Józef Wysocki

UWAGI DO „TEKI EDUKACYJNE IPN. STOSUNKI POLSKO-UKRAIŃSKIE 1939-1945”

Wrocław  2008

 

Wydanie własne autora opracowania. Autor będzie wdzięczny za uwagi, w szczególności od Państwa Nauczycieli historii. Autor chętnie bierze udział w spotkaniach i nie oczekuje z tego tytułu wynagrodzenia.

 

1.UWAGI OGÓLNE

 

Tytuł opracowania jest przekłamany. W czasie II w.ś. istniała Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka (USRR), która była podmiotem prawa międzynarodowego (reprezentacja w ONZ). 9. września 1944 r. PKWN zawarł z USRR porozumienie o wymianie ludności. Były to tzw. Umowy Republikańskie, posiadające znaczenie układów międzypaństwowych. Pod koniec wojny i po wojnie przystąpiono do ich realizacji. W czasie II w.ś. na terenie Polski zginęło ok. 200 tys. żołnierzy sowieckich narodowości ukraińskiej. Wprawdzie za nimi szło NKWD i kontrwywiad „Smiersz”, które dokonywały bezprawnych prześladowań Polaków, ale prosty żołnierz sowiecki nie miał z tym nic wspólnego. On wierzył, że bije „Gitlera” i idzie zdobywać Berlin, wyzwalając po drodze inne narody. Nie wolno nam zapominać o tej daninie krwi ukraińskiej dla Polski. Wspomnienia żołnierzy AK biorących udział w operacji „Burza” są świadectwem braterstwa broni frontowych oddziałów sowieckich i akowców. Polska przez cały okres wojny była podmiotem prawa międzynarodowego, zaś OUN-UPA – wg Wiktora Poliszczuka – stanowiły niecały jednoprocentowy odprysk Narodu Ukraińskiego, o proweniencji faszystowskiej, bandyckiej. Mordy na Polakach dokonywane przez tę organizację nie mogą stanowić podstawy do imputowania, że OUN-UPA reprezentowała Naród Ukraiński, przez co mogłaby być podmiotem prawa międzynarodowego, równym polskiemu państwu. Dlatego już sam tytuł „Tek” jest przekłamaniem, co stanowi zapowiedź wartości reszty materiału zawartego w „Tekach”.

„Teki” składają się z trzech części. Część I nosi tytuł: „MATERIAŁY DLA UCZNIA, historia, słownik pojęć, biogramy, kalendarium, wybór źródeł, fragmenty literatury”, stron 64. Część II nosi tytuł: „MATERIAŁY DLA NAUCZYCIELA. Scenariusze lekcji, tematy esejów, bibliografia”, stron 15. Część III nosi tytuł: „KARTY, dokumenty, zdjęcia, mapy, diagramy” i składa się z 40 kart formatu A4. W każdej z wymienionych części jest – można rzec – połowa materiału bezużytecznego, nieprzybliżającego młodemu czytelnikowi wiadomości niezbędnych do wyrobienia sobie poglądu na tragiczną historię obu narodów: ukraińskiego i polskiego. Ten pogląd musi być oparty na prawdzie historycznej okresu II wojny światowej i 2 lata po niej, na terenach już dzisiejszej Polski. Jest to  niezbędne do ułożenia sobie uczciwych stosunków na przyszłość. Ludobójstwo OUN-UPA, z cechami niespotykanego na świecie zwyrodniałego okrucieństwa, dokonywane na bezbronnej ludności polskiej, żydowskiej, czeskiej, cygańskiej, rosyjskiej i ukraińskiej, nie może być przedstawiane w świetle innym, niż to, które wynika z faktów i liczb. Ludobójstwo nie może być nazywane np. „walką partyzancką”. A właśnie cały zestaw „Tek” zmierza do relatywizacji zbrodni OUN-UPA poprzez nazewnictwo, porównywanie Armii Krajowej z UPA, zawyżanie, lub zaniżanie liczb (w zależności od kontekstu), przemilczanie faktów, niedopowiedzenia, lub wręcz oszustwa. Autorzy „Tek” dokładnie zdawali sobie sprawę z tego, że uczeń przygotowujący się do opracowania zagadnień polsko-ukraińskich jest kompletnie nieoczytany w tematyce, stąd łatwość narzucenia mu poglądu, który można zdeformować wg życzeń autorów. Łatwo sobie wyobrazić konsternację nauczycieli, w szczególności tych na Ziemiach Odzyskanych, wywodzących się wprost z osadników, którzy cudem uniknęli śmierci od upowskiej siekiery, lub walczyli z UPA po wojnie, którzy – jako potomkowie tych niedomordowanych Polaków – mają w oparciu o „Teki” uczyć swoje dzieci, że ich dziadkowie byli mordercami bezbronnej ludności ukraińskiej. W szczególności w „Tekach” jest zszargane imię polskich żołnierzy, którzy po zakończeniu wojny, zamiast wrócić do swoich domów, musieli walczyć z UPA, a wzięci do niewoli ginęli w okrutnych torturach. Dlatego sumienie nauczycieli na Ziemiach Odzyskanych odrzuca całkowicie lekcje historii oparte na „Tekach”. IPN rozesłał „Teki” do szkół i przestał się interesować ich percepcją. Moje wyrywkowe informacje pochodzące ze szkół, z ogniw ZNP i z Sekcji Nauczycielskiej „Solidarności” nie wskazują na to, by nauczyciele prowadzili lekcje historii oparte na „Tekach”. W tym sensie zamysł Autorów, by poprzez polską szkołę narzucić młodemu pokoleniu Polaków ounowski punkt widzenia na historię obu narodów z lat II w.ś., nie osiągnął celu. Natomiast literatura polityczna na świecie być może będzie się powoływać na „Teki”, cytując kłamstwa w nich zawarte jako fakty, opisane przecież w polskim źródle, wydanym przez instytut państwowy w wolnej już, niezależnej i demokratycznej Polsce – tu Autorzy osiągnęli cel. Zdaję sobie sprawę z wagi wymienionych tu oskarżeń i jestem świadomy odpowiedzialności za nie. Dlatego przystępuję do szczegółowej analizy „Tek”, chociaż ze względu na ograniczenie objętości tej pracy, nie obejmuje ona wszystkich przekrętów i nieścisłości podanych w „Tekach”.

Dotychczasowe negatywne recenzje „Tek”. „Teki” zostały po raz pierwszy publicznie negatywnie ocenione na posiedzeniu Komitetu Obchodów 65. Rocznicy Ludobójstwa Dokonanego przez OUN-UPA na Ludności Polskiej Kresów Wschodnich, które odbyło się w sejmie w grudniu 2007 r. W punkcie 6. Rezolucji uchwalonej na tym posiedzeniu, domagano się wycofania ze szkół „Tek edukacyjnych IPN <<stosunki polsko-ukraińskie w latach 1939-1947>>”.  „Teki” zostały również zrecenzowane przez Krzysztofa Bulzackiego, pozwolę sobie jednak na nieco odmienną analizę materiału, w stosunku do tego, co przedstawili moi Poprzednicy.

 

Kursywą będą pisane tylko cytaty z „Tek”. Wytłuszczenia – celem podkreślenia zagadnienia – pochodzą ode mnie.

 

  1. MATERIAŁY DLA UCZNIA

 

Pozory obiektywizmu. Materiały dla ucznia odznaczają się tym, że tworzą je cytaty z różnych opracowań i relacji. Ma to stwarzać pozory obiektywizmu, gdyż cytowane źródła pochodzą od autorów ukraińskich i polskich oraz z archiwów. Z tym tylko, że trzem autentycznie polskim autorom przyznano 3 strony oraz jedną stronę jako raport Armii Krajowej. Ukraińskim autorom w liczbie 13 i dwóm niby też Polakom, ale banderofilom, przyznano 37 stron. Naczelny redaktor opracowania dr Grzegorz Motyka – nie wiem na jakiej zasadzie – wliczył siebie do polskich autorów i zarezerwował sobie 25 stron tekstu. W tej statystyce – ze względów oczywistych – pozwoliłem sobie wliczyć teksty pana dra Grzegorza Motyki, jak i samą Jego Osobę do „swoich”.

 

Nazewnictwo i eufemizmy. W tekście używa się nazewnictwa geograficznego ukraińskiego, a nie polskiego. Np. „Galicja” zamiast Małopolska, „Galicja Wschodnia” zamiast Kresy Południowo-Wschodnie, lub  krótko: Małopolska Wschodnia. Zamiast banderowcy – „partyzantka ukraińska” lub „żołnierze UPA” (oni sami siebie tak nigdy nie nazywali). Zamiast ludobójstwo OUN-UPA – „ataki na polskie miejscowości”, „usuwanie Polaków z naszych ziem”, „działania przeciwko Polakom”, „wydarzenia wołyńskie”, „wydarzenia w Galicji Wschodniej”, „przepędzenie ludności polskiej”, „wojna <domowa>”, „krwawy konflikt, który rozgorzał” (bezosobowo, jak zjawisko pogodowe!), „wybuch powstania” (powstanie jest akcją zbrojną przeciw aktualnej władzy, czyli powinno być skierowane przeciwko Niemcom, a nie bezbronnej ludności), „uzyskać teren czysty etnicznie”, „banderowska akcja”, no i „antypolska akcja”, użyte 35 razy. Wytłumaczeniem tego zjawiska mogą być słowa samego głównego autora „Tek”, dra Grzegorza Motyki (str. 11): Sam termin „antypolska akcja” był używany w dokumentach OUN-UPA. Ten argument jest oczywiście wskazaniem dla dra Grzegorza Motyki, żeby ten banderowski eufemizm zaszczepić w polskiej literaturze historycznej i podręcznikowej.

 

Cytowanie wypowiedzi i dokumentów w pracy sygnowanej przez instytut naukowy. „Teki” nie są pracą naukową, nie mają też charakteru publicystycznego. Są przeznaczone dla szkół jako materiał pomocniczy, ale z uwagi na firmowanie go przez instytut naukowy, „Teki” – od strony warsztatu poznawczego – winne spełniać walory pracy naukowej. Niestety, tak nie jest. W publicystyce można się powoływać na dokumenty z archiwum własnego, jak to czyni pan dr Grzegorz Motyka, czy też na prywatne archiwa innych osób, np. pana Bohdana Huka (jednego z publicystów ukraińskiego  pisma „Nasze Słowo”, znanego jako banderofilskie). Dokumenty cytowane w oficjalnej publikacji Instytutu Pamięci Narodowej muszą być naukowo zweryfikowane, a tak nie jest. W omawianej sprawie IPN winien wykazać specjalną ostrożność, gdyż w ostatnich latach apologeci OUN-UPA cudownie znachodzą różne „dokumenty”, świadczące jakoby o wojnie prowadzonej przez UPA przeciwko Niemcom, o polskich prowokacjach zbrojnych przeciwko spokojnej ludności ukraińskiej na lubelszczyźnie, itp. Te niezweryfikowane „dokumenty” są przedstawiane na różnych konferencjach jako „niezbite dowody” na upowską niewinność, na polską prowokację. Niestety, na ogół bez żadnej reakcji ze strony polskich „naukowców”, zatrudnionych w IPN.

 

Naruszenie zasad etycznych, obowiązujących w świecie naukowym. Niejednokrotnie w wypowiedziach prywatnych, pracownicy naukowi legitymujący się niższym stopniem naukowym, oceniają negatywnie lub pozytywnie prace profesorów. W publikacjach o charakterze naukowym, jest rzeczą normalną zajęcie stanowiska naukowego innego, niż zajmują nawet uznane sławy naukowe. Nie jest jednak przyjęte, aby w pracy sygnowanej przez instytut naukowy, autor pracy – tym bardziej, że przeznaczonej dla szkół – podsumowywał pisarstwo naukowe jednego profesora jako nienaukowe, a innych profesorów, nota bene ukrainofilów, jako naukowe. Tu muszę zacytować odpowiednie przykłady: str. 41 Nadal jednak pojawiają się liczne publikacje, w których przedstawia się ówczesny konflikt polsko-ukraiński podobnie jak w PRL. Najbardziej znanym autorem tego nurtu jest Edward Prus. Jego prace, zawierające wiele błędów faktograficznych, pozbawione są znaczenia naukowego. W innym miejscu na tej samej stronie dr Grzegorz Motyka pisze: Książka Ryszarda Torzeckiego jest uznawana przez większość historyków za najlepszą pracę na temat stosunków polsko-ukraińskich w okresie drugiej wojny światowej. Autor korzystał z archiwów polskich i niemieckich, a także z bogatej literatury przedmiotu, polskiej i zagranicznej. Albo na str. 44 uwaga dra Grzegorza Motyki zamieszczona w stopce odnośnie innego naukowca: Książka Tadeusza Andrzeja Olszańskiego była jedną z pierwszych prac opublikowanych po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989 r. W tym miejscu koniecznie musimy wspomnieć o kilku autorach (nie miejsce tu na wymienienie wszystkich), których publikacje naukowe są totalnie pomijane przez wielu ukraińskich naukowców, wywodzących się z obszaru zwanego „banderowszczyzną”, jak też Ukraińców zamieszkałych w Polsce i podających się za Polaków.

Jedną z pierwszych książek nt. banderowskiego ludobójstwa napisał ks. bp Wincenty Urban, który w czasie wojny pracował w sekretariacie archidiecezji lwowskiej i miał dostęp do ówczesnych dokumentów kościelnych, napływających do kurii bezpośrednio po mordach dokonanych w poszczególnych parafiach. Książka nigdzie nie jest cytowana przez banderofilów, bo biskupowi Wincentemu Urbanowi i jako biskupowi i jako naukowcowi dysponującemu dokumentami i stykającemu się bezpośrednio ze świadkami ludobójstwa, nie można zarzucić kłamstwa. Opisy ludobójstwa dokonane przez OUN-UPA są w tej książce opisane w sposób wstrząsający, bez zabarwień i bez cienia nienawiści, ale i z wielkim smutkiem, że do tego doszło.

Następnym autorem pomijanym w publikacjach banderofilów, a więc i w „Tekach”, to dr hab. Wiktor Poliszczuk, Ukrainiec, ale opisujący smutne i gorzkie prawdy o swoich rodakach, jak sam niejednokrotnie podkreśla – dla dobra przyszłych stosunków polsko-ukraińskich, które wg niego nie mogą się opierać na uproszczeniach i dopasowywaniu wykładni historycznych wydarzeń  do aktualnej polityki (political correctness). Tę poprawność polityczną Wiktor Poliszczuk zarzuca polskim naukowcom w książce wydanej po seminarium historycznym pt. „Stosunki polsko-ukraińskie w latach 1918 -1947”, które odbyło się w Warszawie w dniach 22-24 maja 1997 roku. Praca ta jest o tyle istotna, że „Teki” są pisane pod obecną doktrynę polityczną Polski, wg której pojednanie polskie-ukraińskie jest fundamentem polskiej polityki wschodniej. Tymczasem owo „pojednanie” jest rozumiane przez naszych nieoczytanych polityków jako pojednanie polsko-banderowskie, tak, jak gdyby nie istniała Ukraina kijowska i naddnieprzańska, nieskażone ludobójstwem, z którą nie musimy się pojednywać, bo historia II w.ś nie dzieli nas, a łączy. Wiktor Poliszczuk, bada fenomen OUN-UPA z pozycji interdyscyplinarnych: politologii, prawa i historii. Jest publicystą bardzo płodnym, toteż powołuję się tutaj tylko na jego niektóre prace. Autorzy „Tek” całkowicie pomijają prace profesorów: Bogumiła Grotta, Ryszarda Szawłowskiego, Adolfa Kondrackiego, Tadeusza Piotrowskiego (University of Hampshire – USA) i wielu, wielu innych.

 

Spłycenie, czy wręcz pominięcie źródeł ideowych, na których oparła się ludobójcza działalność OUN-UPA. W „Tekach” nie ma wzmianki o ideologii, która pchnęła Ukraińców-Haliczan, zorganizowanych w OUN-UPA do wyrafinowanych zbrodni na Polakach – często ich najbliższych krewnych. Całe to barbarzyństwo popełniane w imieniu własnym, czy też na żądanie hitlerowskich Niemiec oraz wspólnie z nimi, nawet wbrew własnym chłodnym kalkulacjom politycznym, staje się niezrozumiałe, bez zapoznania się z ideologią ukraińskich nacjonalistów. Per analogiam: gdyby ktoś chciał np. rozważać praprzyczyny zbrodni hitlerowskich, a zaczął od dojścia do władzy Hitlera, to popełniłby podstawowy błąd logiczny. Hitleryzm w jego zaistniałej nieludzkiej formie zaistniał na pożywce pangermanizmu, sączonego prawie od wieku dzieciom w szkołach oraz na darwinistycznej ideologii rasy panów i rasy niewolników, na relatywizacji pojęć dobra i zła, opisanych w pracach filozoficznych Friedricha Wilhelma Nietzsche’go.

 

„Słownik pojęć”, to podrozdział w „Tekach”. Hasło „Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów” zaczyna się od kalendarium jej założenia, jakie przeszła fazy rozwoju, rozłamu, itd., bez wzmianki o Dmytro Doncowie, twórcy ideologii ukraińskiego integralnego nacjonalizmu. Tym, czym dla hitlerowców była „Mein Kampf”, tym dla ukraińskich nacjonalistów była książka Dmytro Doncowa „Nacjonalizm”, wydana w roku 1926 (nie przetłumaczona na język polski). Szczegółowy opis ideologii Dmytro Doncowa znajdziemy w pracach Wiktora Poliszczuka. Autorzy „Tek”, aby nie być posądzonymi, że w ogóle nie wspominają o nacjonalistycznej ideologii OUN, na stronie 14. cytują nawet urywki z tzw. dekalogu nacjonalisty. I tu pierwsze kłamstwo, bo nazwa dekalogu brzmi: „dekalog ukraińskiego nacjonalisty”. W „Tekach” są cytaty z owego „dekalogu”. Punkt 7. Nie zawahasz się wykonać najniebezpieczniejszego czynu, kiedy tego wymaga dobro sprawy. JEST TO ŚWIADOME FAŁSZERSTWO DRA  GRZEGORZA MOTYKI, BO ÓW SIÓDMY PUNKT MA BRZMIENIE: Nie zawahasz się wykonać największego przestępstwa, jeśli tego wymagać będzie dobro Sprawy. Ukraińskie słowo „złoczyn” nie może być tłumaczone jako „najniebezpieczniejszy czyn”. „Złoczyn” znaczy przestępstwo i nie ma innych znaczeń. NASTĘPNE FAŁSZERSTWO TO PUNKT 8. „DEKALOGU”. W tłumaczeniu pana dra Grzegorza Motyki: 8. Nienawiścią i bezwzględną walką będziesz przyjmował wroga Twego Narodu. A POWINNO BYĆ: Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmować wroga Twojej Nacji. Podstęp znaczy „pidstup”, a walka znaczy „borotba” – pomylić te pojęcia może tylko ten Ukrainiec, który chce się pomylić. Dla obrazu całości ounowskiej „etyki” należałoby jeszcze zacytować pkt 10 „dekalogu”: 10. Będziesz dążyć do poszerzenia siły, chwały, bogactwa i przestrzeni Państwa ukraińskiego, nawet w drodze zniewolenia obcoplemieńców. Ten ostatni punkt to żywcem wzięta idea „Lebensraumu” z „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. I rzecz dziwna, bo zarówno Wiktor Poliszczuk, jak i Grzegorz Motyka powołują się na to samo źródło podające „dekalog”. Czytelnik „Tek” musi wybrać, który z wymienionych Ukraińców jest oszustem. Ja wątpliwości nie mam. Jest jeszcze trzeci autor – uczony, historyk, profesor uniwersytetu we Lwowie, obłożony anatemą dzisiejszych ukraińskich nacjonalistów, którzy w żadnej publikacji i na żadnej konferencji naukowej nie powołają się na jego prace, nie wspomną nawet jego imienia. Jest nim Witalij Masłowśkyj, autor m.i. książki „Z kim i przeciw komu walczyli nacjonaliści ukraińscy w latach II wojny światowej”. W książce wyraźnie jest udowodniony faszystowski charakter OUN-UPA i odpowiedzialność tych formacji za zbrodnie wojenne, popełniane wspólnie z Abwehrą, gestapo i SS. Ale nie tylko prawda historyczna jest przyczyną przemilczania tego ukraińskiego uczonego, a przede wszystkim to, że za tę książkę został we Lwowie zamordowany kilka miesięcy po jej ukazaniu się. To nie był przypadek, bo już wcześniej miała miejsce we Lwowie próba zamachu na prof. Witalija Masłowśkiego, która została udaremniona przez przechodniów. Musimy sobie zadać pytanie, czy uczciwy naukowiec na „banderowszczyźnie” nie będzie się zastanawiał, czy ogłaszać swoje wyniki badań, jeśli one nie pasują do dzisiejszych poglądów OUN, czy raczej instynkt samozachowawczy skłoni go do milczenia, lub kłamania. Możemy sobie zadać pytanie, czy na „banderowszczyźnie” w ogóle jest możliwy swobodny, naukowy dialog, tak jak u nas, gdzie nawet za polskie pieniądze, drukuje się w ukraińskim „Naszym Słowie” artykuły głoszące apoteozę UPA?

 

Dywizja SS „Galizien”. Dr Grzegorz Motyka poświęca tej dywizji dwie strony, ale z tekstu wcale nie widać zbrodniczości tej faszystowskiej  jednostki ukraińskiej na służbie hitlerowskiej. Na ten temat jest już bogata literatura, oparta głównie na niemieckich dokumentach (Niemcy sami siebie nie okłamywali) oraz ukraińskich, z czasów tworzenia dywizji. Opisy tworzenia dywizji SS „Galizien” publikowane przez inicjatorów jej powstania już po wojnie nie wnoszą nic nowego, raczej mają charakter usprawiedliwiania się z kolaboracji z hitlerowcami. Z dokumentów cytowanych przez Witalija Masłowśkiego przebija służalczość ukraińskich inicjatorów organizowania dywizji, pogarda Niemców dla Ukraińców i niedowierzanie im oraz głupota samych Haliczan, którzy już po bitwach stalingradzkiej i kurskiej, gdy potęga Niemiec została złamana, pchają się na front, by ginąć u boku niemieckiego faszyzmu „aż do zwycięstwa”. Niemcy woleli używać ukraińskich nacjonalistycznych oddziałów jako policyjnych do zwalczania partyzantki polskiej i radzieckiej na Białorusi i w Karpatach, słowackiej i jugosłowiańskiej, niż tworzyć z nich duże ugrupowania liniowe. Przede wszystkich nie dowierzali ukraińskim nacjonalistom, jak oni zachowają się w krytycznych momentach na froncie, zaś ukraińskie oddziały policyjne (było 5 pułków policji SS) Niemcy rozpraszali na dużym obszarze, pod różnymi komendami, by nie miały ze sobą kontaktu (do scalenia tych jednostek doszło tylko raz, pod Brodami). Jednostki te na bezpiecznych tyłach frontu zachowywały się zbrodniczo w stosunku do ludności cywilnej, co też Niemcom odpowiadało. W tym miejscu musimy powołać się na dwutomowe dzieło Władysława Siemaszko i Ewy Siemaszko. Dzieło to – jak pospolicie się je nazywa – „książka Siemaszków”, jest niepodważalnym dokumentem ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu. Książka została wydane 2 lata przed „Tekami”, a autorzy „Tek” tylko w jednym zdaniu mimochodem wspominają nazwiska autorów, nie wymieniając nawet w stopce tytułu pracy, by w żadnym miejscu „Tek” nie zaistniało słowo „ludobójstwo”. Fakt ten należy uznać jako tchórzliwą ucieczkę przed wymową argumentów, po to, by móc łatwiej uprawiać relatywizację zbrodni ukraińskich nacjonalistów. Na str. 1089 „książki Siemaszków” zaczyna się rozdział pt. „Zbrodnie niemiecko-ukraińskie”. To partnerstwo w popełnieniu zbrodni jest nierozdzielne, gdyż trudno ocenić która ofiara padła od kuli SS-mana niemieckiego, a która od ukraińskiego. Dr Grzegorz Motyka w ogóle nie wspomina o udziale ukraińskiej policji w likwidacji całych polskich wsi i żydowskich gett. W „książce Siemaszków” wspólne zbrodnie niemiecko-ukraińskie są usystematyzowane i wymienione w Tabeli 21. Brak podkreślenia w „Tekach” zbrodniczości ukraińskich SS-mańskich oddziałów jest spójne z ich heroizacją na Ukrainie zachodniej, co ma doprowadzić do uznania zbrodniarzy za kombatantów.

 

Udział Ukraińców w zwalczaniu powstania warszawskiego i mordowaniu ludności cywilnej Warszawy. Musimy tu przytoczyć dłuższy cytat ze str. 12 „Tek”: Znacznie bardziej złożona jest sprawa udziału Ukraińców w tłumieniu powstania warszawskiego. Jak pokazały badania Ryszarda Torzeckiego i Andrzeja A. Zięby, w czasie powstania nie było w Warszawie zwartych jednostek tej dywizji [chodzi o dywizję SS-„Galizien” – J.W.]. zbrodnie przypisywane Ukraińcom popełniły inne oddziały, w tym między innymi złożona z własowców brygada Bronisława Kamińskiego. Warszawiacy, w dużej mierze pod wpływem informacji o pogromach na Wołyniu, wszystkie cudzoziemskie jednostki walczące po stronie Niemiec określali jako ukraińskie. Przeciwko powstańcom Niemcy skierowali natomiast dwie kompanie ukraińskiego Wołyńskiego Legionu Samoobrony. Walczyły one najprawdopodobniej we wrześniu 1944 r. na Powiślu… Czy jednak w skład Legionu wchodziły wówczas dwie wspomniane kompanie, nie wiadomo.

     Niemcy po wybuchu powstania naprędce ściągali z frontu i służb tyłowych różne jednostki składające się z obcokrajowców, bo jak się słusznie spodziewali, bitwa o Warszawę będzie krwawa, toteż na ile to było możliwe, oszczędzali własnych żołnierzy kosztem międzynarodowej faszystowskiej zbieraniny. Stąd w tłumieniu powstania warszawskiego wzięli udział: Rosjanie, Azarowie, Turkmeni, Białorusini i Ukraińcy. Niech pan Motyka nie robi głupców z warszawiaków, którzy nie potrafiliby odróżnić gąb azerskich, czy turkmeńskich od innych, albo mowy rosyjskiej od ukraińskiej. W tej pracy interesują nas tylko Ukraińcy. Otóż oprócz czysto ukraińskiego Wołyńskiego Legionu Samoobrony (dwie sotnie, razem 400 ludzi), Ukraińcy wchodzili też w skład następujących jednostek: 209. Kozacki Batalion Schutzmannschaften, 3. Pułk Kozaków płk Bondarenki, dwa dywizjony kozackiej kawalerii, kozacki 572 Batalion Piechoty. Niektóre z tych oddziałów były mieszane, ukraińsko-rosyjskie. 34. policyjny pułk strzelecki posiadał dwa bataliony mieszane ukraińsko-niemieckie. Pod wodzą największego zbrodniarza Warszawy Oskara Dirlewangera służyli też Ukraińcy (oprócz niemieckich przestępców). Jednostka ta jest odpowiedzialna m.i. za mord 40 tys. cywilów na Woli. Własowców w powstaniu warszawskim nie było, gdyż Armia gen. Własowa zaczęła się tworzyć w listopadzie 1944 r., niech więc pan G. Motyka nie podrzuca Własowowi zbrodni ukraińskich. „Szlak bojowy” jednostek ukraińskich w powstaniu warszawskich zaznaczył się mordowaniem bezbronnej ludności cywilnej, z okrucieństwem, które nawet Niemców wprawiało w zdumienie. Literatura na temat powstania warszawskiego i tłumieniu go przez oddziały nieniemieckie jest dziś bogata i precyzyjnie skonfrontowana z niemieckimi źródłami, dlatego po prostu uważam, że nie ma sensu powoływać się na źródła, których już jest kilkaset, chociaż warto zaznaczyć, że najbardziej pouczające jest Muzeum Powstania Warszawskiego.

W tym miejscu warto zadać pytania dla ucznia. Np.: skąd takie barbarzyństwo oddziałów ukraińskich w tłumieniu powstania warszawskiego? Albo: czy Ukraińcy, biorący udział w tłumieniu powstania warszawskiego walczyli o samostijną Ukrainę?

 

Tworzenie legendy o UPA. W podrozdziale pt. „Ukraińska Powstańcza Armia” Autorzy „Tek” podają nieprawdę niemal od początku do końca rozdziału. Np. takie zdanie: W latach 1943-1944 w ramach antypolskiej akcji próbowała [UPA – J.W.] usunąć siłą Polaków z ziem uznanych za ukraińskie, co przerodziło się w masowe rzezie ludności cywilnej. UPA nic nie próbowała, UPA planowo, zgodnie z rozkazem dowódcy UPA Mikoły Łebedia, przystąpiła do rzezi bezbronnej polskiej ludności Wołynia. Rozkaz był krótki: natychmiast i jak najprędzej zakończyć akcję totalnego oczyszczenia ukraińskiego terytorium z ludności polskiej. Rozkaz ten winien być w „Tekach” zacytowany. Brzmienie tego rozkazu jest wiarygodne, bo pochodzi ze wspomnień „Tarasa Bulby” Borowcia – autentycznego twórcy UPA na Polesiu. Opis organizacji OUN-UPA na całym terytorium „banderowszczyzny” to zbędny balast w materiałach pomocniczych dla szkół.

Twierdzenie, jakoby UPA zwalczała administrację niemiecką jest wyssane z palca, bo ta administracja opierała się głównie na ukraińskich kolaborantach – przecież nie zwalczali sami siebie! Np. w dystrykcie „Galicja” w 1943 roku 346 wójtów i burmistrzów było Ukraińcami, a tylko 3 Polaków i 6 Niemców.

W opisie zmagań UPA z siłami wojsk NKWD po zajęciu zachodniej Ukrainy przez wojska sowieckie, nie jest podkreślony cel tej walki, wcześniej uzgodniony z Niemcami: sparaliżować tyły armii sowieckiej (bez żadnych koncesji dla Ukraińców!). W opisie klęsk poniesionych przez UPA w tej akcji brak jest informacji, że niedobitki UPA przeszły na spokojny teren, tj. do masywów leśnych w Polsce południowo-wschodniej, zamieszkałej w dużym stopniu przez Ukraińców, Bojków i Łemków. Wg nacjonalistycznych ideologów ukraińskich tereny te winne przypaść soborowemu państwu ukraińskiemu i dlatego należało je też „oczyścić” z „czużyńców”, czyli Polaków. Brak informacji w tym rozdziale o częściowym przegrupowaniu się UPA na teren Polski (w granicach już pojałtańskich) nie jest niedopatrzeniem dra Grzegorza Motyki, ale jego świadomą manipulacją, gdyż dzisiejsi banderofile utrzymują tezę, że UPA na terenach polskich zmobilizowała się w celach obronnych przed wywózkami Ukraińców do USRR i przed atakami Wojska Polskiego, jako akt zemsty za Wołyń. Jest to całkowite odwrócenie przyczyn i skutków, zaprzeczeniem dokumentom polskim, sowieckim i banderowskim, a przede wszystko faktom. Oto przykład wybrany z kilkudziesięciu podobnych: 6 sierpnia 1944 r., w niedzielę, napadła UPA na Baligród, mordując wychodzących z kościoła 41 osób. Wkrótce OUN wydała odezwę do Polaków, by opuścili te tereny pod groźbą śmierci. Wojska Polskiego jeszcze na tym terenie nie było, wywózek do USRR nie było. Natomiast zaczęło się ludobójstwo na wzór wołyński i to było przyczyną późniejszego wkroczenia Wojska Polskiego na te tereny, łącznie z akcją „Wisła”.

 

Ukraińska wierność i polskie wiarołomstwo. Dr Grzegorz Motyka we Wstępie na str. 5 pisze: W kwietniu 1920 r. rozpoczęła się polsko-ukraińska ofensywa na Kijów, jednak wobec kontrofensywy wojsk bolszewickich opanowanie stolicy Ukrainy nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Mimo to oddziały ukraińskie walczyły u boku armii polskiej aż do końca wojny polsko-bolszewickiej. Ostatecznie plany Petlury przekreśliło złamanie przez Polskę zobowiązań sojuszniczych i podpisanie traktatu pokojowego z Rosją Radziecką w Rydze. Przypomnijmy fakty: po zdobyciu Kijowa Józef Piłsudski wydał odezwę do Ukraińców, że Ukraina będzie krajem niezależnym i wojska polskie niebawem ją opuszczą. Z kolei Semen Petlura wydał odezwę do Narodu Ukraińskiego, by Ukraińcy wstępowali do armii ukraińskiej, której zadaniem będzie obronić nowopowstającą samostijną Ukrainę. Niestety, Petlura zdołał zgromadzić tylko ok. 20 tys. strzelców, podczas gdy całe 12. i 14. armie bolszewickie Tuchaczewskiego były armiami narodowościowo ukraińskimi. Podobnie konnica Budionnego częściowo składała się z Ukraińców. Reasumując, po stronie bolszewickiej, przeciwko samostijnej Ukrainie walczyło co najmniej 250 tys. Ukraińców, a za samostijną 20 tys. Umowa Piłsudski-Petlura składała się z pięciu punktów i w żadnym z nich nie było napisane, że Polacy mają własną krwią i wysiłkiem materialnym wywalczyć mniejszości ukraińskiej samostijną Ukrainę, wbrew woli większości Ukraińców. Po I w.ś. i po wojnie polsko-bolszewickiej Polska była krajem totalnie zniszczonym i wykrwawionym. Polska nie miała już sił i zasobów materialnych by walczyć o Ukrainę, o którą oni sami (w większości) walczyć nie chcieli i wybrali szczęście w Ukraińskiej Republice Radzieckiej. Pokój ryski był dla Polski jedynym rozwiązaniem, bo jak słusznie Polacy przewidywali, bolszewicy uporają się w końcu z Denikinem, Wranglem i Judeniczem, a wówczas na Polskę runie nie 6 (jak to było w roku 1920), ale 12 armii bolszewickich, a wtedy nie zdarzy się drugi „cud nad Wisłą”. Autorzy „Tek” tego nie rozumieją, bo jest im obce myślenie kategoriami polskiej racji stanu. Natomiast uczniowie w klasach licealnych winni już być uwrażliwiani na rozumienie pojęcia polska racja stanu – „Teki” im w tym nie pomogą.

 

Prawdy i półprawdy dotyczące 1939 roku. Zaczniemy od cytatu ze str. 5: We wrześniu 1939 r. wśród około miliona żołnierzy polskich było 106-112 tys. Ukraińców. Walczyli między innymi w bitwach pod Mokrą, na Pomorzu i nad Bzurą. Około 8 tys. zginęło w walkach, dwa razy tyle było rannych. Wielu odznaczono za odważną postawę na polu bitwy…Jest to prawda. Znakomita większość obywateli polskich narodowości ukraińskiej zgłosiło się do jednostek wojskowych po otrzymaniu karty mobilizacyjnej i na froncie wykazali się męstwem. O tym trzeba pamiętać, ale to była tylko jedna strona medalu. Druga jest następująca: nie wszyscy Ukraińcy postąpili lojalnie. Na stronie 6. czytamy: Po 10 września doszło do wystąpień – Ukraińcy napadali na polskich kolonistów, posterunki policji, rozbrajali żołnierzy polskich. I znowu kłamstwo. Nie tylko rozbrajali, ale mordowali pojedynczych żołnierzy i małe grupy, które zmierzały do granicy węgierskiej, czy rumuńskiej. Na ten temat jest już tak bogata literatura, że nie będę jej cytował. Następny cytat dotyczący 1939 roku: Deklarację lojalności wobec państwa polskiego złożyło wielu ukraińskich polityków. 24 sierpnia 1939 r. największa ukraińska partia polityczna, Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne, wezwała do powstrzymania się od akcji przeciwko Polakom. 2 września 1939 r., na ostatnim posiedzeniu sejmu, podobne oświadczenie złożył lider ukraińskiej reprezentacji w parlamencie, wicemarszałek Sejmu Wasyl Mudryj. Stwierdził on między innymi: „My, Ukraińska Reprezentacja Narodowa (…) oświadczamy, że obecnie nie czas na wzajemne spory polityczne i że decyzję powyższą wraz ze społeczeństwem ukraińskim w całej pełni wykonamy i poniesiemy wszystkie ofiary dla zwartej obrony Państwa”. 3 miesiące później Wasyl Mudryj wraz z Banderą i innymi ukraińskimi faszystami bierze udział w naradzie w gestapo w Krakowie. Wiemy czym interesowało się gestapo… Niestety, archiwa gestapo są jeszcze zamknięte przed historykami, dlatego nie znamy roli, jaką w owym czasie gestapo i nacjonaliści ukraińscy wyznaczyli Wasylowi Mudryjowi. Na wschodzie Polski wojska niemieckie były witane przez miejscową ludność ukraińską kwiatami. Współpraca ukraińskich nacjonalistów z hitlerowskimi Niemcami zaczęła się na długo przed II w.ś., głównie w dziedzinie wywiadu i przygotowania sabotażu.

 

Żonglowanie statystykami. Grzegorz Motyka na str 5: W granicach II RP znalazło się ponad 5 mln Ukraińców. Stanowili oni 16 proc. obywateli państwa polskiego. Twierdzenie to przeczy spisom powszechnym przeprowadzonym w Polsce: pierwszemu z 1921 r. (3.9 mln Ukraińców, tj. 14,3%), następnemu z 1931 r. (4.44 mln Ukraińców, tj. 13.9%) oraz wyliczeniu metodą procentów składanych na wrzesień 1939 r. (4.74 mln Ukraińców, tj. 13.7%). Wzrost bezwzględnej liczby Ukraińców w Polsce jest oczywisty. Natomiast zmniejszanie się procentowego udziału Ukraińców w Polsce to wynik deklarowania się małżeństw mieszanych polsko-niemieckich, polsko-żydowskich, polsko-ukraińskich i polsko-białoruskich jako narodowości polskiej oraz coraz częstsze deklarowanie się mieszkańców Podlasia i Białostockiego jako Polacy, z tych rodzin, które wcześniej deklarowały się jako „tutejsi” (jeszcze 707 tys. „tutejszych” w spisie z roku 1931).

 

Położenie Ukraińców w okresie II RP jako uzasadnianie późniejszych mordów. Grzegorz Motyka i Ryszard Torzecki na str 5: W praktyce stali się oni [Ukraińcy – J.W.] obywatelami drugiej kategorii. Doprowadziło to, jak zauważa Ryszard Torzecki, „do konsolidacji ruchu narodowego Ukraińców i do spotęgowania nastrojów nacjonalistycznych, kryjących w sobie groźną zapowiedź odwetu”. Tymczasem sami Autorzy „Tek” na innych stronach przyznają, że mniejszość ukraińska miała swoje organizacje kulturalne, polityczne (kilka partii), gospodarcze – prężnie rozwijającą się spółdzielczość, szkoły podstawowe, średnie i dostęp do wyższych uczelni na równi z innymi obywatelami. Wielu Ukraińców było naukowcami zatrudnionymi na polskich uczelniach (doc. Włodzimierz Kubyjowicz), inżynierami (prawie inż. Stefan Bandera), wyższymi dowódcami w Wojsku Polskim (płk Pawło Szandruk), że zacytujemy nazwiska tylko czołowych postaci wymienionych w „Tekach”.

 

Wywózki na Sybir w latach 1940-1941. Grzegorz Motyka na str. 6: W momencie wejścia armii sowieckiej [17 września 1939 r.] rozpoczęły się aresztowania pracowników polskiego aparatu państwowego, działaczy politycznych i społecznych (…) Represjami objęto w pierwszej kolejności Polaków, uznanych za najbardziej niebezpiecznych dla Związku Radzieckiego. Tysiące żyjących jeszcze świadków tamtych wydarzeń zgodnie stwierdza, że denuncjatorami Polaków i konwojującymi ich do pociągów na Sybir byli Żydzi i Ukraińcy. I dalej Autor pisze: W połowie 1940 r. nastąpiła zmiana sowieckiej polityki – większość działań represyjnych skierowano przeciwko Ukraińcom. Należy uściślić: przeciwko nacjonalistycznym działaczom ukraińskim. Gdy ukraińscy nacjonaliści spełnili swoje nikczemne zadanie względem Polaków, to przyszła kolej i na nich – taka już była sowiecka sprawiedliwość. Potem, już na Syberii, czy w Kazachstanie, wywiezieni tam nacjonaliści ukraińscy podawali się za Polaków, gdy była organizowana armia gen. Andersa. W ten sposób Polska uratowała ich od śmierci na nieludzkiej ziemi. Przykładem może tu być Stefan Onyszkewycz, brat Myrosława Onyszkewycza (ps. w UPA „Orest”), inicjatora i rozkazodawcy mordów na Polakach w południowo-wschodniej Polsce. Nie wierzę, by dr Grzegorz Motyka nie wiedział o roli, jaką w stosunku do Polaków spełnili nacjonaliści ukraińscy podczas pierwszej okupacji sowieckiej na ziemiach polskich i o ich uratowaniu przez gen. Andersa. Przemilczanie faktów, tak istotnych dla historii obu narodów, traktuję jako świadome fałszerstwo.

 

UPA walczyła ze swoimi dobroczyńcami? Grzegorz Motyka na str. 7: W lutym 1943 r. banderowcy zdecydowali się na rozpoczęcie zakrojonych na szeroką skalę walk partyzanckich skierowanych jednocześnie przeciwko Niemcom, Sowietom i Polakom. W lutym 1943 r. sowietów na „banderowszczyźnie” jeszcze nie było, dzień 2 lutego 1943 r. uważa się jako zakończenie bitwy stalingradzkiej. Nie mogli więc banderowcy walczyć z nieobecnym na ich terytorium wojskiem sowieckim. Z Niemcami banderowcy nie walczyli, bo to Niemcy dostarczali UPA broń i amunicję. Czy Niemcy dozbrajaliby UPA do końca swojej obecności na terenie Małopolski, gdyby UPA skierowała broń przeciwko nim? (były pojedyncze przypadki, że UPA sprzeciwiła się dostarczeniu Niemcom kontyngentów). Pozostali do walki (czytaj: do wymordowania) tylko Polacy, którzy w roku 1943 byli jeszcze niezorganizowani, niespodziewający się ataków, bezbronni.

 

Manipulacja datami i zamiana skutków z przyczynami. Grzegorz Motyka, str. 8: Z kolei mordów na Zamojszczyźnie (w 1943 r. zabito tam kilkuset przedstawicieli ukraińskiej społeczności), które zdaniem autorów ukraińskich sprowokowały OUN-UPA do akcji na Wołyniu, dopuszczono się już po rozpoczęciu wołyńskich czystek; przynajmniej po części były one odpowiedzią na poczynania banderowców. Pokrętny język, nie wiadomo o co chodzi. Należy wyjaśnić: 27 listopada 1942 r. Niemcy rozpoczęli akcję wysiedlania Polaków z Zamojszczyzny i osadzania tam rodzin niemieckich, tworząc tzw. pierwszy obszar osadniczy (wg planów i nomenklatury Heinricha Himmlera). Wywieziono ok. 100 tys. Polaków niezdolnych do pracy do obozów, a zdolnych do pracy na roboty do Niemiec, zaś dzieci wywieziono do Niemiec na zniemczenie. W pierwszym etapie akcji, na terenie 116 wsi, z których wyrzucono Polaków, Niemcy osiedlili kolonistów narodowości niemieckiej i nie przekraczającej kilkuset osób ukraińskiej. Oddziały BCh i AK przeciwstawiły się zbrojnie akcji wysiedlania Polaków, ale z powodu zaskoczenia i szczupłości własnych sił nie potrafiły jej zapobiec. Natomiast po zasiedleniu Zamojszczyzny Niemcami i Ukraińcami, polska partyzantka wybijała osadników. Czy Polacy byli w stanie odróżniać i traktować inaczej osadników niemieckich i ukraińskich, skoro jedni i drudzy byli uzbrojeni? Grzegorz Motyka nazywa to mordem na Zamojszczyźnie …przedstawicieli ukraińskiej społeczności (nie akcją antyukraińską). A czystki na Wołyniu, wg niektórych pisarzy ukraińskich miałyby być odpowiedzią na wydarzenia na Zamojszczyźnie. Widzimy tu, do jakiego absurdu doprowadza większość ukraińskich historyków usprawiedliwienie banderowskiego ludobójstwa, zapoczątkowanego na Wołyniu. Panu dr Grzegorzowi Motyce wydaje się, że to krętactwo i jego cel będą dla wszystkich nieczytelne. Mogą  natomiast być nieczytelne dla młodzieży, a może nawet dla niedociekliwych nauczycieli, do których są adresowane „Teki”.

 

Co ważniejsze przy ocenie banderowskiego ludobójstwa: rozkazy o wstrzymaniu mordów, czy praktyczna ich kontynuacja. Grzegorz Motyka, str. 8: Kres tej swoistej polsko-ukraińskiej wojnie położyło przejście Armii Czerwonej i włączenie spornych terenów do ZSRR. Nieprawda! Resztki mężczyzn (Polaków) zamieszkujących Kresy Wschodnie II RP zostało powołanych do tworzącej się Armii Polskiej. Gdy armia ta wyruszyła na front, kobiety, dzieci i starcy zostali zupełnie bezbronni, toteż banderowcy i ci Ukraińcy, którzy nie dali się zmobilizować do armii sowieckiej i poszli do lasu, przystąpili do dokończenia dzieła wymordowania resztek Polaków. Jedynym ratunkiem dla bezbronnej polskiej ludności okazały się dzieci i starcy, uzbrojeni przez sowietów (istriebitelnyje bataliony). Były to oddziały niewyszkolone i nieliczne, zdolne jedynie do obrony pozycyjnej miejscowości zamieszkania. Ale samo ich istnienie dla UPA i ukraińskich historyków było uzasadnieniem ich zwalczania – łącznie z dalszym paleniem i mordowaniem całych wsi. I dalej Autor pisze: 1 września 1944 r. dowódca UPA w Galicji Wschodniej, Wasyl Sidor „Szelest”, wydał rozkaz wstrzymujący „masowe antypolskie akcje”. Od tej pory wolno było jedynie atakować Polaków służących w sowieckiej milicji pomocniczej (w istriebitielnych batalionach). Przekazywanie rozkazu do oddziałów partyzanckich trwało kilka miesięcy, nie zawsze go przestrzegano (szczególnie było to widoczne na przełomie 1944 i 1945 r. w Tarnopolskiem). Po co Autor pisze o rozkazie, o którym wie, że albo on nie zaistniał, albo był drugi rozkaz: „kontynuować czystkę etniczną”. Najważniejsze w tej historii jest to, jakie były fakty. A fakty były takie, że UPA kontynuowała ludobójstwo na Polakach aż do ich zniknięcia z tych ziem. Usprawiedliwianie zbrodniarzy, że rozkazy szły powoli (łącznik na koniu jechał kilka miesięcy?!), jest nieudolną próbą usprawiedliwiania mordów na Polakach, mimo, iż wiadomym było, że na tej ziemi nie będzie już Polski. Odpadają więc „uzasadnienia” upowców i ich dzisiejszych apologetów, że OUN-UPA rozpoczęło „akcje przeciwpolskie”, aby na przyszłej konferencji wykazać, że nie może być państwa polskiego tam, gdzie w ogóle nie ma Polaków. W tej sytuacji zbadanie przyczyn kontynuacji ludobójstwa UPA nie leży już w gestii historyków, ale psychologów, zajmujących się dewiacjami zbrodniarzy.

 

Wybrane okruchy prawdy o współpracy podziemia poakowskiego z UPA jest zakłamaniem prawdy. Grzegorz Motyka, str. 8: …z czasem doszło do zmiany taktyki UPA wobec Polaków. Jej wyrazem były między innymi porozumienia pomiędzy podziemiem poakowskim a UPA zawarte na przełomie kwietnia i maja 1945 r. w województwach lubelskim i rzeszowskim, które doprowadziły do ograniczenia liczby ofiar. W województwie lubelskim porozumienie przetrwało do 1947 r. i zaowocowało nawet paroma wspólnymi akcjami przeciwko nowym, komunistycznym władzom. Przedstawmy pokrótce  historię prób czynionych przez polskie podziemie, zmierzające do negocjacji z UPA. Po rozpoczęciu przez UPA straszliwych mordów na Wołyniu, dowództwo akowskie szukało kontaktów z dowództwem UPA, celem wykazania Ukraińcom bezsensu tej drogi, jaką obrali, tym bardziej, że strona polska wstrzymywała się od akcji odwetowych. Dowódca Okręgu AK Wołyń płk Kazimierz Bąbiński „Luboń”, by zapobiec odwetowym odruchom Polaków, 22 kwietnia 1943 r. wydał rozkaz: „Zakazuję stosowania metod, jakich stosują ukraińskie rezuny. Nie będziemy w odwecie palili ukraińskich zagród lub zabijali ukraińskich kobiet i dzieci. Samoobrona ma bronić się przed napastnikami lub atakować napastników, pozostawiając ludność i jej dobytek w spokoju”. Obie strony ustaliły, że do dowództwa UPA uda się przedstawicielstwo wołyńskiego delegata rządu RP Kazimierza Banacha. 7 lipca 1943 r. wyruszyli: por. Zygmunt Jan Rumel, por. Krzysztof Markiewicz i przewodnik Witold Dobrowolski. Polscy delegaci dotarli do dowództwa UPA i po wstępnych rozmowach, w dniu 10 lipca, po bestialskich torturach zostali rozerwani końmi i poćwiartowani. Doprowadziło to do dłuższej przerwy w poszukiwaniu kontaktów.

Następne kontakty między AK a OUN miały miejsce we Lwowie, ale bez rezultatów. Z zeznań nacjonalistów ukraińskich na NKWD wynika, że ze strony ukraińskiej były to rozmowy sondażowe, lub zmierzające do oświadczenia przez stronę polską o rezygnacji z Kresów Wschodnich na rzecz Ukrainy. Rozmowy te nie doprowadziły do żadnych wniosków, gdyż nacjonaliści ukraińscy mieli względem Polaków takie plany, jakie zostały zrealizowane, tzn. ludobójstwo. W roku 1944 wrócono do rozmów polskiego podziemia z OUN i ustalono zasady „uspokojenia terenu”, nad czym miały czuwać obie strony na terenach zamieszkałych przez daną większość, odpowiednio: polską czy ukraińską. Strona ukraińska nie dotrzymała żadnych uzgodnień!

W okresie poakowskim organizacja „Wolność i Niezawisłość” w swoich raportach donosiła o działalności „band UPA”. Są to suche raporty podające ilości zamordowanych Polaków, spalonych wsi itp. Nigdy nie doszło do rozmów kierownictw WiNu z OUN-UPA. Nie ma śladu, by któraś ze stron szukała takiego kontaktu. Były uzgodnienia lokalnych dowódców podziemia polskiego i ukraińskiego. Na takie uzgodnienia kierownictwo WiNu dało zezwolenie, skoro one miałyby zmierzać do zmniejszenia ofiar. OUN-UPA dążyło do zawierania takich umów na obszarach, gdzie polskie podziemie zbrojne było silne, zdolne do obrony i odwetu. Ponieważ po roku 1945, NKWD, KBW i UB w pierwszej kolejności zwalczało polskie podziemie, doprowadzało to do przewagi podziemia upowskiego. Wówczas UPA nie dotrzymywała umów wcześniej zawartych i mordowała Polaków wg następującego schematu: najpierw porywano w miejscowości polsko-ukraińskiej polskich przywódców, co dezorganizowało samoobronę, a potem następował atak na miejscowość i rzeź Polaków. Właśnie taki scenariusz UPA przewidziała dla Pawłokomy. Upowcy porwali 6 Polaków z samoobrony, którzy zostali zamordowani i pochowani w nieznanym dotychczas miejscu. Wtedy nastąpił uprzedzający atak polskiego podziemia i rozstrzelano kilkudziesięciu mężczyzn narodowości ukraińskiej. Zezwolenie dzisiejszych władz RP na odsłonięcie tablicy pamiątkowej z 365 nazwiskami ofiar (w tym kobiet i dzieci) jest przykładem polskiej głupoty – polskie władze uległy żądaniom Ukraińców i nie przeprowadziły ekshumacji zwłok. Ukraińcy wiedzieli dobrze o tym, że w tej polskiej akcji odwetowej oszczędzono kobiety i dzieci, dlatego sprzeciwili się ekshumacji, która wykazałaby inne rozmiary i charakter odwetu. To całe zakłamanie wokół Pawłokomy doprowadziło do tego, że mieszkańcy Pawłokomy totalnie zbojkotowali uroczystość, która w zamierzeniu prezydentów Polski i Ukrainy miała mieć charakter wzajemnego wybaczenia i pojednania, a stała się następną ością niezgody. Autorzy „Tek” również poruszają historię Pawłokomy, ale w banderowskiej interpretacji.

Dzisiejsi banderofile starają się usytuować OUN-UPA i podziemie poakowskie na jednej, antykomunistycznej platformie. Ma to na celu zasypanie przepaści moralnej między WiNem i OUN-UPA. Tymczasem antykomunizm w OUN-UPA przestał odgrywać rolę, gdy chodziło o okrojenie państwa polskiego z powiatów: hrubieszowskiego, zamojskiego, jarosławskiego, przemyskiego i sanockiego i przyłączenia tych ziem do USRR. W tej sprawie występował dwukrotnie Chruszczow. Raz w „Prawda Ukrainy” z dnia 6 marca 1944 r., a wcześniej, jako I sekretarz KC WKP(b) Ukrainy, na posiedzeniu Rady Najwyższej Ukraińskiej SRS powiedział m.i.: „Naród Ukraiński będzie się domagał włączenia do ukraińskiego państwa sowieckiego rdzennie ukraińskich ziem, jakimi są Chełmszczyzna, Hrubieszów, Zamość, Tomaszów i Jarosław”. Hipoteza, że były to wystąpienia uzgodnione z OUN-UPA czeka na zbadanie.

 

Jak dr Grzegorz Motyka zaniża liczby polskich ofiar banderowskiego ludobójstwa i obciąża Polaków ukraińskimi ofiarami Służby Bezpeky UPA. W podrozdziale Liczba ofiar konfliktu polko-ukraińskiego na str. 13 pisze: według najbardziej prawdopodobnych danych w latach 1943-1948 zginęło 80-100 tys. Polaków (…) Po stronie ukraińskiej poniosło śmierć 15-20 tys. osób. Większość z nich – 10-12 tys. zginęło na ziemiach powojennej Polski. Przede wszystkim polskie ofiary należy liczyć już od 1939 roku, gdy Ukraińcy rozbrajali i mordowali pojedynczych polskich żołnierzy, o czym już pisaliśmy. „Praca Siemaszków” obejmuje tylko Wołyń, gdzie udokumentowano ok. 70 tys. morderstw na Polakach. Gdy chodzi o następne województwa wschodnie II RP, to ukazały się trzy następne prace, obejmujące dawne województwo lwowskie (40 tys. ofiar), tarnopolskie (45 tys. ofiar), stanisławowskie (23 tys. ofiar), a w opracowaniu jest województwo lubelskie (ok. 12 tys. ofiar). Razem 190 tys, ofiar. Jest to granica dolna ofiar, bo jak znaleźć świadków mordu, gdy cała wieś zniknęła z powierzchni ziemi i nikt się nie uratował? Gdy pan Grzegorz Motyka pisał „Teki”, to już od dwóch lat na półkach księgarskich leżała „książka Siemaszków”, wykazująca 70 tys. ofiar. Czy Autor „Tek” miał prawo napisać, że 70-100 tys. Polaków zostało zamordowanych? Czy przy dolnej granicy 70 tys. miałoby to oznaczać, że nikt nie zginął w pozostałych województwach poza wołyńskim? Ta tendencja banderofilów do zaniżania ofiar banderowskiego ludobójstwa przewija się na każdej konferencji naukowej.

Z kolei Autor w ogóle nie analizuje jak doszło do ofiar narodowości ukraińskiej. Tymczasem w wymienionych pracach są przedstawione dowody na to, że ofiary ukraińskie w większości pochodzą od egzekucji dokonywanych przez Służbę Bezpeky UPA na rodakach, za: ukrywanie Polaków, powiadamianie Polaków o mającym nastąpić ataku, niewywiązywanie się z dostaw produktów dla UPA, dezercji syna z szeregów UPA (ginęła cała rodzina, a dom był palony), itp. Literatura wspomnieniowa polska i ukraińska jest pełna opisów tych wydarzeń i nie będzie tu cytowana.

 

Symetria Umów Republikańskich. Na str. 9 Autor pisze: We wrześniu 1945 r. rozpoczęły się przymusowe wysiedlenia [Ukraińców z Polski – J.W.]. Prowadziły je jednostki Wojska Polskiego, które często stosowały brutalny terror. Również wysiedlenia Polaków z Ukrainy miały tragiczny przebieg, choć środki nacisku były inne – starano się tam między innymi prowokować UPA do antypolskich wystąpień, represjonowano polską inteligencję. W Umowach Republikańskich jest powiedziane o dobrowolności opuszczania przez mniejszość zamieszkującą jeden kraj do kraju drugiego. Zasada ta objęła Litwinów, Białorusinów i Ukraińców, którzy w ramach tych umów mogli wyjeżdżać do „swoich” republik. Ukraińcy zgłaszający się do wyjazdu z Polski na sowiecką Ukrainę byli mordowani przez UPA jako zdrajcy. Stąd zahamowanie procesu wyjazdów. UPA tworząc rebelię w granicach już „pojałtańskiej” Polski, sprowokowała aneks przedłużający okres „repatriacyjny”. Mniejszość ukraińska w Polsce stanowiła ostoję dla UPA: żywiła UPA, dawała im schronienie, budowała bunkry, magazyny broni i żywności, podziemne szpitale, najczęściej pod wiejskimi chałupami, pełniła role łącznikowe, stanowiła rezerwuar ludzki dla UPA. Wsie ukraińskie na terenie dzisiejszej Polski, w oparciu o doświadczenia UPA z Małopolski Wschodniej były zorganizowane w tzw. „Kuszczowe Widdiły”, czyli oddziały terenowe, które wspomagały UPA w zaopatrzeniu, łączności i akcjach bojowych, czyli mordach. Spowodowało to wymuszenie na Ukraińcach wyjazdów z Polski na Ukrainę. Spokojnej ludności litewskiej i białoruskiej nie tylko nie wysiedlano przymusowo, ale stworzono tym mniejszościom dogodne warunki rozwoju szkolnictwa i organizacji narodowych. Wymysłem Autora jest twierdzenie, że ktoś prowokował „UPA do antypolskich wystąpień”. UPA nigdy nie trzeba było prowokować do mordów, gdyż mord stanowił ich program! UPA dalszym mordowaniem Polaków na terenach wschodnich II RP, utraconych w wyniku umów jałtańskich powodowała paniczną ucieczkę Polaków do Polski, często tak jak stali. Proszę zwrócić uwagę na to, jak Autor usprawiedliwiająco UPA opisuje repatriację Polaków, natomiast Polskie Wojsko, które zapewniało zabranie majątku ruchomego i bezpieczeństwo transportu, było oczywiście brutalne. Opuszczone ukraińskie wsie UPA paliła. Natomiast Ukraińcy repatriowani z Polski na Ukrainę zajmowali tam nietknięte zabudowania po Polakach (jeśli wcześniej nie zostały przez UPA spalone). Autor w dalszej części wywodów odwraca przyczyny i skutki, cytuję: …to wysiedlenia pchały ludzi do UPA, a nie działalność UPA zmuszała władze do wysiedleń.

 

Nareszcie prawda! Autor przystępując do opisu akcji „Wisła”, na str. 9 zamieszcza podstawową informację: Niewątpliwie UPA dążyła do okrojenia terenów Polski i władze państwa polskiego miały obowiązek ją zwalczać. Kto to więc dążył do okrojenia państwa polskiego, spokojna ukraińska ludność wiejska? Jakimi metodami ta ludność chciała okroić państwo polskie? W tym miejscu aż prosi się pytanie dla ucznia: „będąc we władzach kraju, jak reagowałbyś na informację, że UPA dąży do oderwania od Polski części jego terytorium?” Należałoby tu jeszcze zacytować wystąpienia Nikity Chruszczowa w sprawie przyłączenia do USRR przygranicznych polskich powiatów, o czym już była mowa. Ze względu na niedostępność dla polskich badaczy archiwów ukraińskich, nie ma możliwości dotarcia do najtajniejszych dokumentów świadczących o kontaktach NKWD z OUN-UPA, a takie dokumenty muszą się znajdować. Wiktor Poliszczuk napisał znamienne zdanie: „gdyby nie operacja Wisła łącznie z przesiedleniem i rozproszeniem ludności ukraińskiej na Ziemiach Odzyskanych, to mielibyśmy dziś w Bieszczadach Kosowo”. Taki pogląd potwierdzają wydarzenia po operacji „Wisła”, gdy banderowcy próbowali kilkakrotnie odbudować struktury OUN-UPA w lubelskim, na Mazurach, na Dolnym Śląsku, co zostało udaremnione poprzez agenturę zainstalowaną przez UB wśród Ukraińców. Na temat akcji „Wisła” odbyło się już kilka konferencji naukowych i pseudonaukowych (z niedopuszczeniem autorów mających zdanie inne niż „politycznie poprawne”), dlatego temat ten zostanie podsumowany przemyśleniem Wiktora Poliszczuka: „Należy zgodzić się z twierdzeniem, że pod względem wojskowym niemożliwym było zlikwidowanie politycznych i zbrojnych struktur OUN-UPA bez wysiedlenia ludności ukraińskiej z terenów, objętych działaniem tych struktur, o czym przekonuje autorytatywna opinia uczestnika walk OUN-UPA, ukraińskiego nacjonalistycznego działacza i historyka, Łewa Szankowśkiego, który napisał: <<Walka zbrojna UPA oraz podziemie OUN w Przemyskiem, jak również na całej zacurzońskiej Ukrainie, została powstrzymana nie dlatego, że była taka lub inna przewaga sił zbrojnych wroga. Została ona wstrzymana dlatego, że zabrakło szerokich mas ludowych, które tę walkę popierały i w ten lub inny sposób w niej uczestniczyły. Kiedy wysiedlono z Zacurzonia prawie wszystkich Ukraińców, jednych do ZSRR, innych na północne i zachodnie regiony Polski, oddziały UPA oraz podziemie OUN nie mogły dalej istnieć, były one zmuszone opuścić to terytorium. *Łew Szankowśkyj: „Diji UPA i ukrajinśkoho zbrojnoho pidpillia na tereni Peremyszczyny 1944-1947>>”. I znowu pytanie dla ucznia: Jeśli akcja „Wisła” ustabilizowała życie w południowo-wschodniej Polsce, czy należy ją potępiać?

 

Tablica synchroniczna w „Tekach” ma za zadanie sytuować w czasie istotne wydarzenia w latach 1939-1947 na arenie międzynarodowej, w Polsce i na Ukrainie. Niestety, znowu historia Ukrainy jest sprowadzona OUN-UPA. Można to nazwać tylko upowską megalomanią Autorów. Zatrzymajmy się dla przykładu przy dacie 25 stycznia 1946 r.: pacyfikacja wsi Zawadka Morochowska przez oddziały WP. Słowo „pacyfikacja” w Encyklopedii II Wojny Światowej jest formułowane pod hasłem „okupacja hitlerowska w Polsce”. Są tam opisy pacyfikacji polegającej na mordowania przez Niemców całych polskich wsi, jeśli padło podejrzenie o współpracę z polską partyzantką. Jak to się ma do wydarzeń w Zawadce Morochowskiej? Z publikacji [20] dowiadujemy się, że Zawadka Morochowska w 1944 r. była zamieszkana przez ok. 255 osób, z czego jedna 4-osobowa rodzina polska. Dalej cytujemy strony 967, 968:

 

24 stycznia 1946 roku, przechodzący obok wsi oddział z 34 pp. 8 DP został ostrzelany z broni maszynowej przez banderowców. Zostało rannych 4 żołnierzy, jeden z nich zmarł. Wtedy żołnierze otworzyli zmasowany ogień z broni maszynowej i moździerzy do uciekających ludzi do lasu. Wśród uciekających z bronią banderowców było również wiele osób cywilnych. Wg źródeł ukraińskich miało wtedy zginąć 70 osób. Wśród nich były niestety kobiety i dzieci. 30 kwietnia 1946 roku mieszkańcy Zawadki Morochowskiej zostali wysiedleni na wschód. Wieś została spalona i już nie istnieje. Tu aż się prosi o pytania dla ucznia: 1. Co mieli robić polscy żołnierze, gdy ze wsi otrzymali ogień z karabinów maszynowych? 2. Czy w oparciu  o definicję „pacyfikacji” z Encyklopedii II W.Ś. otwarcie ognia przez polskich żołnierzy było pacyfikacją wsi Zawadka Morochowska? Natomiast do Autorów „Tek” należy skierować pytanie, czy sięgnęli do archiwów wojskowych, by wydobyć raport z przebiegu działań 8 DP w dniu 24 stycznia 1946 r.? Jeśli tego nie zrobili, to są dyletantami, a jeśli zbadali ten raport, to dlaczego o nim nie wspominają, tylko przyjmują jako jedynie słuszną banderowską wersję wydarzeń?

 

W rozdziale zatytułowanym „Wybór źródeł”, mamy do czynienia z wyjątkowymi manipulacjami. Oto przykład ze str. 29: 1946 – Rozkaz dowódcy UPA na Pogórzu Przemyskim i w Bieszczadach mjr. Wasyla Mizernego „Rena”[…] przypominam, że nakazane w poprzedniej instrukcji chwytanie i zwalnianie żołnierzy wrogich armii, nie będących indywidualnie odpowiedzialnymi za przestępstwa przeciwko ukraińskiej ludności – jest obowiązkiem… W dalszej części tego rozkazu uzasadnia się, jakie to ma znaczenie propagandowe, że jeńca nie należy terroryzować itp. W stopce jest wyjaśnienie, że rozkaz ten pochodzi z akt śledztwa przeciwko Mirosławowi Onyszkiewiczowi. Poniżej pytania dla ucznia: 1. Jaki to rodzaj źródła? 2. Określ, w jaki sposób nakazywano traktować jeńców, którzy dostali się do niewoli UPA? Wykorzystując wiedzę źródłową i pozaźródłową, odpowiedz, co było przyczyną takiej dyrektywy. Zestawmy wspomniany rozkaz „Rena” z rozkazem Myrosława Onyszkewycza, dowódcy UPA na terenie Polski, a więc i przełożonego „Rena”: Oto jego wyjątki:

 

Ściśle tajne   Sława Ukrainie

 

Rozporządzenie lokalne

 

Rozkazuję Wam niezwłoczne przeprowadzenie czystki swojego rejonu z elementu polskiego oraz agentów ukraińsko-bolszewickich. Czystkę należy przeprowadzić w stanicach słabo zaludnionych przez Polaków. W tym celu stworzyć przy rejonie bojówkę złożoną z naszych członków, której zadaniem byłaby likwidacja wyżej wymienionych. Większe nasze stanice będą oczyszczone z tego elementu przez nasze oddziały wojackie nawet w biały dzień […] Oczyszczenie terenu musi być zakończone jeszcze przed naszą Wielkanocą, żebyśmy świętowali ją już bez Polaków […] Przesyłajcie mi szczegółowe informacje na temat czystki, jaka prowadzona jest na Waszym terenie […] Informacje szczegółowe o ruchach Polaków i ich ewakuacji z naszych terenów. Prowadźcie z nimi twardą, bezpardonową walkę. Nikogo nie oszczędzać, nawet w przypadku małżeństw mieszanych wyciągać z domów Lachów, ale Ukraińców i dzieci w tych domach nie likwidować. Przypominam jeszcze raz, że musi to być wykonane jeszcze przed naszymi świętami. Powyciągać całą broń, a także amunicję, bo jest teraz potrzebna. Niech broń ta nie leży na strychach. Jest przecież rewolucja i w całym kraju osiąga ona wysoki stopień.

 

Wydobyć broń   Śmierć Polakom

Postój, 6 kwietnia 1944 roku.

 

  Sława herojom! Orest. Karat (-).

Powyższy rozkaz też pochodzi z akt śledztwa przeciwko Myrosławowi Onyszkewyczowi. W oparciu o ten rozkaz należałoby postawić uczniom pytania takie, jak powyżej. Jest więcej niż pewne, że odpowiedzi byłyby różne. Cała manipulacja z niestosowanym rozkazem „Rena” bierze się stąd, że upowcy w okrutny sposób mordowali polskich żołnierzy wziętych do niewoli. Nie jest znany przypadek zwolnienia polskiego jeńca, wobec tego Autor cytuje ten rozkaz, który robi wrażenie inne niż była rzeczywistość. Gdyby Autor napisał prawdę o mordowaniu polskich jeńców, to nie spełniłby roli wybielacza ludobójstwa UPA, a taką rolę sobie wyznaczył, lub mu ją wyznaczono.

W „Wyborze źródeł” na str. 30 jest relacja Wasyla Soniaka o wymordowaniu 9 lipca 1946 r. ludności ukraińskiej we wsi Terka w powiecie leskim przez żołnierzy z 36. komendantury WOP stacjonującej w Wołkowyi. Relacja ta bardzo obciąża honor Wojska Polskiego i jest we wszystkim sprzeczna z relacjami opisanymi w cytowanej już publikacji [20] na str. 409 i 410 gdy chodzi o Terkę i str. 415 i 416 gdy chodzi o Wołkowyję. Z relacji cytowanej w „Tekach” wynika, że Wasyl Soniak był małym chłopcem, gdy 8 lipca 1946 r. żołnierze WOP zabrali ludzi z Wołkowyi na 2 wozy, zawieźli ich do Terki i tam wystrzelali. Chłopiec ocalał, a relację jego spisał ounowiec, prowidnyk Stefan Golasz „Mara”. W stopce jest uwaga, że ta relacja jest opublikowana przez Wasyla Soniaka w „Moje Bieszczady” w zbiorze pt. „Europa nie prowincjonalna”; czyli: Soniak jako dziecko przekazuje relację rizunowi, ten ją spisuje, a potem Soniak tę swoją relację otrzymaną od rizuna publikuje jako dokument. Tylko pogratulować recenzentom „Tek”! Ale to nie wszystko: Soniak, żeby uwiarygodnić swoją relację opisuje szczegóły, takie jak to, że żołnierz, który dokonywał mordu, zużył 3 magazynki-dyski, wystrzeliwując je jeden za drugim do ludzi zebranych w wiejskiej izbie (potem jeszcze rzucał granaty do tego pomieszczenia). Każdy, kto otarł się o wojsko wie, że WP używało w owym czasie pepesze wojennej produkcji radzieckiej i po  ciągłym wystrzeleniu trzech dysków, lufa automatu byłaby do wyrzucenia. Kłamstwo w szczegółach podważa relację.

W stopce pod tą relacją jest jeszcze uwaga głównego redaktora „Tek”, dra Grzegorza Motyki, którą musimy zacytować w całości, jako konfrontację z publikacją [20]: w Terce zginęły 33 osoby. Była to jedna z wielu rzezi [w tym przypadku „rzeź”, a nie np. „akcja przeciwukraińska” – J.W.] mających na celu zmuszenie Ukraińców do wyjazdu do ZSRR. Nieodzowny komentarz w tym miejscu jest taki: ponieważ opisane wydarzenie miało miejsce 8 lipca 1946 r., a 15 czerwca 1946 r. została zakończona akcja przesiedleńcza do ZSRR, to WP nie mogło terroryzować Ukraińców do wyjazdu, bo już od miesiąca nie kompletowano transportów. Dalej Grzegorz Motyka: Ocenia się, że w latach 1945-1947 na ziemiach dzisiejszej Polski zginęło 6-7 tys. Ukraińców, w większości cywilów. Z rąk UPA w tym czasie zginęło do 3 tys. Polaków. Bezpośrednią przyczyną masakry w Terce było zabicie tam przez UPA Polaka i Ukraińca, oskarżonych o współpracę z władzami. Kilka dni później UPA przeprowadziła odwetowe uderzenie na Wołkowyję, próbując zniszczyć tamtejszy garnizon WOP. Relacja chłopca pochodzi z raportu prowidnyka nadrejonu „Beskid”, Stefana Golasza „Mara”, od października 1945 do lipca 1947 r. prowidnyka nadrejonu „Beskid” I Okręgu OUN. Oddajmy głos autorom pracy [20] (pomijając opisane tam mordy dokonane na Polakach przed lipcem 1946 r.): „6 lipca 1946 roku, zostało zamordowanych 4 Polaków i 1 Ukrainiec, za to, że odmówił wstąpienia do UPA i udziału w mordowaniu Polaków. 12-15 NN [liczby w tej książce pod nazwą miejscowości wskazują kolejność zamordowanych mieszkańców poczynając od 1939 r. – J.W.], 16. Martyniuk Dymitr Ukrainiec. 9 lipca 1946 roku, zostało uprowadzonych przez bojówkarzy UPA, 3 mieszkańców wsi, których następnej nocy znaleziono powieszonych na drzewach we wsi. Wszyscy mieli rozbite głowy: 17. Gankiewicz Jan, 18. Łoszy Michał, 19. Łoszy Jerzy, syn Michała. 12 lipca 1946 roku, bojówkarze SB-OUN zamordowali 3 Ukraińców za to, że sprzyjali Polakom i odmówili brania udziału w ich mordowaniu: 20-22 NN Ukraińcy (jednego zastrzelono, dwóch powieszono). W nocy, z 14 na 15 lipca 1946 roku podczas napadu sotni UPA na wieś Wołkowyję, zostali zamordowani mieszkańcy Terki, którzy tam w tym czasie przebywali: 24 Jarzyna Franciszek, 25. Ławer Michał, 26. Pasławski Franciszek. Publikacje: sześć, świadkowie: trzech.

Podsumujmy: W Terce od początku wojny zostało zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich: 17 Polaków, 4 Żydów i 5 Ukraińców.

Podobny rachunek musimy przeprowadzić dla wsi Wołkowyja, z uwagi na tekst Grzegorza Motyki zamieszczony w stopce. Sięgamy do publikacji [20], str. 415 i wymieniamy morderstwa UPA zaczynając od lipca 1946: „W nocy z 14 na 15 lipca 1946 roku, podczas napadu sotni UPA z kurenia „Rena” na placówkę WOP, zostało spalonych 15 polskich gospodarstw oraz zamordowanych 2 żołnierzy i 36 mieszkańców wsi, Polaków: 5-6. NN żołnierze WP, 7. Falik Stanisław, 8. Muszyński Józef, 9. Pacławska Rozalia, ur. 1925 r., 10. Piątkowski Jan, 11. Wójcik Aleksander, 12. Jarzyna Franciszek, s. Jana ur. 1920 r. milicjant, 13. Pasławski Franciszek, s. Jana, ur. 1903 r. milicjant, 14. Pasławski Franciszek s. Antoniego ur. 1918 r. milicjant, 15-42. NN. Czyli wg pana Motyki UPA napada na placówkę WOP, a giną prawie sami cywile i płoną ich domy? W lipcu 1946 roku, bojówka SB-OUN przeprowadziła pokazowy proces i wykonanie kary śmierci na 4, tzw. „nieposłusznych” Ukraińcach za to, że rzekomo współpracowali z polską władzą. Ofiary wyroku zostały położone na drewnianych ławach, które przecięto razem z nimi piłami stolarskimi. 43-46 NN Ukraińcy. W nocy, z 1 na 2 grudnia 1946 roku, na polskie zagrody dokonała napadu sotnia „Burłaka”, zamordowała 15 osób, w większości kobiety i dzieci: 47-61. NN  … Pozostałe polskie domy zostały spalone. Ocalałą ludność polską, pod ochroną żołnierzy WOP, przesiedlono do Leska. Polacy, mieszkańcy Wołkowyi, powrócili do swoich domów dopiero w drugiej połowie 1947 roku, po rozbiciu band UPA i wysiedleniu pozostałych tu Ukraińców, w ramach operacji „Wisła”. Publikacje [będące podstawą danych – J.W.]: siedem, świadkowie: jeden.

 

Podsumujmy: w Wołkowyi od początku wojny nacjonaliści ukraińscy zamordowali 58 Polaków i 4 Ukraińców.

 

Teraz należy zestawić to, co „wyjaśnił” w stopce dr Grzegorz Motyka, z relacjami zebranymi w sposób naukowy w pracy [20]. Widać wyraźnie woluntaryzm Autora „Tek” w rzucaniu cyfr, a przede wszystkich podstawowa sprawa: uznawanie Polaków zamordowanych przez UPA jako ofiary Wojska Polskiego dokonane na Ukraińcach! Wprawdzie Autorzy „Tek” nie znali publikacji [20] z roku 2006, ale widać wyraźnie technikę kłamstw Autorów „Tek”, przy pomocy których „doszli” do ilości zabitych Ukraińców i Polaków. U dołu tej stronicy są pytania dla ucznia: 1. Jaki to rodzaj źródła? 2. Po przeanalizowaniu tekstu oraz przypisu powiedz, kto przeprowadził akcję w Terce; czy była ona częścią akcji „Wisła”?

Inteligentny uczeń na pytanie 1. odpowie, że źródło informacji pochodzące od bandyty (chodzi o prowidnyka), lub od bandyckiej organizacji może być miarodajne tylko po jego wnikliwym, kryminologicznym zbadaniu. W przeciwnym wypadku, źródło niezbadane należy potraktować jako manipulację zmierzającą do wybielenia się zbrodniarzy. Drugie pytanie zawiera w sobie sprytnie zaimputowane uznanie relacji chłopca za wiarygodną, chociaż inteligentny uczeń będzie miał wątpliwości: jeśli żołnierze zamierzali zamordować te osoby wiezione na furmankach, to dlaczego nie dokonali tego w Wołkowyi. Jeśli jednak z jakichś względów woleli tych Ukraińców zabić w Terce, to dlaczego ich nie popędzili z Wołkowyi do Terki (odległość 6 km), tylko postarali się o podwody. A może było całkiem inaczej, np. ci ludzie byli ranni i wojsko wiozło ich do lekarza, który był w Terce? Wojsko nie dobijało nawet rannych upowców, opatrywano im rany, zawożono do szpitala, a potem do więzienia, celem wydobycia informacji. Dlaczego w stosunku do kobiet  i dzieci mieliby zachować się inaczej, wbrew wyraźnym rozkazom?

 

Powróćmy do akcji „Wisła”, bo Autorzy wracają do tego tematu w kilku miejscach. Np. na str. 33 jest cytowana relacja Jewhena Czubińskiego, który w trakcie przesiedlenia miał 6 lat. Oto wyjątek: …Ludzie brali ze sobą co kto miał, ale było tego niewiele, bo konie, krowy, lepsza odzież zostały już zrabowane przez Polaków. Ludzie szli jedynie z tłumoczkiem w rękach albo na plecach… Nieprzeciętne kłamstwo. Którzy Polacy rabowali Ukraińców? Cywile, czy wojskowi? Cywile nie mogli, bo ich nie było w ukraińskich wsiach, a jak byli to w zdecydowanej mniejszości, niezdolnej do akcji rabunkowej na większości, przy czym Polacy też byli wywożeni w ramach akcji „Wisła”, a wywożony nie rabował wywożonego. A może rabowało wojsko, które zamieniało mundury na zawszone łachy cywilne? Autor nie pisze o tym, czy UPA rabowała, ani nawet o tym, że  wyznaczała kontyngenty, również na krowy (mięso) i konie. Na Karcie nr 24 zdj. 23 widać „tłumoczki” wysiedleńców.

Na str. 34 znajdujemy znowu opis wysiedlenia widziany oczyma dziewięciolatka. Jest tam łzawy opis, jak to pies tego chłopca nie chciał opuszczać chaty, jak polskie dzieci tego psa wystraszyły itd. Pytania dla ucznia: 1. Jaki to rodzaj źródła? 2. Na podstawie tekstu odtwórz przebieg wysiedlenia wsi widziany oczyma dziewięciolatka 3. Gdzie trafiła wysiedlona ludność? Tekst wspomnień tego chłopca ukraińskiego, taki jak tu podany jest nieprawdziwy, bo na terenach operacyjnych UPA obowiązywał rozkaz UPA zabraniający trzymania psów. Kto się nie dostosował do rozkazu dostawał baty, a psa zastrzelono. Z punktu widzenia UPA był to rozkaz uzasadniony, bo psy zdradzały zbliżanie się oddziału, łącznika, itp. Powyższe opisy są potrzebne Autorowi do zrobienia wrażenia na uczniach o krzywdzie, jaka spotkała wysiedlonych, bez konfrontacji z morderstwami UPA na tym terenie.

Na str. 35 jest relacja Mychajła Nazara o pobycie w obozie w Jaworznie. Autor wspomnień „zapomniał” napisać, że do Jaworzna trafiali upowcy złapani z bronią w ręku. Wielu z nich podjęło potem współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa, czyli stali się donosicielami w nowym miejscu zamieszkania na ziemiach zachodnich i północnych. Należy stwierdzić fakt, że UB wiedziało co robi. Dzięki infiltracji ukraińskich przesiedleńców, nie udało się OUNowi po akcji „Wisła” zrekonstruować swojej siatki. Każda próba kończyła się wsypą. Przynajmniej od strony ukraińskiego faszyzmu zapanował w Polsce spokój.

 

Na str. 36 jest opis, jak to Senat RP potępił akcję „Wisła”. Temu zagadnieniu jest poświęcony cały jeden numer kwartalnika „Na Rubieży”. Bardzo interesująca jest dyskusja, jaka miała miejsce w senacie przed tą uchwałą i rola, jaką odegrał w tej sprawie prof. Uniwersytetu Wrocławskiego Roman Duda, który był całym motorem tej dyskusji i uchwały. Prof. Duda przekonywał senatorów, że uchwała senatu pociągnie za sobą na Ukrainie potępienie mordów UPA na Polakach, co w konsekwencji doprowadzi do autentycznego pojednania polsko-ukraińskiego. Senat więc potępił obronną akcję „Wisła”, zaś „pojednawcza” reakcja na „banderowszczyźnie” jest taka, że we Lwowie postawiono pomniki Stepanowi Banderze i innym upowskim zbrodniarzom, ich imieniem nazywa się place i ulice. Potępienie akcji „Wisła” stanowi dla Ukraińców podstawę do starań o odszkodowania materialne, do których byliby upoważnieni w ramach ustawy reprywatyzacyjnej, nad którą debatuje sejm. O odszkodowania, których nie dostały rodziny ofiar banderowskiego ludobójstwa. Zostało ujawnione, że Roman Duda jest Ukraińcem, co wcześniej skrzętnie ukrywał. 

Wina po obu stronach? Na str. 57 Grzegorz Motyka pisze: Niewątpliwie lata 1943-1947 były w historii stosunków polsko-ukraińskich okresem szczególnym. Krwawe walki, które rozgorzały wówczas na wschodnich ziemiach II Rzeczypospolitej głęboko wryły się w pamięć zbiorową obydwu narodów (…) „Podwójna etyka” – wtedy, gdy obydwie strony konfliktu są świadome popełnienia wobec siebie takich samych wykroczeń, istnieje wyraźna tendencja do traktowania tego, co się samemu zrobiło, jako usprawiedliwione, a to co zrobił przeciwnik, jako niegodziwe. Pokrętna to mowa: „krwawe walki, które rozgorzały” (bezosobowo!), albo „obydwie strony konfliktu są świadome popełnienia wobec siebie takich samych wykroczeń”. To sformułowanie jest przez banderofilów „podrzucane” stronie polskiej w ostatnich kilku latach. Takie sformułowania zaprzeczają zarówno chronologii wydarzeń jak i ich skali. W „Tekach” aż roi się od sformułowań bądź niejednoznacznych, bądź ewidentnie krzywdzących Polaków – ofiar ludobójstwa. Czy jest nauczyciel w polskiej szkole, który takie sformułowania przekazałby polskim dzieciom?

 

III.  MATERIAŁY DLA NAUCZYCIELA

 

(w opracowaniu Agnieszki Jaczyńskiej)

Są tu opisane wskazania dla nauczyciela do opracowania lekcji historii, do której przygotowują się uczniowie w oparciu „Materiały dla ucznia” oraz „Karty”, czyli dokumenty, zdjęcia, mapy i diagramy.

 

Lekcja I. Konflikt polsko-ukraiński w latach 1943-1945

Konsekwentnie jak w materiałach dla ucznia pełno tu eufemizmów „akcja przeciwko ludności polskiej”, „wzmożona działalność zbrojna i polityczna OUN-UPA”, „antypolskie działania UPA” itp. Są to wskazania dla nauczyciela, by nie używał pojęcia „ludobójstwo OUN-UPA”.

Cytat ze str. 7: Zaznacz, że funkcjonowanie tej jednostki [chodzi o SS „Galizien” – J.W.] jest często postrzegane tylko jako forma antypolskiej współpracy z Niemcami. Czyżby Autorka oczekiwała od nauczyciela by przedstawił uczniom jak to patrioci ukraińscy u boku hitlerowców chcieli walczyć o demokratyczną Ukrainę? Uczniowie winni znać fakty: pułki policyjne SS „Galizien” zwalczały partyzantkę polską i radziecką na Białorusi, mordowały Żydów w gettach, razem z UPA mordowały Polaków na kresach wschodnich II RP, pacyfikowały Powstanie Słowackie, zwalczały partyzantkę jugosłowiańską. Na procesie w Norymberdze formacje SS zostały uznane jako zbrodnicze. Nie wyłączono z tej definicji SS „Galizien”.

 

Arcybiskup Andrzej Szeptycki (już prawie święty!). W dwóch miejscach nauczyciel otrzymuje zadanie przedstawienia sylwetki abpa Andrzeja Szeptyckiego. Na str. 7: Istotne będzie zaprezentowanie sylwetki arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego i jego krytyki antypolskich posunięć OUN-UPA, jak też polskich akcji skierowanych przeciwko ludności ukraińskiej. Na str. 8: 3. Praca domowa dla uczniów. Praca pisemna na temat – dlaczego w okresie nasilenia działań OUN-UPA skierowanych przeciwko ludności polskiej wśród Ukraińców nie zyskała poparcia inicjatywa arcybiskupa Szeptyckiego. Zadanie dla ucznia polega tutaj na napisaniu wypracowania bez oparcia o „Materiały dla ucznia” – tam nie ma nic o abp. Andrzeju Szeptyckim. Oznacza to, że uczeń winien poszukać sam materiałów do opracowania, albo oprzeć się na informacjach pochodzących od nauczyciela. W zalecanej pracy dla ucznia ma miejsce ukierunkowanie – sugestia, jakoby abp Szeptycki dążył do zapobieżenia upowskiemu ludobójstwu, o czym winien ucznia przekonać nauczyciel. A to jest nieprawda. Prawda jest taka, że nie było krytyki „antypolskich posunięć” OUN-UPA (czytaj: ludobójstwa!) wypowiedzianych przez abpa Andrzeja Szeptyckiego. Jego list pasterski „Ne ubyj” (nie zabijaj), o którego w domyśle tutaj chodzi, pochodzi z listopada 1942 r., zaś apogeum mordów na Wołyniu miało miejsce w czerwcu 1943 r. Poza tym, ów list dla faszystów OUN-UPA był niejednoznaczny, bo „nie zabijaj brata swego” dla banderowców było jasne, że nie chodzi tu o Żydów, Moskali, Polaków, Czechów i Cyganów, bo to są „zajmańcy” ukraińskich ziem, to są „czużyńcy”, a nie bracia. Poza tym, za rozpowszechnienie się zbrodniczej, nacjonalistycznej ideologii wśród swoich owieczek ponosi Arcybiskup osobiście odpowiedzialność, bo „Nacjonalizm” Dmytro Doncowa był drukowany w drukarni o.o. Bazylianów w Żółkwi, a rozprowadzony wśród ludu w dużym stopniu przez sieć parafii greckokatolickich. To ostatnie jest zrozumiałe, gdyż doktor teologii Iwan Hrynioch – wyróżniany przez Arcybiskupa, był członkiem kierownictwa OUN, kapelanem batalionu „Nachtigal” (na prośbę Bandery, za zgodą Arcybiskupa). Kościołowi greckokatolickiemu nie przeszkadzało brzmienie „dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”, który przecież jest zaprzeczeniem DEKALOGU. Nasuwają się pytania, czy abp Andrzej Szeptycki mógł nie znać „Nacjonalizmu” Dmytro Doncowa? Jeśli go znał, to dlaczego go nie potępił? Arcybiskup wystosował wiernopoddańczy, ohydny list do Hitlera w lipcu 1941 r. Za tym przykładem poszli pozostali biskupi greckokatoliccy: w Przemyślu Josefat Kocyłowśkyj i jego sufragan Hryhorij Łakota, w Stanisławowie Hrihorij Chomyszyn. Następnie należałoby przeanalizować korespondencję między abp. katolickiej Archidiecezji Lwowskiej Bolesławem Twardowskim, błagającym wręcz Szeptyckiego o wpłynięcie na swoje owieczki, by przestały mordować Polaków oraz pokrętne odpowiedzi Świętojurskiego Władyki. Dużo też mówią za siebie relacje żon aresztowanych profesorów Kazimierza Bartla i Antoniego Cieszyńskiego, które prosiły Arcybiskupa o wstawiennictwo za aresztowanymi mężami. Niestety, bez skutku. Abp Andrzej Szeptycki nie zażądał od grekokatolików, by zaprzestali mordów, a gdyby tak zrobił i nacjonaliści by go nie posłuchali, to byłoby to wskazanie dla księży greckokatolickich, jaki ma być ich stosunek do zdziczenia, jakie ogarnęło Haliczan. Należałoby też wspomnieć o błogosławieństwie abpa Andrzeja Szeptyckiego dla SS-manów narodowości ukraińskiej. I jeszcze jedna sprawa, przerastająca polską wyobraźnię: UPA posiadała swoich kapelanów. Na czym mogła tam polegać praca duszpasterska, skoro kurenie posiadające kapelanów też w okrutny sposób mordowały bezbronnych: wyrywano języki, wydłubywano oczy, ciężarnym kobietom wyjmowano płód, przepiłowywano ludzi piłą, wrzucano do studni, dzieci nabijano na sztachety, lub rozbijano im główki o ścianę… nie widzę powodu, dlaczego należałoby te metody „akcji przeciwpolskich” (jak je nazywają Autorzy „Tek”) zatajać przed uczniami. Należałoby też zadać im pytania, co o tym myślą.

Poruszenie w „Tekach” sprawy abpa Andrzeja Szeptyckiego ma swoje drugie dno. Po jego śmierci hierachowie kościoła greckokatolickiego przedłożyli w Watykanie jakieś „dowody” świętości Metropolity i został otwarty jego proces beatyfikacyjny. W wyniku protestu ks. prymasa Stefana Wyszyńskiego, proces beatyfikacyjny Szeptyckiego został zamknięty. Po śmierci Prymasa znowu na skutek starań hierachów greckokatolickich proces beatyfikacyjny został wznowiony i nic się w tej materii nie dzieje, bo i dziać się nie może. Cała sprawa świadczy z jednej strony o nieprzeciętnym tupecie greckokatolickich hierarchów powiązanych z ukraińskim nacjonalizmem, z drugiej zaś strony nacjonaliści chcą mieć świętego, który w sposób ewidentny im sprzyjał, a którego rehabilitacja (świętość!!), spłynie częściowo i na nich.

Czy nauczyciel historii będzie chciał zgłębić te zagadnienia, np. przeczytać na ten temat fantastyczną książkę Edwarda Prusa „Patriarcha Galicyjski” czy pójdzie na łatwiznę, tj. za wskazaniami Autorów „Tek”?

Na str. 9 mamy jeszcze taki passus: Przedstaw pokrótce okoliczności powstania i działalności OUN – umożliwi to przypomnienie polityki II RP wobec mniejszości ukraińskiej. Jest to sprytne odwrócenie sprawy: Wg banderowców Polska nie wykroiła ze swojego terytorium samostijnej Ukrainy, co spowodowało niezadowolenie mniejszości ukraińskiej, a to z kolei pociągnęło za sobą powstanie OUN. Uczeń powinien poznać objawy niezadowolenia ukraińskich nacjonalistów: ounowcy rozpoczęli napady połączone z mordami na poczty i listonoszy (celem zdobycia pieniędzy do działalności terrorystycznej), palili zbiory zbóż w dworach polskich, rozkręcali szyny, mordowali polskich ministrów, mordowali Ukraińców pojednawczo nastawionych do Polaków itp. W tym też czasie, na Ukrainie kilka milionów Ukraińców zmarło głodową śmiercią, szerzył się kanibalizm. Tu uczeń powinien mieć postawione pytanie, co w sytuacji terroru mniejszości narodowej powinien robić polski rząd?

Agnieszka Jaczyńska w „Materiałach dla ucznia” porusza sprawę akcji „Wisła” w sposób koherentny z Grzegorzem Motyką. Na str. 10. czytamy: Zwróć uwagę, że jednostki wojskowe biorące w niej udział [chodzi o akcję „Wisła” – J.W.] występowały nie tylko przeciwko oddziałom UPA, ale także przeciwko ludności cywilnej – ukraińskiej i łemkowskiej, która częściowo trafiała do obozów. W podsumowaniu wymień główne cele akcji „Wisła” stawiane przez ówczesne władze polskie. Jeżeli uczeń ma opracować wymienione zadania tylko w oparciu o materiały dostarczone przez Autorów „Tek”, bez przedstawienia przez nauczyciela polskiej racji stanu przy wdrożeniu operacji „Wisła”, to uczeń w ogóle nie będzie rozumiał na czym polega polska racja stanu i sytuacja wyższej konieczności, która legła u podstaw wdrożenia wojskowej operacji „Wisła”.

Praca domowa dla uczniów. Temat: wiedząc co o akcji „Wisła” napisano w peerelowskiej encyklopedii powszechnej, sformułuj to hasło raz jeszcze, uwzględniając informacje z dzisiejszej lekcji. Dlaczego tylko „z dzisiejszej lekcji” i peerelowskiej encyklopedii? Uczeń winien zdobyć  Encyklopedię „Białych Plam”. Tam znajdzie obiektywny opis faktów, liczby, przyczyny i skutki akcji „Wisła”.

Dalej na str. 10 pkt 4. Zakończenie. …Polacy i Ukraińcy zostali poddani przymusowym przesiedleniom. Przesiedlenia Polaków z Kresów Wschodnich II RP spowodowane było przede wszystkim zmianą granic państwowych. Przesiedlenia Ukraińców zamieszkujących południowo-wschodnią Polskę wynikały z rozciągnięcia odpowiedzialności za działalność UPA na ludność cywilną. Uczeń ma tutaj wbrew logice przyjąć, że zmiana granic państwowych miała objąć skutkami tylko Polaków, a nie dotyczyło to Ukraińców. Ci bowiem –  wg Autorów „Tek” – byli przesiedlani w wyniku mściwości Polaków za UPA. Tu byłyby bardzo ciekawe zadania dla uczniów, np. przeprowadzić wywiady z Polakami, którzy opuszczali Kresy Wschodnie II RP poczynając od roku 1944 (nawet przed umowami republikańskimi) do 1948. W jakich warunkach opuszczali swoje domostwa, co działo się wokoło, jak wyglądał ich transport, jaki majątek ruchomy zabrali ze sobą, czy po drodze ktoś ich osłaniał? Znalezienie świadków tamtych wydarzeń na Ziemiach Odzyskanych nie będzie stwarzało trudności. W innych częściach Polski można trafić do kresowian poprzez towarzystwa kresowe i związki kombatanckie. Dopiero z takim bagażem wiadomości należałoby przystąpić do opracowań zaczynających się od strony 11. „Stereotypy i uprzedzenia a przekaz historyczny”. Przeprowadzone wywiady mogłyby być tematami esejów, zalecanych dla ostatniej klasy szkoły ponadgimnazjalnej (str. 13 „Tek”).

  1. KARTY

 

DOKUMENTY, ZDJĘCIA, MAPY, DIAGRAMY 

Kart jest 40 i omówienie wszystkich byłoby zbytnim poszerzeniem niniejszych rozważań o „Tekach”. Nie mniej jednak nad niektórymi należy się pochylić.

Karta 1. Przedstawia przekrój bunkra UPA usytuowanego pod wiejską chatą. Naszym zdaniem uczeń powinien się zastanowić i odpowiedzieć na pytanie, jak powinno postępować Wojsko Polskie w Bieszczadach, gdy w podłodze chałupy odkryli właz do bunkra? Jak powinni rozmawiać żołnierze z właścicielem chaty z bunkrem?

Karta 7. Jest to dwujęzyczna odezwa „do mieszkańców Galicji” w języku niemieckim i ukraińskim. Czy uczniowie mieliby odezwę tłumaczyć? Odezwa wymaga przede wszystkim komentarza, do jakich służb Niemcy proponowali wstępowanie Ukraińcom (co za ironia: do sił powietrznych!). Nie ma natomiast w odezwie mowy o policji, a tam właśnie trafiali wszyscy ukraińscy ochotnicy.

Karta 8 i 9. Wbrew intencji Autorów „Tek” rozstrzelanie 10 ukraińskich zakładników za zamordowanie dwóch niemieckich cywilów (kolejarzy) nie jest dowodem na walkę UPA z Niemcami. Gdyby to byli wojskowi, którzy zginęli w ataku UPA na jednostkę wojskową, to można by uznać całe wydarzenie jako walkę UPA z Niemcami. Skoro w celach rabunkowych zginęli niemieccy cywile, to oczywiście Niemcy nie mogli takiego bandytyzmu puścić płazem. Uczeń powinien jednocześnie zostać poinformowany, że polskie podziemie nigdy nie atakowało niemieckich cywilów: niemieccy urzędnicy, kolejarze, lekarze, służba drogowa, a nawet rodziny gestapowców nie spotykały się z represjami ze strony polskiej. I tu pytanie dla ucznia, dlaczego tak było?

Karta 11. Karta przedstawia jedną z odezw do Ukraińców i jest po prostu głupia. Istniało szereg odezw do Ukraińców, m.i. o amnestii, o zaprzestaniu rozlewu krwi itp. Te należałoby pokazać. Wszystkie pozostały bez echa.

Karta 12. Chyba ma za zadanie wprowadzić zamieszanie pojęciowe, a przede wszystkim sprawić wrażenie, że podziemie poakowskie z UPA łączyła wspólnota celów: walki z komunizmem. Jest to kłamstwo, nawet jeśli na jakimś obszarze miało miejsce taktyczne porozumienie oddziału UPA z oddziałem WiN.

Karta 13. Zdjęcie klasy wielonarodowościowej z Wołynia – tak, tak było! Polityka narodowościowa II RP nawiązywała do tradycji jagiellońskich uznawania wszystkich obywateli za równych, ale też żądała lojalności.

Karta 19. Są tu 2 zdjęcia: płonąca wieś Sahryń i oddział AK na tle płonącej wsi Sahryń. Jednym słowem zagadka pt. „Sahryń”, gdyż wcześniej nazwa ta nie została przywołana. Nazwa ta nie występuje w publikacjach. Tymczasem historia wydarzeń w Sahryniu przedstawia się następująco: Niemcy z Sahrynia wysiedlili Polaków w roku 1942. UPA we wsi urządziła koszary – w chatach i stodołach łóżka piętrowe, magazyny broni i żywności. Z Sahrynia UPA robiła wypady mordując Polaków w sąsiednich wsiach. Wykrył to polski wywiad. AK dokonało mobilizacji i otoczyło wieś, wzywając upowców do wyjścia i oddania broni, do zaoszczędzenia ludności cywilnej. Upowcy odpowiedzieli ogniem. Rozpoczęła się walka, w trakcie której wieś stanęła w płomieniach i została zdobyta. Mężczyzn rozstrzelano.

Karta 25, zdjęcie 22, napis głosi: Ciała Ukraińców zamordowanych przez oddział NSZ, Wierzchowiny, 6 czerwca 1945 r. W tekstach „Tek” – podobnie jak w przypadku Sahrynia – nie ma wzmianki o wsi Wierzchowiny. Co stało się w tej wsi do dziś nie jest wyjaśnione. Polskie podziemie zaprzeczyło, że był to polski atak na wieś, uważając, że dokonało tego UB, które z kolei  twierdzi, że wieś ta, w połowie polska, w połowie ukraińska, współpracowała z władzami, za co zostali tam przez UPA wymordowani Polacy i Ukraińcy. Być może stąd bierze się powściągliwość autorów „Tek” w posądzeniach strony polskiej i pozostawienie znaku zapytania?

Karta 26, zdjęcie 24. Zniszczona miejscowość w Bieszczadach. Widać, że wieś jest spalona. Wiadomo, że Polacy nie palili wsi, licząc na to, że będą one zagospodarowane. Trzeba więc dopisać: wieś spalona przez UPA.

Karta 28. zdjęcie 28. Napis pod zdjęciem: Brama obozu w Jaworznie, do którego trafili Ukraińcy w wyniku akcji „Wisła”, 1947 r. Celem zachowania prawdy napis pod zdjęciem winien brzmieć: „Brama obozu w Jaworznie, do którego trafili upowcy złapani z bronią w ręku, w wyniku akcji „Wisła”, 1947 r.

Karty 29 i 30 przedstawiają strukturę wyznaniową i narodowościową w sześciu województwach południowo-wschodniej Polski. Widać wyraźnie przewagę ludności ukraińskiej w województwach: stanisławowskim i wołyńskim. Mapy te jednak nie przedstawiają obiektywnego obrazu narodowościowego i wyznaniowego na obszarze szeroko rozumianych Kresów Wschodnich. Należałoby mapy uzupełnić o obszary zasiedlenia przez Polaków na wschód od ówczesnej granicy polsko-sowieckiej, gdzie pozostało ponad 1,5 mln Polaków. Dopiero taki obraz rozmieszczenia ludności jest obiektywny i prowadzi do wniosku, że tylko poszanowanie praw mniejszości narodowych z obu stron jest jedynym rozwiązaniem koegzystencji narodów sąsiadujących. Cała głupota i niehumanizm ideologii OUN polegał właśnie na ich założeniu, że tam, gdzie są w Polsce Ukraińcy, tam ma być Ukraina, a tam gdzie są Polacy na Ukrainie ma być też Ukraina i to bez Polaków; należy ich wyrżnąć od starca do kołyski, lub wysiedlić. To właśnie winni mieć uczniowie wyjaśnione w oparciu o  uzupełnione mapy.

Karta 31 przedstawia przesiedlenia ludności ukraińskiej i łemkowskiej z południowo-wschodniej Polski na Ziemie Odzyskane. Skoro w tekście była mowa o migracji Polaków i Ukraińców po II w.ś., to na tejże mapce należałoby przedstawić również przesiedlenia Polaków z terenów utraconych w wyniku postanowień jałtańskich.

Karty 32-37 przedstawiają schematy organizacyjne OUN i UPA w poszczególnych obszarach ich działania. Jest to balast dla uczniów, diagramy te nic nie wnoszą do zrozumienia ludobójstwa OUN-UPA na ludności polskiej.

 

RESUME’

 

„Teki edukacyjne IPN <<stosunki polsko-ukraińskie w latach 1939-1947>>” nie są pierwszą publikacją polskojęzyczną, sprytnie zakłamaną niemal od początku do końca. W wielu środowiskach kombatanckich i kresowych, gdzie ludobójstwo OUN-UPA na ludności polskiej Kresów Wschodnich jest znane z autopsji, było dyskutowane zjawisko opisywania historii tamtych tragicznych wydarzeń przez autorów posiadających obywatelstwo polskie, ale stawiających na głowie przyczyny i skutki tragedii Kresów Wschodnich. Pojęcie „obywatele polscy” z ostatniego zdania zbliża nas do rozwiania wątpliwości. Mamy dziś w Polsce demokrację. Korzystają z niej na równych prawach wszyscy obywatele polscy, bez względu na narodowość. Znamy Ukraińców zajmujących najwyższe stanowiska w kraju. Polska wymaga od nich tylko jednego – zresztą tak jak od każdego innego obywatela – lojalności. W demokracjach zachodnich jest sprawą oczywistą, że do służb specjalnych, dyplomacji, wyższych szkół wojennych i instytutów spraw międzynarodowych nie są przyjmowani obywatele wywodzący się z mniejszości narodowych. Nikogo tam to nie dziwi, skoro prosty angielski policjant musi wykazać się pochodzeniem angielskim co najmniej do trzeciego pokolenia. Francuzom nie przyszłoby przez myśl, by „stosunki francusko-niemieckie” dla szkół licealnych powierzyć do opracowania mniejszości niemieckiej np. z Alzacji. Czechom nie przeszłoby przez myśl, by „stosunki czesko-niemieckie” dla szkół dać do opracowania Niemcom ze Sudetów. Przykładów można by mnożyć. Ale w Polsce, przy opracowaniu „stosunków polsko-ukraińskich” postępujemy nie jak pragmatyczni Francuzi czy Czesi, postępujemy nierozważnie. Nie przyjmuje się do służb specjalnych, do dyplomacji, do opracowania podręczników historii obywateli z mniejszości narodowych dlatego, by taki wywiadowca, dyplomata, historyk, nie stanął kiedyś przed problemem wyboru lojalności: dla kraju zamieszkania, czy dla kraju swoich korzeni. Jak poznać, czy np. historyk wywodzący się z mniejszości wybiera lojalność względem ojczyzny zamieszkania, czy też lojalność dla ojczyzny swoich korzeni? Odpowiedź jest prosta: w pierwszym przypadku będzie pisał prawdę, w drugim przypadku będzie kłamał. Coś z tym musimy zrobić, chociaż będzie trudno, bo po wielu latach korzystania z naszej nierozwagi, historycy ukraińscy, którzy wybrali lojalność w stosunku do ojczyzny korzeni, zdołali się zorganizować, obudować tytułami naukowymi, „dorobkiem naukowym” i otoczyć się młodszymi współpracownikami, którzy nawet będąc czasem Polakami, wybiorą potulnie kłamstwa w obawie o swoją karierę. Jest jednak wyjście z tego pata. Po pierwsze, należy mieć odwagę i powiedzieć, że „król jest nagi”, czyli zdefiniować nienormalność, polegającą na tym, że w Instytucie Pamięci Narodowej jest nieformalna grupa ludzi, reprezentująca ukraińską mniejszość narodową, której publikacje i wystąpienia są spójne z wybielaczami ludobójstwa OUN-UPA, usytuowanymi w „Naszym Słowie” i na „banderowszczyźnie”. Grupę tę łatwo będzie zneutralizować poprzez autentyczne recenzje jej prac – okaże się, że oni nie są w stanie pisać prawdy, przez co ustanie ich dotychczasowa działalność „naukowa”. Resztę formalności załatwi Rada Naukowa i dział kadr instytutu.

W obliczu powyżej przedstawionych zastrzeżeń do „Tek”, sprawa ich druku i rozpowszechniania w szkołach staje się bardzo interesująca. W Ministerstwie Edukacji Narodowej powiadomiono mnie, że „Teki” nie były przez ministerstwo ani zamawiane, ani recenzowane i nikt nie powiadomił ministerstwo o ich treści, a IPN rozesłał je do szkół z własnej inicjatywy i na własny koszt i że IPN posiada takie prawo statutowe. Każda pomoc naukowa zatwierdzana przez MENiS do szkół musi być recenzowana: merytorycznie, językowo i dydaktycznie.

Z kolei dyrektor Biura Edukacji Narodowej IPN dr hab. Jan Żaryn, jako główny odpowiedzialny za treść „Tek” poinformował mnie, że „Teki” były recenzowane wewnętrznie, a recenzenci są niejawni i nie może mi podać ich nazwisk”. Każdy naukowiec wie o tym, że prace naukowe, publikowane w czasopismach naukowych są recenzowane przez anonimowych recenzentów. Zasada ta obowiązuje w całym świecie naukowym. Natomiast podręczniki szkolne, akademickie i wszelkie pomoce naukowe są  recenzowane przez recenzentów jawnych, których nazwiska są podane na stronie informującej o wydawcy, druku, grafice, zezwoleniach na korzystanie ze źródeł, itp. W „Tekach” są podane: konsultacja dydaktyczna, redakcja, korekta, projekt graficzny, redakcja techniczna, skład. Nie ma tylko recenzentów merytorycznych, mimo, iż „Teki” są przeznaczone dla szkół, gdzie obowiązuje podana wyżej zasada, z której IPN wyłączył się. Nie da się uniknąć pytania, dlaczego ukrywać recenzentów? Czyżby recenzenci przypuszczali, że prędzej czy później wybuchnie skandal z „Tekami” i wolą pozostać w ukryciu, bo godząc się w ostateczności na końcową wersję treści „Tek”, sytuują się po stronie wybielaczy ludobójstwa OUN-UPA?

IPN coś z tymi „Tekami” zrobić musi. W „Naszym Dzienniku” z dnia 28 marca 2008 r., w „Dodatku historycznym IPN” ukazały się artykuły nt. ludobójstwa OUN-UPA autorstwa prof. Ryszarda Szawłowskiego, Artura Brożyniaka, Ewy Siemaszko, i innych. W stopce „Dodatku” jest informacja: „Dodatek przygotowuje Biuro Edukacji Publicznej IPN. Redaktorzy: dr Krzysztof Kaczmarski, Romuald Niedziółko”. Artykuły zamieszczone w tym dodatku, w swojej treści, powołaniu się na źródła i wnioskach, są zaprzeczeniem „Tek”. Ta sama instytucja, to samo biuro, wydaje dwie publikacje o diametralnie sprzecznej treści! Tak nie postępuje instytucja, która chce być szanowaną z racji swojego przeznaczenia i założonej uczciwości. Czy IPN będzie stać na powołanie wewnętrznej komisji, która zbadałaby jak doszło do skandalu opracowania i rozesłania opisanych „Tek” do szkół? Pytanie jest otwarte.