Poświęcić dużą część naszej młodzieży – trzeba wielkiej, wręcz karygodnej lekkomyślności

11 listopada 2022

Tekst: Bożena Retter

W sobotnie popołudnie przed ambasadą węgierską grupa młodych Ukrainek otoczona operatorami ukraińskimi uczestniczyła w politycznym happeningu. Młode dziewczyny z tęczowymi siatkami w jednej ręce i niebiesko żółtymi flagami w drugiej, wspierane przez lewicową aktywistę „babcię Kasię” oraz byłego prezydenta Warszawy Marcina Święcickiego owiniętego również we flagę żółto niebieską,  ustawiły się niczym do inscenizacji wiersza Rzepka Juliana Tuwima. Rzepką była głowa Premiera Węgier Viktora Orbana wyciągana z tylnej części ciała kukły przedstawiającej Putina. Młoda energiczna dziewczyna zachęcała do użycia większej siły oraz do udziału w tym przedsięwzięciu przy skandowaniu „Слава Україні!”.

Dlaczego wulgarny spektakl dotyczący polityki ukraińskiej wobec Rosji odbył się na terenie Rzeczypospolitej a nie na terenach wschodnich Ukrainy skąd przyjeżdżają i dokąd odjeżdżają z polskimi zasiłkami mieszkańcy tego kraju? Tam również można taki filmik nakręcić smartfonem na konto państwa i narodu ukraińskiego.

Najstarszym czcigodnym piastunem człowieka w puszczach i pustkowiach górskich jest ogień. „Watra” stara nazwa ogniska wszystkich pasterzy i górali, w niezmierzonych pasmach karpackich, u Rumunów, Rusinów, Węgrów, Seklerów, Polaków, Serbów, Sasów i Niemców. Watra to najstarsza macierz pasterza i górala- pisał Stanisław Vincenz pisarz, eseista, etnograf. Urodził się w Słobodzie Rungurskiej (województwo stanisławowskie), rodzina jego ojca, Feliksa, pioniera przemysłu naftowego, wywodziła się z Prowansji. Matka pisarza, Zofia, była córką Stanisława Przybyłowskiego, właściciela dóbr ziemskich w Krzyworówni, uczestnika powstania styczniowego, szlachetnego patrioty i krzewiciela oświaty wśród okolicznych mieszkańców. W 1919 jako ochotnik zgłosił się do Wojska Polskiego a następnie wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1930 roku opuścił z rodziną Warszawę i wyprowadził się do Worochty, a wkrótce potem osiadł w Bystrzecu na Huculszczyźnie. W 1934 roku w Kołomyi utworzono Oddział Towarzystwa Przyjaciół Huculszczyzny, pisarz został jego członkiem i  uczestniczył w badaniach etnograficznych, muzykologicznych i archeologicznych. Tutaj powstał pierwszy tom Na wysokiej połoninie, zatytułowany Prawda starowieku. Obrazy, dumy i gawędy z Wierchowiny Huculskiej. W maju 1940 Stanisław Vincent wraz z rodziną, prowadzeni przez ukochanych sąsiadów- górali i pasterzy hucułów uszli bezpiecznie na teren Węgier, gdzie schroniło się wówczas 140 000 Polaków, wśród nich i ci, którzy uciekali przed donosami rusińskich sąsiadów. Syn Andrzej zaciągnął się do Wojska Polskiego na Zachodzie. Pisarz włączył się zaś w życie kulturalne emigracji, współpracując z polskimi periodykami, publikując eseje i recenzje. Młodzieży polskiej wykładał grecką filozofię sokratyczną. W 1941 roku w Budapeszcie, nakładem wydawnictwa „Biblioteka Polska” (działającego przy Instytucie Polskim), ukazał się wybór z książki Na wysokiej połoninie. Vincenzowie wspierali innych uchodźców, dezerterów, sąsiadów. Dzięki ich pomocy wojnę przetrwało kilkoro Żydów, ocalili też życie wielu żydowskim dzieciom. Instytut Yad Vashem pośmiertnie przyznał prozaikowi medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

A jak wówczas zachowali się wobec Polaków i Żydów Ukraińcy wymuszający w sobotę niechęć do Polaków do Węgier? Napisała o tym  w pamiętniku „Wspomnienia wojenne” Karolina Lanckorońska, pracownik naukowy Uniwersytetu Lwowskiego w latach 1939-1942:

Moskwa (przynajmniej nominalnie) rezerwuje sobie tylko politykę zagraniczną, sprawy wojskowe oraz oczywiście sprawy „bezpieczeństwa rewolucji”. Resztę pozostawia „sojuszniczym rządom”, w naszym wypadku – Kijowowi. Toteż odczuwaliśmy ciągle i na każdym kroku, że w życiu codziennym rządzi nami nie Moskwa, lecz Kijów, że mamy do czynienia nie z Rosją, tylko z PROBLEMAMI NASZEGO TRAGICZNEGO XVII WIEKU, Z CHMIELNICCZYZNĄ. Od Wschodu zalała ziemie nasze, jak za Władysława IV, nieukształtowana społecznie dzicz i walczyła z nami w imię haseł społecznych wypływających w bardzo dużej części z kompleksu niższości, z nienawiści dla kultury, której najeźdźca nie posiadał. Ponieważ ta kultura była polska, trzeba było niszczyć wszystko, co polskie. Mieliśmy, o ile chodziło o sprawy powszednie, o wiele częściej do czynienia we Lwowie z prostym i nieraz bardzo prostackim nacjonalizmem ukraińskim niż z komunizmem i imperializmem rosyjskim, który się do spraw drobnych nie mieszał. (…)

Kijów jednak miał jeszcze i inne trudności. Początkowo liczył na bezwzględne poparcie miejscowej ludności ukraińskiej i jej inteligencji. Po krótkim czasie zaś okazało się, że różnice między naszymi ludźmi, którzy jeszcze tak niedawno – do pierwszej wojny światowej – nazywali się Rusinami, a ludnością Kijowszczyzny były po prostu przepastne. Z Zaporoża na Ruś Czerwoną jest droga daleka, a 700 lat sąsiedztwa z kulturą zachodnią zatrzeć się nie da. Toteż ludzie wychowani z dziada pradziada w atmosferze kulturalnej polskiej, choć politycznie wrogo wobec nas usposobieni, z rozpaczą nieraz do nas przychodzili i wprost przyznawali, że ta Ukraina, która nagle nimi zawładnęła, jest czymś niewymownie dzikim, na wskroś im obcym. Takie rozmowy budziły w nas wówczas najśmielsze na przyszłość nadzieje na zgodę i porozumienie. (Karolina Lanckorońska)

Ciekawe, czy zapraszanie uchodźców ukraińskich do osadnictwa na terenie Rzeczypospolitej (zamiast nakłaniania do pozostanie i walki z wrogiem) jest szukaniem wśród nich poparcia dla akceptacji Karty Praw Podstawowych z uwagi na bezbożność, dzikość  i moc LGBT na Ukrainie?  Stanisław Grabski ostrzegał  w 1939 roku:

By rachować na wdzięczność przyszłego państwa ukraińskiego – trzeba być bardzo naiwnym. Żeby zaś dla tak niepewnej wdzięczności pchać Polskę do wojny ogromnie ryzykownej i w której w każdym razie musielibyśmy, żeby zwyciężyć własnymi siłami, poświęcić dużą część naszej młodzieży – trzeba wielkiej, wręcz karygodnej lekkomyślności. (…) Pod ich wpływem krwią polskich żołnierzy stworzona Ukraina rychło by zapomniała o wdzięczności dla nas – a żądałaby coraz natarczywiej zespolenia z nią „wszystkich ziem ukraińskich“, Wołynia i Ziemi Czerwieńskiej.(…) Nie jedną już jednak robiło się z Ukraińcami ugodę. A po każdej z nich zwiększała się jeno agitacja ukraińska przeciwko Polsce. Nie udała się też i ostatnia z przed trzech lat tzw. normalizacja stosunków polsko-ukraińskich. Rząd polski w imię tej „normalizacji” pozwalał Ukraińcom na wszelkie, jakich tylko zechcieli, wiece, zjazdy, demonstracje, popierał kredytami spółdzielczość ukraińską. Ze strony jednak ukraińskiej ani na chwilę nie ustała zbrodnicza robota podpalaczy i morderców, terroryzujących lojalną ludność ruską i polskich działaczy narodowych. (prof. Stanisław Grabski)

Podczas wojny robota zbrodnicza stała się masową. Adam Ronikier wspominał, iż  książę metropolita Adam Sapieha w sposób najbardziej odważny przedstawił Niemcom całe potworne wyniszczenie narodu polskiego i w obliczu masowych rzezi Polaków dokonywanych przez Ukraińską Powstańczą Armię przy milczeniu, a często za zgodą Niemców na Kresach Wschodnich, domagał się od Niemców w marcu 1944 r., by zapobiegli mordom jako odpowiedzialni za sytuację na okupowanych przez nich terenach.

Aby dodać komentarz, rozwiąż poniższe działanie. Ilość kropek odpowiada liczbie. (wymagane)