4 lipca 2018

4 lipca 1943 r. W miasteczku Kołki pow. Łuck zamordowali 4-osobową rodzinę polską: „Na przełomie maja, czerwca i lipca 1943 r., w czasie gdy bandy ukraińskich nacjonalistów zaatakowały wszystkie wsie i osiedla sąsiadujące z Przebrażem [gm. Trościaniec, pow. Łuck], w miasteczku Kołki, gdzie wówczas zamieszkiwałem razem z rodziną, zostaliśmy wówczas napadnięci w domu. W wyniku tego napadu śmierć ponieśli: 1. Ojciec Andrzej, lat ok. 55; 2. Matka Anastazja, lat ok. 50; 3. siostra Bolesława, lat ok. 15; 4. brat Ryszard, lat ok. 9. Dokładnej daty urodzenia ww. podać nie mogę, gdyż nie znam, a dokumentów na tę okoliczność nie posiadam. Mnie udało się zbiec, a raczej wyrwać się z rąk bandyty, który mnie zaatakował, gdyż wszcząłem z nim szamotaninę. W czasie, gdy doskoczyli do mnie, przystawiwszy mi karabin w piersi, odruchowo najprawdopodobniej z przerażenia, gdyż ze strachu wrzeszczałem okropnie, chwyciłem tego Ukraińca za lufę karabinu, starając się odchylić od siebie, w wypadku gdyby strzelił nie strzelił we mnie. Matka moja była wolna, gdyż Ukraińcy zaatakowali nas mężczyzn, tj. mniej i Ojca. Matka moja widząc, że się bronię, pospieszyła mi z pomocą. Dopadła Ukraińca z tyłu i chwyciła go za ramiona. Ten moment wykorzystałem i zbiegłem przez drzwi wiodące do przybudowanego do mieszkania chlewa, o którym Ukraińcy nie wiedzieli. Za mną wybiegła tym samym wyjściem moja siostra Bolesława, ale pobiegła w innym kierunku. Pamiętam, że było to w niedzielę wieczorem około godziny 21. Na dworze panował zmrok. Ponieważ napadu dokonano niespodziewanie, [a] ja przygotowywałem się do snu, znajdowałem się wyłącznie w koszuli i kalesonach, i boso. Gdy wyskoczyłem z domu i uciekając w wielkim przerażeniu i strachu – przesadzając kilkurzędowe ogrodzenie z drutu kolczastego, którym ogrodzone były przy domu ogródki, tak koszulę, jak i kalesony ze siebie zdarłem. Okropnie się pokaleczyłem i zostałem nagi. Gdy znajdowałem się od domu około 100-150 m usłyszałem głos Matki, która musiała wybiec za nami. Wołała „Matko Boska, gdzie moje dzieci”. W tym czasie padły dwa strzały. Lament Matki ucichł. W tym czasie podpalono nasze mieszkanie. Ja dobiegłem do rzeki Styr, gdzie przebiegałem całą noc. O świcie, okrążając miasteczko, polami, zbożami przedostawałem się w kierunku Balarki z myślą, że spotkam tam swoją siostrę. Przechodząc przez Hołodnicę (polska wieś) stwierdziłem, że domy są puste. Nie spotkałem żadnej żywej duszy. Opuszczając Hołodnicę, usłyszałem, że w kierunku, w którym podążałem, czyli w kierunku Balarki, rozgorzała jakaś bitwa. Strzelali z broni maszynowej i pojedynczej, z działek lub moździerzy. Ponieważ nie mogłem zlokalizować miejsca walki, omijając główne szlaki, szedłem dalej. Gdy następnego dnia znalazłem się we wsi Marianówka, stwierdziłem że domy są powypalane. Gdy wszedłem do jakiegoś sadu, by zerwać kilka niedojrzałych jabłuszek i posilić się nimi, gdyż byłem bardzo osłabiony, obok zgliszcz domu zauważyłem kilka zwęglonych ciał ludzkich. Mieli poopalane ręce i nogi. Wiem, że byli to mieszkańcy tego domu – Polacy, gdyż była to wyłącznie wieś polska. Ogarnięty panicznym strachem nie skorzystałem z planowanego posiłku – zbiegłem byle dalej i do przodu. Wówczas skojarzyłem, że strzelanina, którą słyszałem uprzednio musiała się rozgrywać w Marianówce i innych wsiach, przez które przechodziłem. Następnego dnia, idąc na przełaj lasami, łąkami i polami dotarłem do wsi, jeżeli nie mylę się, Dermanki. Tam też stwierdziłem zgliszcza i wypaleniska. W zasięgu wzroku naliczyłem chyba dwa ocalałe domki. Analizując sytuację, jaką spostrzegłem, doszedłem do wniosku, że ta sama sytuacja panuje we wszystkich naszych wsiach. Gdy zbliżyłem się do jednego z ocalałych domków i usiadłem sobie na płocie z żerdzi, aby ogrzać się w promieniu słońca, spostrzegłem, że kilka sztuk bydła wyszło z lasu i weszło w owies. Aby wypędzić bydło z tzw. szkody, z lasu wybiegła mała dziewczynka, lecz zauważywszy mnie podobnego do diabła, zbiegła. Za jakiś czas z lasu wyszedł mężczyzna, który też usiłował wypędzić te krowy. Gdy zbliżył się bliżej – rozpoznałem ob. Trybulskiego. Ten rozpoznał mnie również, zaprowadził mnie do lasu, gdzie koczowali mieszkańcy tej wsi. Tam mnie przyodziano i nakarmiono.” (List Longina Kubryna, byłego mieszkańca miasteczka Kołki do Józefa Ostrowskiego, datowany 12 kwietnia 1985 r. W: Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu-Instytutu Pamięci Narodowej: nr 638 księgi nabytków, sygn. AGK27WDAK, V/8).

Aby dodać komentarz, rozwiąż poniższe działanie. Ilość kropek odpowiada liczbie. (wymagane)