Ciężko doświadczył los wojennej nienawiści ks. Józefa Jastrzębskiego, wikariusza parafii Toporów, który został napadnięty w 1942 r. wieczorem na drodze. Początkowo bronił się on przed banderowcami laską bambusową, ale ta wnet się połamała. Wówczas ksiądz otrzymał potężne uderzenie kłonicą, stracił przytomność i padł na gościniec. Była wtedy zima. Napastnicy sądzili, że ksiądz nie żyje i pozostawili go na szosie. Wskutek mrozu ręce i stopy księdza przymarzły do jezdni. Gdy go znaleziono, okazało się, że stopy i palce rąk były odmrożone. Ks. Jastrzębski odzyskał przytomność dopiero na czwarty dzień. Gdyby go odwieziono natychmiast do szpitala we Lwowie, można było mu uratować dłuższe części palców, które objęła gangrena. Z powodu opóźnienia przybycia do szpitala zdołano uratować mu jedynie resztki kciuków u rąk, następnie rozcinać ścięgna dłoni, by przedłużyć resztki palców. CAŁY TEKST TUTAJ -> KLIK.