kisielinie i spaleniu polskich kolonii leżących na południe od Kupiczowa, wielu polskich uciekinierów znalazło schronienie w Kupiczowie gdzie organizowano większe grupy i nocą przeprowadzano do Zasmyk. Do tej akcji włączyli się Jarosław i Wacław Zapotoccy oraz Wacław Kaczerowski, przeprowadzili 350 Polaków, jest to potwierdzone w Kronice Kupiczowa. Wielu Polaków w wdzięcznej pamięci zachowało pastora Jana Jelinka i czeskich mieszkańców Kupiczowa.

W końcu sierpnia 1943 r. Niemcy zostawili w Kupiczowie oddział Wehrmachtu, do ściągania kontyngentów, po miesiącu został on zastąpiony oddziałem Litwinów. Dotąd napadów UPA na osadę nie było. 11 listopada Litwini opuścili Kupiczów, wjechał wóz z uzbrojonymi upowcami, aresztowano czterech członków „Aktywu” w tym pastora Jelinka, zakładnikom grożono śmiercią jeśli nie podporządkują się UPA i nie oddadzą broni. Pod plebania zebrał się tłum, napastnicy wycofali się. Nocą 12 listopada bojówki UPA rozłożyły się obozem z dwóch stron Kupiczowa. Z prośbo o pomoc przybył do Zasmyk łącznik Wacław Zapotocki, oddział „Jastrzębia” wyruszył nocą, wspólnie z czeską samoobroną Kupiczów został obroniony. Z uwagi na przeważające siły napastników, były momenty dramatyczne, walka trwała cały dzień, upowcy wycofali się.

22 listopada 1943 r. banderowcy ponownie zaatakowali Kupiczów siłami ponad tysiąca ludzi, przy użyciu dwóch dział i „czołgu” (opancerzony sowiecki traktor z działkiem). Miasteczko było atakowane jednocześnie ze wszystkich stron. Mieszkańcy gasili pożary wzniecane przez wybuchy pocisków artyleryjskich, sytuacja była krytyczna, załoga kupiczowska walczyła resztkami sił i amunicji. Z pomocą oblężonym ponownie przybył oddział „Jastrzębia” i „Sokoła”, ze strony zewnętrznej zaatakowano pierścień oblężenia, kontrnatarcie nastąpiło w kilku kierunkach, upowcy wycofując się podpalili swój niefortunny „czołg”. Kupiczów został obroniony.

W „litopysie UPA”, (Toronto, 1984,t.5,s.181) tak opisano sytuację – „Dwukrotnie oddziały UPA szykowały się do rozbicia tych dwóch ośrodków (Zasmyki-Kupiczów) ale przygotowania nie zakończyły się sukcesem (…) potem d-ca Antoniuk „Sosenko” zorganizował naskok na Kupiczów. Jednakże podczas natarcia zepsuł się nasz czołg (…) bez czołgu d-ca Antoniuk nie chciał prowadzić dalszych operacji.”

Dowódca Antoniuk 7-go marca 1944 r. przez sąd ounowski został skazany na karę śmierci rzekomo za współpracę z Niemcami, de facto za dopuszczenie do umocnienia się bazy w Zasmykach i Kupiczowie oraz za klęskę „Siczy” świnarzyńskiej. Współpraca OUN-UPA z Niemcami trwała, Niemcy przed nadejściem frontu wschodniego dozbrajali banderowców.

Nic nie wskazywało, że święta Bożego Narodzenia 1943 r. zostaną zakłócone, tymczasem o świcie podczas pasterki, banderowcy z działek ostrzelali Kupiczów, została strącona wieża kościoła katolickiego, okazało się, że był to atak pozorowany, w tym bowiem czasie banda zaatakowała kolonie należące do systemu bazy obronnej w Zasmykach. Był to atak podstępny gdyż ci, którzy powozili końmi byli w mundurach niemieckich. Kolonie Janówka, Stanisławówka, Radonie zostały spalone, zamordowano 49 osób w tym dzieci, poległo kilkunastu żołnierzy samoobrony, było wielu rannych.

Minął krwawy rok 1943, Polacy i Czesi zamknięci w obozach warownych oczekiwali na zmiany, które przesądziłyby sprawę przeciw Niemcom. 4-go stycznia 1844 r. wojska radzieckie I Frontu Ukraińskiego przekroczyły polską granicę z 1939 r. 2-go lutego wyzwoliły Łuck i Równe. Niemcy sciągnęli dodatkowe siły, do obrony węzła kolejowego jakim był Kowel i w tym terenie prowadzili ostatnie akcje pacyfikacyjne mające na celu likwidację ruchów partyzanckich. Szuchewycz – hetman tzw. UPA, część sotni z Wołynia przemieścił na teren Małopolski Wschodniej, duże zgrupowania zostawił po wschodniej stronie Stochodu i w kompleksie lasów świnarzyńskich. W takiej sytuacji dowódca Okręgu AK Wołyń płk Kazimierz Bąbiński ps. „Luboń” przystąpił do realizacji planu „Burza”. 15 stycznia 1944 r. wydał rozkaz kierowania oddziałów AK z Wołynia i konspiracyjnej młodzieży z Kowla w rejon Zasmyki-Kupiczów. Nie uszło to uwadze Niemców. 19-go stycznia o świcie oddział niemiecki zaatakował Zasmyki, w ich mniemaniu centrum polskiej partyzantki. W tym czasie polskie oddziały stacjonowały już w Kupiczowie, w Zasmykach został tylko oddział samoobrony. Od zapalających kul spłonęło 48 gospodarstw, zwierzęta, zapasy na zimę, pod gradem kul mieszkańcy Zasmyk i wszyscy, którzy znaleźli tu schronienie, uciekali w kierunku lasu lityńskiego. Zrozpaczony tłum wpadł do Kupiczowa. Czesi wszystkich rozlokowali i pomogli przeżyć.

W końcu stycznia 1944 r. przy wsparciu moździerzy radzieckiego oddziału partyzanckiego zlikwidowano bazę wypadową UPA w Świnarzynie. 28 stycznia 1944 r. została powołana 27 Wołyńska Dywizja AK, przygotowywana do walk z Niemcami. Zgrupowaniu kowelskiemu nadano kryptonim „Gromada”. Bazą zaopatrzeniową „Gromady”, był Kupiczów, w tym czasie bombardowany przez lotnictwo niemieckie.

W marcu 1944 r. II Front Białoruski podjął operację na kierunku kowelskim. W połowie marca doszło do spotkania dowództwa AK z radzieckim dowódcą tego odcinka frontu. W wyniku zawartego porozumienia wspólnie zdobyto Turzysk, w końcu marca 27 Wołyńska Dywizja AK została przegrupowana w rejon Lubomla gdzie wspólnie z wojskami radzieckimi brała udział w walkach frontowych z Niemcami w operacji kowelskiej, wielu Czechów odeszło z 27 Wołyńską Dywizją. Nocą 1-2 kwietnia 1944 r. z Kupiczowa do nowego miejsca stacjonowania Dywizji wyruszył transport 39 furmanek z mąką i innymi produktami. Powracających Czechów zabezpieczał patrol wyznaczony przez por „Jastrzębia”. Do Kupiczowa wszedł oddział partyzantki radzieckiej, po ich odejściu od strony Jezierzan wjechały czołgi radzieckie. Na zachód od Kupiczowa formował się front. Pancerne wojska niemieckie atakowały od strony Lubomla. Niemcy zajęli Turzysk i masyw lasów świnarzyńskich. Przy wsparciu lotnictwa rozpoczęli artyleryjski ostrzał Kupiczowa, paliła się cerkiew prawosławna i inne budynki, znaleźliśmy się na samym dnie wojennego piekła. W pewnym momencie, w zachodnim kierunku zaczęły lecieć strumienie ognia, kontratak z udziałem „katiusz” spowodował odwrót Niemców. Dowództwo radzieckie podjęło decyzję o ewakuacji ludności cywilnej za linie frontu, ludzi niepełnosprawnych i dzieci odwożono dużymi samochodami wojskowymi, pozostali szli piechotą lub jechali wozami konnymi. Czechów kierowano do czeskich kolonii pod Łuck, a Polaków z Kupiczowa i Zasmyk w okolice Rożyszcz i Kiwerc gdzie stacjonowała I Armia WP pod dowództwem gen. Zygmunta Berlinga. Młodzi Czesi z Kupiczowa i z Wołynia zasilili Czechosłowacki Korpus pod dowództwem gen. L. Svobody. Niektórzy Czesi w grupach rozbitków 27 Wołyńskiej Dywizji, wracali na Wołyń min wracał Jarosław Zapotocki, w lesie świnarzyńskim nastąpił na minę, zmarł z wykrwawienia, śpieszył do czechosłowackiej armady. Wołyńskie losy Czechów, lojalnych obywateli Państwa Polskiego, ich udział w polskim ruchu oporu to temat obszerny, historię Kupiczowa lat 1943-1944 przypomniałam w największym skrócie. 1 listopada 2013r. W Republice Czeskiej zmarł najmłodszy uczestnik czeskiej samoobrony w Kupiczowie, pan Wacław Kytl, do ostatnich dni utrzymywał kontakty z polskimi kombatantami, wiadomość o odejściu naszego przyjaciela przyjęliśmy z największym bólem, łączyła nas wspólna walka o przetrwanie.

W 1947 r. Czesi z Kupiczowa i okolic zostali ekspatriowani do Czechosłowacji. Zburzony Kupiczów został odbudowany ale w niczym nie przypomina zasobnej, dobrze zagospodarowanej czeskiej osady. Na miejscu spalonej cerkwi na postumencie umieszczono popiersie Szuchewycza – „Czuprynki”- zbrodniarza wszechczasów, odpowiedzialnego za dokonanie wyjątkowo okrutnego ludobójstwa w czasie II Wojny Światowej.

Monika Śladewska

Trudne próby pojednania

Od 1990 r. A. Michnik na łamach Gazety Wyborczej wzywa do pojednania polsko-ukraińskiego, nie informując społeczeństwa, że chodzi o pojednanie z ukraińskimi faszystami,  pomocnikami Hitlera i ich gloryfikatorami. Trudność polega na tym, że władze III RP, postsolidarnościowe „elity” i ideowi spadkobiercy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) pojednanie budują na fałszu historycznym, a społeczeństwo domaga się prawdy i potępienia zbrodniczej organizacji.

W celu ułożenia poprawnych stosunków z Ukrainą pojednanie jest niezbędne ale powinno odbyć się na gruncie prawidłowej terminologii, bez posługiwania się terminami zastępczymi typu „konflikty” „bratobójstwo”, ponadto inspiratorzy i sprawcy zbrodni muszą zostać ujawnieni. W przestrzeni religijnej może dojść do wybaczenia i pojednania wyłącznie w oparciu o zasady Ewangelii, winowajca przyznaje się do winy, wyraża żal i prosi o wybaczenie. Orędzia duchownych pisane z pozycji bieżącej polityki promujące sugestie o „wzajemnych winach” uwłaczają pamięci ofiar OUN-UPA tak po stronie polskiej jak i ukraińskiej. Na Kresach Wschodnich III RP, w czasie wojny i na południowo-wschodnich rubieżach powojennej Polski, obywatele polscy, narodowości ukraińskiej, stanowiący margines narodu ukraińskiego, skrótowo określany jako OUN-UPA, dokonali doktrynalnej, planowej jednostronnej zbrodni ludobójstwa, w świetle potwierdzenia tego faktu przez prokuratorów pionu śledczego IPN jest to termin bezsporny.

Idea „pojednania polsko-ukraińskiego” ma długą historię, jak była realizowana przypomnę w skrócie. Otóż proces pojednania Polaków z banderowcami z ich inicjatywy, został rozpoczęty w latach 50-tych na łamach paryskiej „Kultury”, osobiście patronował mu Jerzy Giedroyć. W ostatnim wywiadzie dla „Rzeczypospolitej” (31.12.-2.01. 2000) Giedroyć mówił: „Tej nienawiści do Ukraińców … nie jestem w stanie zrozumieć. Polacy nie są w stanie wybaczyć zbrodnie na Wołyniu, a jednocześnie akceptowali normalizację stosunków polsko-niemieckich. Po stronie niemieckiej jest przecież morze krwi.” Ta wypowiedz świadczy jaką wiedzą, na temat najokrutniejszej zbrodni w historii Polski, dysponował Giedroyć. W ostatnim wywiadzie dla Polskiego Radia, podsumował krótko – zapomnieć, winy były po obu stronach. Giedroyć zgodnie z ounowską optyką wydarzeń, rzeź zawęził do obszaru Wołynia, nienawiść powielił z książki pt. „UPA” autorstwa M. Łebeda, zastępcy Bandery. Łebed pierwszy napisał o „historycznej nienawiści Polaków do narodu ukraińskiego”. Te i inne brednie Giedroyć przyjął za prawdę. Polityczna koncepcja Giedroycia straciła na aktualności, nadal jednak spadkobiercy idei pojednania podkreślają wyjątkowość misji „Kultury” i trwałe dokonania Giedroycia.

Wybitnym przedstawicielem linii politycznej Giedroycia był hitlerowski stypendysta B. Osadczuk, który do Polski przyjechał już w lipcu 1989 r. i rozpoczął „budowanie mostów przyjaźni między narodami”. Z uwagi na przeszłość tego eksponenta OUN i propagowane przez niego krętactwa winien zostać uznany za persona non grata, tymczasem został odznaczony przez prezydentów Wałęsę i Kwaśniewskiego .

Banderowcy, ukraińscy esesmani z Dywizji SS-Galizien i schutzmani zostali utożsamieni z wszystkimi Ukraińcami, z tymi którzy w ramach sił zbrojnych ZSRR walczyli z faszyzmem niemieckim na 4-ch frontach ukraińskich, w partyzantce radzieckiej stanowili 50% składu osobowego i z tymi którzy ratowali Polaków przed szalejącym terrorem ukraińskich nacjonalistów.

Wzywanie do pojednania z narodem ukraińskim jest manipulacją, OUN nigdy nie działała w oparciu o mandat od narodu ukraińskiego, wręcz odwrotnie podczas „rewolucji narodowej” z nim walczyła. Z Ukrainą nie byliśmy w stanie wojny na żadnej płaszczyźnie, dzieli nas nierozwiązany problem ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego odpowiedzialnego za wymordowanie 200 tysięcy Polaków, 80 tysięcy Ukraińców i wiele tysięcy osób innych narodowości. Państwo ukraińskie przejęło problem w spadku i musi się do niego ustosunkować.

Pod osłoną wojsk niemieckich ponad 230 tysięcy ukraińskich nacjonalistów umknęło na Zachód. Łebed, w trosce o swoją głowę, już w sierpniu 1943 r. nawiązał kontakt z aliantami zachodnimi. Po rozpadzie koalicji antyhitlerowskiej faszyści ukraińscy, jako jedyna siła antyrosyjska na Ukrainie, stanowili cenny materiał dla służb specjalnych państw zachodnich. „Zimna wojna” była dla nich darem losu, opanowali struktury diaspory ukraińskiej, odżegnali się od współpracy z Abwehrą, zasłaniając się narodem, tworzyli mity o „narodowo-wyzwoleńczej armii”. Historię napisali od nowa, zbrodniczość OUN-UPA sprowadzili do wymiaru „bratobójczych walk”, winą obciążyli Niemców, partyzantów radzieckich i Polaków. Wyeksponowali krzywdy wyrządzone przez politykę II RP i burzenie cerkwi. Poza zasięgiem ich zainteresowań była terrorystyczna działalność UWO i OUN na terenie II RP i antychrześcijańska ideologia Doncowa promująca nienawiść do „czużyńców”, a także historia tych cerkwi. Lubelszczyzna 123 lata była pod zaborem rosyjskim, prawosławie było religią państwową, kościoły katolickie zamieniano na cerkwie. Przyjęcie prawosławia, po zniesieniu pańszczyzny, ułatwiało otrzymanie ziemi z majątków odbieranych polskiej szlachcie za udział w powstaniu styczniowym. Z wielkoduszności cara korzystali też Polacy, po odzyskaniu niepodległości przez Polskę wracali do wiary ojców. Większość burzonych cerkwi była nieczynna.

Po zmianie ustroju w Polsce i uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę, ukraińska nacjonalistyczna diaspora podjęła, na gigantyczną skalę akcję, której celem było; zatarcie w świadomości Polaków prawdy o ludobójstwie, wystawienie rachunku za krzywdy powstałe w wyniku operacji „Wisła”, narzucenie OUN-owskiej interpretacji historii i niedopuszczenie do określenia zbrodni OUN-UPA słowem „ludobójstwo”. Podstawowym celem w odniesieniu do Ukrainy było wpłynięcie na mit założycielski państwa. Po 1990 r. nastąpił polityczny transfer kultu OUN-UPA z zagranicy na Ukrainę. W Polsce natomiast brak wiedzy i naiwność Polaków ułatwiła realizację założeń dobrze zorganizowanej ukraińskiej nacjonalistycznej diaspory.

Wielkim zwycięstwem eksponentów OUN było potępienie przez Senat III RP w 1993 r. „akcji Wisła”, a w 1997 r. podpisanie deklaracji przez prezydentów A. Kwaśniewskiego i L. Kuczmę, o polsko-ukraińskim pojednaniu. Wiadomość o przygotowywanej deklaracji wywołała zrozumiałe zainteresowanie środowisk zaniepokojonych wpływami pogrobowców OUN w Polsce i na Ukrainie. Do Kancelarii Prezydenta wysłano wiele listów z prośbą o podejście do sprawy zgodnie z prawdą historyczną. Niestety apele i prośby zostały zignorowane.

Na początku prezydentury Kwaśniewski, podczas pobytu w Paryżu złożył wizytę Giedroyciowi i otrzymał memoriał polityczny, obowiązujący do dziś (Na Rubieży nr 28/1998). W podpisanej deklaracji znalazło się wiele frazesów bez znaczenia przykładowo: „Postanawiamy wspólnie objąć patronat nad utrwaleniem idei porozumienia i pojednania polsko-ukraińskiego… chcemy wlać w nasze serca uczucia przyjaźni i solidarności….myślimy o przeszłości”. W deklaracji napisano jedno zdanie „Nie można zapomnieć o krwi Polaków przelanej na Wołyniu, zwłaszcza w latach 1942-1943”. O wiele więcej miejsca poświęcono „akcji Wisła” (prawidłowo operacja „Wisła”). Prezydenci uznali, że ona uderzyła w ogół społeczności ukraińskiej w Polsce, jej jednostronne naświetlenie, jak napisano „nie sprzyja pogłębieniu zrozumienia między naszymi narodami”. Operacja „Wisła” nie powinna znaleźć się w kręgu zainteresowania prezydenta Ukrainy, rebelianci byli obywatelami polskimi, działali na terenie państwa polskiego, jest to wyłącznie sprawa Polski i nie może być kartą przetargową w wspólnych deklaracjach czy oświadczeniach.

Obaj prezydenci podkreślili, że „Droga do autentycznej przyjaźni wiedzie przez prawdę i wzajemne zrozumienie”, i że przeszłością winni zająć się specjaliści, którzy dokonają obiektywnej oceny gdyż „źródła tych konfliktów były poza Ukrainą i Polską, uwarunkowane przez okoliczności oraz niedemokratyczne systemy polityczne, narzucone naszym narodom”. Można tylko panu Kwaśniewskiemu pogratulować zdolności do lawirowania. Deklaracja pogrzebała nadzieję na rozliczenie i potępienie zbrodniarzy tym samym na pojednanie. Prawdę zatajono, nie wymieniono sprawców masowej rzezi bezbronnej ludności polskiej zaskoczonej przez uzbrojone watahy w broń palną i narzędzia gospodarskie święcone w cerkwiach. Wołyń był tylko polem doświadczalnym dla późniejszych działań OUN-UPA. Deklaracje z zadowoleniem przyjęli apologeci OUN umiejscowieni w ZUwP i doradcy od lat piszący w tym samym stylu. Deklaracja była pierwowzorem do fabrykowania późniejszych dokumentów jakie ukazywały się z okazji spotkań organizowanych na szczeblu państwowym.

Afiszowanie przyjaźni i pojednania prezydentów Kaczyńskiego i Juszczenki zaowocowało tym, że Bandera został Bohaterem Narodowym i tym że neonazistowska, antypolska partia „Swoboda” 37 swoich członków wprowadziła do parlamentu Ukrainy. Pojawienie się przed obliczem polskiego prezydenta banderowców w uniformach, którzy tę ziemię palili, odebrano jako upokorzenie Polaków. W Pawłokomie także deklarowano prawdę tylko skrzętnie ją pominięto, a historię Pogórza Dynowskiego tak zakamuflowano, że miejscowa społeczność zbojkotowała uroczystości. Media doniosły, że prezydenci zamknęli bolesną kartę historii obu narodów.

Z niecierpliwością czekaliśmy na zapowiedziane spotkanie prezydentów Komorowskiego i Janukowycza oraz na wspólną uchwałę, która miała być podjęta przez parlamenty Polski i Ukrainy. Do spotkania i uzgodnienia uchwały nie doszło. Prezydent Janukowycz na początku prezydentury powiedział: „Do historii trzeba podchodzić poważnie i nie zmieniać tych ocen, które już dawno zostały sformułowane przez uczestników tych wydarzeń”.

Postounowscy propagandziści mają duże osiągnącia w sferze moralnej. Kościoły, które są powołane do roli moralnego drogowskazu, stanęły po stronie sił postounowskich, a nie po stronie prawdy, która jest fundamentem chrześcijaństwa. Cerkiew greko-katolicka pod zwierzchnictwem A. Szeptyckiego akceptowała kolaborację z Hitlerem, ideologię Doncowa i „dekalog ukraińskiego nacjonalisty” wzywający wprost do zbrodni, tym samym ponosi współodpowiedzialność za masową rzeź Polaków. Po reaktywowaniu w 1991 r. Cerkiew ta nie dokonała analizy przyczyn, które do ludobójstwa doprowadziły, nie potępiła zbrodniarzy i nie organizowała pielgrzymek kresowym szlakiem hańby. Gdyby nie aktywność inspiratorska księży greko-katolickich i popów prawosławnych (z wyjątkami) nie doszłoby do ludobójstwa. Nie można udawać, że Cerkiew jest bez winy.

Hipokryzją było wystąpienie metropolity Lubomyra Huzara z formułą „wybaczamy i prosimy o przebaczenie” („Wołanie z Wołynia V,VI 2003 ) bez wskazania kto komu ma wybaczać i kto z kim ma się jednać. W liście trudno było doszukać się powodów dla których miałoby nastąpić pojednanie obu narodów, Kardynał reprezentował niewielką część narodu. Mówiąc o winach obu stron porównał zbrodnie ludobójstwa z uprawnioną operacją „Wisła”. Bezzasadnie powołał się na formułę zawartą w liście biskupów polskich do niemieckich. Niemcy potępili faszyzm i odrzucili faszystowskie emblematy. OUN nadal opiera się na faszystowskiej ideologii.

List z 7 sierpnia 2004 r. wystosowany do kardynała Huzara przez Prymasa Józefa Glempa został sformułowany zgodnie z wytycznymi protektorów OUN, jego treść świadczyła jak dalece sięgają ich wpływy. W tym osobliwym liście ludobójstwo usprawiedliwiono polonizowaniem ludności ruskiej i wielkimi krzywdami wyrządzonymi przez wieki. Owe krzywdy wybuchły gwałtowną zemstą i mordami zwłaszcza, że postawa nienawiści była sprytnie wykorzystywana przez politykę państw trzecich. Nie było słowa o wyjątkowym bestialstwie tzw. UPA popełnionym na narodzie polskim. Umknęły ocenie moralne aspekty zbrodni OUN-UPA. Kościół rzymsko-katolicki poniósł największe dotąd w historii straty. Zniszczono obiekty sakralne, wymordowano 160 księży, 17 zakonników, 22 zakonnice, ponad 100 księży ratowało się ucieczką, wielu zostało rannych.

26 czerwca 2005 r. opublikowany został list o wzajemnym wybaczeniu i pojednaniu podpisany przez Prymasa Polski i Kardynała Huzara. Kardynałowie napisali, że „wpływ papieskiej pielgrzymki (na Ukrainę) pozwolił na wspólne oddanie hołdu ofiarom bratobójczych konfliktów. Mówiąc o bratobójczych konfliktach, a nie jednostronnej rzezi, kardynałowie dopuścili się grzechu zatajenia, w tym momencie rozsypała się w gruzy możliwość pojednania się z ounowcami. Sprawców rozgrzeszono bez aktu ekspiacji dokonano tego wbrew zasadom ewangelicznej nauki o przebaczaniu. Wierzący świadkowie i potomkowie rodzin pomordowanych znaleźli się w trudnym położeniu, bo kto jak nie Kościół ma bronić godności ofiar dzikiego ludobójstwa. Prawda o banderowszczyźnie stanowi wstrząsający przykład zła, które należy potępić, a nie usprawiedliwiać. Pojednania prezydentów i kardynałów jakie miały miejsce przed 60-tą rocznicą upowskiej zbrodni budowane na fałszu historycznym nie przełożyły się na poziom społeczeństwa.

Minęły lata, w sprawie OUN-owskiego ludobójstwa nie ma zmian. Deklaracja wzywająca do wybaczania i pojednania, podpisana przez zwierzchników Kościoła rzymsko- i greckokatolickiego „w przededeniu 70. rocznicy zbrodni na Wołyniu” , została sformułowana zgodnie z postounowską tezą o pojednaniu. Zbrodniarze zostali zamaskowani, a odpowiedzialnością obciążono naród ukraiński. Bezimiennym oprawcom wybaczono bez wyrażenia przez nich skruchy, winy umiejętnie rozłożono między obie strony. W deklaracji jest wiele niedomówień urągających etyce chrześcijańskiej i prawdzie historycznej. Zwierzchnicy Kościołów winą obiążyli Polaków za to, że ośmielili się bronić życia. Deklaracja tylko umocni faszystowskie siły w Polsce i na Ukrainie. Sygnatariusze wzorem lat ubiegłych, problem przekazali specjalistom, oni mają dopiero poznać „rozmiary tragedii”. Rzecz w tym, o czym polityczni doradcy wiedzą, że ludobójstwo dokonane przez OUN-UPA jest dobrze udokumentowane.

Polski Episkopat w osobie abp. Józefa Michalika, męczeństwo Kresowych Polaków, złożył w ofierze na ołtarzu wielkiej polityki. Droga do pojednania oddaliła się.

Monika Śladewska

Prawda polityczna w Gazecie Wyborczej

W wyniku zmian geopolitycznych w 1989 r. ideologiczna ofensywa spadkobierców tradycji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) dotarła do Polski. Na czele tego frontu stanęła Gazeta Wyborcza. Eseje propagandzistów, rzekomych znawców stosunków polsko-ukraińskich poleca sam redaktor naczelny A. Michnik. 2-go marca 1993 r. wytłuszczonym drukiem zamieścił hasło „UPA to cześć i duma Ukrainy”. Trzeba być niezwykle zuchwałym aby porażający slogan, wymyślony przez ounowską ekstremę, nagłaśniać w Polsce. Powszechnie znany jest stosunek OUN-UPA do Polaków, wiadomo z kim wojowała tzw. UPA, ocena tej zbrodniczej formacji, dokonana przez A. Michnika budziła także zdziwienie niejednego światłego Ukraińca.

Spod warstwy frazeologii demokratyczno-liberalnej dotąd w GW nie ukazał się artykuł o zbrojnej kolaboracji z III Rzeszą obu frakcji OUN-Bandery i Melnyka, o nazistowskiej ideologii przyjętej i realizowanej przez tę organizację, o roli Cerkwi greckokatolickiej, współodpowiedzialnej za ludobójstwo dokonane przez OUN-UPA w czasie II Wojny Światowej i po wojnie. Propagandowa twórczość OUN-owskich sprzymierzeńców manipulujących historią nie słabnie, anty kresowa krucjata, przybiera na sile, w związku z tym należy przypomnieć zapomnianą rolę „autorytetów”, obrońców ducha OUN, na których z okazji 70-tej rocznicy zbrodni powołał się redaktor naczelny (GW, 23-24 marca 2013 r.). Niewątpliwie wybitne zasługi w obudzeniu upiorów przeszłości w Polsce i na Ukrainie ma sam A. Michnik.

W lipcu 1995 r. „GW” obdarzyła czytelników cyklem artykułów pod obłudnym szyldem „Wołyń: Szukanie prawdy”. Ograniczenie problemu do Wołynia świadczyło o kierunku w jakim zmierzał redaktor naczelny. Tworzono pozory – wszyscy mogą się wypowiedzieć, w rzeczywistości najbardziej napastliwe wypowiedzi pogrobowców tzw. UPA zostały nagłośnione, niewygodne fakty opisane przez świadków, pominięte lub odpowiednio kastrowane, artykułu badacza ukraińskiego nacjonalizmu dr hab. Wiktora Poliszczuka nie zamieszczono. W listopadzie 1995 r. A. Michnik podsumował wypowiedzi w artykule „Rana Wołynia”, nie wymienił rzeczywistych sprawców okrutnej zbrodni, za tragiczny „konflikt polsko-ukraiński”, obciążył Hitlera i Stalina nakazał przekroczyć próg własnej pamięci, aby we wczorajszym wrogu zobaczyć brata i napisał „potrzebne są mądre i dalekowzroczne gesty Kościoła porównywalne z pamiętnym listem biskupów polskich do niemieckich, musimy przebaczyć i prosić o przebaczenie wzajemnych krzywd, podziały z przeszłości nie mają już znaczenia”. Formuła zawarta w liście biskupów polskich do niemieckich nie ma odniesienia do księży greckokatolickich i popów prawosławnych wzywających wiernych do mordowania Polaków. Pan Michnik nie wskazał kogo mamy prosić o wybaczenie, komu przebaczać, swoją idee narzucił prezydentom i dostojnikom kościoła katolickiego obu obrządków.                         Nagłośnione w GW hasło „pojednanie polsko-ukraińskie” jest zręcznym chwytem propagandowym, zostało wymyślone w celu rozmycia odpowiedzialności ukraińskich faszystów za popełnioną zbrodnię ludobójstwa. OUN nie miała mandatu narodu ukraińskiego do działania w jego imieniu, zhańbiła dobre imię Ukraińca i idee walki o niepodległość, w czasie II Wojny Światowej stanęła po stronie Niemiec i uruchomiła wszystkie siły dla zwycięstwa Hitlera. Ukraińscy nacjonaliści bestialsko wymordowali 200 tyś. Polaków, 80 tyś. Ukraińców, wiele tysięcy Żydów a także Rosjan, Czechów, Ormian. OUN-B realizację programu rozpoczęła od Wołynia i południowego Polesia. Szał zabijania trwał do 1947 r., zasięgiem objął Małopolskę Wschodnią, Bieszczady i południowo-wschodnią Lubelszczyznę. Kres ludobójstwa położyła wojskowa operacja „Wisła”.

GW od początku powstania oswajała niezorientowanych czytelników z duchem banderowszczyzny poprzez zamieszczanie zmanipulowanych tekstów pseudohistoryków mieszkających w Polsce, a także na Ukrainie. Przykładowo w lipcu 1995 r. ukazała się skrócona wersja referatu Iwana Kyczija wygłoszonego w Podkowie Leśnej na konferencji zorganizowanej w 1994 r. przez Ośrodek Karta. Ten artykuł to szczyt hipokryzji, twierdzenia profesora historii Uniwersytetu Wołyńskiego nie mają nic wspólnego z nauką, należą do sfery socjotechniki, Kyczij mówi, że do wypadków wołyńskich doprowadziła polityka II RP, nienawiść była tak wielka, że zemsty nie mógł powstrzymać sam Kłym Sawur (kat Wołynia, członek kierownictwa OUN). Innym absurdalnym wywodem profesora było to, że winne tragedii jest polityczne kierownictwo ZSRR i Niemiec. Według niego „trudno dziś ustalić kto napadał na polskie wsie, nie ma bowiem dokumentów, sądzę, że dokonali tego enkawudziści … przebrani w mundury UPA”. Powszechnie wiadomo, że mundury tzw. UPA zaprojektowano po wojnie, w czasie jej trwania chodzili w cywilnych ubraniach lub przebrani w zdobyte mundury polskie, sowieckie i niemieckie. Dla Kyczija mordowanie bezbronnych było walką a rozpaczliwa obrona to także walka więc ocena moralna obu stron jest jednakowa „ludzie ginęli po obu stronach”. Wniosek jest taki, że gdyby broniący życia dali się wyrżnąć byli by bez winy. Historyk Kyczij dosłownie powielił mity M. Łebeda, organizatora rzezi Polaków, szefa banderowskiej „Służby Bezpeky”. Łebed jak każdy zbrodniarz bronił się kłamstwem. Po wojnie ukrywał się w klasztorze bazylianów w Rzymie, gdzie wydał książkę pt. „UPA”. Wybielił banderowców i siebie, pisał o historycznej nienawiści Polaków do narodu ukraińskiego, o nabrzmiałych przez wieki krzywdach, wymyślił nawet walki tzw. UPA na frontach z Niemcami, Sowietami, Polakami i inne niedorzeczności, przykładowo podszywanie się Niemców i Sowietów pod oddziały UPA. Na publikację o charakterze czysto propagandowym, powołują się ukraińscy nacjonalistyczni historycy.

Redaktor Michnik pisze „Polacy i Ukraińcy zapamiętali inaczej”, „My Polacy mamy obowiązek rozumieć ukraiński punkt widzenia. I najlepsi z nas – np. J. Giedroyć z uporem nam ten obowiązek uświadamiali”. W imieniu jakich Polaków i jakich Ukraińców wypowiada się pan Michnik? Polacy mają rozumieć ounowsko-banderowski punkt widzenia, natomiast mordercy bezbronnych nie muszą rozumieć niedoszłych ofiar, do dziś borykających się z traumatyczną pamięcią. Wielu nie złożyło relacji, nie byli w stanie wracać pamięcią do tamtych dni i nocy spędzonych w krzakach, zbożach i innych kryjówkach.

Podczas pielgrzymek do Maisons-Laffite J. Giedroyć-polityk uczył nie tylko Michnika historii i manipulowania pamięcią. Giedroyć nie miał mandatu od narodu polskiego, nie reprezentował stanowiska polskiego Rządu Emigracyjnego, proponował własną koncepcję odnośnie obszaru Ukraina-Litwa-Białoruś. Giedroyć na łamach „Kultury” rozpoczął budowanie nowego wizerunku OUN-UPA i „mostów przyjaźni między Polakami i Ukraińcami” de facto między ukraińskimi faszystami. O „konfliktach” nakazał zapomnieć, wzywał do przeprowadzenia rachunku sumienia przez obydwie strony, bo jak mówił „winy były wzajemne i prosić należy o wzajemne wybaczenie”. Doktryna Giedroycia odeszła w niepamięć, zbrodnia dokonana przez OUN-UPA została udokumentowana i potwierdzona przez prokuratorów pionu śledczego IPN, a obrońcy ukraińskiego nacjonalizmu nadal nie są w stanie wyjść poza kanon argumentów jakimi operował wyszkolony przez Niemców M. Łebed. Rozkaz tego zbrodniarza był krótki „Natychmiast i jak najprędzej zakończyć akcję totalnego oczyszczania ukraińskich terytoriów z ludności polskiej” („Taras Bulba” – Borowiec, wspomnienia).

  1. Michnik polecając orędzie Synodu Biskupów Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego napisał, że „Pojednanie Polski z sąsiadami to z pewnością największy sukces polityki zagranicznej III RP”, przytoczył formułę eseju J. Mieroszewskiego i dodał, że „pojednanie dotyczy zwłaszcza relacji polsko-ukraińskich”. Faktem jest, że po denazyfikacji, z Niemcami ułożyły się poprawne stosunki sąsiedzkie, natomiast nie było cudu pojednania z Ukrainą, farsa jaka dotąd miała miejsce nie przełożyła się na poziom społeczeństwa. Nie sprzyja temu ukraiński etos nacjonalistyczny, marsze pod faszystowską symboliką, przenoszenie tych akcji na poziom państwowej polityki historycznej oraz modły greckokatolickiego abp Igora Woźniaka pod pomnikiem Bandery i głoszenie, że jest on skarbem narodowym. Złudzeniem jest, że elity polityczne „przełamały logikę fatalnej przeszłości”. Prawdy nie przesłoni tajemniczy kod „partnerstwo strategiczne”.

Nie pisałabym tego tekstu gdyby A. Michnik nie przypomniał o uderzeniu się w polską pierś przez polskiego pisarza Józefa Łobodowskiego, w jego artykule pt. „Przeciw upiorom przeszłości” zamieszczonym w „Kulturze” paryskiej w 1952 r. Łobodowski pisał „rzezie Polaków przez Ukraińców nie wyczerpują dziejów sporu” i „ten medal miał odwrotną stronę, gdyż rzezie były wzajemne”. Łobodowski przestrzegał „Którzy dmą w miechy przy ogniu polsko-ukraińskiej nienawiści, będą współodpowiedzialni za tą krew, która się jeszcze w przyszłości poleje”. W jakim celu te straszne słowa cytował pan Michnik właśnie teraz? I dlaczego sam mówi o „nienawiści między naszymi narodami!? Te odkrywcze poglądy redaktora nie powinny być narzucane opinii publicznej. Dyspozycyjni publicyści „GW” piszą o możliwości wzniecenia wojny z Ukraińcami. Biskupi greckokatoliccy w orędziu też ostrzegają, że manipulowanie okolicznościami tych wydarzeń „na zamówienie polityczne mogą tylko rozdmuchać przygasły ogień narodowej wrogości” To lęk przed prawdą, przed krzykiem ofiar skłania eksponentów OUN-UPA do szantażu, straszenia, podszywania się pod naród, unikania słowa „ludobójstwo” i uciekania się do …eufemizmów typu „tragedia”, „bratobójstwo”.

Sylwetkę Łobodowskiego, prekursora historycznego przekłamania przedstawił W. Poliszczuk w „Gorzkiej Prawdzie” (Toronto 2000 s. 36). Łobodowski pochodził z Wołynia, rozumiał kulturę ukraińską, mówił że jego przodkowie pochodzili od Kozaka Łobody. Był współpracownikiem Giedroycia i działaczem polonijnym nie mając wiedzy o tym co za sprawą OUN-UPA stało się na Kresach uległ wpływom ukraińskiej nacjonalistycznej diaspory. Dla Łobodowskiego Ukraina sięgała tylko do granicznej rzeki Zbrucz, nie przyjmował do wiadomości. że USRR należała do koalicji antyhitlerowskiej, pisał „Ukraina w czasie II Wojny Światowej dała potężny ruch narodowy i armię powstańczą”. Zafałszowany materiał do napisania złowieszczego artykułu dostarczył Łobodowskiemu banderowiec Jewhen Wreciona. Łobodowski fałsz przyjął za prawdę i zbudował konstrukcję o polskiej winie. Giedroyć banderowskie kłamstwa podparł swoim autorytetem i zaopatrzył notką, że pogląd autora w tej sprawie pokrywa się z opinią Zespołu „Kultury”. Stanowisko Giedroycia odnośnie problemu ounowsko-banderowskiego kształtowało się pod wpływem nie tylko Wreciony także stypendysty hitlerowskiego – Osadczuka , kolaboranta Kubijowycza i samego Doncowa. Giedroyć pisał, że robiąc „Kulturę” często jeździł do Monachium gdzie po wojnie mieścił się ośrodek ukraińskiego nacjonalizmu tam mieszkał Bandera, Stećko i inni.

O tym jak splatała się polityka z rzeczywistością i paryską „Kulturą” przedstawił czołowy działacz OUN-Jewhen Stachiw w wywiadzie dla „Naszego Słowa” (11 czerwca 2000). Wywiad nosił tytuł „Nie ma w historii odwiecznych wrogów, teraz Ukrainie potrzeba, żeby Polska była jej sprzymierzeńcem”. Stachiw w 1941 r. w „grupach pochodnych” dotarł do Krzywego Rogu. W 1942 r. w Donbasie rozpoczął nacjonalistyczną działalność propagandową, bez powodzenia, tam powiedziano mu, że hasło „Ukraina dla Ukraińców” i „filozofia” Doncowa nie przejdzie.

W 1944 r. Stachiw organizował szlak kurierski, łączący ukraińskich nacjonalistów z aliantami we Włoszech. Po utworzeniu na emigracji Ukraińskiej Głównej Wyzwoleńczej Rady (UHWR) został przewodniczącym Prezydium Środowiska tej Rady. Pierwszymi przedstawicielami UHWR, mówi Stachiw, byli J. Wreciona i M. Prokop, którzy przybyli do Szwajcarii. Gdy skończyła się wojna J. Wreciona skontaktował się z przedstawicielami polskiego Rządu Emigracyjnego i z ludźmi piszącymi w „Kulturze”. Będąc w Austrii związałem się z J. Wrecioną on miał już kontakty z J. Czapskim z „Kultury” i innymi politykami. Od tego spotkania zaczęło się „wielkie zbliżenie” Polaków i Ukraińców de facto banderowców. Z wywiadu Stachiwa dowiedzieliśmy się o szlaku kurierskim z Nowego Jorku do mieszkania J. Kuronia, o wysyłaniu sprzętu poligraficznego i funduszy dla „Solidarności”.

  1. Michnik w nawiązaniu do orędzia greckokatolickich biskupów napisał, że ich głos warto przeanalizować, „budowa polsko-ukraińskiego pojednania jest trudna ale niezbędna, wbrew tym którzy pielęgnują nienawiść między naszymi narodami”. To jest obsesja pana Michnika, nie ma nienawiści między narodami istnieje dotąd nierozwiązany problem OUN-UPA. Upominanie się o godne uczczenie ofiar jest chrześcijańskim obowiązkiem, a domaganie się potępienia ludobójców OUN-UPA przestrogą dla potomnych. Greckokatolickim biskupom zabrakło odwagi, nie wskazali inspiratorów i wykonawców doktrynalnej, jednostronnej, planowo prowadzonej rzezi Polaków, wzywanie biskupów do wzajemnego wybaczania jest nieporozumieniem.

Drogę do pojednania wskazuje ewangeliczna nauka o wybaczaniu, o czym biskupi wiedzą, a jednak podpisali dokument o charakterze czysto politycznym. W wymiarze religijnym winowajca uznaje winę, wyraża żal i prosi o wybaczenie. Nie osiągnie się pojednania z pominięciem etyki i prawdy historycznej.

Monika Śladewska

Pokłosie eksponentów ukraińskiego nacjonalizmu.

Zbliżająca się rocznica obchodów rozpoczęcia rzezi kresowych Polaków przez tzw. Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) była okazją do podjęcia, nie po raz pierwszy, inicjatywy politycznej i ofensywy medialnej przez eksponentów ukraińskiego nacjonalizmu legalnie działających w Polsce. Oficjalnie odwołali się do 65-tej rocznicy wojskowo-administracyjnej operacji, mającej kryptonim „Wisła” mylnie przez nich i przez media nazywanej „akcją Wisła”. Obie rocznice są powodem do propagowania neobanderowskiego punktu widzenia na zaszłości historyczne, dotyczące stosunków polsko-ukraińskich. Przeciwstawianie się postounowskiej ofensywie nie jest łatwe, arsenał metod fałszowania historii jest ciągle wzbogacany. Dyżurni specjaliści tym razem postanowili przeforsować w Sejmie uchwałę potępiającą operację „Wisła”.
Nagłaśnianie krzywd wyrządzonych przesiedlonym nie tylko Ukraińcom także Łemkom, Bojkom, Polakom (rodziny mieszane) ma na celu odwrócenie uwagi opinii społecznej od zbrodni ludobójstwa dokonanej na Kresach Wschodnich II RP i po wojnie przez zbrojne formacje Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) na minimum 200 tyś. Polaków, wielu osobach innej narodowości i 80 tyś. Ukraińców. OUN odpowiada za pomoc Niemcom w likwidacji Żydów.
8-go listopada 2012 r. w Sejmie odbyło się posiedzenie Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych pod przewodnictwem posła (PO) Mirona Sycza. Porządek posiedzenia przewidywał dyskusję na temat charakteru „akcji Wisła” i jej wpływu na współczesne relacje polsko-ukraińskie oraz podjęcia inicjatywy uchwałodawczej w sprawie „akcji Wisła”. Należy podkreślić iż nie chodzi o relacje polsko-ukraińskie gdyż one są dobre lecz o relacje polsko-ounowsko-banderowskie.
Komisja w składzie 8 członków (Komisja liczy 18 członków) po niewielkich poprawkach przyjęła projekt uchwały dotyczący przesiedlenia 140 tyś. obywateli polskich wspomagających dobrowolnie lub pod przymusem zbrojne formacje OUN-UPA. Zaproszeni dyskutanci i rzekomi eksperci wywodzący się z grona gloryfikatorów OUN-UPA koncentrowali się na skutkach operacji „Wisła” przedstawiając ją jako działanie władzy komunistycznej wymierzone w ludność ukraińską. Nikt z dyskutantów nie wspomniał o inwazji banderowskich sotni, które z Wołynia i Małopolski Wschodniej przemieściły się na południowo-wschodnie tereny państwa polskiego gdzie kontynuowały proces „oczyszczania” rozpoczęty na Wołyniu w 1942 r.
8-go listopada w Sejmie w obecności przedstawicieli ministerstw, ROWiM, prezesa IPN i kilku starostów odbyła się żenująca rozprawa. Obrońcy OUN osądzili rząd komunistyczny za podjęcie decyzji zgodnej z polską racją stanu. Osądzili dowództwo Wojska Polskiego i polskich żołnierzy za niedopuszczenie do oderwania 19 powiatów południowo-wschodniej Polski i za przeprowadzenie kosztownej operacji przesiedlenia, podczas której nikt nie zginął. Zarządzenie wydane Grupie Operacyjnej „Wisła” nakazywało – „Zachowanie humanitarnej postawy wobec przesiedlanych, traktowanie ich jako obywateli państwa polskiego”. Ludzi przesiedlano z dobytkiem, zapewniono transport, wyżywienie i bezpieczeństwo. Mogły zdarzyć się wypadki losowe dla wielu był to dramat rozstania się z ojcowizną lecz rozczenia i zadośćuczynienie za krzywdy należy kierować pod adres faszyzującego kierownictwa OUN.
Kontynuatorzy tradycji tzw. UPA pochodzący z rodzin dotkniętych nieuleczalną chorobą nacjonalizmu ukraińskiego nie umieją wyprowadzić logicznych wniosków z praktycznych działań faszystowskiej organizacji w czasie II Wojny Światowej. Wychowani na zmitologizowanej historii „UPA” opracowanej przez Łebeda – organizatora rzezi Polaków nie rozumieją, że inwazja banderowskich oddziałów stanowiła wielkie zagrożenie dla życia ludności i że tak drastycznej sytuacji nie miał prawa tolerować żaden rząd niezależnie od orientacji politycznej.
Analiza treści wystąpień, wyselekcjonowanych mówców na posiedzeniu Sejmu 8-go listopada to temat do odrębnego artykułu, ograniczę się tylko do niektórych wypowiedzi. Przewodniczący Sycz przypomniał na wstępie iż 1990 r. Senat przyjął uchwałę o treści, którą zarekomenduje Sejmowi i poinformował, że IPN postanowił wszcząć śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej, popełnionej na ludności ukraińskiej w 1947 r. Za tak cenną informację przewodniczący dziękował prezesowi IPN Łukaszowi Kamińskiemu. Poseł Sycz nawiązał do 70-tej rocznicy wydarzeń wołyńskich. Dla posła Sycza ludobójstwo to tylko „wydarzenia wołyńskie”.
Pierwszy zabrał głos dr hab. Roman Drozd, mówił o wymianie ludności w ramach umów republikańskich stwierdził, iż władza komunistyczna miała jeden cel mianowicie zbudowanie państwa jednonarodowego. Podkreślił jak ważne znaczenie miało zawarcie porozumienia przez poakowskie podziemie z podziemiem ukraińskim, to rzekomo łagodziło wzajemny konflikt. Uogólnienie jednostkowego przypadku jaki miał miejsce bez wiedzy dowództwa AK jest niewątpliwie manipulacją. Pan profesor nie rozumie znaczenia słowa „deportacja”. Przesiedlenie ludności z kurnych chat do znacznie lepszych warunków, w obrębie tego samego państwa, nazywa deportacją.
Eugeniusz Misiło powoływał się na dokumenty mówiące o wojskowej czystce i rozwiązaniu problemu ukraińskiego w Polsce, o ofiarach represji stalinowskich niewinnych Ukraińców kierowanych do obozu w Jaworznie. Obok Polaków wymienił Ślązaków jako odrębną grupę etniczną. Adwokat Piotr Fedusio odniósł się do kwestii prawno-karnej oceny „akcji Wisła” udowadniał iż KC PPR nie był organem konstytucyjnym, a partia polityczną i jej decyzje nie są równoważne z decyzjami władz, PPR nie miała poparcia społecznego. PRM i KC PPR nie miały kompetencji do podjęcia uchwały o przesiedleniu, osoby te były funkcjonariuszami państwa komunistycznego i ich zachowanie, w ocenie adwokata, wyczerpuje znamiona przestępstwa. Pan Fedusio nie wyjaśnił jakie poparcie w społeczeństwie Ukrainy miała kolaborująca z Niemcami OUN, stanowiąca margines narodu ukraińskiego. Jako prawnik powinien znać prawno-międzynarodową oceny charakteru tzw. UPA, politycznie podlegającej kierownictwu OUN. Polska była podmiotem prawa międzynarodowego, większość kadry dowódczej realizującej decyzje o przesiedleniu, stanowili przedwojenni oficerowie od 1943 r. służący w Wojsku Polskim. Poza tym jest jeszcze prawo wewnętrzne o czym wie każdy prawnik.
Dr hab. Bohdan Halczak posunął się do głoszenia bredni, powiedział min., że „Akcja Wisła” była jedną z wielu czystek etnicznych, które miały miejsce po II Wojnie Światowej w Europie. Według tego historyka, zaangażowanie 20 tyś. polskich żołnierzy do walki z wszystkimi siłami UPA, które wynosiły 2 tyś. to kompromitacja polskiej armii. Nie wspomniał, że ponad 3 tyś. uzbrojonych członków OUN działało w SKW i w miarę potrzeb byli powoływani do akcji, istniała jeszcze „Służba Bezpeky” w sumie jak pisze prof. Filar, siły te wynosiły około 6 tyś. dobrze uzbrojonych ludzi, działających w znanym terenie. ( Na Rubieży 88/ 2006 )
Stefan Hładyk, potwierdza wywody poprzedników, że „akcja Wisła” miała charakter ściśle deportacyjny, a działania niekonstytucyjnych organów były bezprawne. Według niego ta operacja nakreśliła negatywny stereotyp Ukraińca. Nie jest w stanie zrozumieć, że to bestialstwo upowców splamiło dobre imię Ukraińca.
Mirosław Czech czołowy działacz ZUwP, pomysłodawca kuriozalnych określeń, w publikacji GW Kresowian nazwał – dziećmi Stalina. Gratulował Syczowi determinacji i wiedziony wspomnieniem, przypomniał o staraniach, jakie wspólnie z J. Kuroniem podejmowali w 1990 r. kiedy to po raz pierwszy wnieśli uchwałę pod obrady Sejmu, tylko że wtedy, według mówcy, przeszkodzili polscy generałowie. Były poseł UW wie doskonale, że została ona odrzucona dzięki mądrym posłom. Poseł J. Dobrosz (PSL) na spotkaniu Kresowian informował, że miał intratne propozycje korupcyjne i że Kuroń z obstawą za wszelką cenę dążył do przegłosowania tejże uchwały.
Podczas dyskusji dominował ton oskarżycielski, brak refleksji i kompleksowej oceny działań ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego. Nasuwa się jeden wniosek mianowicie tzw. podziemie ukraińskie nie walczyło ze strukturami państwa polskiego tyko z komunistami.
Kolejne posiedzenie Komisji odbyło się 6-go grudnia2012 r., uczestniczyło w nim 13-tu członków (było kworum). Po otwarciu posiedzenia głos zabrał poseł Sycz uzasadniając projekt uchwały posługiwał się terminologią z arsenału propagandy ounowskiej mianowicie: nie była to akcja a operacja, przesiedlenie polskiej ludności kresowej to nie repatriacja lecz ekspatriacja. Sformułowanie – powracający Ukraińcy i Łemkowie byli wyłapywani i osadzani w obozie w Jaworznie, nie odpowiada prawdzie. W obozie siedzieli nie tylko Ukraińcy więc Komisja nie miała kompetencji wypowiadać się na ten temat.Poseł Sycz uważa, że „Już w czasie zimy poprzedzającej akcję „Wisła” istniała szansa na przywrócenie spokoju na spornych terenach”. Nie było spornych terenów. Polska miała granice ustalone na mocy porozumień międzynarodowych. Nie ma tragicznej historii Polski i Ukrainy, z narodem ukraińskim nic nas nie dzieli, odłam ukraińskich faszystów to nie naród, OUN nie miała mandatu do działania w jego imieniu. Można mówić o pojednaniu polsko-ounowsko-banderowskim pod warunkiem, to oczywiste.
Podczas pierwszego czytania profesjonalnie wypowiedzieli się: poseł Marek Ast (PIS), poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk (PIS), wiceprezes Fundacji Lwów i Kresy Południowo-Wschodnie Ewa Szakalicka, Prezes Rady Krajowej RSRRP Tadeusz Samborski, wykładowca WSSMiA Jacek Wilczur. Przewodnicząsy Sycz przerwał dr J. Wilczurowi czytanie pisma Kresowego Ruchu Patriotycznego Porozumienie Organizacji Kresowych i Kombatanckich.
Głos zabrał M. Czech, po raz drugi wrócił do początku propagandowej działalności Związku Ukraińców w Polsce. Mówił o debacie posłów „Solidarności” z opozycyjnymi deputowanymi Ruchu i konferencji w Jabłonnie. Jak przystało na profesjonalnego propagandzistę fakt tylko zasygnalizował. Otóż założycielem Ruchu odpowiednikiem polskiej „Solidarności” na Ukrainie był Mychajło Horyń syn ukraińskiego nacjonalisty. Pod koniec lat 80-tych często przyjeżdżał do Warszawy, przesiadywał w mieszkaniu Kuronia gdzie wspólnie budowali mosty pomiędzy Polską a Ukrainą. To wszystko toczyło się jeszcze nie w świetle kamer, tak napisał M. Wojciechowski (GW !8 stycznia 2013). Tenże Horyń uczestniczył w pseudokonferencji parlamentarzystów 4-5 maja w Jabłonnie, w której udział wzięła B. Berdychowska, mimo że parlamentarzystką nie była. Uczestnicy zademonstrowali swój antykomunizm nie wiedzę.
Wizyty Horynia w Polsce poprzedził wyjazd we wrześniu 1989 r. delegacji „Solidarności” z A. Michnikiem i posłem W. Mokrym na czele. Celem wyjazdu było budzenie ounowskich upiorów przebywających dotąd w podziemiu. Na tym zjeździe wystawiono herby miast południowo-wschodnich obszarów Polski. Ta wizyta miała znaczący wpływ na wydarzenia, które dziś obserwujemy na Ukrainie. Nie wszyscy biorący udział w tym posiedzeniu o tym wiedzieli, jeśli mówiło się o Ruchu to należało i o tym wspomnieć.
Za przyjęciem uchwały było 9 głosów, 4 głosy za jej odrzuceniem. Głosowanie miało odbyć się 3 stycznia, w ostatniej chwili projekt wycofano.
Operacja „Wisła” została umiędzynarodowiona. Prezydent Juszczenko wydał dekret w sprawie uczczenia pamięci ofiar „akcji Wisła”. Prezydent Janukowycz wydał oświadczenie, w którym napisał min. „Chylę czoło w szacunku wobec męczeństwa setek tysięcy Ukraińców, którzy ucierpieli w wyniku „akcji Wisła”, traktujemy tą tragedie jako część akcji deportacyjnej totalitarnego reżimu”. Jeśli Janukowyczowi doradza Hanna Herman, która z H. Wujcem doradcą prezydenta Komorowskiego, w kwietniu 2012 r. brała udział w II Kongresie Ukraińców w Przemyślu to nic dziwnego, że w oświadczeniu są zawarte kłamstwa: o deportacji i o setkach tysięcy osób. Wobec faktu że operacja „Wisła” miała miejsce na terytorium Polski, a rebeliantami byli obywatele polscy, jest ona wewnętrzną sprawą państwa polskiego, prezydenci Ukrainy nie są uprawnieni do jej oceny.
Na Kongresie w Przemyślu był obecny ambasador Ukrainy w Polsce M. Malśkij i przedstawiciele neofaszystowskiej, antypolskiej partii „Swoboda”. Wałkowano temat „akcji Wisła” w zakresie aspektów prawnych. Dotąd państwo polskie nie usunęło następstw deportacji, „akcja Wisła” nadal trwa, tak uważają Ukraińcy o nacjonalistycznym rodowodzie.
Silne lobby ounowskie działające w Polsce ma wsparcie w redakcjach „GW” i „Polityki”. W „Polityce” (9.01-15.01.2012) ukazał się artykuł Wiesława Władyki pt. „Pokłosie Wisły”. Nad tytułem autor zamieścił zdanie: Historia bez przerwy stawia Polaków do raportu i nakazuje odpowiadać na trudne pytania, ledwie minęła awantura o filmie „Pokłosie” już rośnie inna, w sprawie akcji „Wisła” z 1947 r. ”(Dane z internetu) prof. dr hab. Wiesław Władyka – kierownik Zakładu Polskiego Systemu Medialnego.
Od osoby legitymującej się tytułem naukowym oczekuje się kompetencji, a nie powielania frazesów z ukraińskiej nacjonalistycznej historiografii. Do raportu nie stawia nas Historia lecz autor artykułu i osoby z którymi się identyfikuje. Pan profesor sugeruje , iż Polacy mają przywdziać habity, iść do Kanossy, uznać swoje winy i wyrazić żal, po drugie przy ocenie akcji „Wisła” muszą brać pod uwagę konflikty polsko-ukraińskie jakie miały miejsce przed 1939 r. Żadne krzywdy sprzed 1939r. Nie usprawiedliwiają ludobójstwa, za które moralnie odpowiada S. Bandera, przywołany w artykule.
Pan Władyka powtarza wywody Sycza o zsyłaniu do Jaworzna ludzi „często bez żadnych dowodów winy w oparciu jedynie o kryteria narodowe”. Nieprawda. W obozie Ukraińcy stanowili najmniejszą grupę narodowościową, banderowców lub ich wspomagających kierowano na podstawie decyzji prokuratorów, często przywożono ich z bronią w ręku wprost z bunkrów, w stanie wyczerpania fizycznego. Autor nie wspomniał o udokumentowanym bestialskim mordowaniu Polaków na obszarach objętych operacją „Wisła”.
Pan profesor na pewno zna kulisy uchwały Senatu z 3-go sierpnia 1990 r. i wie, że na fali antykomunizmu ukraińscy działacze „Solidarności” dokonali manipulacji. Prof. R. Duda nie dopuścił do realizacji wniosku senatora R. Ciesielskiego, który proponował przełożenie głosowania po wakacjach. Niestety do tego nie doszło. Był to wielki sukces apologetów OUN-UPA, Dudy i Mokrego.
W artykule jest zaniżona liczba ofiar, jeśli czerpie się wiedzę z opracowań nieobiektywnego historyka G. Motyki, który w tym zakresie badań nie prowadzi to trudno wynieść inne poglądy. Nie istniała partyzantka ukraińska, były bojówki banderowskie działające metodą partyzancką i partyzantka radziecka, w której połowę stanu osobowego stanowili Ukraińcy, oni są członkami Międzynarodowej Federacji Kombatantów. Pan profesor zlekceważył decyzję Sądu i IPN nie uznającą operacji „Wisła” za działanie bezprawne. Nie można ignorować stanowiska Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który 9 września 2012r. nieodwołalnie oddalił skargę wniesioną przez ZUwP przeciwko państwu polskiemu.
Operacja „Wisła” weszła do sfery polityki, problem powracać będzie dotąd dopóki parlamenty Polski i Ukrainy nie potępią zbrodniczej organizacji za dokonanie ludobójstwa. Ideowi spadkobiercy OUN-UPA korzystają z niewiedzy społeczeństwa i konsekwentnie realizują uchwałę OUN z 22-go czerwca 1990 r. która w aspekcie operacji „Wisła” brzmi: „Ważne jest … postawienie na porządku dziennym tzw. Akcji Wisła. Dążyć aby stanęła ona na forum polskiego parlamentu i żeby sami Polacy ją potępili jako ludobójczą”.

Monika Śladewska

Antychrześcijańska ocena ludobójstwa

Przed obchodami 70-tej rocznicy ludobójstwa dokonanego przez zbrojne formacje Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) na Kresach Południowo-Wschodnich IIRP apologeci OUN-UPA podjęli szereg inicjatyw mających na celu wyrównanie krzywd i usprawiedliwienie ludobójców. Zwieńczeniem tych działań jest orędzie biskupów Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej wygłoszone do wiernych na Ukrainie. Orędzie rozpoczyna się od słów „W przededniu obchodów 70-tej rocznicy ukraińsko-polskiego konfliktu na Wołyniu”. Pierwsze słowa dokumentu, wzięte wprost z ukraińskiej nacjonalistycznej historiografii, wskazuje iż jest to akt o charakterze bardziej politycznym niż religijnym. Nie ma dowodu na istnienie „konfliktu”, była to doktrynalna , zaplanowana w 1929 r. jednostronna rzeź bezbronnych, dokonana przez margines Narodu Ukraińskiego, skrótowo nazywany OUN-UPA i nie tylko na Wołyniu, także na obszarze objętym duszpasterstwem Cerkwi greckokatolickiej.
Cerkiew ta miała ogromny wpływ na Ukraińców mieszkających na terenie Małopolski Wschodniej gdzie mordy dokonywane przez zbrojne formacje OUN były kontynuowane z niemniejszym okrucieństwem niż to miało miejsce na Wołyniu. Gdyby ocena przeszłości dokonana została z pozycji chrześcijańskiej, mogłaby dać odpowiedź na dylematy moralne i złagodzić pamięć, niestety tak się nie stało. Przesłanie sformułowane przez politycznych doradców jest obliczone na przeczekanie obchodów 70-tej rocznicy tragedii Polaków.
Ukraiński ruch nacjonalistyczny był częścią faszyzmu europejskiego, skompromitowana faszystowska doktryna została w Europie potępiona przez rządy, parlamenty i Kościoły. Dokument, w którym pomija się problem integralnego ukraińskiego nacjonalizmu, jego ideologię i dokonania w czasie trwania wojny i po wojnie, w którym nie wymienia się inspiratorów i wykonawców „oczyszczania ziem ukraińskich”, pochodzących głównie z rodzin księży greckokatolickich, podzieli los papierów podpisanych przez prezydentów A. Kwaśniewskiego i L. Kuczmę oraz pojednawczych przesłań duchowych przywódców obu obrządków Kościoła katolickiego.
Teza o „bratobójstwie”, „wzajemnej wrogości” i „winie obu stron”, była głoszona z okazji obchodów 60-tej i 65-tej rocznicy rozpoczęcia rzezi kresowych Polaków przez tzw. UPA. Wówczas także wzywano do kontynuowania poszukiwań prawdy przez historyków, do pojednania dwóch bratnich narodów, do wybaczania wzajemnych win. Sytuacja powtórzyła się dosłownie. Biskupi kierując się przesłankami politycznymi, usprawiedliwili morderców, zbilansowali cierpienia, Polaków uznali za równorzędnych sprawców, tym samym wpisali się w zręby strategii ukraińskiego nacjonalizmu, nie mającego nic wspólnego z etyką chrześcijańską. Fundamentem owej etyki jest prawda, jej ukryć się nie da ani przesłonić odniesieniem do prawosławnego Wołynia.
Wobec tak ogromnego nieszczęścia, wypowiedzi duchownych są szczególnie analizowane, świadkowie i ich potomkowie czekają na rozliczenie problemu moralnego, na potępienie sprawców zła Nie można stawiać na jednej płaszczyźnie agresora i napadniętego, bandyty z bronią lub siekierą i bezbronnego. Prawda o banerowszczyźnie i ukraińskich essesmanach z Dywizji SS-Galizien jest porażająca, stanowi wstrząsający przykład zła, duchowni Cerkwi greckokatolickiej wiedzą o tym a jednak milczą. Poprzez wyrównanie krzywd sprawcy ludobójstwa zostali rozgrzeszeni, bez aktu ekspiacji, eksponentom OUN-UPA można pogratulować zwycięstwa. w sferze moralnej.
Na wstępie przesłania biskupi przestrzegli „że manipulowanie okolicznościami tych wydarzeń na zamówienie polityczne i zacięte nieprzejednanie ludzkich serc pojedynczych osób lub grup mogą tylko rozdmuchać przygasły ogięń narodowej wrogości”. Nie określono jakie grupy na Ukrainie, ogień wrogości rozdmuchują, do jego wzniecenia są jedynie zdolni obrońcy ówczesnych oprawców, którzy na bohaterów narodowych kreują ukraińskich, faszystowskich zbrodniarzy wojennych.
Biskupi sugerują aby nad szczegółami przebiegu „konfliktu” jeszcze popracowali historycy rzecz w tym, że ludobójstwo dokonane przez ukraińskich faszystów jest dobrze udokumentowane, zrekonstruowano przebieg wydarzeń i ustalono nazwiska ofiar. W dokumentacyjnym opracowaniu dotyczącym zagłady duchownych obrządku łacińskiego, ustalono nazwiska zamordowanych przez OUN-UPA 160 księży, 17 zakonników, 22 zakonnic, wielu zostało rannych, a ponad 100 księży ratowało się ucieczką. Dokumenty są przyjęte przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, biskupi wiedzą o tym, a jednak wprowadzają w błąd wiernych.
Hierarchowie dokonali chrześcijańskiej oceny tragedii wołyńskiej i napisali „z chrześcijańskiego punktu widzenia na potępienie zasługuje polityka ukierunkowana na pozbawienie prawa samookreślenia się Ukraińców na swojej ziemi”. Polityczni propagandziści od lat piszą w tym samym stylu, tym razem inaczej myśl sformułowali. Czy duchowni mogą polityką usprawiedliwiać barbarzyństwo OUN-UPA? W etyce chrześcijańskiej i ogólnoludzkiej nie istnieją przyczyny, które mogłyby usprawiedliwić ludobójstwo.
Trudny jest dialog z ludźmi, którzy sięgają po atrybut Boży, jakim jest stworzenie człowieka i od razu zastrzegają, „że Bóg stworzył nas jako różnych…. więc narody polski i ukraiński będą mieć inną pamięć zbiorową”. I dalej podkreślają, że wzajemna wrogość, aż do rozlewu bratniej krwi nie ma usprawiedliwienia”. Czy w imieniu Narodu Ukraińskiego mogą wypowiadać się hierarchowie Ukraińskiej Cerkwi greckokatolickiej, której wierni stanowią niewielki procent społeczeństwa Ukrainy? Za największą w historii tragedię Polaków odpowiadają wyłącznie ukraińscy nacjonaliści, obywatele polscy, kierowani przez faszyzujące kierownictwo obu frakcjii OUN-Bandery i Melnyka. Obciążenie haniebnym dziedzictwem narodu jest zręcznym wybiegiem propagandowym, nic nas nie dzieli z Narodem Ukraińskim, ani z Ukraińcami, wielu z nich pomagało przeżyć kataklizm jaki nawiedził tą nieszczęsną ziemię. Naród Ukraiński w tym czasie bronił swojej biologicznej egzystencji przed hitlerowskimi najeźdźcami, OUN wspomagała Hitlera, była to niezwykle groźna kolaboracja zbrojna.
Tezę o „wzajemnej wrogości” wymyślił M. Łebed – organizator rzezi Polaków, ten absurd bezmyślnie w orędziu powielono. M. Łebed jeszcze innymi kłamstwami ratował siebie, w książce wydanej w 1946 r. przy pomocy księży bazylianów w Rzymie on pierwszy napisał o istnieniu „historycznej nienawiści Polaków do narodu ukraińskiego”. Łebed w książce nie wspomniał o mordowaniu Polaków, o „Służbie Bezpeky”, której był zwierzchnikiem, ani o wykonywaniu wyroków na wielu tysiącach ukraińskiej ludności cywilnej, nie popierającej OUN-UPA.
W przesłaniu biskupi powołując się na naród, wyrazili chęć kontynuowania dzieła, „pojednania dwóch bratnich narodów – dla wzajemnego wybaczania”. Nie sprecyzowali czego dotyczy „wzajemne wybaczanie”, kto był sprawcą nieszczęścia , komu należy wybaczyć. Ponadto biskupi powołując się na „objawioną prawdę”, zataili zaszłości historyczne, jakie miały miejsce w Małopolsce Wschodniej. Są udokumentowane fakty dowodzenie bandami przez księży grekokatolickich, podczas napadów na polskie wsie. Duchowni tej Cerkwi wzywali wiernych do niszczenia „kąkolu” i rozgrzeszali ludobójców. Pojednanie w przestrzeni religijnej dokonuje się na gruncie najwyższych wartości etycznych. Warunkiem wybaczania jest przyznanie się do winy, wyrażenie żalu i prośba o wybaczenie. Pojednanie i wybaczenie oparte na kłamstwie nie jest żadną wartością, ubolewać należy, że tak ważna kwestia moralna została podporządkowana celom politycznym. O pojednaniu pod warunkiem, można mówić tylko w odniesieniu do członków OUN-UPA i ich obrońców, obrona bandytyzmu jest grzechem zaniechania.
Inspiratorami, organizatorami i dowódcami tzw. UPA na Wołyniu nie byli ateiści tylko wierni Cerkwi greckokatolickiej, jest to niewygodna prawda, którą należy powiedzieć. Obarczanie za „bratobójstwo” wołyńskich Ukraińców jest świadomą ucieczką od własnej odpowiedzialności. Na temat rzezi wołyńskiej winna wypowiedzieć się Cerkiew prawosławna.
O charakterze czysto propagandowym jest sformułowanie, że „polityczne i ideologiczne racje, które wydawały się przekonujące dla naszych przywódców doprowadziły do zabójstwa niewinnych ludzi i wzajemnej zemsty”. Czy „wzajemną zemstą” było palenie kościołów wraz z wiernymi, mordowanie w amoku całych polskich wsi i rabowanie mienia? Stanowisko biskupów dalekie jest od zrozumienia normy moralnej jednoznacznie wskazuje na kierunek w jakim zmierza Cerkiew greckokatolicka. Przyjęcie sprzecznej z faktami postounowskiej tezy o „winie obu stron” uwiarygadnia pozycje kontynuatorów idei odradzającego się zbrodniczego ukraińskiego nacjonalizmu.
Pominięcie przez biskupów źródeł ideowych, na których opierała się ludobójcza działalność OUN-UPA pozwoliła na ukrycie oblicza ukraińskiego faszyzmu. Zwierzchnik Cerkwi greckokatolickiej A. Szeptycki znał dokument programowy OUN oraz pracę D. Doncowa pt. „Nacjonalizm”, drukowaną w drukarni O.O. bazylianów i rozprowadzaną przez sieć parafii greckokatolickich. Duchownym nie przeszkadzało 8 przekazania „dekalogu ukraińskiego nacjonalisty” – „Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmować wroga Twojej Nacji”. Czołowym działaczem OUN był dr teologii I. Hrynioch, późniejszy kapelan ukraińskiego batalionu „Nachtigall”. Antychrześcijańską „etykę” potępił biskup H. Chomyszyn, który pisał „Nacjonalizm wprowadza pogańską etykę nienawiści”, nie poparł go Szeptycki i większość kleru greckokatolickiego.
Ukraiński ruch nacjonalistyczny jaki powstał w Galicji przed I Wojną Światową, w wyniku polskiej tolerancji rozwinął się na terenie II RP, tam gdzie w stosunku do Ukraińców panującą była Cerkiew greckokatolicka. Ukraińskie nacjonalistyczne organizacje UWO i OUN podjęły działania przeciw państwu polskiemu, prowadziły akcje sabotażowe i szpiegowskie na rzecz Niemiec. Niemcy w zamian dostarczali broń, dr A. Korman pisał „ujawniono min. nielegalne składowanie znacznej ilości broni i amunicji pochodzenia niemieckiego w rozległych podziemiach Katedry greckokatolickiej p.w. św. Jura we Lwowie, będącej pod zarządem metropolity J. E. A. Szeptyckiego”.
Po wejściu Niemców do Lwowa w 1941 r. abp Szeptycki moralnie wspierał Hitlera. W liście pasterskim pisał: „Z woli Wszechmogącego i Wszechmiłościwego Boga, zaczyna się nowa epoka naszej Ojczyzny. Zwycięską armię niemiecką witamy z radością i wdzięcznością”.
Cerkiew greckokatolicka nigdy nie służyła interesom Polski. Patriarcha Szeptycki był wdzięczny Niemcom za traktat brzeski, zawarty z URL 9 lutego 1918 r. Układ ten obiecywał wydzielenie „prowincji ukraińskiej”, oddawał URL Chełmszczyznę i część Podlasia. W odpowiedzi na protesty strony polskiej, abp stanął w jego obronie. Rozwój wydarzeń sprawił, iż ta umowa nie weszła w życie. Podczas walk polsko-ukraińskich o Lwów (listopad 1918 r.) metropolita stanął po stronie ukraińskiej. Po zawarciu traktatu ryskiego w 1921 r. Szeptycki wyjechał do Zachodniej Europy gdzie u rządów Wielkiej Brytanii, Francji zabiegał o uznanie Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej powołanej przez galicyjskich Ukraińców w październiku 1918 r. Państwa Ententy przedstawiały go jako agenta niemieckiego. Po ustaleniu granic w 1923 r. Szeptycki wrócił do Polski.
Zbrodnia ludobójstwa miała miejsce w czasie gdy Cerkwią greckokatolicką kierował abp Szeptycki. Podczas okupacji niemieckiej w 1942 r. na Wołyń przybywali aktywiści OUN z Małopolski Wschodniej, jedni zajmowali się organizowaniem bojówek zbrojnych, inni wraz z popami prawosławnymi podburzali społeczność ukraińską przeciw Lachom i komunistom. Duchowni obu Cerkwi, którzy nie akceptowali założeń programowych OUN byli mordowani przez banderowską „Służbę Bezpeky”. Przykładowo kowelski biskup Emanuel za odmowę wstąpienia do tzw. UPA został powieszony, a prawosławny pop z Kupiczowa – Zakidalskij miał ochronę AK. Duchowi przywódcy w swym religijno-politycznym fanatyzmie zapewniali wołyńskich Ukraińców o pomocy Boga, który synów Ukrainy ma w specjalnej opiece, tłumaczyli że wszyscy Ukraińcy występują przeciw Lachom i Moskalom, ich zabicie nie jest grzechem. W czasie gdy twór Bandery tzw. UPA, dowodzona przez grekokatolików na Wołyniu prowadziła już rzeź masową, w Katedrze p.w.św. Jura we Lwowie (kwiecień 1943 r.) odprawiano archirejską Służbę Bożą z okazji utworzenia Dywizji Waffen SS-Galizien, składającej się z Ukraińców. Na stanowisko szefa duszpasterstwa Szeptycki powołał ks. W. Łabę, kapelani tej zbrodniczej dywizji otrzymali stopnie oficerów SS. Tzw, UPA również posiadała swoich kapelanów.
Rzymsko-katolicki, lwowski abp B. Twardowski w listach do abp. Szeptyckiego błagał o powstrzymanie rzezi Polaków, w tej sprawie z władyką prowadzili rozmowy przedstawiciele polskiego rządu emigracyjnego, niestety bez rezultatu. Za popełnione zbrodnie przez OUN-UPA, Dywizję Waffen SS-Galizien moralną odpowiedzialność ponosi arcybiskup Szeptycki osobiście.
Cerkiew greckokatolicka w 1946 r. została zdelegalizowana przez władze USRR. Po zmianach geopolitycznych została reaktywowana w 1991 r. Ukraińska Cerkiew Greckokatolicka pod nowym przywództwem nie dokonała analizy przyczyn zagłady Kresów Wschodnich II RP, ani roli jaką odegrał najwyższy dostojnik tej Cerkwi i inni duchowni. Współcześni zwierzchnicy wiedzą o kolaboracji ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego z Niemcami, o pomocy ukraińskiej policji w likwidacji Żydów, o rozmiarach zbrodni dokonanej przez OUN-UPA na ludności polskiej, a także ukraińskiej i obywatelach innych narodowości, a jednak nie podjęli kroków w kierunku potępienia zbrodniczej organizacji i jej agend wykonawczych, wręcz odwrotnie kształtują fałszywy obraz historycznych wydarzeń. Banderowcy mówią – „my walczyli o sobornu derżawu”, a duchowni – „nie mamy władzy nad przeszłością”. Nie rozumieją, że mordowanie bezbronnych nie jest walką i że poprzednicy działali wbrew zasadom Ewangelii. Realia są takie – nie ma winnych za okrutne wymordowanie 200 tys. Polaków.
Ukraiński ruch nacjonalistyczny w symbiozie z Ukraińską Cerkwią Greckokatolicką został reanimowany na Ukrainie i ma protektorów w Polsce. Jeśli na odradzanie hydry nie zareagują państwa europejskie historia może powtórzyć się nie jako farsa lecz jako krwawa rzeczywistość.

Monika Śladewska


Jak doszło do banderyzacji Ukrainy

Pomoc III Rzeczpospolitej w dojściu do władzy na Ukrainie pogrobowców terrorystycznej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) odpowiedzialnej za zbrodnie ludobójstwa dokonane na narodzie polskim to największy paradoks historii ostatnich lat. Jak doszło do tego, że margines narodu ukraińskiego skażony faszystowską ideologią Dmytra  Doncowa  zapewnił sobie miejsce na politycznej scenie Ukrainy i kto w tym procesie wyznaczył Polsce rolę pomocnika? Aby odpowiedzieć na te pytania należy wrócić do wydarzeń jakie zaistniały w Europie po zakończeniu II wojny światowej, ówczesną geopolityczną sytuację opisał  dr hab. Wiktor Poliszczuk w książce p.t. „Gorzka prawda”.

Wojna zakończyła się totalną klęską Niemiec, z wycofującymi się wojskami niemieckimi na zachód pociągnęło około 230 tyś. ukraińskich faszystów uwikłanych w zbrojną kolaborację z III Rzeszą, w tym utworzona przez Niemców w 1943 r. dywizja SS-Galizien składająca się z ukraińskich ochotników mieszkających na terenie Małopolski Wschodniej, dywizja otrzymała numer  – 14 Waffen Grenadier Division der SS. W ostatniej fazie wojny do dywizji SS-Galizien została włączona brygada pancerna pod dowództwem płk Diaczenki, która po stronie niemieckiej pod Budziszynem walczyła z   Drugą Armią WP.  W maju  część dywizji poddała się Brytyjczykom, a część z gen. Szandrukiem  Amerykanom.  Ukraińscy esesmani otrzymali status członków wrogich sił, które dobrowolnie poddały się aliantom. Kilka niewielkich grup banderowskich przez Czechosłowację, przebijało się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Austrii. Ukraińscy uciekinierzy obciążeni zbrodnią ludobójstwa dokonaną na 200 tyś. bezbronnych kresowych Polaków i wielu tysiącach polskich obywateli innych narodowości znaleźli się pod ochroną państw zachodnich.  Strategów brytyjskich i amerykańskich służb specjalnych nie interesowała zbrodnicza przeszłość sprzymierzeńców Hitlera, uznali że stanowią oni znaczącą siłę antykomunistyczną, która może być przydatna w przyszłym konflikcie zbrojnym z ZSRR.  Takie było założenie jeszcze przed ogłoszeniem „zimnej wojny”. Większość ukraińskich grenadierów SS przetransportowano do Wielkiej Brytanii, polskie obywatelstwo uchroniło ich od ekstradycji do Związku Radzieckiego. Liderów ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego zatrudniono w służbach wywiadowczych, pozostałym umożliwiono  emigrację głównie do USA i Kanady gdzie mieli warunki do wznowienia działalności politycznej i przygotowania się do powrotu na Ukrainę. W wyniku zawartego porozumienia OUN-Bandery i OUN-Melnyka  powołali organizację o światowym zasięgu pod nazwą „Światowy Kongres Wolnych Ukraińców”, po powstaniu państwa ukraińskiego  zmieniono nazwę na „Światowy Kongres Ukraińców” w ostatnich latach opanowany przez banderowców.

Po wojnie rozeszły się drogi M. Łebeda i S. Bandery, Bandera został w Europie był związany z wywiadem brytyjskim, Łebed organizator wołyńsko-małopolskiego ludobójstwa po wyjściu z ukrycia w klasztorze księży bazylianów przy Watykanie, przeobrażony w „demokratę” został przejęty przez wywiad amerykański, szkolił dywersantów przerzucanych do USRR , szlak kurierski prowadził przez Polskę.  W USA Łebed utworzył trzecią frakcję OUN-z (zagranicą) otrzymał wsparcie finansowe CIA i założył firmę wydawniczą „Prołoh”. W  dużych nakładach ukazywała się ukraińska nacjonalistyczna prasa  kolportowana na USRR poprzez ukraińskie kontakty w Polsce. Wydano zafałszowaną, wielotomową kronikę „Litopys UPA”, w której zachodniemu czytelnikowi przedstawiono bojówkarzy  tzw. UPA jako rycerzy bez skazy broniących wolności i demokracji, walczących na frontach z Sowietami  i Niemcami.  Zbrodnia ludobójstwa została utajniona.  Opisane w „Litopysie UPA” wydarzenia w okolicy mego miejsca zamieszkania nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości, potwierdził to  O. Stepaniuk, nauczyciel z sąsiedniej wsi , który w 1943 r. był w UPA. W wywiadzie przeprowadzonym przez dr hab. W. Poliszczuka m.in powiedział: „Piszą o batalionach cudzoziemców, a ich tam było 12 – 13 ludzi ( . . .  )  Wiem, że redaktorami  „Litopysu UPA” są Sztendera i Poticznyj, nie raz sprzeczałem się z Poticznym  mówiłem, że głupstwa piszecie, a on że im zależy na tym aby przesadzać  w opisach, żeby dodawać otuchy ludziom ”. (Wiktor Poliszczuk, Dowody zbrodni OUN-UPA, Toronto 2000, s. 385)

Założenia strategiczne amerykańskich wizjonerów w sferze ideologiczno-propagandowej od  lat 50-tych realizowali Jerzy Giedroyć , redaktor paryskiej „Kultury”  i Jan Nowak –Jeziorański, kierownik polskiej sekcji  „Radia Wolna Europa”.  Zadaniem obu intelektualistów było nawiązanie kontaktów z prominentami ukraińskiej nacjonalistycznej diaspory, zawarcie z nimi układu o przyjaźni  i wyeliminowanie tematu zbrodni ludobójstwa OUN-UPA nie tylko na czas „zimnej wojny” ale też na czasy przyszłe.  Nowak Jeziorański przez wiele lat współpracował z A. Kaminśkim „prowidnykiem”  OUN-z, dyrektorem sekcji ukraińskiej „Radia Wolna Europa”. J. Giedroyć –emigrant nie posiadający wiedzy o tragedii Kresów Wschodnich bezkrytycznie przyjmował  oparte na kłamstwie twierdzenia ukraińskich uciekinierów, poparł je swoim autorytetem i rozpowszechniał w redagowanej przez siebie „Kulturze” i związanych z nią „Zeszytach Historycznych”.

Dr hab. Wiktor Poliszczuk  w książce „Gorzka prawda” przedstawił sylwetkę Giedroycia. W II RP Giedroyć dzięki znajomości z pracownikiem kontrwywiadu  tzw. „dwójki” pracował w różnych ministerstwach, utrzymywał kontakty z legalną ukraińską partią UNDO – Ukraińskie Narodowo-Demokratyczne Zjednoczenie i z twórcą faszystowskiej ideologii  Dmytro Doncowem. Po wybuchu II wojny światowej będąc pracownikiem Ambasady RP w Bukareszcie wydał Doncowowi polski paszport, dzieki temu bezpaństwowiec  Doncow mógł wyjechać do Kanady gdzie podjął współprace z OUN-Bandery.

Giedroyć pisał: „Często jeździłem do Monachium w sprawach ukraińskich . . . )  We Francji utrzymywałem kontakty z Ukraińcami za pośrednictwem Kubijowycza  ( . . . ) moja z nim znajomość miała duże znaczenie dla stosunków „Kultury” z  Ukraińcami” .Nadmienić należy, że w Monachium mieszkała czołówka ukraińskiego nacjonalizmu – S. Bandera, J. Stećko i inni. W. Kubijowycz  superkolaborant Hitlera, przewodniczący Ukraińskiego Centralnego Komitetu  w Generalnej Guberni, inicjator wysiedleń Polaków uciekł do Francji. Giedroyć D. Doncowa  zaliczał do swoich przyjaciół. To ci ludzie kształtowali poglądy redaktora „Kultury” na tak ważną sprawę jak stosunki polsko-ukraińskie.  Giedroyć osłaniał barbarzyństwo tzw.  UPA, do ostatnich dni nie miał wątpliwości, że winy były obopólne, należy prosić o wzajemne wybaczenie i zapomnieć. Giedroyć nie miał mandatu od narodu polskiego, nie reprezentował stanowiska polskiego rządu emigracyjnego, propagował własną koncepcję odnośnie obszaru Ukraina-Litwa-Białoruś. W 2000 r. w wywiadzie mówił:” Musimy pamiętać, że suwerenne kraje bałtyckie,Ukraina oraz Białoruś są gwarancją naszej niepodległości. Niepodległa Ukraina jest dla nas ważniejsza nawet od przynależności do NATO”. Prezentowane przez niego poglądy odpowiadały i nadal odpowiadają wyznawcom ukraińskiego nacjonalizmu. Giedroyciowskie dogmaty weszły do kanonu wschodniej polityki III Rzeczpospolitej.

Jak w praktyce doszło do wybudzenia demonów przeszłości w Polsce? Zasadnicze znaczenie w tym procesie miał ruch społeczny  „Solidarność” kierowany przez L. Wałęsę, na skutek działań zewnątrz przekształcony w sterowany ruch polityczny, monitorowany przez ambasadę USA w Warszawie. Apogeum amerykańskiego zainteresowania wydarzeniami nad Wisłą przypadło na drugą połowę lat 80-tych. We wrześniu 1987 r. do Polski przybył wiceprezydent Stanów Zjednoczonych  George Bush, ta wizyta stanowiła przełom w stosunkach polsko-amerykańskich, została dobrze przyjęta przez solidarnościową tzw. demokratyczną opozycję, która przygotowywała się do przejęcia władzy w Polsce.

W grudniu 1988 r. grono aktywistów „Solidarności” spotkało się w kościele Miłosierdzia Bożego w Warszawie w celu utworzenia Komitetu Obywatelskiego przy L. Wałęsie z 15-toma komisjami, jedna z nich była Komisja Mniejszości Narodowych, jej członkami zostali:  J. Kuroń, J. J. Lipski, B. Berdychowska,  W. Mokry i inni. W styczniu 1989 r. wspomniany Komitet wydał oświadczenie pt „O potrzebach mniejszości narodowych w Polsce”. W oświadczeniu po raz pierwszy wysunięto żądanie uznania operacji „Wisła” za bezprawną, „Wolna Europa” tym wydarzeniom nadała odpowiedni rozgłos, odtąd sprawy mniejszości narodowych eksponowano w przedwyborczych odezwach, w efekcie na listach kandydatów na parlamentarzystów umieszczono wielu sympatyków ukraińskiego nacjonalizmu. L. Wałęsa na swojej liście polecił umieścić aktywistę „Solidarności” prof. W. Mokrego, laureata nagrody Fundacji Jana Pawła II. Po zwycięstwie w wyborach w czerwcu 1989 r. stanowiska decyzyjne w Polsce objęło wiele osób nie mających nic wspólnego z polskością ani z polską racją stanu.

Tuż po wyborach w lipcu 1989 r. oficjalną wizytę w Polsce złożył prezydent USA G. Bush, w tym czasie w centrum zainteresowania administracji amerykańskiej była już Ukraina. Polska bez warunków miała wspierać antyrosyjskie siły na Ukrainie, powszechnie wiadomo, że tymi siłami są wyłącznie ukraińscy nacjonaliści. Realizację wytycznych sojusznika zza  oceanu rozpoczął solidarnościowy rząd Mazowieckiego. We wrześniu 1989 r.  w I Zjeździe Ruchu Ukrainy udział wzięła delegacja „Solidarności” z A. Michnikiem i W. Mokrym na czele, delegatom nie przeszkadzał zawoalowany rewizjonizm, w sali obrad były wywieszone herby miast polskich: Chełma, Jarosławia, Przemyśla.

Po rozpadzie ZSRR i powstaniu państwa ukraińskiego na Ukrainę wracali emigracyjni działacze wszystkich frakcji OUN z opracowaną zmitologizowaną historią OUN-UPA z giedroyciowskim przesłaniem do Polaków: „Ludobójstwa nie było, o konfliktach zapomnieć”. Największą siłą na Ukrainie była OUN-Bandery, jako partia zalegalizowała się pod nazwą „Kongres Ukraińskich Nacjonalistów (KUN)”. W 1999 r. w Radzie Najwyższej KUN posiadał zaledwie 4 deputowanych, ta partia i inne mniejsze liczebnie partie jawnie odwołujące się do idei faszyzmu nie miały poparcia społeczeństwa, przez protektorów zostały nazwane „opozycją demokratyczną”.

Politycy w Polsce uspokajali społeczeństwo, że eksterniści  na Ukrainie to mało znaczący margines, a jednocześnie ten margines wspierali. W 2004 r. prezydenci L. Wałęsa i A. Kwaśniewski w szeregu  z banderowcami na Majdanie  torowali drogę do prezydentury    W. Juszczence admiratorowi najgorszych tradycji Ukrainy. Prezydent Juszczenko wskutek gwałtownych  protestów i braku poparcia Rady Najwyższej zamierzonego celu nie osiągnął.  Ounizację częściowo zahamowała ekipa prezydenta W. Janukowycza ale nie zapobiegła przygotowaniom operacji  „Kijów”. Na przełomie lat 2013-2014 politycy PO i PiS stanęli pod czerwono-czarnym sztandarem na Majdanie i przy wznoszonym pozdrowieniu OUN-B  „Sława Ukrainie”  wspierali epigonów ruchu banderowskiego, którzy dzięki pomocy z zewnątrz  i wsparciu finansowym głównie  Stanów Zjednoczonych w wyniku przewrotu przejęli władzę na Ukrainie. Aktualnie duch Bandery unosi się nad cała Ukrainą,ten proces jest już nie do zatrzymania.  Nic dobrego nie rokuje to dla państw sąsiednich, żaden odłam OUN nie odseparował się od doktryny Doncowa ani od założeń strategicznych zapisanych w uchwale tej organizacji na I Zjeździe w 1929 r. Cel sformułowany na tymże Zjeździe sprowadza się do zbudowania ukraińskiego państwa soborowego  na wszystkich ukraińskich terytoriach etnograficznych, do których  m.in. zalicza 19 południowo-wschodnich powiatów Polski.

 

Monika Śladewska

 

 

Zapisz

Zapisz

Zapisz