Bożena Ratter

Spis artykułów:

Poświęcić dużą część naszej młodzieży – trzeba wielkiej, wręcz karygodnej lekkomyślności

Komu zależy na tym, by nie napełnić młodych dumą narodową, dążeniem do ofiarnej służby dla Ojczyzny?

Istotą zaś komunizmu jest nienawiść („walka klas“ ) – głosił nie tylko komisarz oświaty S. S. S. R., bolszewik Łunaczarskij

Każdy naród musi mieć swe własne, wystarczające sobie gospodarstwo społeczne, zaspakajać własną pracą i własną produkcją swe potrzeby

Uczynił nas los mieszkańcami bardzo bogatego kraju, z którego dotąd nie umieliśmy korzystać

Sztuka tak zgodnie tu od wieków istniejąca, sztuka wielu narodów, z wielu stron świata i tradycji się wywodząca

Nie wstydźmy się mordów. Na wojnie nie ma etyki. Etyka na wojnie to pozostałość niewolnictwa

Nie ma kompromisów, ALBO JESTEŚ NA TAK ALBO JESTEŚ NA NIE

Dąży do zgermanizowania, a zarazem do społecznego i ekonomicznego zgnębienia ludności polskiej

Wspólne doły , gdzie zrzucono tylu naszych radosnych i lepszych od nas przyjaciół

Mamy setki tysięcy świadków – Polaków, którzy podzielili się historią gett sowieckich – łagrów

Najnikczemniejszy twór piekła, niedostępny towarzysz sowieckiej władzy – DONOS

Możliwy tylko modus vivendi z pokolenia w pokolenie

W komunizmie człowiek wpłynął na koszmarną rafę, na której zginąć musiał jako człowiek, zaś odrodzić się może już tylko jako coś innego

Wszak drogowskazem Mireckich była zawsze bezwzględna wierność Bogu i Polsce

Cały bowiem lud polski poszedł w bój za ojczyznę

Janowa Dolina – jedna z 2000 nieistniejących polskich osad

PAŃSTWO POLSKIE SPEŁNIŁO SWÓJ OBOWIĄZEK WOBEC ZAMORDOWANYCH PRZEZ UPA ŻOŁNIERZY WP

Polacy na Ukrainie pozostali na ziemi ojców, czyli Ziemiach Wschodnich Rzeczypospolitej, w której Rusini stanowili mniejszość

Starsze artykuły


Poświęcić dużą część naszej młodzieży – trzeba wielkiej, wręcz karygodnej lekkomyślności

 

W sobotnie popołudnie przed ambasadą węgierską grupa młodych Ukrainek otoczona operatorami ukraińskimi uczestniczyła w politycznym happeningu. Młode dziewczyny z tęczowymi siatkami w jednej ręce i niebiesko żółtymi flagami w drugiej, wspierane przez lewicową aktywistę „babcię Kasię” oraz byłego prezydenta Warszawy Marcina Święcickiego owiniętego również we flagę żółto niebieską,  ustawiły się niczym do inscenizacji wiersza Rzepka Juliana Tuwima. Rzepką była głowa Premiera Węgier Viktora Orbana wyciągana z tylnej części ciała kukły przedstawiającej Putina. Młoda energiczna dziewczyna zachęcała do użycia większej siły oraz do udziału w tym przedsięwzięciu przy skandowaniu „Слава Україні!”.

Dlaczego wulgarny spektakl dotyczący polityki ukraińskiej wobec Rosji odbył się na terenie Rzeczypospolitej a nie na terenach wschodnich Ukrainy skąd przyjeżdżają i dokąd odjeżdżają z polskimi zasiłkami mieszkańcy tego kraju? Tam również można taki filmik nakręcić smartfonem na konto państwa i narodu ukraińskiego.

Najstarszym czcigodnym piastunem człowieka w puszczach i pustkowiach górskich jest ogień. „Watra” stara nazwa ogniska wszystkich pasterzy i górali, w niezmierzonych pasmach karpackich, u Rumunów, Rusinów, Węgrów, Seklerów, Polaków, Serbów, Sasów i Niemców. Watra to najstarsza macierz pasterza i górala- pisał Stanisław Vincenz pisarz, eseista, etnograf. Urodził się w Słobodzie Rungurskiej (województwo stanisławowskie), rodzina jego ojca, Feliksa, pioniera przemysłu naftowego, wywodziła się z Prowansji. Matka pisarza, Zofia, była córką Stanisława Przybyłowskiego, właściciela dóbr ziemskich w Krzyworówni, uczestnika powstania styczniowego, szlachetnego patrioty i krzewiciela oświaty wśród okolicznych mieszkańców. W 1919 jako ochotnik zgłosił się do Wojska Polskiego a następnie wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1930 roku opuścił z rodziną Warszawę i wyprowadził się do Worochty, a wkrótce potem osiadł w Bystrzecu na Huculszczyźnie. W 1934 roku w Kołomyi utworzono Oddział Towarzystwa Przyjaciół Huculszczyzny, pisarz został jego członkiem i  uczestniczył w badaniach etnograficznych, muzykologicznych i archeologicznych. Tutaj powstał pierwszy tom Na wysokiej połoninie, zatytułowany Prawda starowieku. Obrazy, dumy i gawędy z Wierchowiny Huculskiej. W maju 1940 Stanisław Vincent wraz z rodziną, prowadzeni przez ukochanych sąsiadów- górali i pasterzy hucułów uszli bezpiecznie na teren Węgier, gdzie schroniło się wówczas 140 000 Polaków, wśród nich i ci, którzy uciekali przed donosami rusińskich sąsiadów. Syn Andrzej zaciągnął się do Wojska Polskiego na Zachodzie. Pisarz włączył się zaś w życie kulturalne emigracji, współpracując z polskimi periodykami, publikując eseje i recenzje. Młodzieży polskiej wykładał grecką filozofię sokratyczną. W 1941 roku w Budapeszcie, nakładem wydawnictwa „Biblioteka Polska” (działającego przy Instytucie Polskim), ukazał się wybór z książki Na wysokiej połoninie. Vincenzowie wspierali innych uchodźców, dezerterów, sąsiadów. Dzięki ich pomocy wojnę przetrwało kilkoro Żydów, ocalili też życie wielu żydowskim dzieciom. Instytut Yad Vashem pośmiertnie przyznał prozaikowi medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

A jak wówczas zachowali się wobec Polaków i Żydów Ukraińcy wymuszający w sobotę niechęć do Polaków do Węgier? Napisała o tym  w pamiętniku „Wspomnienia wojenne” Karolina Lanckorońska, pracownik naukowy Uniwersytetu Lwowskiego w latach 1939-1942:

Moskwa (przynajmniej nominalnie) rezerwuje sobie tylko politykę zagraniczną, sprawy wojskowe oraz oczywiście sprawy „bezpieczeństwa rewolucji”. Resztę pozostawia „sojuszniczym rządom”, w naszym wypadku – Kijowowi. Toteż odczuwaliśmy ciągle i na każdym kroku, że w życiu codziennym rządzi nami nie Moskwa, lecz Kijów, że mamy do czynienia nie z Rosją, tylko z PROBLEMAMI NASZEGO TRAGICZNEGO XVII WIEKU, Z CHMIELNICCZYZNĄ. Od Wschodu zalała ziemie nasze, jak za Władysława IV, nieukształtowana społecznie dzicz i walczyła z nami w imię haseł społecznych wypływających w bardzo dużej części z kompleksu niższości, z nienawiści dla kultury, której najeźdźca nie posiadał. Ponieważ ta kultura była polska, trzeba było niszczyć wszystko, co polskie. Mieliśmy, o ile chodziło o sprawy powszednie, o wiele częściej do czynienia we Lwowie z prostym i nieraz bardzo prostackim nacjonalizmem ukraińskim niż z komunizmem i imperializmem rosyjskim, który się do spraw drobnych nie mieszał. (…)

Kijów jednak miał jeszcze i inne trudności. Początkowo liczył na bezwzględne poparcie miejscowej ludności ukraińskiej i jej inteligencji. Po krótkim czasie zaś okazało się, że różnice między naszymi ludźmi, którzy jeszcze tak niedawno – do pierwszej wojny światowej – nazywali się Rusinami, a ludnością Kijowszczyzny były po prostu przepastne. Z Zaporoża na Ruś Czerwoną jest droga daleka, a 700 lat sąsiedztwa z kulturą zachodnią zatrzeć się nie da. Toteż ludzie wychowani z dziada pradziada w atmosferze kulturalnej polskiej, choć politycznie wrogo wobec nas usposobieni, z rozpaczą nieraz do nas przychodzili i wprost przyznawali, że ta Ukraina, która nagle nimi zawładnęła, jest czymś niewymownie dzikim, na wskroś im obcym. Takie rozmowy budziły w nas wówczas najśmielsze na przyszłość nadzieje na zgodę i porozumienie. (Karolina Lanckorońska)

Ciekawe, czy zapraszanie uchodźców ukraińskich do osadnictwa na terenie Rzeczypospolitej (zamiast nakłaniania do pozostanie i walki z wrogiem) jest szukaniem wśród nich poparcia dla akceptacji Karty Praw Podstawowych z uwagi na bezbożność, dzikość  i moc LGBT na Ukrainie?  Stanisław Grabski ostrzegał  w 1939 roku:

By rachować na wdzięczność przyszłego państwa ukraińskiego – trzeba być bardzo naiwnym. Żeby zaś dla tak niepewnej wdzięczności pchać Polskę do wojny ogromnie ryzykownej i w której w każdym razie musielibyśmy, żeby zwyciężyć własnymi siłami, poświęcić dużą część naszej młodzieży – trzeba wielkiej, wręcz karygodnej lekkomyślności. (…) Pod ich wpływem krwią polskich żołnierzy stworzona Ukraina rychło by zapomniała o wdzięczności dla nas – a żądałaby coraz natarczywiej zespolenia z nią „wszystkich ziem ukraińskich“, Wołynia i Ziemi Czerwieńskiej.(…) Nie jedną już jednak robiło się z Ukraińcami ugodę. A po każdej z nich zwiększała się jeno agitacja ukraińska przeciwko Polsce. Nie udała się też i ostatnia z przed trzech lat tzw. normalizacja stosunków polsko-ukraińskich. Rząd polski w imię tej „normalizacji” pozwalał Ukraińcom na wszelkie, jakich tylko zechcieli, wiece, zjazdy, demonstracje, popierał kredytami spółdzielczość ukraińską. Ze strony jednak ukraińskiej ani na chwilę nie ustała zbrodnicza robota podpalaczy i morderców, terroryzujących lojalną ludność ruską i polskich działaczy narodowych. (prof. Stanisław Grabski)

Podczas wojny robota zbrodnicza stała się masową. Adam Ronikier wspominał, iż  książę metropolita Adam Sapieha w sposób najbardziej odważny przedstawił Niemcom całe potworne wyniszczenie narodu polskiego i w obliczu masowych rzezi Polaków dokonywanych przez Ukraińską Powstańczą Armię przy milczeniu, a często za zgodą Niemców na Kresach Wschodnich, domagał się od Niemców w marcu 1944 r., by zapobiegli mordom jako odpowiedzialni za sytuację na okupowanych przez nich terenach.


Komu zależy na tym, by nie napełnić młodych dumą narodową, dążeniem do ofiarnej służby dla Ojczyzny?

 

Jeszcześmy nie powstali, a już trzeba było bronić tego, co posiadaliśmy. Wojsko polskie powstawało w ogniu, ledwo stworzone poszło w bój o terytorialny stan posiadania Polski. Upadek monarchii austriacko-węgierskiej w listopadzie 1918 r. spowodował wybuch zbrojnego zamachu Ukraińców w Małopolsce Wschodniej. Ukraińcy opanowali Lwów, zajęli prawdę całą Małopolskę Wschodnią i proklamowali na tych obszarach „Zachodnią Ukraińską Republikę Ludową”. Ze zmiennym powodzeniem, ale ze stałym zamiarem utrzymania dla Polski Małopolski Wschodniej, biliśmy się z Ukraińcami „zachodnimi” już w listopadzie 1918. (gen. Tadeusz Kutrzeba b. szef sztabu Armii Polskiej , Wyprawa kijowska 1920)

Nazwiska części Polaków walczących o utrzymanie dla Polski Małopolski Wschodniej i poległych, znajdują się w zestawieniu  Polegli w Obronie Lwowa i Kresów Wschodnich od 1 listopada 1918 do 30 czerwca 1919 wydanej we Lwowie w 1926 roku. Składamy w ręce społeczeństwa niniejszą zbiorową pracę, która zawdzięcza ukazanie się inicjatywie dra Władysława Kubika. Przekazuje ona pamięci potomnych nazwiska i czyny tych prawych synów i cór Polski, którzy na widok orężnych zakusów o władzę nad prastarymi Piastów i Jagiellonów dzielnicami w latach 1918—1919 tworzyli z piersi swoich niezdobyty wał ochronny, wypisali na sztandarze hasło: „Nie damy ziemi, skąd nasz ród“ – pisali autorzy.

Pierwszym i najważniejszym obowiązkiem narodu – żyć pragnącego – czcić bohaterów swoich- napisał Czesław Mączyński, który współorganizował obronę Lwowa. Obowiązek to kardynalny; od spełnienia jego zależy przyszłość narodu. Pokolenia bowiem, wychowane w chlubnej tradycji własnego narodu zdolne są zrozumieć i pojąć szczytną jego przeszłość, mogą wyłowić z niej cele, ideały i drogi do ich spełnienia, przejąć się dziejową rolą, napełnić się godną pochwały dumą narodową, dążyć do prześcignięcia przodków w ofiarnej służbie dla Ojczyzny. (Polegli w Obronie Lwowa i Kresów Wschodnich od 1 listopada 1918 do 30 czerwca 1919).

Ten obowiązek naród polski w II RP spełnił i wychował pokolenie, które nie zhańbiło się kolaboracją z niemieckim agresorem 1 września 1939 roku. Po zakończeniu wojny komunistyczna władza Polski Ludowej karała więzieniem i zsyłką pamięć  o Lwowie i zabranych traktatem odwiecznych wrogów, ziem wschodnich Rzeczypospolitej. Książki palono i likwidowano w szkolnych i publicznych bibliotekach. Jerzy Borejsza umieścił na liście Cenzura 1951 przedwojenną lekturę dla młodzieży Kornela Makuszyńskiego Uśmiech Lwowa. Jerzy Janicki wspominał, iż by zebrać się dla upamiętnienia kolejnych rocznic obrony Lwowa, umieszczano w gazecie nekrolog na umowne nazwisko z podaniem daty i miejsca pogrzebowej Mszy św.

Niewiele zmieniło się mimo  „odejścia” komunizmu w 1989 roku. Komu zależy na tym, by , nie napełnić młodych  godną pochwały dumą narodową, dążeniem do prześcignięcia przodków w ofiarnej służbie dla Ojczyzny?

Na wieść o zamachu Ukraińców na Lwów i Małopolskę Wschodnią 1 listopada 1918 roku ruszyli Polacy na odsiecz ze Śląska, Wielkopolski, Pomorza, Mazowsza (np. z Liceum im H. Sienkiewicza w Częstochowie ruszył z odsieczą do Lwowa Stefan Korboński). Jeśli polegli, ich nazwiska mogą znajdować się  w powyższym zestawieniu.  Zestawienie to ułamkowe – pisał Czesław Miączyński – boć trudno już dziś – w kilka zaledwie lat po zakończeniu krwawych zmagań -zebrać nazwiska wszystkich. Dziesiąta część zaledwie, w księdze tej umieszczona, świadczyć będzie o spełnieniu swego obowiązku wobec Ojczyzny przez pokolenie wypadkom tym współczesne. Czynni i żyjący mogą być jedynie twórcami, szerzycielami i wykonawcami woli narodu, umarli a za życia wielcy stają się cenionymi drogowskazami narodu, polegli w ofiarnej służbie dla wspólnej, świętej sprawy stają się z chwilą swej śmierci i stać się winni przedmiotem czci i kultu całego narodu.

Zgliszczami i cmentarzami znaczy bóg wojny swój odwieczny a dotąd nie ujarzmiony krwawy pochód po ziemi. Ale za to hojnie wynagradza zwycięzców dając w zamian dary, jakich zwykle ani prawo, ani sprawiedliwość dać nie potrafi: wolność, niepodległość, ojczyznę ! (gen. Tadeusz Kutrzeba)

Zwycięzcy dali nam niepodległą Ojczyznę na czas trwania II Rzeczypospolitej a efekty pracy  luminarzy nauki, kultury, edukacji, przedsiębiorczości, architektury, rolnictwa, przemysłu z tego czasu są miary światowej i powodem do dumy znającego historię Polaka. Tylko kto o tym uczy?

W Warszawie na cmentarzu Stare Powązki są jeszcze groby uczniów, studentów, rzemieślników, inżynierów, lekarzy , którzy pojechali do Lwowa z hasłem „Nie damy ziemi, skąd nasz ród“. Czasem są to tylko groby symboliczne, rozejrzyjmy się, może są w pobliżu grobów naszych bliskich i pomódlmy się za tych, równie wiernych Polsce jak  miasto Semper Fidelis.

Wiekopomna w dziejach wskrzeszonej Polski obrona Lwowa, jaka zajaśniała pełnym blaskiem bohaterstwa w ostatnich dwóch miesiącach roku 1918 i w pierwszej połowie 1919 roku i uwieńczyła skronie grodu wawrzynem i mianem polskiej Saragossy, rozsiała mnogie kurhany i mogiły po okolicznych polach, łąkach i lasach, na peryferiach, a także wewnątrz miasta, które w czasie pierwszych tytanicznych zmagań bezbronnej prawie młodzi z nawałą uzurpatorów było rozdzielone terytorjalnie na dwie wrogie części.

Gdy oba cmentarzyska miejskie, zajęte chwilowo przez Ukraińców, nie były dostępne dla zwłok rycerskiej dziatwy naszej i innych ofiar wichury wojennej, grzebano poległych i zmarłych z ran po polskiej stronie frontu bojowego bądź na prowizorycznych cmentarzykach, założonych w tym celu w pobliżu tymczasowych fortec, jak np. szkoły im. Sienkiewicza, w ogrodzie gmachu Politechniki, obok szkoły kadeckiej, bądź też na samem miejscu za szczytnej śmierci. Po wyparciu uzurpatorów z murów stolicy wschodniej Małopolski zajęła się sprawą „Bożej roli” dla obrońców Lwowa reprezentacja miasta i z patriotyczną ofiarnością zamanifestowaną już dawniej wobec uczestników walk o wolność Polski z lat 1830—1831, tudzież 1863—1864, wyznaczyła komisyjnie na cmentarzu Łyczakowa odrębne miejsce, stoki wzgórza od strony Pohulanki, pod kurhany „najzasłużeńszych tej ostatniej doby“. Szeregi mogił pierwotnej licznej braci z pod znaku Marsa zwiększyły się niebawem zastępem nowych mogił bohaterów z epoki krwawych rozpraw z nawałą bolszewicką, a całość stanowi dziś święte pole, zakątek wiecznego spoczynku naszych „Orłów i Orląt”. Wznosi się tam niepoślednia wiązanka grobów. Widnieje ich w długich szeregach nieomal 2000, w tern 134 nieznanych z nazwiska poległych i pomordowanych przez rozkiełzane iście hordy Ukraińców i bolszewików. Zastępom tym przoduje stu kilkunastu oficerów, stu kilkudziesięciu podoficerów i kilkadziesiąt kobiet. (Polegli w Obronie Lwowa i Kresów Wschodnich od 1 listopada 1918 do 30 czerwca 1919)

Stowarzyszenie Pamięci Polskich Termopil i Kresów w Przemyślu i Klub Inteligencji Katolickiej w Przemyślu zapraszają  do udziału w organizowanej, podobnie jak w latach ubiegłych zbiórce zniczy (biało – czerwonych) na Cmentarz Obrońców Lwowa i groby na Kresach – niestrudzenie od lat Prezes Stanisław Szarzyński pamięta.

 


Istotą zaś komunizmu jest nienawiść („walka klas“ ) – głosił nie tylko komisarz oświaty S. S. S. R., bolszewik Łunaczarskij

 

Znacznie przed epoką wolnościową, znacznie nawet przed rokiem 1905, praca konspiracyjna szkolna funkcjonowała w Kijowie…Tajne szkolnictwo, pod przewodnictwem Józefata Andrzejewskiego i tzw. «babci» Ułaszynowej, mając licznych współpracowników i współpracowniczki, szerzyło się w Kijowie i poza Kijowem- fragment wspomnień Marii Dunin Kozickiej zacytowała Ewa Polak Pałkiewicz w rozdziale Przyjaciele domu- nauczyciele w książce RYCERZE WIELKIEJ SPRAWY. Zbierano po wsiach dzieci schłopiałej szlachty polskiej, oficjalistów, urzędników w różnych stronach Kresów, ucząc je po dworach. Na utrzymanie szkół szły dobrowolne podatki od obywatelstwa okolicznego. W pierwszych chwilach po przewrocie marcowym (1917) „Rada okręgowa polskich stowarzyszeń pomocy ofiarom wojny», organizacja społeczna rekrutująca się z najdzielniejszych jednostek, rozpoczęła żywą agitację w celu zebrania wielkiego wiecu, na który zjechali wszyscy nieledwie mieszkańcy Kresów ze stron różnych. Na wiecu tym ukonstytuował się Komitet Wykonawczy z Joachimem Bartoszewiczem na czele. Komitet ów miał na celu skupienie Polaków na Rusi i nadanie im jednolitego kierunku, a promieniując na wszystkie prowincjonalne miasta, miasteczka i dwory, stworzył komisariaty powiatowe i gminne, których przewodnią myślą było zakładanie szkół i szkółek polskich.

Praca ta objęła Wołyń, Podole i Ukrainę, łącząc Polaków kresowych jednym celem- zespolenia się z przyszłą Polską. Powstało tedy w kraju naszym 1 1200 szkół polskich z 80.000 uczniów i 1.800 nauczycieli, potworzyły się instytucje oświatowe i kulturalne, kolegium uniwersyteckie, Towarzystwo naukowe. Na jednym ze zjazdów w Kijowie postanowiono obłożyć się dobrowolnym podatkiem na rzecz szkół i oświaty: ziemianie po jednym rublu od dziesięciny, dzierżawcy po 50 kopiejek, pracownicy rolni, nie posiadający ziemi, ofiarowali procenta od pensyj, drobna, zagonowa szlachta miała dać również po 50 kopiejek od dziesięciny; prócz tego obowiązkiem komisarzy było zebranie «pogłównego», wynoszącego 30 kopiejek od każdego Polaka, bez względu na jego wiek, stanowisko i zamożność. Ewa Polak Pałkiewicz cytuje autobiograficzną relację Marii Dunin Kozickiej (zamieszkałej na Kijowszczyźnie, pod zaborem rosyjskim) z wypadków rewolucji 1917 roku. Nie ma tej wiedzy w wersji „Kijowa po polsku” autora książki ( i nie tylko tej) Najdalsze Kresy ostatnie lata.

W roku 1931 wydany został w Polsce zbiór szkiców Tadeusza Boya Żeleńskiego Znaszli ten kraj? – ukazujący w krzywym zwierciadle kulturę polskich domów, alkoholowe i obyczajowe ekscesy…miały wskazywać na godne uwagi źródło ambitnej twórczości artystycznej – pisze Maria Polak Pałkiewicz. Janina z Puttkamerów Żółtowska (wnuczka Maryli Wereszczakówny), żona profesora filozofii Adama Żółtowskiego odnotowała w swoim dzienniku, że wobec wielkiego rozgłosu w lewicowej prasie, jaki towarzyszył wydaniu książki Boya, jej mąż poczuł się zmuszony do publicznego protestu. Zaznaczył w nim przewrotność autora, który „jednostronnie i kłamliwie przedstawia jedną pijacką bandę jako główne ognisko cywilizacji”. (Ewa Polak Pałkiewicz).

Kto publicznie zaprotestuje w XXI wieku przeciw kontynuacji jednostronnie i kłamliwie przedstawianej 1000 letniej historii Rzeczypospolitej, a zwłaszcza Jej ziem wschodnich, prezentowanej przez w.w. autora i jemu podobnych, przez Adama Leszczyńskiego i jemu podobnych, Jana Grabowskiego i jemu podobnych? Na dodatek rozpowszechnianych we wszystkich językach świata. Marksizm nadal triumfuje a na jego czele inteligencja żydowska jak podczas rewolucji 1917 roku.

Boy, dodaje Janina Żółtowska, „tchnie maniacką antypatią do arystokracji i tym naturalnie niesłychanie zacieśnia krąg swoich obserwacji życiowych. Nocne wrzaski po kawiarniach nie są pełnią życia”. Istotą zaś komunizmu jest nienawiść („walka klas“ ) głosił nie tylko komisarz oświaty S. S. S. R., bolszewik Łunaczarskij – nic dziwnego, iż miał ją Boy, czołowy komunistyczny pisarz w Sowieckim Związku Pisarzy, autor listu skierowanego do Stalina z podziękowaniem za twórczą radość, którą przeżywa inteligencja na ziemiach wyzwolonych i przyłączonych przez Stalina do ZSRR. Taką samą radość do ZSRR a zarazem nienawiść do polskiej inteligencji zaszczepili w tzw. Polsce Ludowej i PRL prześladujący i mordujący Ją fizycznie lub poprzez propagandę w literaturze i mediach- jak widać kontynuowaną w XXI wieku.

Prof. Edwin Hauswald (Rektor Politechniki Lwowskiej 1912/1913, inżynier, prof. zw.Wydziału Mechanicznego, członek Akad. Nauk Techn. w Warszawie, członek Instytutu Naukowej Organizacji w Warszawie, Komandor Orderu Odrodzenia Polski ) na II Zjeździe Przemysłowym w Krakowie w 1917 r. wygłosił referat WYKSZTAŁCENIE PRZEMYSŁOWE W GALICYI.: Zacznę swe rozważania od ogólnego przeglądu najważniejszych typów pracowników, jakich dobrze się rozwijający przemysł w czasach obecnych potrzebuje. Tym sposobem unikniemy błędu, popełnianego nieraz przez to, że się przy układaniu systemów kształcenia za mało uwzględnia realne potrzeby danej gałęzi życia. Przypatrzmy się tedy typom pracowników przemysłowych, podanych w zestawieniu:

Zestawienie I.

Główne typy pracowników przemysłowych.

1. Przedsiębiorcy (technologowie, kupcy, specyaliści).

2. Dyrektorzy techniczni i kupieccy.

3. Inżynierowie do prowadzenia całych zakładów, oddziałów lub większych robót.

4. Projektanci, konstruktorzy, inżynierowie ruchu, kalkulanci.

5. Mistrze, przodownicy.

6. Monterzy, maszynowi.

7. Robotnicy fachowi (wyszkoleni).

8. Robotnicy poduczeni.

9. Chłopcy, uczniowie,

10. Agenci, sprzedający i kupujący.

11. Personel kupiecki i biurowy: korespondenci, rachunkowcy, kasyerzy, magazynowi, spedytorzy, kontrolorowie, itp.

12. Pisarze, rysownicy, kopiści.

13. Służba biurowa.

Zestawienie II.

środki i urządzenia potrzebne do szerzenia wykształcenia przemysłowego.

Politechniki i inne szkoły wyższe (Akademie).

Szkoły przemysłowe, rzemieślnicze i handlowe.

Szkoły realne, zwłaszcza wyposażone w pracownie i laboratorya amerykańskie „Manuał training schools”.

Szkoły fabryczne.

Pracownie technologiczne, dostępne dla wszystkich.

Pracownie dla inwalidów, dla kobiet itp.

Terminowanie we fabrykach i u rzemieślników,

Poduczanie w praktyce, zwłaszcza do obsługi maszyn.

Szkoły i kursy uzupełniające i wieczorne,

Kursy wakacyjne.

Towarzystwa fachowe (techniczne, przemysłowe, ekonomiczne), odczyty, dyskusye, referaty, komisye, wnioski, petycye, projekty reform i przepisów.

Zjazdy przemysłowe i fachowe.

Związki przemysłowców i pracowników.

Zwiedzanie fabryk w kraju i zagranicą.

Czasopisma fachowe o przemyśle, technologii, administracyi przemysłowej, o handlu.

Wydawnictwa podobnej treści.

Biblioteki techniczne i przemysłowe.

Wykłady i kursy popularne celem szerzenia wiedzy o przemyśle w. społeczeństwie.

Otoczenie przemysłowe, przykład osobisty.

Kultura przemysłowa i gospodarcza.

I tak właśnie ta wykpiona klasa arystokratów, obszarników, «buraczarzy», robigroszów (jak nam często zarzucano) na ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej działała i pozostawiła nam dziedzictwo jako elita prawych Polaków, wiernych synów dalekiej, a zawsze ukochanej Matki! Gdyby obecni włodarze choć część z tych zadań starali się zrealizować.


Każdy naród musi mieć swe własne, wystarczające sobie gospodarstwo społeczne, zaspakajać własną pracą i własną produkcją swe potrzeby

 

Każdy naród musi mieć swe własne, wystarczające sobie gospodarstwo społeczne; musi, w miarę uposażenia przez przyrodę, zaspakajać własną pracą i własną produkcją swe potrzeby. Bez tej utrwalonej podstawy materialnego bytu, popada naród w zależność od obcych, staje się ich sługą, przestaje być rządcą losów, traci wolność – referował dr Artur Benis  w 1917 roku. Choć świat cały pełen szczęku oręża, trzeba się zawczasu przygotować do zadań przyszłości, aby potem, gdy przed krajem staną kwestie gospodarcze nie brakło nam ani materiału do odpowiedzi, ani – co ważniejsza – świadomości metod i sposobów. Punktem wyjścia muszą być obecne stosunki, względnie stan przedwojenny, może jego analiza i zastanowienie się nad przyczynami skąd płyną braki naszego ustroju gospodarczego wskażą sposób, jak ich w przyszłości uniknąć.

A gdybyśmy jeszcze na przemysł galicyjski, który istnieje, spojrzeli nie pod kątem widzenia statystyki produkcji, ale ze stanowiska narodowego, przekonalibyśmy się, ile u nas pracuje przedsiębiorstw i kapitałów obcych, acz nieraz wstydliwie przysłoniętych płaszczykiem polskiego nazwiska.

Tak uczciwie i publicznie oceniało realia 456 uczestników II Zjazdu Przemysłowego w Krakowie w dniach 28-30 września 1917 roku (będący jeszcze w niewoli) planując a po odzyskaniu niepodległości realizując strategię „zrównoważonego rozwoju” i „polski ład” na kolejne 20 lat istnienia suwerennej Rzeczypospolitej.  Jaką przyszłość przygotowało nam w 2022 roku 460 posłów na kolejne 20 lat i czy brakuje im materiału do odpowiedzi na pytanie o naszą wolność, własność i niezależność od przedsiębiorstw i kapitałów obcych?

Przemysł chemiczno-farmaceutyczny opiera się o przemysł ogólny chemiczny, jest jego pochodnym i od niego uzależnionym. Doświadczenia poczynione przeze mnie wykazały, że jak długo nie będziemy mieli fabryki przerabiającej mazi pogazowej, nie możemy produkować najważniejszych dla lecznictwa preparatów, gdyż wychodząc z materiałów wyjściowych zakupionych w Niemczech, produkcja wypada tak drogo, że nie może wytrzymać konkurencji z towarem niemieckim- referował dr Bronisław Wysoczański w szczegółowym materiale o przemyśle chemicznym i farmaceutycznym w Galicji. Powstanie fabryki przeróbki mazi gazowej w kraju jest rzeczą niezmiernie ważną dla rozwoju przemysłu chemicznego w Galicji, dlatego wiadomość o stworzeniu takiej fabryki przez Gminę Miasta Lwowa dzięki energii i zabiegom Dyrektora Adama Teodorowicza w obecnych czasach jest dziełem ogromnej doniosłości – Fabryka ta na razie ma rozpocząć produkcję (benzol, toluol i t. d.) dla celów wojskowych…Biorąc pod uwagę, że nowo powstające fabryki na Węgrzech doznają szczególnej opieki rządu w postaci wszelkich ułatwień jak subwencji, bezpłatnych gruntów pod budowę, zwolnień od podatków eto., muszę zauważyć, że fabryki te od razu znajdują się w wyjątkowo szczęśliwym położeniu i rozwój ich jest wielce ułatwiony… rozwiązanie tego problemu u nas zależeć będzie w znacznej mierze od układu stosunków politycznych w przyszłości. Na razie stwierdzić należy, że znajduje się ona w wytrawnych rękach Dra Teodorowicza, co daje rękojmię pomyślnego rezultatu.

Muszę nadmienić, że zaufanie do preparatów niemieckich jest po części tylko uzasadnione, gdyż sam kilkakrotnie się przekonałem, że pepton żelazowy jednej z największych firm niemieckich posiadał tylko dziesiątą część ilości żelaza, jaką podał na etykiecie, że preparat francuski Robina zawierał tylko piątą część żelaza, jakie miał zawierać, że według podania Jahrbuch d. Pharmacie w r. 1915 preparat z liścia naparstnicy bardzo szeroko rozpowszechniony i przez lekarzy uznany jest środkiem niedziałającym. Muszę zaznaczyć, że lekarze chętnie się odnoszą do wyrobu krajowego, jeśli jest dobry i mają w pełnej mierze poczucie obywatelskie, czego nie można powiedzieć o władzach naszych, które swymi zarządzeniami często zupełnie nieuzasadnionymi tamują rozwój przemysłu.( dr Bronisław Wysoczański)

W pamiętniku II Zjazdu Przemysłowego z 28-30 września 1917 r. nie znalazł się artykuł p. dyr. A. Teodorowicza „O przemyśle gazowym”, który wywołał ożywioną dyskusję. W braku referatu, podajemy tu wnioski referenta i innych członków Zjazdu:

1) Drugi gal. Zjazd przemysłowy uchwala, by zarządom miejskim w Galicji zmierzającym przeprowadzić budowę nowych lub rozszerzenie istniejących zakładów gazowych, został udzielany, z banków zostających pod kontrolą kraju, potrzebny kredyt na cel powyższy na dogodnych warunkach.

2) Drugi galicyjski Zjazd przemysłowy uznając ważność przemysłu gazowego w Galicji, uchwala wezwać miarodajne czynniki, by w centrali dla odbudowy kraju jak i Wydziale krajowym, mianowano odpowiednich fachowych referentów, dla spraw gazownictwa.

3) Drugi galicyjski Zjazd przemysłowy uchwala, konieczność zainicjoowania akcyi w kierunku utworzenia krajowego towarzystwa gazowego, opartego na kapitałach krajowych, którego celem będzie budowa zakładów gazowych w mniejszych miastach i miasteczkach- Inż. Adam Teodorowicz

Drugi galicyjski Zjazd przemysłowy uznaje potrzebę założenia pisma fachowego dla przemysłu gazowego – inż. M. Wieleżyński.

Drugi galicyjski Zjazd przemysłowy uważa za pożądane, by Wydział krajowy ustanowił fachowego, osobnego referenta dla przemysłu gazowego – Antoni Dzierżyński.

Drugi galicyjski Zjazd przemysłowy uznając ważność przemysłu gazowego w obecnej dobie, zwraca się do naszej Reprezentacji to jest do Koła Polskiego z prośbą, by z całym naciskiem zażądała dla galicyjskich gazowni pełnego kontyngentu węgla koksowego, który wynosi 90.000 ton rocznie – Mieczysław Seifert.

Do referatu p. dra Reichera „O przeróbce ropy naftowej” zgłoszone zostały następujące wnioski:

1) Drugi galicyjski Zjazd przemysłowy uważa za stosowne wytężenie wszelkich sił, aby ropa galicyjska była również w Galicyi przerabiana. Przemysł rafineryjny Winien być charakterystycznie polskim.

2) Drugi galicyjski Zjazd przemysłowy uznaje potrzebę, utworzenia publicznej szkoły zawodowej destylatorów w Drohobyczu.


Uczynił nas los mieszkańcami bardzo bogatego kraju, z którego dotąd nie umieliśmy korzystać

 

Terytorium, które w 1772 r otrzymało nazwę Galicji (pierwszy rozbiór Rzeczypospolitej), od wieków znało podział pracy i wymianę, znało więc i posiadało przemysł – Prof. dr. Franciszek Bujak (UJ w Krakowie) 30 września 1917 r na II Zjeździe Przemysłowym wygłosił wykład „Podstawy rozwoju przemysłu w Galicyi‘‘. Polska elita w 1917 roku – gdy na froncie I wojny światowej toczyły się walki i nie był znany ich finał -projektowała już i przygotowywała naród i Rzeczypospolitą do odbudowy dla życia w suwerenności i niepodległości. I projekt prawie zaraz przyszło im realizować w odzyskanych, zjednoczonych ziemiach, które zaborcy Austria, Niemcy  i Rosja wykorzystywali gdy „zgwałcili granice Rzeczypospolitej”, jak pisał Niemcewicz. Autor pamiętnika II zjazdu przemysłowego ubolewa- stała Delegacya, zaledwie obrana, została zdekompletowana wskutek wyjazdu z Krakowa kilku jej członków, powołanych do pracy gdzieindziej.

Prof. Franciszek Bujak (prezes Towarzystwa Naukowego we Lwowie, odznaczony Krzyżem Komandorskim Polonia Restituta z Gwiazdą) pisał : Cały ten rozwój opierał się przeważnie na niskim rozwoju komunikacji, wskutek czego dowóz obcych wyrobów przemysłowych był utrudniony i bardzo kosztowny, doskonale więc opłacało się produkować w kraju wyroby przemysłowe. Od połowy XIX. w. gdy następuje rozwój kolei żelaznych i zastosowania maszyn parowych do wysoko już od dawna rozwiniętego przemysłu w zachodnich prowincjach austriackich i w Niemczech, Galicja została zalana tańszym a zewnętrznie lepiej się przedstawiającym towarem fabrycznym, przyczem kredyt, obficie udzielany przez fabryki kupcom, a przez nich spożywcom, odegrał bardzo doniosłą rolę. Wymiana i podział pracy przez to więc nie ustały, ale nad podziałem pracy i wymianą wewnątrz kraju zyskały od razu niemal ogromną przewagę podział pracy i wymiana z obcymi krajami i społeczeństwami, przyczem Galicyi dostała się bierna i zależna rola producenta środków żywności i surowców, tudzież odbiorcy wyrobów przemysłowych. Galicya zaczęła wrastać w obcy organizm społeczno-gospodarczy.

Prof. Franciszek Bujak  omawia przesilenie 1847-1856 (tyfus głodowy, cholerę i inne choroby), znaczny przyrost demograficzny, rozwój przemysłu opartego o obcy kapitał, rozwój oświaty za którym idzie wzrost potrzeb i świadomość gospodarcza, sytuację rolnictwa i emigrację zarobkową ludności wiejskiej, o której pisze :  Z punktu widzenia całego społeczeństwa emigracya zarobkowa jest produkcyą i wywozem nowego surowca, surowej siły roboczej, a więc mało korzystnem przedsiębiorstwem. (…)Do warunków przyrodzonych należą przede  wszystkiem bogactwa naturalne kraju. Są one z dawna znane, ale długo nie były należycie doceniane, dopiero w ostatnich czasach zjednują sobie w naszych i cudzych oczach coraz większy szacunek.  Dopiero w ostatnich czasach nabraliśmy przekonania, że uczynił nas los mieszkańcami bardzo bogatego kraju, z którego dotąd nie umieliśmy korzystać.

„Czarne diamenty“  stanowiące chleb powszedni przemysłu posiada nasz kraj, jak stwierdziły liczne wiercenia w ostatnich kilkunastu latach w ogromnej obfitości w północno-zachodnim swym skrawku, należącym do polskiego zagłębia węglowego. Godnie obok węgla kamiennego staje „biały węgiel”, t. j. woda rzek spływających z Tatr i Karpat. Skoro tylko będzie użyta do wytwarzania siły elektrycznej, stanie się drugim źródłem siły popędowej dla przemysłu. Trzecim może się stać gaz ziemny, obficie występujący w kopalniach nafty, ale dotąd przeważnie ulatujący w powietrze bez pożytku, albowiem dopiero w ostatnich czasach powstał cały szereg przedsiębiorstw do jego eksploatacji. Te nader obfite źródła siły, leżące dotąd odłogiem, mogą wystarczyć nie tylko do przeróbki krajowych surowców, ale i sprowadzanych z wielkich odległości, których przerób może się u nas okazać zyskownym, bo uzasadnionym przez pojemny rynek wewnętrzny. Wnioski po wykładzie prof. Franciszka Bujaka:

-Drugi Zjazd przemysłowy w Krakowie widzi w stałym wzroście ludności i szybkim jej rozwoju kulturalnym, tudzież w bardzo wielkich bogactwach naturalnych silne podstawy do bujnego i wszechstronnego rozwoju przemysłu w Galicyi.

-Drugi Zjazd przemysłowy stwierdza, że tylko połączenie Galicyi w jeden obszar gospodarczy z calem dorzeczem Wisły i wszystkiemi ziemiami polskiemi może zapewnić pełny rozwój jej przemysłowy.

-Drugi Zjazd przemysłowy uznając, że do podstaw przyrodzonych rozwoju przemysłu należy też bogata fantazya twórcza polskiego ludu i inteligencyi – robotników i techników – ta fantazya żywiołowa twórcza, która jest w stanie wyrobom i towarom nadać charakterystyczne, ochronne cechy — uważa za potrzebne:

1) gromadzić w jedynem polskiem Muzeum wynalazków i handlu we Lwowie okazy swojskich pomysłów technologicznych – modele, próbki, rysunki i fotografie polskich wynalazków tak zasadniczych, jak drobnych – oraz okazy swojskich modeli i marek ochronnych

2) domagać się u rządu i parlamentu za pośrednictwem Koła Polskiego zrównoważenia niedostatecznych ustaw o ochronie modeli i wzorów w Austryi z ustawami w Niemczech, zapewniających niemieckiemu przemysłowi i niemieckiemu „D. R. S. M.“ olbrzymią przewagę nad przemysłem Austryi i tamujących rozwój przemysłu w Galicyi na swojskich motywach.

Sam kraj, jego piękne góry, liczne zabytki przeszłości i cenne zbiory sztuki mogą i powinny się stać podstawą rozległego przemysłu turystycznego; zapewnia mu rozwój nowoczesna kultura, która wytworzyła prąd do podróżowania dla odpoczynku. Pokrewny mu przemysł zdrojowy, oparty na licznych źródłach wód leczniczych, w części pierwszorzędnej w świecie jakości, istnieje już od dawna, musi być tylko rozszerzony i podniesiony na poziom zachodnio-europejski pod względem cen i udogodnień. (prof. Franciszek Bujak)

Wspaniały polski przemysł  zdrojowy prezentowany jest w wykładzie „Na Kresy po zdrowie! O uzdrowiskach w Szkle, Lubieniu, Niemirowie, Truskawcu, Morszynie i Druskiennikach”. W Lublinie, w Pałacu Lubomirskich do 28 października w 8 salach Muzeum Ziem Wschodnich Dawnej Rzeczypospolitej można oglądać wystawę poświęconą uzdrowiskom funkcjonującym na ziemiach  wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. Ekspozycja przypominająca położone na ziemi lwowskiej – Szkło, Lubień, Niemirów i Truskawiec a także Morszyn za Stryjem oraz leżące nad Niemnem Druskieniki ma charakter autorsko-kolekcjonerski. Prezentuje przede wszystkim archiwalia, ikonografię oraz muzealia ze zbiorów Tomasza Kuby Kozłowskiego (pomysłodawcy, autora scenariusza i wyboru tekstów).

Nie wszystkie pojawiające się obecnie książki, artykuły, wykłady o Ziemiach Wschodnich RP (Kresach Wschodnich RP) prezentują rzetelną, zgodną z faktami  i budzącą dumę z  przynależności do narodu polskiego treść. Niegdyś paliło się, usuwało z bibliotek, lektur szkolnych, uniwersytetów książki zawierającą prawdziwą i wpływających na świadomość narodową Polaków ale niewygodną dla ideologii rządzących, obecnie zwaną „niepolityczną” treść . Dzisiaj czyni się to poprzez pisanie nowych książek, rozpraw naukowych, dyskusji, w których nadal są te treści wykluczane lub  fałszowane czy ośmieszane jako nie zgodne z życzeniem innych narodów ale zgodne z opinią lansowaną w tzw. Polsce Ludowej, niezgodne ze współczesnymi „osiągnięciami” cywilizacyjnymi i „postępem”.  Komu służą i na czyje zlecenie są tworzone?


Sztuka tak zgodnie tu od wieków istniejąca, sztuka wielu narodów, z wielu stron świata i tradycji się wywodząca

 

Polska już jest krajem wieloetnicznym – zauważył Rafał Ziemkiewicz sugerując organizację i kontrolowanie kolejnej migracji, tak by uniknąć zagrożeń.

Polska od wieków jest dla innych narodowości i sprzyja tym, które pilnują polskiego interesu a nie drenują polski potencjał gospodarczy i narodowy. Mamy Ormian, Tatarów, Gruzinów, Czechów, Węgrów, Romów, którzy zawsze byli lojalni względem Rzeczypospolitej ale teraz grozi nam ekspansja tych,  którzy polskość odrzucali i to bardzo aktywnie i barbarzyńsko.

Temu, że była wieloetniczna przeczyła propaganda Polski Ludowej.   Urodzeni po wojnie nie mogli dowiedzieć się, że „ludzie tam zawsze dzielili się na przyjaciół znajomych i nieznajomych. Nieznajomy wszakże naprzód był człowiekiem, zanim jeszcze był Polakiem, czy Ukraińcem, czy Żydem, czy Niemcem. Ten najprawdziwszy humanizm mogła wywołać tylko sztuka tak zgodnie tu od wieków istniejąca, sztuka wielu narodów, z wielu stron świata i tradycji się wywodząca, a współżyjąca tu w jakiś jedyny i niepowtarzalny sposób, wszystkim potrzebna, wtopiona w krajobraz i w ludzkie odczucie piękna i godności, tym odczuciem afirmowana. I systemem naczyń powiązanych znów tworząca humanizm. To chyba jest rola sztuki”. Nie dowiedzieli się ponieważ „Ziemia Księżycowa” Andrzeja Chciuka piszącego o Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej była zakazana, wskutek propagandy uprawianej przez komunistycznych działaczy ( z niej pochodzi cytat).  Zakaz mówienia, niszczenie książek ( palenie)  i zakaz rozpowszechniania (cenzura na niektóre dzieła obowiązuje do dzisiaj ) polskiej spuścizny naukowej, literackiej, publicystycznej naszych przodków przez Cenzurę PRL Borejszy z 1951  roku.

Feliks Koneczny, Zofia Kossak, Maria Dunin- Kozicka, Ferdynand Ossendowski, Ferdynad Goetel, Eugeniusz Romer , Marian Zdziechowski, Wojciech Dzieduszycki,  Józef Mackiewicz, Kornel Makuszyński, Stanisław Vincenz, Trzeciak, Grabski, Kubina, Hołówko, Iłłakowiczówna, Kasznica, Grubiński…Obrona Lwowa, Legiony…  1682 pozycje i 562 pozycji dla dzieci wykreślone przez działaczy ukraińskich i żydowskich, abyśmy nie mogli poznać prawdziwej historii Rzeczypospolitej  a tylko spreparowaną przez nich na użytek mniejszości.  I TO ZAGROŻENIE JEST NADAL AKTUALNE I WIDOCZNE.

Ile atencji jest w powieściach, poezji, przewodnikach, traktatach naukowych, polemikach , referatach, periodykach dla wieloetnicznej, wielokulturowej Rzeczypospolitej, ile wiedzy i szacunku dla naukowców, działaczy, chłopów, robotników, dla nietuzinkowych biografii w tym zasymilowanych i tworzących dla chwały Rzeczypospolitej – po wojnie widoczne w dziełach Ormianina Jerzego Janickiego.

Nie uniknęliśmy zagrożeń ani w czasie wojny, gdy mniejszości narodowe wbijały nam nóż w plecy w chwili agresji Niemiec i Rosji, ani po jej zakończeniu. Obecności mniejszości ukraińskiej i żydowskiej w urzędach NKWD i UB wydających wyroki na polską inteligencję i trudności w odnalezieniu dołów śmierci z ich szczątkami , wyraźnie świadczą o tym, że nie jesteśmy jednonarodowi.

Zagrożeń nam przybywa, doradca Prezydenta  Przemysław Żurawski vel Grajewski na stronach 159-179 numeru  8 2015/2016 Teologii Politycznej przedstawia  Ziemie Wschodnie Rzeczypospolitej pomijając doniosły fakt zagospodarowania kulturowego, gospodarczego tych ziem i czasu przedmurza chrześcijańskiego, fakt pochodzenia  światowej sławy obywateli Rzeczypospolitej z naukowcami, absolwentami Uniwersytetów w Wilnie i Lwowie, wołyńskich Aten w Krzemieńcu, twórcami Konstytucji i Komisji Edukacji Narodowej, pisarzami, poetami, przedsiębiorcami, inżynierami, rolnikami …w taki o to sposób:  „Kresy są polską krainą romantyczno – heroicznych niesamowitości, niczym Szkocja w powieściach Waltera Scotta… W okresie międzywojennym legenda Kresów zaczęła nabierać charakteru sentymentalno- krajoznawczego. Była to kraina malowniczych ruin dawnych fortec, dostarczająca niezliczonych uroków entuzjastom rodzącej się turystyki, a jej kultura dworkowo – pałacowa pozostawała żywym nurtem kultury polskiej w ogóle, popularyzując kresową specyfikę i legendę….Kresy w czasie PRL w przestrzeni publicznej były obecne głównie w osobach znanych kresowiaków.

Feliks Koneczny to historyk szczególnie zaciekle przemilczany w okresie komunizmu- pisał wydawca Encykliki Divisi Redemptoris (Wydawnictwo Antyk Marcin Dybowski) zapowiadając reprinty przedwojennych dzieł wybitnego polskiego badacza historii cywilizacji. Feliks Koneczny był również redaktorem miesięcznika  Świat Słowiański pełnego polemik dotyczących wzajemnych relacji , konfliktów różnych grup etnicznych Słowian wschodnich.

Świat Słowiański 1907 nr 31:

„Trudność porozumienia Polaków z Rusinami nie polega na przeciwieństwach teoretycznych, których w istocie właściwie całkiem nie ma. Polacy uznają bezwarunkowo wszystkie żądania Rusinów, a cudzoziemiec rozmawiający najpierw z jedną, a potem z drugą stroną, nie może się zorientować, o co się tu walczy. Różnice okazują się dopiero przy praktycznym przeprowadzeniu tych zasad ogólnych, ale to nie wyjaśnia jeszcze tej zaciętej nieprzyjaźni”. Bo też nie o żadne „koncesje” chodzi w rzeczywistości, „ale o ideę, ustawioną na dalszym planie: Wolna Ukraina, socjalistyczna republika, bez popa i pana !”


Nie wstydźmy się mordów. Na wojnie nie ma etyki. Etyka na wojnie to pozostałość niewolnictwa

 

„Waszymi kośćmi będzie usłana nasza ziemia, jeśli na nią wkroczycie. Nasz cel – aby żadna wasza noga nie stanęła na naszej ziemi. Chyba, że oderwana od tułowia. My naprawdę was wszystkich zabijemy. Przy czym zrobimy to zgodnie z prawem ” –ukraińska prawniczka Jehenija Zakrewśka ujawnia swe zamiary na portalu „Ukraińska Prawda”.

Czy na Ukrainie obowiązuje to samo  prawo, którego skutków doświadczyli obywatele Rzeczypospolitej zaatakowanej przez Niemców i Rosjan 1 września 1939 roku? Chyba tak, skoro tamto ukraińskie  ludobójstwo nie zostało prawnie potępione i ukarane a metody planowane- identyczne. OUN głosiła hasła amoralne: „Nie wstydźmy się grabieży i podpaleń, nie wstydźmy się mordów. Na wojnie nie ma etyki. Etyka na wojnie to pozostałość niewolnictwa…”. UPA każdemu Polakowi kojarzy się z mordem i okrucieństwem – i słusznie, bo jak podkreśla historyk ukraiński, Wiktor Poliszczuk, barbarzyński charakter nadała jej  już pierwsza uchwała OUN w 1929 roku.

Powszechnie występującym elementem bestialskiej zagłady ludności  polskiej było okrucieństwo, którego nie wahano się stosować nawet wobec dzieci, kobiet w ciąży, starców – pisze Apoloniusz Zawilski. Łamanie kości, odrąbywanie różnych części ciała, rozpruwanie brzuchów, nadziewanie na sztachety, zdzieranie skóry, piłowanie piłą, wydłubywanie oczu, palenie żywcem, topienie w studni lub rzece to niepełna   sposobów sadystycznego znęcania się nad ofiarami… Sprawcami byli mężczyźni, kobiety, często wyrostki i dzieci. Posługiwano się przy tym hasłem: „Wyrżnąć Lachów aż do 7 pokolenia, nie wyłączając tych, którzy nie mówią już po polsku”.

Kośćmi zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich  Polaków, Ormian, Żydów, Czechów, Romów usłana jest Ukraina – część ziem wschodnich Rzeczypospolitej, wyzwalanych przez Nią spod jarzma zaborców .

Fragment listu Ukrainki do syna, który na str. I 380 zamieścił Litopys UPA, 1.16 (Toronto 1987). „Dwa tygodnie temu – pisze kobieta – przez naszą wieś przechodziły trzy zagony banderowców. (…) Synu! Serce się kraje, jacy to piękni i uczeni (wczeni) ludzie ci ukraińscy powstańcy.(…) Będą ich Polacy do śmierci pamiętać. Oj będą, na pewno będą! Zapamiętają sobie także „dzieła” tych „pięknych i i uczonych ” przyszłe pokolenia Polaków! List napisała kobieta prosta, która prostackich rizunów uznała za ludzi „uczonych”, a przy okazji także „pięknych”.”

Ukraińcy są inspiracją dla nas wszystkich. Kiedy potrzeba, są bohaterscy. Kiedy indziej – są pragmatyczni i twardo stąpający po ziemi” – napisał kilka lat temu szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Jacy byli gdy eksterminowali Polaków? Czy to oni inspirują Donalda Tuska i opozycję by wzywali Unię Europejską  do wrogich wobec Polski dzialań? Czego możemy spodziewać się po ich obecności w Polsce (mam nadzieję, że wrócą wzmocnieni odbudować Polskę) skoro na Ukrainie zastraszają Polaków?

Upojeni wolnością Ukraińcy „po wkroczeniu Niemców a przed wkroczeniem wojska sowieckiego do Polski zaczęli napadać na wracających z frontu żołnierzy Wojska Polskiego”- pisze Jan Tomasz Gross. Ojciec mój Ignacy (ur. w 1889 r.) w poszukiwaniu pracy wyjechał z Żydowa k. Gniezna w okolice Borysławia do Schodnicy, mniej więcej w latach 1936- 37. Zgłosił się w 1939 roku do Wojska Polskiego. Po pewnym czasie Wojsko Polskie przechodziło przez Schodnicę i mój ojciec wyskoczył z szeregu, podał nam kawał chleba i dołączył do szeregów. Nazajutrz zaprowadzono nas z mieszkania pod jakiś barak drewniany, tam się znajdowały inne rodziny polskie, i dowiedzieliśmy się, że w tym baraku zamknięto 50 żołnierzy polskich. Na naszych oczach oblano barak benzyną czy czymś w tym rodzaju i podpalono. Ucieczka z niego była niemożliwa, gdyżby był  on gęsto obstawiony przez ludność ukraińską, uzbrojoną w widły, łopaty, siekiery itp., tak, że kto się nie spalił, to go dobito. ( Ziemia Drohobycka nr 14, wspomina Kazimierz Kaniewski).

Według Ks. Ładniuka jest też na inny aspekt strasznej wojny Rosji z Ukrainą, dostrzegany na terenach, z których wycofali się rosyjscy okupanci. „Nie mamy dokładnych danych na ten temat, ale wiemy, że bardzo wiele dzieci zostało uprowadzonych z Ukrainy i wywiezionych do Rosji”.

Mamy świadectwa tysięcy  polskich dzieci wywiezionych przez Rosjan na Sybir, które jeśli przeżyły i wróciły do ojczystych domów lub wyszły z armią Andersa mówią, że dzięki temu uniknęły śmierci, która spotkała pozostałych członkowie rodzin zamordowani przez ukraińskich nacjonalistów. Sadyzm i „wyrafinowane” okrucieństwo ukraińskich faszystów chwalonych przez różnych Drozdów, Smoleńskich, Misiłów, Czechów, Motyków – nie miał granic. Szczególnemu okrucieństwu poddane były dzieci polskie – chyba dlatego, że były zupełnie  bezbronne i zupełnie niewinne. Mordowano dzieci, np. przez rozdzieranie nóżek (z morderczym hasłem „Tyś polski orzeł”), czy rozdzierając im usta („Polska od morza do morza”), jeszcze żywym wyrywano kończyny, języki, wykuwano oczy, tak umęczone nabijano na widły. ( ze wspomnień Teofila Niemczuka).

Co ma Ujejski wspólnego z SS-Galizien?  Pytanie zaskakujące po zważeniu na czas, w którym żył poeta. W 1944 roku okazało się, że jednak ma – i to sporo. Oto w trakcie pacyfikacji Pokucia i Podola jeden, nie zidentyfikowany dotąd pod względem numeracji, pułk SS-Galizien wkroczył do Pawłowa – wsi położonej 120 km na płn. wsch. od Lwowa. W Pawłowie na małym cmentarzyku w 1897 roku spoczęły doczesne szczątki autora Chorału. Tenże Chorał zawsze drażnił ukraińskich nacjonalistów, a sam Ujejski  był przez nich znienawidzony. Z tego powodu (i nie tylko zresztą z tego) żołdacy SS-Galizien postanowili rozprawić się z poetą po swojemu. Nie pamiętano mu, że własnym sumptem wybudował miejscową cerkiew, że ufundował w 1851 roku obelisk upamiętniający zniesienie pańszczyzny. Do wojny stał w wiosce, częściowo zamieniony w muzeum, dom poety. Został spalony na Wielkanoc 1944 roku przez żołdaków SS-Galizien z aktywną pomocą miejscowej wiejskiej czerni. Wspólnie spacyfikowano wieś i wymordowano niemal wszystkich jej polskich mieszkańców.

Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej,

Do Ciebie Panie, bije ten głos,

Skarga to straszna, jęk to ostatni,

Od takich modłów bieleje włos.

My już bez skargi nie znamy śpiewu,

Wieniec cierniowy wrósł w naszą skroń,

Wiecznie, jak pomnik Twojego gniewu,

Sterczy ku Tobie błagalna dłoń…

O Panie, Panie! Ze zgrozą świata

Okropne dzieje przyniósł nam czas.

Syn zabił matkę, brat zabił brata,

Mnóstwo Kainów jest pośród nas.


Nie ma kompromisów, ALBO JESTEŚ NA TAK ALBO JESTEŚ NA NIE

 

Nie ma kompromisów, ALBO JESTEŚ NA TAK ALBO JESTEŚ NA NIE

„Tak” dla kultury  życia „Nie” dla czeluści śmierci

„Tak” dla bezpiecznych granic „Nie” dla masowej imigracji

„Tak” dla zatrudnienia naszych obywateli „Nie” dla międzynarodowych finansjer

„Tak” dla suwerenności ludu „Nie” dla biurokratów z Brukseli

Tymi tezami Giorgia Meloni zdobyła poparcie Włochów i stanowisko premiera. Za taką postawę wobec interesu narodu i państwa włoskiego otrzymała wielkie brawa, również wśród posłów polskiego Sejmu i Senatu. Ciekawe , jak będą głosować jutro w Sejmie za odebraniem immunitetu posłowi Grzegorzowi Braunowi, który głosi poglądy takie jak Giorgia Meloni . Notorycznie powtarza w Sejmie NIE MA KOMPROMISÓW, ALBO JESTEŚ ZA INTERESEM POLSKIEGO NARODU I PAŃSTWA ALBO NIE JESTEŚ. Jak będą głosować reprezentanci interesu mniejszości narodowych?

Nie tak dawno odbyło się narodowe czytanie ballad i romansów Adama Mickiewicza, urodzonego w województwie nowogródzkim Rzeczypospolitej, które w roku 1795 w wyniku III rozbioru znalazło się w zaborze rosyjskim- nie na Białorusi. Jego dzieła trafiały pod strzechy za sprawą Macierzy Polskiej, której celem było kształcenie Polaków na terenie wszystkich zaborów.

Mickiewicz Adam: Pan Tadeusz czyli ostatni zajazd na Litwie, historya szlachecka z 1811 i 1812 r., w 12 księgach wierszem. Wyd. „Macierzy Polskiej. Lwów, 1905. Nakł. „Macierzy”.

O D E Z W A Polskiej Macierzy Szkolnej Ziem Wschodnich, Wilno grudzień 1919.rok

W imię Boże, do wspólnej pracy dla dobra wolnej Polski! Teraz to nauczyciel Polak rozpręża swe ramiona, dotąd boleśnie, a mocno skrępowane i staje do twórczej pracy pod opieką władz polskich. Pierwszy krok jest już uczyniony. Utworzone zostało w Wilnie towarzystwo oświatowe: „Polska Macierz Szkolna Ziem Wschodnich. Celem jego: szerzenie oświaty, zadaniem jego: nieustanna troska, by szkolnictwo polskie rodziło się, rosło, szykowało szeregi przyszłych obywateli.

Społeczeństwo polskie musi zrozumieć, jak potężnym czynnikiem w sprawie odbudowy spiżowego gmachu wolnej Ojczyzny – jest oświata wszystkich warstw w naszym kraju. Niech więc nie skąpi w tym celu swych starań gorliwych, trudów, zabiegów, niech śpieszy z pomocą na ile stać kogo, niech się nie wstydzi grosza wdowiego. Macierz wierzy, iż jej zew  rozejdzie się szeroko po przez wszystkie kraje, usłyszany zostanie w Wilnie, Mińsku, Warszawie, w Krakowie i Lwowie, powtórzony w Poznaniu, Kruszwicy i Gnieźnie i wszystkim obwieści, iż w niezmiernie ubogich, spustoszonych przez wroga obszarach ziem wschodnich potrzebne są szkoły, jak chleb i jak słońce i potrzebną jest opieka nad dziatwą polską.(Zarząd Centralny Polskiej Macierzy Szkolnej Ziem Wschodnich).

TAK DO DZISIAJ DZIAŁA MACIERZ NA LITWIE, gdzie Polacy pozostali znaczącą grupą obywateli. Dla nich POLSKOŚĆ TO  WYBÓR – mówił prof. Marek Chodkiewicz. POLSKOŚĆ TO KONTYNUACJA TRADYCJI, NIE MOŻNA SOBIE „WYMYŚLAĆ POLAKA” , co próbowali uczynić narodowi socjaliści i sowieccy komuniści. Polonia i Polacy pozostali na ziemiach zabranych, chcą dokładnie tego samego, aby Polska była wielka, potężna i zamożna, bo Polonia to Polacy.  (prof. Marek Chodkiewicz (USA), 2016 r. konferencja “Państwo Polskie a Polonia” ).

Na Wileńszczyźnie trwa zaprogramowane niszczenie polskich szkół i polskiej oświaty. Oświata polska na Wileńszczyźnie jest sercem polskości a likwidowanie polskich klas i polskich szkół to uderzenie w polskość na Wileńszczyźnie– mówił dr Bogusław Rogulski trzy dni temu pod ambasadą litewską, podczas wiecu w obronie polskich szkół.

100 lat temu nauczyciele i oświata  na Wileńszczyźnie były  pod opieką władz polskich a jak jest dzisiaj ? W 2016 roku podczas konferencji Państwo Polskie a Polonia zorganizowanej przez Solidarnych2010 wśród znakomitych, merytorycznych przedstawicieli Polonii z różnych krajów wystąpił ze wzruszający przekazem pan Stanisława Pieszko z Litwy „Likwidacja polskości na Wileńszczyźnie krok po kroku” :  Jako Polacy na Litwie zostaliśmy  „zmuszeni” do przyjęcia obywatelstwa litewskiego w 1989 roku ale  bez oświadczenia  państwa polskiego, iż   byliśmy, jesteśmy i pozostajemy obywatelami Polski i będziemy traktowani przez wszystkie urzędy RP  jak jej obywatele, jeżeli znajdziemy się na terenie Polski i państw trzecich… Gdybym chciał przedstawić krok po kroku, jak w ciągu tych 28 ostatnich lat likwidowana była polskość, zajęłoby mi to godzinę. Przed 5 laty rząd Polski udzielił pełnego wsparcia likwidatorom polskiego szkolnictwa na Litwie. Polacy na Litwie podnieśli strajk przeciw działaniom litewskiego rządu, który przerwali wskutek obietnicy danej przez obecnego w kościele premiera Donalda Tuska powołującego się na swoją „kaszubską” umiejętność negocjacji. Niestety, słowa nie dotrzymał. Polska nie potrafiła też obronić  polskiej szkoły w Wilnie. Na Litwie i w Polsce trwa przemysł pogardy nakierowany na Polaków. W procederze tym bierze udział od  5 lat Jan Widacki, który nadal jest zatrudniony w służbie dyplomatycznej obecnego rządu. To samo dotyczy doradcy Prezydenta RP, Przemysława Grajewskiego vel Żurawskiego”. Postawa doradcy  reprezentującego interesy mniejszości narodowej nawiązuje do przeszłości.

Biblioteka Warszawska 1907 Tom 2: Konstytucja 3 maja była kartą, wykreśloną z naszych dziejów przez obce rządy. Nie wolno nam było myśleć o niej, wspominać jej, obchodzić uroczyście dnia, w którym ujrzała ona światło. A kiedy w r. 1891, w setną rocznicę pamiętnej uchwały sejmowej, młodzież uniwersytecka polska urządziła w Warszawie (zabór rosyjski) cichą i skromną manifestację na rzecz wiecznie żywej idei, spotkała ją za to surowa kara. Otwarcie obchodzić go możemy dopiero dzisiaj, kiedy kajdany nasze rozluźniły się chociaż cokolwiek, naród polski dzień konstytucji 3 maja uczcił w sposób istotnie godny i pełen powagi. Stało się to z inicjatywy zarządu Macierzy Polskiej, w której imieniu zabrał głos Henryk Sienkiewicz, ogłaszając swój piękny list, wzywający do złożenia „daru narodowego” na rzecz oświaty. List Sienkiewicza znalazł szeroki oddźwięk w kraju i dzięki tej inicjatywie dzień 3 maja w r. b. był dniem Macierzy. Szerokim strumieniem popłynęły zewsząd ofiary, a skarbona naszej pierwszej, publicznej, na szerokich podstawach opartej instytucji oświatowej, została zasilona poważnie. Oświata, ta potężna dźwignia, podnosząca narody.


Dąży do zgermanizowania, a zarazem do społecznego i ekonomicznego zgnębienia ludności polskiej

 

Zamierzona przez rząd pruski reforma ustawy o zgromadzeniach i stowarzyszeniach, o której przyjęciu przez polakożerczą większość sejmu pruskiego ani na chwilę wątpić nie można, ma zupełnie usunąć język polski z obrad na publicznych zebraniach, podlegających kontroli policyjnej. System germanizacyjny zmienił już od lat kilkunastu zupełnie swoją formę, zwraca się dziś nie tylko przeciw prawom i interesom całego społeczeństwa, lecz także każdej z osobna jednostki polskiej. Dziś dąży do zgermanizowania, a zarazem do społecznego i ekonomicznego zgnębienia ludności polskiej nie tylko rząd i hakata, ale każdy niemiecki urzędnik, każdy Niemiec …Pod osłoną ogólnego rządu szowinistyczno – antypolskiego dzieją się nadużycia naigrawające się wprost z cywilizacji i kultury – pisze autor w Ilustracyi Polskiej nr2 w1904r.

Tendencje i czyny naszych zachodnich sąsiadów niezmienne. Zmieniła się tylko tożsamość obywateli „polskich”, mamy dzisiaj wielu służących niemieckim celom.

W numerze 33 z 1904 r. Ilustracyi Polskiej  prezentacja artykułu dr Bronisława Łozińskiego o procesie kryminalnym Karola Szajnochy w zaborze austriackim.

Niezwykle cenną rzecz dał w ostatnim zeszycie „Biblioteki” dr Bronisław Łoziński. Artykuł, osnuty na dokumentach procesu, oddanych niedawno do lwowskiego archiwum akt grodzkich i ziemskich, dorzuca znamienny rys oświetlający do smutnej pamięci epoki rządów austriackiego absolutyzmu policyjnego w Galicji. Mozolne wertowanie tych aktów opłaci się z pewnością nie tylko historykowi, lecz także i prawnikowi. Znajdzie się on bowiem w świecie całkiem odmiennym i tak niepodobnym do dzisiejszego pod każdym względem, że wśród czytania ocknie się nieraz, jakby ze snu strasznymi zmorami wypełnionego i zapytać musi: czy to ta sama Austria, w której przed laty siedemdziesięciu podobne działy się rzeczy. Prawnikowi przerwie może lekturę jeszcze jedna refleksja; obudzi się w nim wątpliwość: czy naprawdę tortura zniesioną została w Austrii już w XIII wieku  za rządów cesarzowej Maryi Teresy? (Ilustracja Polska 1904 nr 33)

Lwowskie Archiwum Akt Grodzkich i Ziemskich jest własnością narodu polskiego i nieograniczony dostęp do dokumentów dotyczących choćby procesu polskiego historyka Karola Szajnochy powinni mieć polscy historycy i prawnicy. Tymczasem na  pytanie zadane w chwili wybuchu wojny na Ukrainie  Ministrowi Kultury i Dziedzictwa Narodowego, czy  władze polskie zabezpieczą  polskie dziedzictwo narodowe, Minister Selin odpowiedział – takie działania jak  ratowanie ukraińskich dóbr kultury mogą być podjęte na wyraźną prośbę ukraińskiego rządu a Minister Gliński : Rosja celowo i systematycznie niszczy dziedzictwo kulturowe Ukrainy.

Prośby ukraińskiego rządu nie będzie. Długo przed wybuchem wojny toczyły się społeczne zabiegi o zabezpieczenie niszczejących w wodzie, gruzie, insektach, w podziemiach kościoła we Lwowie dokumentów  Ossolineum.

Karol Szajnocha  – W setną rocznicę urodzin 1818 – 1918  (główny skład administracji Macierzy Polskiej w Gmachu Sejmowym w Krakowie , w księgarni  G. Gebethnera)

Dziś na grobie Karola Szajnochy wznosi się pomnik pomysłu Parysa Filipiego, wykonany przez rzeźbiarza Periera. Smukła piramida strzela ku niebu, na szczycie czuwa posępny orzeł. W zagłębieniu kolumny widnieje marmurowe popiersie Szajnochy. U podnóża dwie naturalnej wielkości postacie kobiece. Jedna z nich pochylona z wieńcem cierniowym na głowie, pogrążona w modlitwie, to symbol Polski, której dzieje opiewał: druga, to geniusz historii, z rylcem w ręku, w drugiej trzyma kartę, na której wypisane tytuły dzieł. To znak czci i pamięci od najbliższych.

Ale i naród, chociaż po śmierci, pospieszył złożyć hołd niespożytej pracy wielkiego polskiego historyka. Postanowiono stworzyć fundusz imienia Szajnochy, któryby najpierw pozostałej rodzinie, a później ubogim literatom niósł pomoc. Marszałek kraju stanął na czele komitetu, wydano odezwę do ziomków, malującą wiernie wielkie zasługi Szajnochy. „Był on – brzmiały słowa odezwy – ozdobą, chlubą, prawdziwą sławą literatury. Najpiękniejsze zalety historyka w nim się łączyły. Cześć dla przeszłości bez bałwochwalstwa, sprawiedliwości, bez goryczy – miłość wszystkiego, co nasze (polskie) , bez zaślepienia. Zanurzył się w zamglonych głębiach przeszłości nie żeby hasłami dzisiejszych nawoływań mieszać pokój umarłych, lecz aby rozświecić  te groby minionej wielkości naszej, przeszłością teraźniejszość tłumaczyć, krzepiąc wiarę narodu w przyszłość. W rok po śmierci (1868) stanął żywy pomnik, fundacja im. Karola Szajnochy, rozporządzająca 19.488 złr.., która to kwota urosła dzisiaj (1918)  do sumy 77.012 kor.

Pogrzeb Wielkiego historyka wyznaczono na dzień 13. stycznia (1868). Przy ulicy Wałowej 1. 31. mimo silnego mrozu zebrały się liczne rzesze rodaków, pragnących wielkiemu w narodzie oddać ostatnią przysługę. Trumnę (na cmentarz Łyczakowski) niosły osoby wszelkich stanów, a w pogrzebie wzięli udział namiestnik hr. Agenor Gołuchowski, marszałek ks. Leon Sapieha, członkowie wydziału krajowego, reprezentanci miasta, uniwersytetu i liczni wielbiciele talentu zmarłego. Taki był pogrzeb ubogiego literata, nad którego kołyską nie świeciły tarcze herbowe, lecz życie opromieniał geniusz pracy sławą i czcią potomnym. Miał pogrzeb królewski. (Karol Szajnocha  – W setną rocznicę urodzin 1818 – 1918 ). Uczestnicy i fundatorzy to nie byli Rusini.

Ilustracja Polska 1904 nr 33

W artykule dr Bronisława Łozińskiego  znajdujemy wielce interesujący opis tej sprawy „o zbrodnię zaburzenia spokoju wewnętrznego”, w której, jako główny obwiniony, występuje 17-letni student, Karol Szajnocha, autor inkryminowanych wierszy i posiadacz zakazanych książek. W więzieniu dręczono ofiarę fizycznie i moralnie, a w końcu puszczono ją z nabytym w wilgotnej norze zarodem nieuleczalnej choroby, poddano go potem pod ścisły dozór policyjny i zatarasowano drogę do jakiegokolwiek zawodu, chleb zabezpieczającego. Dlaczego wyjątkowo srogi wymiar kary spadł na Karola Szajnochę? Dlaczego nazwano go „szczególnie niebezpiecznym” i ta charakterystyka przeważyła wszystkie okoliczności łagodzące? Na pytanie to odpowiedź stanowi szczegół, znany w rodzinie Karola Szajnochy z opowiadań osób, które o tem wprost od jego matki słyszały. Kiedy ta nieszczęśliwa kobieta, pragnąc wybłagać ulgę dla więzionego syna, dotarła wreszcie do wszechwładnego wówczas prezydenta gubernialnego, bar. Kriega, usłyszała z ust jego brutalne słowo: Solche Kopfe muss man drucken! (Takie głowy trzeba zgniatać!).To też zgniatano w tych smutnych czasach. Czytając artykuł dr Łozińskiego w „Bibliotece Warszawskiej”, mimo woli doznajemy wrażenia aktualności bieżącej. Wszakże ów proces Karola Szajnochy i towarzyszów, to jakby kartka, wyjęta z kroniki współczesnej hakaty, albo życia studentów warszawskich. (Ilustracja Polska 1904 nr 33)

I dzisiaj takie głowy są  zgniatane neomarksistowską i antypolską destrukcją.

Na terenach od Wilna aż po Lwów znajduje się wiele bezcennych polskich zbiorów muzealnych, archiwalnych, bibliotecznych, które wskutek zaniechań polityków w ich odzyskiwaniu oraz bezprawnych i barbarzyńskich zachowań obecnych właścicieli tych terenów, pozostają tam do dzisiaj i ulegają niszczeniu.


Wspólne doły , gdzie zrzucono tylu naszych radosnych i lepszych od nas przyjaciół

 

Więc trzeba przy każdej okazji, na wiecach, zjazdach, zebraniach ciągle to stwierdzać i przypominać, że rządzącym w państwie polskim narodem są Polacy i że należą się im wobec tego wszystkie prawa gospodarzy ziemi – pisał prof. dr Stanisław Grabski w 1939r.

O tym właśnie przypomnieli dzisiaj uczestnicy pikiety zorganizowanej w Warszawie przeciw dyskryminacji Polaków we własnej Ojczyźnie przez rząd warszawski. Nie przeciw  Ukraińcom z ogarniętego wojną kraju – ludzie, na których spadły bomby nie są w stanie się ruszyć bo są w wielkim szoku a nie jadą do drugiego kraju i zgłaszają się po pomoc do urzędu. Ci co potrzebują tam pomocy są tam zostawieni sami sobie – wyjaśniają organizatorzy.

„Polak w Polsce gospodarzem”,  „Tu jest Polska nie Bruksela, tu Bandery się nie wspiera” – to hasła tej pikiety.

Tymczasem na skwerze przy ulicy  Karowej pięcioosobowa grupa pikietujących wołała: „Polska Ukraina to jedna rodzina”.   Co najmniej 7 radiowozów policyjnych stało  wzdłuż Karowej do wylotu na Krakowskie Przedmieście a nikt z przechodzących nie podchodził do osób trzymających 2 flagi ukraińskie i jedną polską. Tu chciałabym zwrócić uwagę na fakt, iż osoby jadące z pomocą humanitarną nigdzie na terenie Ukrainy nie widzą flag polskich natomiast jest tam mnogość flag banderowskich. Tam nikt nie śmie flagi polskiej powiesić bojąc się reakcji  „najserdeczniejszych w prawdzie” sąsiadów, nawet podczas uroczystości jak choćby podczas składanie wiązanki przez Ministra Dworczaka na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie w dniu święta Wojska Polskiego.

Myślę , że warto wyjaśnić Polakom dlaczego podczas napaści Niemców i Rosjan na Polskę w 1939 roku, zamieszkujące ją mniejszości nie śpiewały „Polska Ukraina to jedna rodzina” a wprost przeciwnie.

Słowo Polskie (Lwów, 13 lipca 1913 r.)  przedstawia zbiorcze i szczegółowe wyniki wyborów z okręgów wiejskich:

(…) 9. Jasło. (Tel. wł.) Ludowiec Bosak 128, ks. Zygmunt Męski (związek nar. lud.) 83, moskalofil Konstantynowicz 11. Wybrany Jędrzej BOSAK. Na wybory zjechał Stapiński a w agitacji straszył wyborców wprowadzeniem pańszczyzny, jeśli ks. Męski zostanie wybrany posłem. 24. Tarnów. (Tel. wl.) Głosowało 154. Wincenty Witos, dotychczasowy poseł (lud.) otrzymał 127 głosów. Antoni Kurowski (Zw. chrz. lud) 25, Włodek 1. Wybrany posłem Wincenty Witos.

(…) 35. Czortków. (Tel. wł.) Glosowało 148. Niezwykle silny terror ukraiński. Dr. Antoni Horbaczewski 83, Artur Zaremba Cielecki (R. N.) 62, Jędrzej Marczak moskalofil 3. Wybrany Ukrainiec dr. Antoni HORBACZEWSKI .

(…) 62. Sokal. (Tel. wł.) Głosowało 225. Dr. Roman Perfecki (ukr.) 136 głosów, Paweł hr. Dzieduszycki (R. N.) 92, Kirylo Czysz (starorusin) 16. Wybrany posłem dr. Roman PERFECKI.

(…) 67. Tłumacz. (Tel. wł.) Na 227 dr. Iwan Makuch dostał 130 głosów. Kandydat Rady Narodowej Jan Urbański 97 głosów. Wybrany dr. Iwan MAKUCH radykał ukraiński.

(…) Obliczenie statystyczne powyższych wyników nie wypada dla Polaków korzystnie. Na wschodzie straciliśmy 10 mandatów na rzecz Rusinów. Straciliśmy 12, zyskaliśmy 2 mandaty. Na 74 posłów, wybranych w okręgach wiejskich w całym kraju, wyszło 42 Polaków i 32 Rusinów, między którymi jeden moskalofil dr. Marków. W dotychczasowym Sejmie Rusini mieli tylko 22 przedstawicieli. W 47 okręgach wschodnich otrzymali dotychczas 32 mandatów Rusini, a 15 mandatów Polacy.

„Łatwo sobie wyobrazić, coby powiedzieli Rusini galicyjscy, gdyby z powodu zamordowania przez Siczyńskiego hr. Potockiego, zamknięto 1.270 szkół początkowych, 4 gimnazya, 33 klas równoległych i 5 seminaryów nauczycielskich, a 7 katedr uniwersyteckich z językiem wykładowym małoruskim” – pisał autor w 1908 roku w odniesieniu do zamknięcia zakładów naukowych przez Rosję w gub. kieleckiej.

Mieli przedstawicieli w rządzie, organizacje, związki, prasę, spółdzielnie, szkoły z ruskim językiem, seminaria nauczycielskie, ziemię i posady w sądzie, medycynie, leśnictwie  a mimo to zaatakowali Lwów 1 listopada 1918 roku, mordowali skrycie w II RP i zgotowali holocaust Polakom podczas II wojny światowej w okupowanej Rzeczypospolitej, której oni również byli obywatelami.

Co zapomnieć, co zapamiętać należy ze zdrad, z nieszczęść, które nas spotkały, z poświęcenia, którego byliśmy świadkami. Czy mamy prawo przemawiać tylko we własnym imieniu, czy zmarli nie nałożyli na nasze barki ciężaru ich ostatniej woli, ich ostatniego widzenia? Czy wspólne doły , gdzie zrzucono tylu naszych radosnych i lepszych od nas przyjaciół, czy prochy rozwiane po kraju nie czynią z nas pokolenia, któremu zabronione jest żyć wedle własnego rozumienia i naszej miary rzeczy ale w jakiś sposób mamy kontynuować także ich życie. (Nurt Warszawa 1943)

Agencja PAP podaje: Nie zamierzamy wpuszczać do Polski hurtem żadnej grupy Rosjan, nawet tych, którzy będą mówili, że uciekają przed mobilizacją – powiedział w piątek wiceszef MSWiA Maciej Wąsik.

Ale oni już tu są, przyjechali pierwsi, biednych Ukraińców nie było  stać na wyjazd. Przyjechali z Ukrainy bo tam się znaleźli podczas II wojny światowej. Po eksterminacji Polaków w dołach śmierci Katynia, Czarnego Lasu w Stanisławowie, więzieniach Brygidek, Łąckiego we Lwowie…, zesłaniu ich na Sybir a Żydów do krematoriów ( oczywiście nie komunistów, którzy po wojnie wdrażali innowacyjny system Marksa w Polsce) w ich miejsce sprowadzono m.in. Rosjan z głębi bolszewickiej Rosji. Mówią o tym kroniki PRL, pisał Janicki i Trznadel i wielu innych. Od września 1939 roku czterokrotnie zwiększyła się liczba Ukraińców we Lwowie- Jacek Trznadel. (…) Wystarczy przejść się po mieście, by zauważyć, że co lepsze futro, co cieńsza pończocha, co zażywniejsza twarz, to jest futro, pończocha nowo wzbogaconych Ukraińców. Głośno niesie się ich głos nie tylko dlatego, że niedawno przybyli z przedmieść Stryja czy Stanisławowa, ale czują się mocno na nogach ci najświetniejsi ze sprzymierzeńców osi.  (Kolaboranci, Jacek Trznadel).


Mamy setki tysięcy świadków – Polaków, którzy podzielili się historią gett sowieckich – łagrów

 

17 września 2022 roku w rocznicę agresji sowieckiej Rosji na Rzeczypospolitą Polską , w Warszawie na placu Grzybowskim, można obejrzeć piękną wystawę plenerową poświęconą ofiarom tzw. Wielkiej Akcji w getcie warszawskim w jej 80. rocznicę. Wystawa pod Honorowym Patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego  dofinansowana przez ministerstwo. Hasło ZBIERAMY BUDUJEMY PAMIĘTAMY – Muzeum Getta Warszawskiego poszukuje świadków historii, którzy zechcą podzielić się historią tego getta oraz innych, które staną się częścią wystawy stałej w wersji dwujęzycznej. Zdjęcia, życiorysy , historia.

ZWRACAM SIĘ DO MINISTRA MKIDN  PIOTRA GLIŃSKIEGO:

Szanowny Panie Ministrze,

mamy setki tysięcy świadków, Polaków, którzy podzielili się historią gett sowieckich -łagrów na nieludzkiej ziemi i setek innych miejsc eksterminacji polskiej elity podczas barbarzyńskiej, sowieckiej- rosyjskiej okupacji od 17 września 1939 roku. RELACJE TE ZAPEŁNIŁYBY WSZYSTKIE PLACE I ULICE NIE TYLKO WARSZAWY !. Dlaczego ich tam nie ma?

Od pierwszej chwili, na długo przed Katyniem sowieci prowadzili politykę planowej eksterminacji państwotwórczych, by tak rzec, warstw społeczeństwa zamieszkującego zajęte Ziemie Wschodnie Rzeczypospolitej. Trudno sobie bowiem wyobrazić, aby egzekucje na masową skalę przeprowadzono „na gorąco”, nie planując ich z góry , bez uprzedniej zgody najwyższych władz z Moskwy- pisał Jan Tomasz Gross (sic!) we wstępie do wybranych z 10 000 zgromadzonych w Instytucie Hoovera w Stanford relacji złożonych przez żołnierzy Armii Polskiej (Armii Andersa) oraz ich rodziny. Opowieść o pierwszych dniach to opowieść o terrorze, morderstwach i egzekucjach. Głównymi ofiarami w tych dniach są Polacy, osadnicy wojskowi, właściciele ziemscy, policja, służba leśna oraz grupy żołnierzy Wojska Polskiego z  rozbitych przez ofensywę niemiecka oddziałów . W tych pierwszych dniach września w zbrodniach uczestniczyli Ukraińcy, Białorusini i Żydzi. Terror pierwszych dni miał, w moim przekonaniu, funkcję pedagogiczną polegającą na zastraszeniu miejscowej ludności i przygotowania jej do przyjęcia w pokorze ciosów, które miały na nią niebawem spaść. Jedną z metod wprowadzania nowego porządku były masowe wywożenia ludności do wschodnich i północnych części Związku Sowieckiego – pisze Jan Tomasz Gross.

Szanowny Panie Ministrze,

Relacje Sybiraków to kilometry zapisanego i podpisanego krwią i łzą dokumentu o historii cierpienia nie jednego łagru – getta sowieckiego w Workujcie, ale setek a może tysięcy innych łagrów i miejsc  takich jak doły katyńskie. Dlaczego nie objął ich Pan honorowym patronatem?

Ministrowie kultury Ukrainy i Polski podpisali Memorandum o współpracy przewidujące stworzenie ukraińsko-polskiej grupy roboczej, która ma na celu rozwiązywanie wszystkich wrażliwych kwestii w zakresie pamięci narodowej. – W ramach tej grupy będą pracowali eksperci i przedstawiciele odpowiednich instytucji z Ukrainy i Polski – zapowiedział prezydent Zelenski.

Ukraiński historyk Wiktor Poliszczuk w posłaniu skierowanym w 1998r. do władz Rzeczypospolitej i braci Polaków – ofiar zbrodni band OUN UPA (Potępić UPA)  ostrzegał przed przyzwoleniem na realizację Uchwały Krajowego Prowodu OUN z 22 czerwca 1990 roku przytaczając jej tekst: Przede wszystkim narzucić Polakom nasz punkt widzenia na historię i na stosunki polsko – ukraińskie. Nie dopuścić do głoszenia, że Lwów, Tarnopol, Stanisławów, Krzemieniec i in. kiedykolwiek odgrywały rolę polskich ośrodków kultury. Zawsze były to ośrodki kultury ukraińskiej. Polacy nie odgrywali w nich najmniejszej roli, a to co o nich głosi się dzisiaj zaliczyć należy do polskiej szowinistycznej propagandy (Wiktor Poliszczuk)

Szanowny Panie Ministrze,

Czy wybrane przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego grono ekspertów  będzie  realizowało Uchwałę Krajowego Prowodu OUN czy będzie reprezentowało polski interes ? Na pytanie w chwili wybuchu wojny rosyjsko ukraińskiej, czy Ministerstwo polskiej (?) Kultury i Dziedzictwa Narodowego stara się o zabezpieczenie POLSKICH ZBIORÓW KULTURY gromadzonych przez stulecia przez POLAKÓW i pozostawionych  na terenie obecnej Ukrainy Minister Selin powiedział : chcę wyraźnie powiedzieć, że takie działania jak  ratowanie ukraińskich dóbr kultury mogą być podjęte na wyraźną prośbę ukraińskiego rządu.

Plenerowa wystawa na Placu Grzybowskim prezentuje sylwetki przedwojennych Żydów. Ileż sylwetek przedwojennych Polaków moglibyśmy zaprezentować, poniżej nazwiska kilku ofiar Katynia. Kim byli ci ludzie? Byli oficerami wszystkich stopni, oficerami zawodowymi i oficerami rezerwy, podoficerami armii i policji. Ponad 600 lotników, 800 lekarzy pośród pierwszych, jakich wykształciła Polska, ponad dwunastu profesorów uniwersyteckich….(Józef Czapski)

prof. Pieńkowski – wybitny neurolog

prof. Marcin Zieliński – kierownik Oddziału Psychiatrycznego Szpitala Wojskowego w Wilnie

dr Nelken – wybitny uczony, dawny wiceminister zdrowia

prof. Godłowski- dyrektor Kliniki Neurologicznej na Uniwersytecie Wileńskim

dr. Kołodziejski i dr. Levittoux – wybitni chirurdzy warszawscy

prof. Morawski – prof. Politechniki Warszawskiej

prof. Tucholski – fizyko-chemik, specjalista od materiałów wybuchowych, docent w Cambridge

prof. Piotrowicz – sekretarz krakowskiej Akademii Umiejętności

prof. Zygmunt Mitera- miał stypendium rockefellerowskie, doktoryzował się w studiach wiertniczo-górniczych w Ameryce

dr. Dadej – znany pediatra zakopiański, prowadził przez szereg lat wielki zakład na Bystrem pod opieką Uniwersytetu Jagiellońskiego dla najbiedniejszych dzieci gruźliczych

kpt. Hoffman – oficer zawodowy, skończył politechnikę w Belgii, pracował kilka lat w Szwecji, jeden z nielicznych specjalistów – fachowców od działek przeciwlotniczych

Tomasz Chęciński – skończył Szkołę Nauk Politycznych w Warszawie, pracował w woj. śląskim, potem w Małopolsce w nafciarstwie.

Tylko kilku z milionów Polaków, których przynależność do państwa polskiego jest dla mnie powodem do dumy z tożsamości narodowej.

 


Najnikczemniejszy twór piekła, niedostępny towarzysz sowieckiej władzy – DONOS

 

17 września o świcie Armia Czerwona rozpoczęła inwazję na całej ponad tysiąc kilometrowej długości wschodniej granicy Rzeczypospolitej. Zapanowało bezkrólewie na polskiej, podbitej ziemi. Rozpoczęto zniewolenie od rozbrajania oficerów i żołnierzy, bo walczyli z napaścią Hitlera na Polskę i całą Europę. „Oficerów mordowano nie tylko za stawiany opór – nieraz w wiele godzin po walce zabijano maszerujących już w kolumnie jenieckiej, nie znano litości dla wykrytych po wsiach czy przemykających się bezdrożami. Nie szczędzono i ludności cywilnej. We dworach i miasteczkach rabunek mienia, gwałty nad kobietami i małymi nawet dziewczynkami, obdzieranie przechodniów na ulicy z odzieży , obuwia, zegarków, pieniędzy – zdarzały się niemal wszędzie. W niejednym wypadku – po wkroczeniu do miasteczka czy osiedla – dokonywano masowych rzezi, nie oszczędzając kobiet i dzieci” (Władysław Pobóg-Malinowski).  W publikowanych przez Jana Tomasza Grossa dokumentach z Instytutu Hoovera (W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali) są zeznania ocalałych z różnych  terenów IV rozbioru Rzeczypospolitej: Już przed wkroczeniem wojska sowieckiego do Polski Ukraińcy zaczęli napadać na ludność polską. Żydzi i Ukraińcy witali wojska sowieckie w następujący sposób, rzucając kwiatami na tanki i żołnierzy, całując czołgi, krzycząc, uściskując się wzajemne. Wypuścili też więźniów politycznych, złodziei, bandytów. Ci ludzie zostali urzędnikami, policjantami, komisarzami. Policję, wojsko polskie aresztowano, aresztowano podejrzanych i bogatych, domy ich likwidowano a rzeczy zabierano. Żydzi podpłaceni wydawali Polaków, u podejrzanych robili rewizje. (Jan Tomasz Gross).

Grażyna Lipińska, zaprzysiężony przez Marię Wittek członek PWK, była kierownikiem szkół zawodowych w Grodnie i dokumentuje m.in.  ten czas we wspaniałej, historycznej książce „Jeśli zapomnę o nich”.

Nie wszyscy mieszkańcy Grodna mają radia, więc co dzień ludność gromadzi się na placu Batorego, gdzie wielki głośnik ogłasza komunikaty frontowe i wszystkie gorące wydarzenia frontowe tych wojennych dni wrześniowych. Wierzymy, że wojna skończy się zwycięstwem. Wieś polska i większość wsi białoruskich solidaryzuje się z miastem, z armią, z całym krajem. Chłopi przywożą setki metrów swoich płócien samodziałowych jako dar dla szpitali i dla uchodźców z Zachodniej Polski. Pościel i bieliznę z płócien szyją kobiety ochotniczki. Pierwszego dnia po zbombardowaniu Grodna wielu chłopów zabiera na wieś z miasta małe dzieci, żeby ocalić je. Kiedy po kilku dniach zaczyna napływać ewakuowana i uciekająca ludność z zachodu, nie ma trudności z rozmieszczeniem jej po wsiach i miasteczkach. W grodzieńszczyźnie jest dużo zaścianków szlacheckich i one przede wszystkim dają przykład ofiarności i gościnności.

Mieszkańcy miasta kopią rowy przeciwlotnicze. Jednej z pierwszych nocy jestem na dworcu, pomagam przy wyładowywaniu rannych. To pierwsi ranni żołnierze, których widzę. Rekrutują się oni z rozmaitych formacji wojskowych, zranieni każdy na innym odcinku frontu. Po 10 dniach wojny pokazują się w Grodnie rozproszone, pojedyncze oddziały żołnierzy frontowych. Gdzie są ich pułki macierzyste – nie wiadomo. Są zmęczeni, brudni, opyleni, spragnieni snu i spoczynku. Ciągną do Grodna w nadziei, że tu ich znowu wcielą do pułków, co też następuje.

Któregoś dnia rano… Nie! nie któregoś dnia, tylko właśnie tego najpotworniejszego dnia 17 września 1939 roku, chwytam przypadkowo przez radio Moskwę. Głos mówcy pełen pompy, nawołujący, narzucający. Nie rozumiem ani jednego słowa, ale słucham zahipnotyzowana, jak słucha się łoskotu bombowców niosących zagładę. A za chwilę mówią już o tym tętniące telefony, wpadający ludzie, radio ze wszystkich rozgłośni świata. Napaść sowiecka na Polskę!

Nie ma dowództwa, nie ma armii, nie ma administracji (starosta Walicki, prezydent miasta Fołtyn i wielu innych odjechali na Litwę jeszcze przed gen. Olszyną), ale jest dwu wrogów, jest broniąca się Warszawa i jest Grodno, cząstka wolnej Polski, której Polacy nie dadzą darmo. Przez 5 grodzieńskich dni bojowych wszystko będzie się działo samorzutnie, ale jednomyślnie. Mężczyźni, kobiety, dzieci, cywile i pozostałe w mieście grupki żołnierzy i oficerów – wszyscy razem. Nie ma czasu na sen i odpoczynek, nie ma w sercu miejsca na strach, na skargę, na zwątpienie – jest tylko wspólna wola: „Bronić się”. Na czele obrony miasta staje stary jego wiceprezydent, Roman Sawieki. Pierwszym naszym odruchem jest kopanie okopów i zapór przeciwczołgowych. Na wezwanie megafonu zbierają się tysięczne rzesze ludzi z łopatami. Kopiemy rowy i stawiamy zapory na wszystkich możliwych drogach, wiodących do miasta. Nie mamy przecież wywiadu, nie wiemy z jakiej strony i który z dwu wrogów na nas uderzy. Kopiemy także w mieście, wznosimy barykady na ulicach, balami zastawiamy oba mosty.

Dnia 20 września o świcie wjeżdża na most olbrzymi czołg, przerywa bez trudu nasze zapory, za nim drugi, trzeci, czwarty. Trzepoczą na nich czerwone chorągiewki. Na pierwszym czołgu bukiet kwiatów, gdzieś go kwiatami przywitano, ale nie w Grodnie. Żołnierz polski na przyczółku mostowym wali z działka przeciwlotniczego, przepuścił jednak pierwsze czołgi, trafił w czwarty, który zanim zdążył wjechać na most staje w płomieniach. Czołg pierwszy jest już na ulicy Mostowej i strzela w koszary. Celnie rzucona przez żołnierza butelka z benzyną wystarcza – czołg pali się. W godzinę po zwycięskiej walce z czołgami wroga, w Grodno biją armaty. Pod osłoną ich strzałów do miasta wdziera się nowa fala czołgów, za nimi piechota sowiecka. I znowu dwa czołgi palą się na rogu Dominikańskiej i Brygidzkiej, tym razem trafione przez uczniów gimnazjalnych. Ginie przy tym szesnastoletni Janusz Budzanowski, syn posła ziemi grodzieńskiej.

(…)Na Grodno rusza teraz masa czołgów. Wjeżdżają w ulicę grupami, posuwają się powoli, ostrożnie, często zatrzymują się na długo, jakby badały sytuację, a równocześnie dokumentowały umocnienie swojego stanowiska w tym miejscu. Polacy zza węgłów domów, zza murów, z dachów próbują siec po nich kulami karabinów. Czołgi na grad kul odpowiadają wystrzałami swych luf armatnich. Kilka czołgów stoi spokojnie, może uszkodzone, ale wara zbliżyć się do nich – przy inwalidzie czuwa czołg- towarzysz. Te miażdżące ciężarem, ziejące ogniem potwory są nie do przezwyciężenia. Polacy nie mają już granatów, nie mają żadnej broni przeciwpancernej, bo oba działka przeciwlotnicze dziś czołgi rozbiły i zmiażdżyły, a butelki z benzyną są w niedoświadczonych dłoniach.

(…) Widzę na dalekim czołgu jasną plamę. Nagła, straszna pewność! Głogów! Śmiercionośna maszyna toczy się naprzód, a ja stępiała na wszystko lecę prosto na nią. Przeraźliwy zgrzyt… czołg staje tuż przede mną. Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowane, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam. Z podniesioną po bolszewicku do góry pięścią, wykrzywioną w złości twarzą, ochrypłym głosem krzyczy, o coś oskarża nas i chłopczyka. Dla mnie oni nie istnieją, widzę tylko oczy dziecka pełne strachu i męki. I widzę jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze. Ja już jestem przy jego głowie. Chwytamy nosze i pozostawiając oniemiałych naszym zuchwalstwem oprawców, uciekamy w stronę szpitala. Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych (wiem – to polskie kule siekają po wrogich czołgach) i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. Chcę mamy – prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał…

(…) Z chwilą opanowania Grodna przez sowiety lęgnie się w nieszczęsnym mieście najnikczemniejszy twór piekła, niedostępny towarzysz sowieckiej władzy – DONOS. Donos jest najistotniejszym czynnikiem utrzymania się władzy wodzów komunistycznych, wyniesiony przez nich do rangi najwyższej cnot obywatelskiej. Kim są donosiciele? Czy Żydzi? Nie. Ani polscy i białoruscy komuniści, ani polscy Żydzi nie znali co to donosicielstwo, kryli się jednak między nimi agenci sowieccy, opisujący naszych działaczy politycznych, społecznych i wrogich ustrojowi ZSRR, zaczajeni, czekający 20 lat na ten dzień. (Grażyna Lipińska Jeśli zapomnę o nich)


Możliwy tylko modus vivendi z pokolenia w pokolenie

 

ŚWIAT SŁOWIAŃSKI POD REDAKCJĄ FELIKSA KONECZNEGO (Sierpień –wrzesień 1907 r.) donosi, iż poprzedni zeszyt przyniósł sprawozdanie z broszury Słowieńca, który zaprotestował przeciw oszczerstwom, rozsiewanym w prasie południowo-słowiańskiej przez naszych „najserdeczniejszych” w imię…prawdy”, przez  wykorzystanie w gadzinowej, wrogiej Polsce prasie wiedeńskiej  norweskiego pisarza Bjornsona. Na oszczerstwo  narodu polskiego zareagował drugi Jugosłowianin, p. Julije Beneśić , oddający się od wielu lat studiom historycznym i literackim słowiańskim. W Numerze 122 z 29 maja Pokretu znajdujemy  artykuł p. Beneśića pt. „ Paderewski i Sienkiewicz  p r o t i B j ó r n s o n u „, w którym autor streszczając wywody z polskiej strony, piętnuje sposób wystąpienia norweskiego obrońcy Rusi.

„Ostatecznie Bj. nie jest głównym tutaj winowajcą. Winnym jest ów, który go skłonił do napisania artykułu – ów, który mu podał rzekomo fakta, na podstawie których wysnuł swoją myśl o satanizmie polskim. Nie ulega bowiem żadnej wątpliwości, że się Bj. nie zajmował nigdy rusko-polskimi stosunkami. Winnym jest ten, który rozmyślnie użył kłamstwa, aby z pomocą Bjórnsona, powagi pierwszego rzędu, zbałamucić opinię publiczną na korzyść swego, ruskiego narodu. Czyż można pochwalić tego rodzaju kulturną walkę, opartą na kłamstwie? Kto może pochwalić walkę o uniwersytet, prowadzoną z siekierami w ręku?” (Świat Słowiański Feliks Koneczny 1907 rok)

Prezydent Żeleński odznaczył Orderem Księżnej Olgi II stopnia Annę Applebaum żonę Radosława Sikorskiego , znaną z oczerniania wszystkiego co polskie, prawicowe  i patriotyczne. Pani Applebaum napisała wspólnie z Tuskiem książkę „Wybór”, a przewodniczący Najwyższej Rady Ukrainy Rusłan Stefanczuk, ideolog partii Sługa Narodu czyli partii Żeleńskiego wziął udział w Campusie Przyszłości pana Trzaskowskiego i wystąpił razem z marszałkiem Grodzkim, znanym z zamiłowania do kopert, wzywając do odbudowy demokracji w Polsce. Czy udało się naszym „najserdeczniejszym” w imię…prawdy”, zbałamucić opinię polskiego rządu z Prezydentem na czele? A może Jerzy Wolak (PCH24) ma rację pisząc: zacznijmy więc niezwłocznie poznawać (czytać) te trzy czwarte naszej niezwykle pouczającej historii, a romantyzm odłóżmy do bajek?

W sprawie „żywego pomnika” Ołeny Siczyńskiej, matki mordercy ś. p. namiestnika Andrzeja Potockiego, odbyła się w lokalu tegoż towarzystwa „Prośuita” narada  delegatów lwowskich towarzystw ukraińskich, politycznych i oświatowych. Postanowiono po wsiach i miastach zakładać szkoły jej imienia, które będą utrzymywane ze składek. Ma to być oczywiście „żywy pomnik” na cześć samego mordercy, tylko dla ostrożności nadaje się fundacyi imię „Ołeny”- Świat Słowiański 1908 r.

(…) Ojciec mordercy, ksiądz greckokatolicki, był zwolennikiem sztundy, gorącym agitatorem ukrainofilskim, w polityce czerwonym – a zginął od ruskich chłopów. Starszy ze synów zasiadał na ławie oskarżonych w procesie wiedeńskim, potem zdefraudował pieniądze przeznaczone na cele publiczne ruskie i unikając procesu już nie politycznego, popełnił samobójstwo. Młodszym Siczyńskim, zabójcą namiestnika, opiekował się po śmierci ojca śp.Tadeusz Romanowicz  (Polak, przywódca stronnictwa demokratycznego  znany z czystości charakteru). Podrósłszy, brał Siczyński udział we wszystkiem, co się zwracało przeciw Polakom! Przed trzema laty wydalono go ze szkół (za udział w demonstracyi przeciw prezydentowi ministrów podczas jego pobytu we Lwowie), ale za protekcją  hr. A n d r z e j a  P o t o c k i e g o pozwolono mu potem zdawać egzamin, poczem – zamordował swego protektora. (Świat Słowiański pod redakcją Dra Feliksa Konecznego 1908).

Minęło ponad 100 lat a pomniki na cześć morderców stawiane są zupełnie oficjalnie za milczącą aprobatą przedstawicieli (Prezydenta, ministrów, Sejmu , Senatu, samorządów mediów, nauki, kultury…)

CO ROBIĆ WOBEC RUSINÓW? – pisał Feliks Koneczny:

Omawiając w poprzednim zeszycie Świata Słowiańskiego zabójstwo śp. namiestnika Potockiego, zwracałem uwagę na przyczyny, dla których trwałe porozumienie z Rusinami, jako bratniej narodowości z bratnią, jest – niestety – niewykonalne, a możliwy tylko modus vivendi z pokolenia w pokolenie. W dzisiejszych okolicznościach i to nawet niewykonalne. Zbrodnia Siczyńskiego nie przywiodła ogółu ruskiego do upamiętania, lecz przeciwnie, i spotkaliśmy się w ostatnich tygodniach z całym szeregiem objawów, stwierdzających, jak radykalizm bierze tam coraz bardziej górę.

Julije Beneśić od trzech lat przebywając na naszej ziemi, poznał dokładnie i wszechstronnie nasze życie kulturalne i polityczne, o każdym jego ważniejszym objawie informując i pouczając swe społeczeństwo. Jemu tylko 3 lata  wystarczyły by poznać oblicze „najserdeczniejszych” w imię…prawdy”, które jakże boleśnie pokazali nam 30 lat później,  podczas II wojny światowej.

Jeżeli chcecie, żebyśmy byli w Austryi coraz słabsi i zmuszeni do tego, żeby okazywać coraz większą rezerwę wobec spraw słowiańskich, a coraz bardziej liczyć się z wpływami niemieckiemi – popierajcież politykę ruską! Pamiętajcież jednak, że Rusini są sojusznikami i narzędziami Niemców i to prusofilskich !- napominał  Świat Słowiański w 1907 roku.

Wcześniej Order Księżnej Olgi II stopnia otrzymała Agnieszka Holland, która w swoich projekcjach naród polski,  stanowiący większość w Rzeczypospolitej postrzega  podobnie jak Niemcy.  Hans Frank podzielał wszystkie stereotypy elity nazistowskiej o Polakach, o Słowianach, o sprawie polskiej także, które są znane w historiografii,  na temat Polski. Nie tylko on pozostawił pamiętnik, który wydał IPN : Rok 1939 w dzienniku Hansa Franka . Podczas promocji książki  prof. Marek Konrat wspomniał bardzo swobodne, bardziej prywatne i emocjonalne  pamiętniki Goebbelsa. Polacy są określani w nich  jako karaluchy, jaskiniowcy, barbarzyńcy – to tylko z jesieni 1939 roku (IPN promocja pamiętnika Hansa Franka) .


W komuniźmie człowiek wpłynął na koszmarną rafę, na której zginąć musiał jako człowiek, zaś odrodzić się może już tylko jako coś innego

 

W obwodowym Archiwum Lwowskim zachował się zapis audycji radiowej, nadawanej przez TASS na cały Związek Radziecki, a opisującej przedwyborcze zebranie pisarzy we Lwowie w 1940 roku: występuje prof. Boy-Żeleński, wspominając ciężkie dni przeszłości. Mówi o twórczej radości, którą przeżywa na wyzwolonych ziemiach (wyzwolonych przez Rosję)  ukraińska, polska i żydowska inteligencja.

Boy-Zeleński w komunikacie TASS-a! Oznaczało to wysoką, rangę w hierarchii sowieckiej, podobnie jak wymienienie go pośród kilku zaledwie godnych uwagi nazwisk lewicowych pisarzy polskich (obok Wandy Wasilewskiej) w 46 tomie Wielkiej Encyklopedii Rosyjskiej, w haśle Polsza (Jacek Trznadel, Kolaboranci)

Tadeusz Boy Żeleński już 19 listopada 1939 roku złożył słynną deklarację w grupie 14 pisarzy, którzy wyrażali radość z zaboru i przyłączenia ziem obecnej Ukrainy i Litwy do Związku Radzieckiego. On był symbolem. Przed wojną walczył z Kościołem,  cieszył się największym immunitetem władz sowieckich. Uczestniczył w jury konkursu na cześć- rocznicy 17 września i czcząc tę rocznicę wszedł do zarządu nowej, lwowskiej sekcji Związku Pisarzy Sowieckich Ukrainy – na czele pisarz ukraiński Petro Pancz (uznawany do dzisiaj za narodowego pisarza Ukrainy).

W związku z toczącą się wojną zakazujemy  wydawania paszportów obywatelom rosyjskim. Dlaczego nie odbieramy a wręcz promujemy „literacki paszport” rosyjskich towarzyszy -kolaborantów, jak w  ostatnim numerze Teologii Politycznej, w którym umieszczony  jest esej Tadeusza  Boy Żeleńskiego Spoufalenie się z mądrością ?

Poniżej tekst rezolucji podpisanej ochoczo w 1939 roku przez Tadeusza Boya Żeleńskiego, czy na tym polega jego spoufalanie się z mądrością?

Witamy uchwałę Rady Najwyższej USSR zawierającą postanowienie Zgromadzenia Narodowego Zachodniej Ukrainy o przyłączeniu Ziem Zachodniej Ukrainy do Ukrainy Radzieckiej. Fakt ten zawiera nową erę w rozwoju zarówno społeczno-politycznym, jak i kulturalnym byłej Zachodniej Ukrainy. Z chwilą gdy runęły sztucznie podtrzymywane bariery nienawiści narodowej, kultura ziem byłej Zachodniej Ukrainy ma możność rozwijania się w myśl radzieckiego hasła braterstwa narodów. Pisarze i artyści bez względu na swoją narodowość mają przed sobą otwarte podwoje wielkiej sztuki socjalistycznej, sztuki szczerze służącej kulturalnym i moralnym ideałom ludzkości.

„Oburzające treści Times of Izrael. Komentarz pełen kłamstw i przejawów historycznej ignorancji. Wbrew oczywistym faktom Polacy znów są oskarżani o współudział w Holokauście oraz współpracę z Niemcami. Kompromitujące!” – napisał rzecznik Ministra Koordynatora Służb Specjalnych. Stanisław Żaryn podkreśla, że artykuł jest pełen kłamstw i wskazuje na zupełną ignorancję historyczną jego autora.

A czy my-  niczego nie czyniąc, by prawdę historyczną pokazywać w Polsce i całym świecie lub zezwalając na szkalujące Polskę i Polaków działania w sferze nauki, kultury, sztuki , w mediach – działania  wrogów polskości , w tym mniejszości narodowych -nie okazujemy zupełnej ignorancji historycznej ? Przykladem jest choćby film o obrońcach Grodna.

Jacek Trznadel przytacza treść hasła Polsza autorstwa U. Szustera, z Wielkiej Encyklopedii Rosyjskiej z r. 1940 :  W niemiecko-sowieckim porozumieniu o przyjaźni i granicach z 28 IX 1939 zostały dokładnie określone granice obopólnych państwowych interesów na terytorium byłego państwa polskiego. Paragraf II porozumienia mówi, że „obie strony uważają, że określona w paragrafie I granica obopólnych państwowych interesów jest ostateczna i wyklucza jakąkolwiek ingerencję innych państw w tę sprawę. […] Nadszedł historyczny koniec Polski zbudowanej na imperialistycznym, szmacianym, reakcyjnym, społecznym i narodowym ucisku polskich panów i burżuazji.

Działo się to po licznych aktach terroru, eksterminacji i trzech deportacjach wielu setek tysięcy ludzi. Działo się to w czasie, gdy odbywały się różne sowieckie wybory, do których zapędzano ludność terrorem i szantażem. Działo się to po rychłym przyłączeniu terenów okupowanych do Związku Sowieckiego na mocy aktu państwowego (początek listopada 1939) i pozbawieniu ludności polskiej obywatelstwa polskiego (naruszenie prawa międzynarodowego).

Jednocześnie działo się to na tle tworzenia we Lwowie struktur oporu polskiego i konspiracji podziemnej ZWZ, mniej skutecznej niż w reszcie Polski ze względu na inwigilację NKWD, wspomaganego przez komunistów polskich, żydowskich i ukraińskich. Członkowie tej konspiracji wtrącani są do więzień, sądzeni i często rozstrzeliwani.

(…) Leopold Tyrmand, autor słynnego Dziennika 1954, który poznał  komunizm od podszewki, także przez fakt swojej kolaboracji w Wilnie pod okupacją sowiecką, ale poznał także hitleryzm, gdyż później musi kamuflować się jako Żyd, przeprowadził obrazowe porównanie komunizmu i nazizmu:

Komunizm – taki, jakim go znamy – jest wynalazcą, teoretykiem, praktykiem, inżynierem i technologiem zbrodni, o jakich hitleryzm – taki, jakim go zdołaliśmy gruntownie poznać -może i marzył, ale nie starczyło mu na nie sił. […] W hitleryzmie można było umierać godnie, nawet z dumą, nie zapierając się samego siebie […] [komunizm] Potrafił związać kata z ofiarą współzależnością tak otchłannych, wzajemnych upodleń, że aż wszystko roztopiło się w niewypowiedzianej mazi, a człowiek wpłynął na koszmarną rafę, na której zginąć musiał jako człowiek, zaś odrodzić się może już tylko jako coś innego. […] Jeśli komunizm i nazizm są śmiertelnymi parchami XX-wiecznej ludzkości, to tym, co je różni, jest wyłącznie technika zżerania tkanki organizmów, metoda procesu wrzodzenia i przesycania gnilną ropą materii życia.(Jacek Trznadel)

Ciekawe, czy na Targach Katolickich na stoisku Teologii Politycznej będzie promowany Tadeusz Boy-Żeleński z powodu swoich skłonności i doświadczeń seksualnych jakby szytych na współczesną miarę?


Wszak drogowskazem Mireckich była zawsze bezwzględna wierność Bogu i Polsce

 

17 sierpnia 2022 roku –  w 102 rocznicę bitwy pod Zadwórzem – na cywilnym Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie zostanie pochowana mjr Maria Mirecka Loryś .

Jej brat Bronisław Mirecki został ranny 17 sierpnia 1920 w bitwie z bolszewikami  pod Zadwórzem.

Zadwórze ze swą potężną, ku wiecznej pamięci wzniesioną mogiłą to istne POLSKIE TERMOPILE naszych młodych Leonidasów. Szczątki ich drzemią snem wiecznym na cmentarzu „Obrońców Lwowa” we Lwowie . Pamięć o nich  kultywuje Stanisław Szarzyński-  Prezes Stowarzyszenia Pamięci Polskich Termopil i Kresów im. ks. Bronisława Mireckiego w Przemyślu, którego Maria Mirecka Loryś jest członkiem honorowym.

Jak z pod ziemi wyrosło nagle mrowie drobnych rycerzyków, aby pęta rozerwać. I nadludzkie rozpoczęły się boje, bezprzykładne ze względu na śmiałość porywu i upór wytrwania. Bezbronni, nieświadomi sztuki wojskowej, rozpędzali i rozbijali wyćwiczone siły przeciwnika. Miłość Ojczyzny, przywiązanie do miasta, tradycja przeszłości były im bodźcem. Dzieci lwowskie przy pomocy odsieczy wyparły Ukraińców i po pięciomiesięcznym jeszcze oblężeniu ocaliły Lwów – pisał dr. Aleksander Czołowski w 1933 r.

W roku 1920, w czasie najazdu bolszewickiego, na odzew Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza Lwów, mimo poprzednich przejść, dostarczył Ojczyźnie prawie 17% ogółu ochotników i trupami swych dzieci WSTRZYMAŁ WROGA POD ZADWÓRZEM. W nagrodę za te czyny do starych wawrzynów przybyły mu nowe. Herb jego ozdobiła odznaka „Virtuti Militari” (XV Rocznica Odzyskania Niepodległości Państwa i Obrony Lwowa)

BRONISŁAW MIRECKI, ochotnik  w wojnie polsko bolszewickiej, urodzony w 1903 roku w Przeworsku, ranny w bitwie 17 sierpnia  1920 roku dostał się do niewoli sowieckiej. Uciekł z obozu jenieckiego pod Kijowem i wrócił do domu rodzinnego.  A jaki to był dom?

Krzysztof Kaczmarski (IPN Rzeszów) pisał o Sadze Rodu Mireckich:

Wszak drogowskazem Mireckich była zawsze bezwzględna wierność Bogu i Polsce. Głęboką religijność i patriotyzm wynieśli z domu rodzinnego. Matka Paulina ze Ścisłowskich pochodziła ze szlachty podolskiej. Miała siedmioro rodzeństwa. Jej ojciec był sybirakiem, jeden z braci – Józef – kapłanem, katechetą i nauczycielem greki w gimnazjum klasycznym w Buczaczu, później dziekanem w Jazłowcu. Rodzina posiadała majątki ziemskie w ziemi tarnopolskiej i na Podolu. Ojciec Dominik, syn powstańca styczniowego, był urzędnikiem. Mireccy herbu Szeliga byli drobną szlachtą. Ich gniazdem rodowym była przed wiekami wieś Mircze – w okresie staropolskim leżąca w powiecie bełskim – od której w XVI w. wzięli nazwisko.

BRONISŁAW MIRECKI był jednym spośród ośmiorga dzieci Pauliny ze Ścisłowskich i Dominika Mireckich.  Trzej synowie i dwie córki związali się z ruchem narodowym na studiach, zostając członkami Młodzieży Wszechpolskiej i wstępując w szeregi Stronnictwa Narodowego. Leon w czasie okupacji był inspektorem Komendy Głównej Narodowej Organizacji Wojskowej, a następnie członkiem Zarządu Głównego SN, dwaj jego bracia kierowali okręgowymi strukturami NOW – Adam w Lublinie potem we Lwowie (zamordowany w 1952r. na Mokotowie), Kazimierz w Centralnym Okręgu Przemysłowym. Najmłodsza z rodzeństwa Helena była łączniczką ZG SN. Również pozostała trójka – Waleria, Janina i ksiądz Bronisław – związana była z podziemiem narodowym.

Siódma z rodzeństwa MARIA MIRECKA urodziła się 7 II 1916 r. w Ulanowie. W 1937 r. ukończyła gimnazjum w Nisku i rozpoczęła studia na Wydziale Prawa UJK we Lwowie. Była aktywną działaczką Młodzieży Wszechpolskiej. Od początku okupacji zaangażowana w działalność w narodowej konspiracji. Od wiosny 1940 r. komendantka Narodowej Organizacji Wojskowej Kobiet (NOWK) w powiecie niżańskim, a od jesieni tego roku komendantka NOWK w Okręgu Rzeszowskim i jednocześnie kierownik sekcji kobiecej w zarządzie Okręgu Rzeszowskiego SN. Krótko również kurierka KG NOW. Używała pseudonimu „Marta”.

W 1943 r. na Jasnej Górze uczestniczyła w konspiracyjnym odnowieniu ślubów, jakie podczas pielgrzymki w maju 1936 r. złożyła polska młodzież akademicka. „W 1943 r. mieliśmy Ślubowania Jasnogórskie w Częstochowie – wspominała po latach. – Było nocne czuwanie, uczestniczyło 36 osób. W nocy odsłonięto cudowny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, a my składaliśmy ślubowania. Na drugi dzień był msza, złożyliśmy podpisy. To wszystko zostało zamknięte w skarbcu. Był tam też Karol Wojtyła. Gdy został papieżem, przysłał mi kopię tamtych podpisów, no i poproszono mnie o wspomnienia. Wzruszona czytałam… Karol Wojtyła – reprezentant Krakowa… Maria Mirecka – reprezentantka Lwowa…”.

Po scaleniu NOW z AK Maria Mirecka, awansowana do stopnia kapitana, została komendantką Wojskowej Służby Kobiet w Podokręgu AK Rzeszów. Wiosną 1945 r. mianowana komendantką główną Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Kobiet (NZWK). Wznowiła jednocześnie studia prawnicze na UJ. Została aresztowana 1 VIII 1945 r. na dworcu kolejowym w Nisku. Po wstępnym przesłuchaniu w niżańskim PUBP przewieziono ją do WUBP w Rzeszowie. Stąd po kilkudniowym śledztwie trafiła do MBP w Warszawie, a następnie do więzienia na placu Inwalidów w Krakowie (w więzieniu tym przebywali wówczas JEJ BRACIA: LEON I KAZIMIERZ z żoną Stanisławą). Na mocy amnestii została zwolniona 1 IX 1945 r., lecz zagrożona ponownym aresztowaniem, w grudniu 1945 r. opuściła Polskę, podając się za obywatelkę Luksemburga. Wyjechała we wspomnianym już transporcie wraz z grupą kilkunastu działaczy narodowych. Przez Czechy i Niemcy dotarła do obozu II Korpusu gen. W. Andersa pod Ankoną. Aktywnie działała w Stronnictwie Narodowym i wielu organizacjach polonijnych – była m.in. członkiem ZG ZWIĄZKU POLEK W AMERYCE oraz Krajowego Zarządu Kongresu Polonii Amerykańskiej. Od stycznia 1964 r. – do przejścia na emeryturę w 1996 r. – była redaktorem „Głosu Polek”, organu Związku Polek w Ameryce. Od lat 70. wraz z siostrą Heleną wielokrotnie wyjeżdżała do Związku Sowieckiego, głównie w odwiedziny do pracującego na Ukrainie ks. Bronisława, przemycając dary dla jego parafian. „Z tamtych czasów – wspomina – pozostał nam z siostrą przydomek „Przemytniczki Boże”. Po każdej wizycie różne informacje przekazywałyśmy ks. kard. Władysławowi Rubinowi, który był parafianinem mojego brata przed wojną”. Obie jeździły na Wschód również po rozpadzie „imperium zła”, tym razem z pomocą dla naszych rodaków, przywożąc im ubrania, żywność i zebrane wśród Polonii pieniądze.

W grudniu 1999 r. została wiceprzewodniczącą Rady Naczelnej SN. Odznaczona Krzyżem Zasługi, Krzyżem Walecznych i Krzyżem Partyzanckim. Prezydent RP Lech Kaczyński 3 V 2006 r. wręczył jej Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. (Krzysztof Kaczmarski IPN Rzeszów).

 


Cały bowiem lud polski poszedł w bój za ojczyznę

 

Skacząc jak piłka po kamiennych bulwach przedmieść Pragi doskonały pojazd wydostał się na szosą radzymińską, na ów niepozorny szlak, co przed dwoma tygodniami ściągał na siebie oczy całej Polski, a nawet oczy całego świata. Wkrótce ukazał się Radzymin ze zgliszczami w środku rynku jeszcze dymiącymi, z domami poprzewiercanymi od pocisków i cmentarną pustką, która legła w zbombardowanych placach i zaułkach. Z Radzymina posunęliśmy się już żywiej do Wyszkowa-  pisał Stefan Żeromski w reportażu Na probostwie w Wyszkowie wydanym w 1920 roku z jego wędrówek w roli korespondenta wojennego po Polsce rodzącej się do niepodległości.

Wcześniej, 15 sierpnia 1920 na plebanię do Wyszkowa zjechał dwoma eleganckimi automobilami „urząd komunistyczny” wysłany przez sowiety do Polski złożony z naszych rodaków Marchlewskiego, Dzierżyńskiego i Feliksa Konna …na odgłos strzałów, rozlegających się za Bugiem dali drapaka z Wyszkowa – pisał Stefan Żeromski.

Zawsze zadaję sobie pytanie, czym też ludzie tego rodzaju zarabiają na to dostatnie życie? Głosząc zasady prawa opartego jedynie na pracy, sami stoją na poziomie wszystkich zwyczajnych władców, którzy swe stanowisko odziedziczyli, lub posiedli na mocy takiej, lub owakiej, intrygi.

Któż to byli ci -trzej goście, którzy w tych izbach mienili się rządem polskim ? Czy ich lud polski wybrał, czy ich ktokolwiek na tej ziemi mianował ? Lud polski, czy naród polski, tak rozumiany, jak to jest w ich zwyczaju, nie naznaczał żadnego z nich na godność , którą sobie przyznali. Naznaczeni zostali przez kogoś z wyższa, w obcym kraju, w swym zespole, w swej partii. Jako takich można by ich nazwać -tylko KOMISARZAMI w znaczeniu, jakiego ten wyraz nabrał w opinii ludowej polskiej, podczas długoletniej, działalności KOMISARZY za poprzedniej inwazji carów moskiewskich na ziemię polską. I tamci stawali przecie w obronie ludu polskiego wobec ucisku szlachty. Tamci także opierali pomoc swoją dla chłopów polskich na nieprzeliczonej ilości bagnetów. Jedna tylko różnica : tamci KOMISARZE nie byli z naszego rodu. Krew polska nie płynęła w ich żyłach.

Ci rodacy dla poparcia swej władzy przyprowadzili na nasze pola, na nędzne miasteczka, na dwory i chałupy posiedzicieli, na miasta przywalone brudem i zdruzgotane tyluletnia wojną – obcą armię, masę złażoną z ludzi ciemnych, zgłodniałych, żądnych obłowienia się i sołdackiej rozpusty, w pierwszo dniu wolności, kiedyśmy po tak strasznie długiej niewoli ledwie głowy podnieśli, całą Moskwą na nas zwalili.

Na ich sumieniu leżą zgwałcenia przez dzicz sołdacką naszych dziewcząt i kobiet. Na ich sumieniu leży zniweczenie nie zasobów i skarbów materialnych, bo te mają wartość względną i mogą być powetowane, lecz zniszczenie zabytków przeszłości, unikatów, pamiątek po pradziadach, ojcach, dzieciach…Za zniszczenie tych przedmiotów ci KOMISARZE są odpowiedzialnie. Oni to te wszystkie pisma, druki, zabytki i rzeczy sztuki podali do rąk nie wiedzącego motłochu. (Stefan Żeromski Na probostwie w Wyszkowie 1920 )

Nawała bolszewicka przed 100 laty została zatrzymana a KOMISARZE przepędzeni- na krótko. Stanowisko KOMISARZA obecne jest w administracji UE tak jak i ideologia marksistowska ubrana w inną szatę.

Bowiem i przed wojną (agresja Niemiec 1 września 1939 r i agresja Rosji 17 września 1939 )  polscy komuniści reprezentowali nie tylko ideologiczny totalitaryzm, ale także zdradę stanu wobec państwa polskiego – pisał Jacek Trznadel w „Kolaborantach”. A nadto – ludzi tych, którzy w większości uciekli do Związku Sowieckiego po wybuchu wojny niemiecko – sowieckiej, nie przekonało żadne świadectwo zbrodni i wobec człowieka, i wobec Polski. Wrócili po wojnie z Armią Czerwoną, tak jak szedł z nią do Polski w1920 roku Julian Marchlewski, Feliks Dzierżyński, Feliks Kohn, ukazani przez Stefana Żeromskiego. Tym razem jednak komuniści wrócili z armią bolszewicką zwycięską.

Współpracujący z ZSRR komuniści pojawiają się w historii Polski, ale nie należą do historii polskości, pozostają właśnie – zwłaszcza w odniesieniu do ostatniej wojny, często dosłownie- „sowieckimi spadochroniarzami”. Podobnie PPR podczas okupacji nie należała do polskiej partii i nie należały do polskich sił zbrojnych jej nieliczne oddział zbrojne. Były to oddziały sowieckich najemników polskiego pochodzenia. Podporządkowane były Moskwie a nie polskiemu państwu podziemnemu, w podobnym kontekście należy umieścić także pisarzy – najemników sowieckiej kultury, co postaram się pokazać dalej – pisał Jacek Trznadel o kolaboracji polskich komunistycznych pisarzy we Lwowie, którym nikt nie postawił zarzutu, nie wydał wyroku a nawet nie zabronił kontynuować pracy w PRL a dzisiaj  ich potomkom. A nie były to postawy bierne – dotyczą osobistej, ponawianej i publicznej współpracy z okupantem, w symbiozie i zgodzie ze strukturami  tworzonymi przez okupanta, z jego ideologią także w kulturze. Dla komunistów ta kolaboracja stanowiła często przedłużenie przedwojennych powiązań agenturalnych.

Kto opowiadał się za władzą sowiecką do wybuchu wojny niemiecko – sowieckiej- opowiadał się i za okupacją niemiecką. Co więcej, opowiadał się przeciwko walce koalicji antyhitlerowskiej na Zachodzie, w tym przeciwko walce oddziałów polskich we Francji czy Anglii. To już była zdrada stanu podniesiona do którejś potęgi . Duża liczba pisarzy grupy lwowskiej miała żydowskie korzenie . Według słów Tyrmanda związek Żydów z komunizmem jest zjawiskiem równie konkretnym jak fatalnym – pisał Jacek Trznadel.

A działo się to gdy dawny Lwów, polski Lwów wyrwano, wywleczono, wywieziono, rzucono na stepy głodowe, w bagniste lasy północy, do martwych kołchozów Kazachstanu. W lepiankach z gliny i nawozu krowiego, zżarci przez wszy, spaleni głodem, rażeni rozpaczą wymierali najstarsi i najmłodsi. Każda zima rosyjska to sto tysięcy trupów dzieci polskich na zesłaniu. Jeśli w stolicy ukuł się termin  „naród na froncie” to Lwów od początku żył przeciw dwóm naraz frontom, najeźdźców i Ukraińców. We Lwowie mordował nie kto inny, tylko ten sam znienawidzony milicjant bolszewicki, który przemienił młot i sierp na ukraiński trójząb, a raczej należałoby powiedzieć widły. Heroiczne wysiłki tworzenia konspiracji niepodległościowej na terenach wschodnich pod okupacją sowiecką były o wiele mniej skuteczne niż w GG ponieważ działała denuncjacja nacjonalistów ukraińskich. (Jacek Trznadel).

W eseju Stefana Żeromskiego widać wrażliwość na ludzką krzywdę i żarliwą miłość Ojczyzny w opisie wojny polsko bolszewickiej 1920 roku.

Polacy – Niech wasze ręce składają się do modlitwy, albowiem ci bezrolni i bezdomni Polskę wybrali. To nic, że tam i sam , ten i ów poszedł z rozpaczy za wrogiem. Cały bowiem lud polski poszedł w bój za ojczyznę; Opasali się pasem żołnierskim nędzarze, którzy na własność w ojczyźnie mają tylko grób i z męstwem, na którego widok oniemiał z zachwytu świat, uderzyli w wojska najeźdźców. Od krańca ziemi polskiej do drugiego krańca, gdziekolwiek brzmi nasza mowa, jeden się podniósł krzyk: NIECH ŻYJE OJCZYZNA i alboż nie było tak? Alboż nie widział świat tego nieopisanego zjawiska? Zapomniane zostały wszelkie, czyjekolwiek winy i jak Grecy pod Maratonem, zniweczyliśmy wroga. Kto w chwili najazdu moskali na kraj stawał do obrony swego pałacu, dworu, domu w mieście, swej posiadłości, mieszkania pełnego mebli, obrazów i pamiątek, swej chaty na działku ziemi, zagrody i dobytku, swej posady i stanowiska – wiedział czego broni, broniąc ojczyzny. Lecz ten kto nie posiadał nic zupełnie stając do obrony ojczyzny nie wiedział o co walczy. Bronił przyszłego dobra w ojczyźnie. Bronił dóbr cudzych, bronił nietykalności pałacu, szczęśliwego prosperowania dworu, praw do komornego z domu w mieście, bronił mieszkań, których nigdy nie widział i nie zobaczy, bronił wreszcie władzy, która jego samego depcze częstokroć bezlitosną stopą.

Człowiek bezdomny jest jak źdźbło nawozu karmiące zboże, jarzyny, owoce i zieleń krzaków trawy i kwiaty najbardziej urocze. Powinno mu być obojętne, kto go depce i kto zeń soki wypija. Jeżeli ten nawóz, społeczny, który my deptaliśmy tak samo, jak nasi poprzednicy we władzy nad nim – Moskale i Niemcy – ujął karabin i pospołu z panami, z mieszczaństwem, z inteligencją, z gospodarzami na roli i robotnikami fabrycznymi ruszył na wroga, w boju krwią ociekał i zwycięstwo pospołu z innymi wywalczył, to ten jego uczynek chyba nas wszystkich obowiązuje. Ta sama krew ofiarna i na zawsze dla nas święta, co wyrosła na polu bitwy pod Warszawą z sercem bohatera narodu księdza Skorupki, płynęła strugą z ran bezimiennych polskich żołnierzy, bezrolnych chłopów.

Tak też zachowała się polska elita chłopska podczas i po drugiej wojnie światowej,  nie oddając się w niewolę sowieckich i polskich komunistów i płacąc za to wysoką cenę. A część z niej mieszkająca za zabranych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej ginęła z rąk ukraińskich sąsiadów – ci rycerze za Polskę polegli i winniśmy im pamięć.

 


Janowa Dolina – jedna z 2000 nieistniejących polskich osad

 

78 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego zaskoczyła mnie niektórymi wypowiedziami.

Przyjechałem tutaj na Plac Piłsudskiego po to, żeby zobaczyć  jakże wymowną wystawę,  na której zestawione są zdjęcia Warszawy z Powstania Warszawskiego i zdjęcia z dzisiejszej Ukrainy – powiedział  Prezydent Andrzej Duda w 78 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.

W Poranku Wnet Paweł Bobołowicz i jego ukraiński rozmówca Antonik  widzą również paralelę między obecnym Mariupolem a Warszawą w roku 1944.

Ponieważ w Powstaniu Warszawskim zginął  syn ukraińskiego popa Orest Fedorońko Antoniuk mówi o  upamiętnieniu tablicą w Soborze Michajłowskim a Paweł Bobołowicz mówi o nim, jako o wielkim symbolu wspólnej walki Polaków i Ukraińców. I właśnie w 78 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.

Ilu obywateli Rzeczypospolitej narodowości polskiej poległo w obronie ziem, które  teraz należą do Ukrainy, ilu walczących o nie zostało zamordowanych w Brygidkach, Zamarstynowie, w Katyniu i innych katowniach, ilu zesłanych na Sybir – gdy Rusini czyli obecnie Ukraińcy stanowili mniejszość narodową w okupowanej Rzeczypospolitej ?Czy miliony Polaków zostaną upamiętnione tablicami na Ukrainie?

Jeśli chodzi o wypowiedź  Prezydenta RP to jeżeli  chcemy  odnieść się do innych tragicznych zniszczeń, to może do tych, które dotyczą Polaków? Czy zostaną pokazane fotografie 2000 polskich osad zrównanych z ziemią i to w czasie, gdy wojnę z Polską prowadziła Rosja i Niemcy ? A zdjęcia bestialsko mordowanych dzieci, kobiet, starców?  Pomnik pana Andrzeja Pityńskiego nie może znaleźć miejsca bo zbyt drastyczny, zdjęcia drastyczne z Ukrainy na Placu Piłsudskiego i owszem, gdzie tu logika ?

Złoża bazaltu w Janowej Dolinie odkryli i udokumentowali polscy geologowie. Złoża zostały objęte państwowym mecenatem, powołano zespół wybitnych specjalistów, których wysłano na staże do Europy Zachodniej, by dowiedzieli się więcej, jak należy eksploatować bazalt. Grupą kierował  inż. Leonard Szutkowski (jego zastępcą był inż. Józef Niwiński, a budowniczym osiedla inż. Michał Urbanowicz), odkrywca złóż bazaltu krystalicznego, który od grudnia 1928 r do 1941 r był dyrektorem  Państwowych Kamieniołomów Bazaltu w Janowej Dolinie. Już w 1929 roku wybudowano linię kolejową łączącą odkrywkową kopalnię ze stacją  Kostopol, ponieważ wielkie było zapotrzebowanie na  kostkę bazaltową w budującej się II RP. Produkcja w 1929 roku wynosiła 40 tys. ton a  10 lat później zwiększyła się 10-krotnie. (DSH, Spotkania Kresowe, Tomasz Kuba Kozłowski).

„Osada nasza przed 1939 rokiem liczyła około 4 tys. mieszkańców z czego około 2,5 tys. zatrudnionych było w kamieniołomach. Ludność zamieszkująca Janową Dolinę to w 80 procentach Polacy. Na pozostałą ludność składali się Rosjanie, Czesi i Ukraińcy. Jednak wszystko się kończy, sielankowe życie Osiedla, zostało brutalnie przerwane najazdem wojsk i okupacją sowiecką. Pamiętam nocne „napady” NKWD na mieszkania, rewizje, a po kilku minutach całe rodziny ładowano na samochody, które wyruszały w drogę na Sybir. Pamiętam ciągły strach i myśli, kiedy będzie nasza kolej, kiedy po nas przyjdą.

22 czerwca 1941 r Niemcy wypowiedziały  wojnę ZSRR. Wkroczenie wojsk niemieckich nie zmieniło nic, w dalszym ciągu eksploatowano kopalnię, a gestapo „zajęło się” aresztowaniami podejrzanych, tych co NKWD nie zdążyło wywieźć na Sybir.

Gdy mieszkańcy Janowej Doliny spali lub szykowali się do snu w nocy z 21 na 22 kwietnia 1943r. (z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek), o północy ze wszystkich lasów okalających osiedle wyszli Ukraińcy ( mieszkańcy pobliskich wiosek ze stopami obwiązanymi szmatami by nie było słychać stukotu butów, wyposażeni w widły, siekiery i noże). Uprzednio przerwali łączność telefoniczną z siedzibą powiatu w Kostopolu, wysadzili w powietrze tory kolejowe, mosty, a droga dojazdowa była nie do pokonania, bo leżały na niej pościnane drzewa. Otoczyli osiedle, oblewali każdy budynek naftą lub benzyną, podpalając go smolnym łuczywem od strony wejścia. Oknami wrzucali granaty i strzelali do uciekających nieraz już bardzo poparzonych ludzi. Strzelali, zabijali siekierami, widłami lub nożami. Napastników było bardzo dużo. Ludzie uciekali z płonących domów w kierunku Bloku (gdzie uważali, że znajdą ochronę) i ginęli od kul niemieckich, a może też kul rodaków. Ci, którym nie udało się opuścić domów w przerażeniu, chowali się w piwnicach, mając nadzieję, że ogień nie przedostanie się do podmurówek. Z tych ludzi nikt nie ocalał. Żar i dym był tak wielki, że udusili się, zostali spaleni na węgiel lub po prostu upieczeni. Stan oblężenia i masakry trwał aż do świtu. Pamiętam małe dzieci nadziane na pale na Alei Spacerowej. Całe rodziny z nożami w plecach leżące w krzakach, spalone moje koleżanki. Opisem ogromu tej tragedii jest fragment wiersza nieznanego mi autora. „Oczy wykuwano, piersi obcinano i głową na dół na drzewach wieszano. Bulbowcy swe plany spełnili Nas z naszych domów wypędzili”. Moja rodzina ocalała, ale moja mama tej jednej nocy zupełnie osiwiała. Janowa Dolina. Ilekroć wspomnę tę nazwę, widzę oślepiającą jasność, potworny huk, trzask ognia, słyszę krzyk i jęki palonych żywcem ludzi oraz wrzaski w języku ukraińskim. Do dnia dzisiejszego każdy Wielki Piątek poświęcam pamięci pomordowanych i mimo że minęło już tyle lat zawsze w tym dniu, same płyną mi z oczu łzy. ( Fragment wspomnień Janiny Pietrasiewicz-Chudy ze Słupska z konkursu ogłoszonego w 2009 r.).

Po wielu latach starań udało się rodzinom ofiar, tym którzy przeżyli w Janowej Dolinie zorganizować uroczystość odsłonięcia na terenie miejsca zbrodni pamiątkowego krzyża. Władze ukraińskie nie pozwoliły umieścić na krzyżu ani daty zbrodni ani liczby 600 ofiar tego ludobójstwa. Uroczystość poświęcenia (na którą przybyli Ukraińcy) została zakłócona przez nacjonalistów ukraińskich i opisana przez  ukraiński tygodnik Wołyń, który  donosił, iż „18 czerwca w pobliżu wsi Bazaltowe, ukraińscy patrioci nie pozwolili polskim szowinistom przeprowadzić uroczystości poświęcenia i odsłonięcia pomnika ku czci niemieckich policjantów polskiego pochodzenia zniszczonych przez oddziały UPA w 1943 roku”.

Obecnie w centrum Janowej Doliny znajduje się pomnik upamiętniający zupełnie inne wydarzenie. Podczas spotkania w DSH prezentowane było zdjęcie z 2014 roku.  Lider prawego sektora z Wołynia (w koszuli z ukraińskim haftem, na bazarze na Ursynowie Ukrainki sprzedają koszule z takim właśnie haftem) składa kwiaty pod pomnikiem upamiętniającym napad UPA na Janową Dolinę. Bo według Ukraińców doszło tutaj do bohaterskiej bitwy oddziałów OUN UPA z faszystami i współpracującymi z nimi Polakami. O tym, że wymordowano tutaj 600 niewinnych ofiar ani słowa. Napis na pomniku brzmi:

„Tutaj 21-22 kwietnia 1943 roku sotnie pod dowództwem Dubowyja zlikwidowały jedną z najlepiej umocnionych baz wojskowych polsko – niemieckich okupantów na Wołyniu. W walce zlikwidowano niemiecką i polską załogę, wyzwolono z obozu jeńców wojennych i powstrzymano terrorystyczne akcje przeciwko okolicznym wsiom, które przeprowadzali polsko niemieccy oprawcy”.

A jak wyglądało wybudowane przez Polaków miasto? Dla rosnącej liczby zatrudnionych wybudowano wzorcowe osiedle, w którym mieszkały rodziny pracowników – obywateli polskich czyli Polaków, Ukraińców, Czechów. Do kopalni bazaltu przyjeżdżali też górnicy ze Śląska, mieszkali wówczas w wygodnym hotelu w dwuosobowych pokojach. Część załogi kopalni stanowili pracownicy dojeżdżający do pracy koleją, jak również mieszkańcy pobliskich wiosek. Janowa Dolina była osiedlem nowoczesnym, w pełni zelektryzowanym, zwodociągowanym, skanalizowanym, zbudowanym na podstawie szczegółowego planu urbanistycznego. Osiedle mieszkaniowe zrealizowano na terenie pięknego lasu sosnowego. Dla poszczególnych alei wycięto w lesie pasy o szerokości 100 m. Środkiem każdego pasa biegła ulica wybrukowana kostką bazaltową. Po obu stronach ulicy, na działkach o powierzchni ok. 600 m kwadratowych (20×30 m) wybudowano domki – wille czterorodzinne. Do każdego mieszkania należała cześć działki, z frontu domu z kwiatami, z tyłu z warzywnikiem. Podpiwniczenie domów wykonano z bazaltu, domy drewniane, dwukondygnacyjne, kryte czerwoną dachówką, otoczone  drewnianymi płotkami. Pomiędzy poszczególnymi alejami pozostawiano pas lasu szerokości 100-120 m, dzięki czemu zapewnione zostały warunki prawdziwego komfortu dla mieszkańców osiedla. Specjalnym akcentem była Aleja Spacerowa przecinająca aleje mieszkalne, nieprzejezdna, z rabatami kwiatów, krzewów ozdobnych, ławkami. W „Robotniczym Domu Zbiorowym” potocznie zwany BLOKIEM  mieściła się sala teatralno – kinowa (na 400 widzów) , widowiskowa, biblioteka, pokoje hotelowe i mieszkalne dla pracowników samotnych, jadłodajnia, kioski, sklep. Obok znajdowało się boisko sportowe piłkarskie – lekkoatletyczne. Przy kopalni działał klub sportowy „Strzelec” prowadzący sekcje piłki nożnej, boksu, zapaśniczą, kajakarską, pływacką i inne. Kopalnia miała swoją orkiestrę jazz-bandową, która przygrywała do zabaw tanecznych organizowanych w dźwiękowej sali kinowej i w plenerze. Były tu również 3 plaże nad Horyniem, na których mogli wypoczywać strudzeni ciężką pracą robotnicy z rodzinami, przedszkole i szkoła. Na terenie osiedla handel prowadzony był wyłącznie przez spółdzielnię „Społem” co było wyrazem dbałości o kieszeń zatrudnionych. W pewnych okresach kopalnia płaciła pracownikom cześć wynagrodzenia swoją własną walutą (ebonitową), którą można było wydawać przy zakupach w sklepach spółdzielczych. Nawet apteka była w budynku wzniesionym specjalnie dla niej przez kopalnię. (Bogusław Soboń, „Wołyński życiorys”)

„Po wymordowaniu Polaków w ich domach zaczęto również sprawdzać, czy w domach ukraińskich nie ma Polaków. Polacy wykryci (zadenuncjowani) w domach ukraińskich byli mordowani na miejscu, w obecności rodziny ukraińskiej. Były też przypadki, że wraz z Polakami zamordowani zostali Ukraińcy, którzy przyznali się, iż wiedzieli o obecności w ich domu Polaków i nie wydali ich z własnej inicjatywy. Znany nam jest przypadek, że wykryta w domu ukraińskim pani Świderska z trojgiem dzieci musiała wcześniej oglądać mord swoich opiekunów Ukraińców, a potem dopiero odebrano życie jej i jej dzieciom. Mimo tej bezwzględności policji ukraińskiej Wasyl przechował nas przez cały dzień jeszcze w sobotę, a po zapadnięciu nocy wyprowadził nas do lasu i pożegnał. Przedostaliśmy się lasami do Kostopola. ( Fragment relacji Władysława Kobylańskiego).


PAŃSTWO POLSKIE SPEŁNIŁO SWÓJ OBOWIĄZEK WOBEC ZAMORDOWANYCH PRZEZ UPA ŻOŁNIERZY WP

 

Ściśle tajne

Sława Ukrainie

Rozporządzenie lokalne

Rozkazuję Wam niezwłoczne przeprowadzenie czystki swojego rejonu z elementu polskiego oraz agentów ukraińsko-bolszewickich. Czystkę należy przeprowadzić w stanicach słabo zaludnionych przez Polaków. W tym celu stworzyć przy rejonie bojówkę złożoną z naszych członków, której zadaniem byłaby likwidacja wyżej wymienionych.

Meldunki wysyłać codziennie na Sokal do druku Orła.

Zmobilizować do tej pracy wszystkich członków, a także młodzież i kobiety. Oczyszczanie terenu musi być zakończone jeszcze przed naszą Wielkanocą, żebyśmy świętowali ją już bez Polaków. Mamy w tych sprawach określone pełnomocnictwa od Niemców. Nie trzeba zachowywać konspiracji aż do nieróbstwa. Informujcie szczegółowo o ruchach Polaków i ich ewakuacji z naszych  terenów. Prowadzić z nimi twardą, bezpardonową walkę.  Nikogo nie oszczędzać.

Śmierć Polakom.

Postój, 6 kwietnia 1944 roku.

Sława herojom! Orest.Karat(-).

Zgodnie z tym rozkazem organizują się  zbrodniarze ukraińscy z  OUN- UPA oraz ludność cywilna z zamiarem niszczenia żywiołu polskiego. Zbrodni ludobójstwa dokonują na terenie ziem wschodnich Rzeczypospolitej będącej w stanie wojny z  Niemcami  i Rosją a po zakończeniu wojny na terenie Polski Ludowej. Kres zbrodni ludobójstwa kładzie operacja Wisła.

Na terenie doliny Sanu, zwanym przez banderowców „Nadsaniem”, w zakolu tej rzeki na zachód od Przemyśla, w wyniku nasycenią kureniami i sotniami UPA istniała „republika powstańcza” . Ład i porządek w tej „republice”  wróg miał odwagę naruszyć tylko wtedy, gdy wchodził na terytorium republiki większą siłą wojskową – pisał Łew Szankowśkyj – Peremyszl – Zachidnyj bastion Ukrajiny, New York 1961.

Istnienie obcej rebelii w Polsce podnieca także innych autorów banderowskiej proweniencji, a wśród nich jest Iwan Pełło, w UPA „Taras”. I on pisze także, że „…po wsiach wokół Żohatyna, Jawornika Ruskiego i Woli Wołodzkiej tworzyła się prawdziwa powstańcza republika, którą w żartach nazywaliśmy nawet „Samostijną Ukrajiną”. Wszędzie zostali wybrani sołtysi, staniczni, żywnościowi gromadzili zapasy, robili żniwa, powołano administracyjną policję, wszędzie budowano magazyny i kryjówki… Otwarto szkoły, bowiem od 1944 r. nie było nauki… W każdej wsi zorganizowano punkt sanitarny, który obsługiwał UPA oraz miejscową ludność cywilną… Ukazywała się powstańcza prasa (Zakerzonia, t. 2, Warszawa 1996).

Słowem „ukraińska idylla” na polskiej ziemi, nacjonalistyczna sielanka pełna spokoju i radości. Do której „wróg” jak piszą obaj chwalcy „nowożytnej koliszczyzny”, ośmielał się pokazywać tylko w postaci dużych oddziałów zbrojnych. Dotyczyło to wsi – co także obaj podkreślają – bo w miastach UPA nie działała, a udokumentowana rejestracja ludności polskiej dokonywana przez funkcjonariuszy OUN-UPA służyła jej likwidacji. Tak to odczuwali Polacy i czuli tę groźbę wiszącą nad ich głową nieustannie jak miecz Damoklesa.

Mieszkańcy wsi Nowosiółki Dydyńskie i Kalwarii Pacławskiej skierowali 27 kwietnia 1945 roku pismo do władz powiatowych Przemyśla donosząc, że „we własnej ojczyźnie nie można się samodzielnie poruszać. Przyślijcie wojsko i przenieście nas za San”.

Wojsko Polskie przybyło z pomocą a dumni ukraińscy gieroje donosili w meldunkach:

„11.9.45 r. oddział UPA pod komendą chor. Hromenki zaatakował załogę polskich bandytów, zwanych wojskiem, w sile 150 ludzi, którzy kwaterowali w Żohatynie (Birczańskie). W sąsiednich wsiach też kwaterowały załogi WP w sile 2-ch sotni (kompanii), wyposażone w działa, ckm-y i broń lekką. Wróg był okopany. Powstańcy błyskawicznym atakiem wyrzucili wroga z okopów i zadali (mu) dotkliwe straty. Wróg stracił: 45 zabitych, w tym 2 poruczników i 1 kapitana, kilkunastu spaliło się w domach oraz 50 rannych… Nasze straty, 2 zabitych, 6 lekko rannych.

„A po akcji wracaliśmy do kosza (garnizonu), witały nas wdzięczne uśmiechy ukraińskich dziewcząt. Ludzie życzliwi, swoi… Czuliśmy się, jak kozacy Nowej Siczy”.

Jest to fragment wspomnienia z „Zakierzońskiego Kraju” z łam gazety „HominUkrajiny” (18 V 1953). (Edward Prus Operacja Wisła)

W DNIU DZISIEJSZYM ODBYŁY SIĘ W JAWORNIKU RUSKIM UROCZYSTOŚCI POGRZEBOWE 14 ŻOŁNIERZY 28 PUŁKU PIECHOTY WOJSKA POLSKIEGO ZAMORDOWANYCH W LIPCU 1946 R. PRZEZ NACJONALISTÓW UKRAIŃSKICH. PAŃSTWO POLSKIE SPEŁNIŁO SWÓJ OBOWIĄZEK WOBEC ZAMORDOWANYCH PRZEZ UPA ŻOŁNIERZY WP.

Czy dzisiaj politycy warszawscy różnych orientacji politycznych (właściwie media ich reprezentujące)  odnoszą się do  banderowskiego bandytyzmu jak wówczas?

Edward Prus donosił:

Mimo istniejącej cenzury, udało się prasie tu i ówdzie przemycić wieści o rozpaczliwym, czasami wręcz tragicznym położeniu cywilnej ludności polskiej na obszarze działań UPA. Myślący po polsku Polacy zastanawiali się: czemu politycy warszawscy zwlekają z ostateczną rozprawą z banderowskim bandytyzmem w Polsce?

Z  przemyskiego tygodnika „Nowe Horyzonty” (4 VIII 1946 r.). dowiadujemy się o przeszkodach, jakie napotyka WP w walce z „ukraińskim bandytyzmem”. Przeszkody te wypływają z zupełnego braku współpracy obywateli polskich narodowości ukraińskiej z wojskiem. Autor pisze o „naskoku” UPA na m. Orchiwce pod Przemyślem, w którym, jak sądzi wzięło udział około 500 upowców. Siła zatem dość znaczna. Żali się, że tak pokaźna masa rizunów, to nie jakaś szpilka! Gdzieś ci ludzie przecież trzymają broń, muszą mieć swój sztab, który nimi kieruje, dokonuje koncentracji i prowadzi określonymi drogami do celu. Musiał ich ktoś napotkać, lub tylko zobaczyć, albo dowiedział się od osób trzecich. Jednak nikt z Rusinów nie pisnął o tym ani jednym słowem.

Żaden z tych polskich obywateli nie powiadomił wojska o niebezpieczeństwie.

Czemu tak się dzieje – zastanawiał się autor – że mimo przesiedlenia dużej ilości Ukraińców – bandyci nadal otrzymują pomoc w licznych wsiach, korzystają z przewodników, zwiadowców, informatorów, szpiegów, kurierów Przecież w ten sposób ludność ukraińska podrzyna gałąź, na której siedzi – sama prowokuje do przymusowego przesiedlenia. Czemu zatem, aby tę gałąź umocnić, ludność ukraińska nie współpracuje z wojskiem. Gorzej – czemu tak wielu uczciwych Polaków (czytaj: władz centralnych – E. P.) toleruje bezkarność ukraińskich faszystów. Ten stan rzeczy domaga się natychmiastowej zmiany. Ale natychmiastowej zmiany wciąż nie było, należało na nią poczekać jeszcze cały, długi rok.

 


Polacy na Ukrainie pozostali na ziemi ojców, czyli Ziemiach Wschodnich Rzeczypospolitej, w której Rusini stanowili mniejszość

 

Kresowian zamordowano dwa razy, raz ciosami siekiery a drugi raz przez przemilczenie – Premier RP przypomniał słowa ks. Tadeusza Isakowicza. Czego chcemy? Chcemy prawdy. Prawda musi być jasno i mocno wypowiedziana – podkreślił Prezydent RP na Skwerze Wołyńskim.

11 lipca to symboliczna data apogeum okrutnego ludobójstwa na Polakach dokonanego w imię ukraińskiego nacjonalizmu, który bp ukraiński Grzegorz Chomyszyn nazwał w 1933 roku zatrutym, szowinistycznym nacjonalizmem. To symbol trwającego do dzisiaj antypolonizmu niszczącego wszelkie ślady obecności Polaków, w tym groby naszych wspaniałych przodków mieszkających tam od wieków oraz wszelkie znaki polskiego pochodzenia pozostawionego tam ogromnego, trwałego dziedzictwa Rzeczypospolitej (z którego korzystają nasi sąsiedzi) i ustawicznego fałszowania faktów historycznych o czym zaświadczył ambasador Ukrainy A. Melnyk w mediach niemieckich, głosząc  obrzydliwe kłamstwa. I jakoś nie było mu wstyd kłamać.

Potrzebujemy prawdy czyli przyznania się Ukrainy do ludobójstwa i do wciąż trwającego antypolonizmu, powiedzenia otwarcie światu kto jest ofiarą ludobójstwa a kto jego sprawcą. I ukazania sprawców nie jako bohaterów ale jako zbrodniarzy.

W Polakach nie ma ani złości, ani nienawiści, ani chęci odwetu, ani chęci sprzyjania Rosji – jest dopominanie się  od lat o stanięcie Ukrainy w prawdzie.

Tego domagał się Szymon Wiesenthal ścigający zbrodniarzy wojennych różnej narodowości, w tym Ukraińców, o których pisał:  „ukraiński antysemityzm nie zaczął się wraz z Trzecią Rzeszą i razem z Trzecią Rzeszą się nie skończył”. Jeśli chcemy prawdy to mówmy zgodnie z faktami historycznymi, iż za zbrodnie odpowiada zatruty ukraiński nacjonalizm wzywający Ukraińców do  bestialskiego mordu 200 000 tys.  Polaków tylko za to, że byli Polakami oraz  wypędzenia tysiąca innych uciekających przed siekierą. Ten antypolonizm zaczął się  dużo wcześniej i nie z przyczyny okupacji niemieckiej podczas  II wojny światowej.

Odkrycia jakie poczyniłem w r. 1913 w tajnym archiwum zarządu głównego Ostmarke¬nvereinu w Berlinie o istniejącym już 10 lat przeszło spisku między tą mafią krzyżacką nowoczesną a polityczną reprezentacją tzw. ukraińskiego stronnictwa, przekonały mnie, że znaczna część Rusinów galicyjskich pod wpływem nie przebierających w środkach agitatorów przestała nam  być „bratnim” narodem, za jaki u nie znających stosunków lub łudzić się lubiących Polaków Rusini nie przestali dotąd uchodzić, że szukała i znalazła skorą a wydatną pomoc u naszego największego wroga, a zarazem rasowego wroga Słowiańszczyzny, u Prusaków oficjalnych i nieoficjalnych, że oni wspólnie z nim sprzysięgli się na naszą zgubę, aby przy niedalekiej wojnie Niemcom otworzyć  bramę na wschód po przez dawne dzierżawy naddnieprzańskie Rzeczypospolitej, a nas pozbawić na zawsze całej Wschodniej Małopolski, Chełmszczyzny i Podlasia. Szatański plan ten zyskał chwilową realizację w traktacie brzeskim, który w pełni potwierdził machinacje, ujawnione w moich rewelacjach ogłoszonych pól roku przed wybuchem wojny światowej. To, co się stało w dzień Wszystkich Świętych we Lwowie i trwało przez dni 21, było dalszą konsekwencją tych machinacji  i smutnym ich epilogiem. Byłem poniewolnym jego świadkiem – pisał  na Kartach Pamiętnika „Z dni grozy we Lwowie (od 1-22 listopada 1918 r.)” Franciszek Salezy Krysiak, który służbowo przyjechał do Lwowa w październiku 1918 r..

Prezydent Zelenski skierował do rady projekt ustawy  o nadanie Polakom specjalnego statusu na Ukrainie, dzisiaj sytuacja odwrotna od tamtej gdy Polaków usiłowano  się pozbyć także zabierając im życie. Dzisiaj Ukraina składa zaproszenie –jesteście na szczególnych prawach –niech to będzie dla nas jakimś znakiem w tych wszystkich sprawach, o których mówić trudno zwłaszcza drugiej stronie zwłaszcza przez to że po prostu wstyd ­- powiedział Prezydent RP.

Jeśli chcemy prawdy to mówmy zgodnie z faktami, iż Polacy nie potrzebują specjalnego statusu od Ukrainy. Polacy na Ukrainie pozostali na ziemi ojców, czyli Ziemiach Wschodnich Rzeczypospolitej, w której Rusini stanowili mniejszość a byli przy tym źródłem ustawicznych problemów. Polacy pozbawieni praw mniejszości i ustawicznie szykanowani  przez Ukrainę  na urodzajnych i kiedyś doskonale zagospodarowanych ziemiach Rzeczypospolitej, których Ukraina nie potrafiła samodzielnie zagospodarować godząc się na rządy oligarchów, korupcję, przekupstwo, które stało się głównym źródłem utrzymania naszych sąsiadów.

Ukraiński szowinistyczny  nacjonalizm osierocił tysiące dzieci, które okaleczone fizycznie i psychicznie trafiały do szpitali psychiatrycznych i umierały nie będąc w stanie znieść traumy. Nikt nie dał im pieniędzy by mogły odreagować w galeriach handlowych kupując markowe ubrania.  Nieletnie dzieci sieroty przygarniane po wojnie zarabiały ciężką pracą na kromkę chleba. Wypędzeni Polacy musieli zaczynać życie od zera choć uprzednio żyli otoczeni dostatkiem w rodzinnych domach. Zakazano im mówić i pamiętać, nie mieli wsparcia psychologicznego.

Nie spocznę dopóki nie znajdziemy ostatniego grobu ostatniego miejsca pochówku pomordowanych – powiedział Premier RP. Byłby to kilkudziesięcioletni proces i nie zawsze możliwy do zrealizowania.

Polacy na Wołyniu w 1939 roku mieszkali w około 2500 miejscowościach, były to kolonie, chutory, wsie, miasteczka. W wyniku działania OUN UPA co najmniej 1500 miejscowości przestało istnieć, zostało spalonych, zniszczonych, nie ma śladu po nich – dr Leon Popek „Doły śmierci na Kresach – losy szczątków ofiar ludobójstwa OUN-UPA”. Na samym Wołyniu zginęło około 60 000 Polaków. Zaledwie 3000 z nich miało religijny pochówek na ziemi poświęconej, na cmentarzach, nie zawsze rzymskokatolickich, najczęściej bez udziału księży i w zagrożeniu życia uczestników pochówku. Większość ofiar była potraktowana jak padłe zwierzęta, zwłoki były masowo bezczeszczone, okaleczano ciała za życia ale i po śmierci.

Były zakopywane bardzo często w stanie rozkładu w miejscach mordu ale też na cmentarzyskach dla zwierząt, po to, żeby jeszcze bardziej upokorzyć rodziny, ogólnie Polaków. Zwłoki zakopywano też w innych miejscach, bardzo często były palone wraz z zabudowaniami, wrzucane do rzek, do studni. Co znaczy w kulturze wschodu wrzucanie zwłok do studni? Studnia jest symbolem życia, jest świętością – wrzucanie zwłok oznacza, że te miejsca zostały na dziesiątki lat wyłączone z życia, żeby już nikt i nigdy nie napił się z tych studzien wody, żeby Polacy już tam nie mogli wrócić.

Część zwłok nigdy nie została zakopana, była żerem dla dzikiego ptactwa i zwierząt. Uniemożliwiano rodzinom, sąsiadom (nawet ukraińskim) pochowanie ciał pod karą śmierci, naśmiewano się z bólu , z żalu rodzin. Dotykamy rzeczy podstawowej, najistotniejszej, to jest podstawy ludzkości- wbrew zwyczajowi nie opłakano zmarłych, nie pozwolono na wyrażenie bólu. Jeżeli już doszło do zakopania, pogrzebania, były liczne przypadki profanacji grobów, niszczenia upamiętnień, ścinania, wykopywania krzyży nawet, jeśli postawili je miejscowi sąsiedzi – Ukraińcy.

Do dnia dzisiejszego nie udzielano informacji rodzinom gdzie są polskie doły śmierci. Od kilku lat widzimy, że miejscowi ludzie zaczynają się jeszcze bardziej bać, nie chcą udzielać informacji o miejscu zwłok sąsiadów. Starsze pokolenie wymarło i nie przekazało kolejnym pokoleniom gdzie leżą ich bliscy, nie tylko na Wołyniu. 1943 rok to Wołyń a potem kolejne województwa doświadczyły tego samego. Ofiary nie mają grobów a doły śmierci nie są oznaczone. Miejsca śmierci Polaków to około 4000 miejscowości, w niektórych z nich jest od kilku do kilkudziesięciu dołów śmierci, ponieważ w wielu miejscowościach jest nim każdy dom ze spaloną rodziną czy każda studnia, to której wrzucono członków rodziny, żywych, okaleczonych bądź martwych. Nikt nie robił żadnych badań, nie mamy mapy miejscowości, obecnie na Ukrainie jest upamiętnionych około 180 miejsc gdzie mieszkali i ginęli Polacy, nie zawsze te skromne krzyże stawiane były na mogile, często pod lasem, na rozstaju dróg, bo nie było zgody, bo nikt nie wiedział gdzie są ciała. ¼ wszystkich upamiętnień jest zasługą starszych osób, o skromnych dochodach. Stawiane przez nie krzyże brzozowe już dzisiaj nie istnieją, napisy na tablicach są zamalowywane, przekłamywane (zamiast 300 ofiar 30). Tych miejscowości już nie ma, na nich są pola pokołchozowe, łąki, bagna. Jest możliwe odnalezienie części dołów śmierci, tylko kto ma je pokazać?(dr Leon Popek)