Z pamiętnika „ Dni grozy we Lwowie (od 1-22 listopada 1918 R.)” Franciszka Salezego Krysiaka:
Poniedziałek, 11. listopada 1918 r.
W śródmieściu Lwów przedstawia widok umarłego. Ulice puste, tylko gdzieniegdzie snują się ludzie szukający sklepów z żywnością, tu i ówdzie nieśmiało otwartych ze spuszczoną do połowy drzwi roletą. Sporadycznie słyszy się strzały z karabinów zwyczajnych i maszynowych, od czasu do czasu huknie armata, zresztą na ulicach pustka i cisza, a w domach trwoga. Bo i w domach nikt nie jest pewien przed zbłąkanymi kulami. Wczoraj na. ul. Wałowej, tuż przy placu Bernardyńskim kula wpadła do mieszkania prywatnego, ugodziła pana domu w krtań i utkwiła w kręgosłupie. Lekarz kulę wyjął, lecz od porażenia nerwu ranny jest sparaliżowany. Wczoraj wieczorem zaś kula zabłąkana wpadła do mieszkania adwokata Czernego przy tymże placu Bernardyńskim i rozpłatała nos jego żonie. Na klasztor Bernardyński skierowana jest specyalna baczność Ukraińców, bo ciągle ku niemu strzelają a jako powód podają, że z klasztoru do nich strzelają. Urządzili rewizyę w klasztorze, która, jak to się zwykle praktykuje przy tego rodzaju ukraińskich rewizyach, zakończyła się zrabowaniem 120 kilo mąki, oczywiście bez wystawienia jakiego kwitu. Dopiero na żądanie jednego z odważnych ojców, który udał się z użaleniem do „Narodowego Domu”, kwit na ową mąkę wystawili… – więcej w nowym artykule Bożeny Ratter