16 sierpnia 1943 roku:We wsi Kohylno (w skład wsi wchodziło Zastawie i Tartak) pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 29 Polaków, w tym rodziny 6-cio i 5-osobowe. „Około tygodnia po pogromie Michał i Bolesław Roch oraz Tadeusz albo Roman Roch poszli nocą w trzech na Zastawie, aby zobaczyć co się stało z naszą rodziną. 11 lipca 1943 r. w nocy z soboty na niedzielę, na ich dom był napad podczas którego zamordowano wdowę Amelię [Roch] lat ok. 60 oraz jej najmłodszą córeczkę Zosię lat ok. 14. Tej nocy Tadeusz Roch spał w swojej stodole, między słomą a ścianą, a jego rodzony brat Roman w ogrodzie w kapuście, niedaleko łąki. Romek Roch opowiadał mi osobiście, że nad ranem już robiła się „szarówka” posłyszał jakieś głosy, a w chwilę później jakieś głośne, przeraźliwe wręcz krzyki, dochodzące od domu Grzegorza Rocha. Jednak nie zdecydował się tam pobiec, gdyż na podstawie tego co słyszał, poznał, że są to krzyki mordowanych ludzi. Szybko ukrył się w pobliskich szuwarach i przesiedział tam cały dzień. Romek opowiadał mi także, że Tadek też obudził się w stodole, gdy Ukraińcy zaczęli dobijać się do drzwi domu Grzegorza. Widział przez szpary w ścianie stodoły, jak Ukraińcy wpuszczeni do domu, po chwili całą rodzinę wyprowadzili na podwórko. Przodem szły dzieci Grzegorza i jego żony. W tym momencie było jeszcze cicho i spokojnie, wszystko wskazywało na to, że gospodarze nie spodziewali się najgorszego. Na pewno mieli nadzieję, że to zwykłe najście, które zakończy się przesłuchaniem lub co najwyżej pobiciem i groźbami, tym razem było jednak inaczej. Gdy dzieci były już na dworze, Ukraińcy nagle uderzyli je siekierami w głowę, natychmiast zginęli wtedy: syn lat ok. 16 oraz dwie córki, starsza lat ok. 25 i młodsza lat ok. 20. Gdy matka zorientowała się, że dzieci zostały zaatakowane, dopiero wtedy zaczęła histerycznie krzyczeć i właśnie te krzyki słyszał Roman w ogrodzie. Możliwe, że któreś z dzieci też zdążyło krzyknąć przed samą śmiercią. Po zarąbaniu dzieci wyprowadzili Grzegorza i jego żonę, pierwsza porąbana została żona lat ok. 60. Wtedy bandyci zaczęli się zastanawiać jaką śmierć zadać gospodarzowi i wtedy Tadek usłyszał wyraźnie takie słowa jednego z Ukraińców do pozostałych: „On uciekł nam do miasta i przyszedł z powrotem. Trza mu dać lekkie skonanie!” Zaraz potem Tadek zobaczył, jak za chwilę powiesili go na jabłonce, tuż obok ich domu rodzinnego. Tak skonał Grzegorz lat ok. 60. Tadeusz widział też, jak zginęła jego matka, opowiadał wszystkim, że ta sama grupa Ukraińców po wymordowaniu rodziny Grzegorza przeszła pod drzwi jego domu i zaczęła się dobijać do środka. W końcu udało im się wejść do środka i po chwili słyszał niewyraźnie jak matka prosiła kilku oprawców o darowanie jej życia. Potem wszystko ucichło, po chwili zobaczył jednak, że mężczyźni opuszczają dom i odchodzą. Tadek wspominał także, że rozpoznał jednego z napastników, ale dzisiaj już nie pamiętam, o kim mówił. Wiem zaś na pewno, że to był Ukrainiec z Kohylna. Bandyci nie podpalili zabudowań i prawie na pewno nic nie wynieśli z domu. Po około dwóch godzinach na Zastawie przyszła druga grupa Ukraińców i zaczęli chować ciała pomordowanych. Całą rodzinę Grzegorza wrzucili do dołu po kartoflach, tuż przy ich własnej chałupie. Ciało wdowy Amelii Roch wrzucili do lochu po kartoflach i zawalili go. /…/ Michał Roch opowiadał mi także, że był po pogromie w Kohylnie, gdzie spotkał Ukraińca, który był sąsiadem Drabików. Właśnie ten Ukrainiec opowiedział Michałowi jak została zamordowana cała ich rodzina. 11 lipca 1943 r., w niedzielny ranek przyszli do Drabików banderowcy i weszli do domu. Po chwili zaczęli mordować tych, którzy byli w domu. W chałupie zabili matkę i dwie córki, tymczasem dwaj synowie spali w stodole. Gdy Ukraińcy wykryli ich kryjówkę, jednego chłopca zabili na miejscu, a Józek rzucił się do ucieczki przez pola. Nie zdołał jednak uciec i gdy go dopadli to go też zabili. Prawdopodobnie miał przed śmiercią prosić bandytów, aby mu darowali życie. Michał dowiedział się także, że ciała pomordowanych Ukraińcy wrzucili do lochu, kopca z drewnianych kołków na kartofle, który znajdował się na miedzy Drabików i Żyda Moszko Bejdera, potem wszystko zawalili” (Roman Szymanek, w: www. ludobojstwo.pl; relację spisał Sławomir Tomasz Roch). „Dziadek Bolesław Roch na rok przed swoją śmiercią, mówił mi jak zabito jego bliską rodzinę, jego kuzynów. Powiedział, że staruszka Ukrainka z Kohylna, którą nazywano Koteluczka mówiła rodzinie Rochów w Kopyłowie pod Hrubieszowem, że Rochów z Zastawia Ukraińcy wieźli wozem do Kohylna, aż pod samą cerkiew i tam powiesili ich na lipach przy cerkwi” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). W. i E. Siemaszko na s. 922 – 923 opisując wieś Kohylno napad datują na 16 sierpnia, a następne na 23 i 29 sierpnia 1943 roku i nie wymieniają większości powyższych ofiar. Tego dnia we wsi Podjarków pow. Bóbrka banderowcy zamordowali 20 Polaków, w tym dwie rodziny Kleszczyńskich. Dokumentacja fotograficzna jednej zamordowanej rodziny znajduje się w książce Aleksandra Kormana Ludobójstwo UPA na ludności polskiej. Zginęli: Jan Kleszczyński, lat 38, jego żona Tekla, lat 37, ich córka Anna, lat 13 oraz ich syn Stanisław, lat 8. Rozebranym do naga ofiarom wydłubali oczy, zadawali ciosy siekierą w głowę, przypalali ogniem dłonie, próbowali odciąć kończyny górne i dolne, zadali rany kłute na całym ciele. We Włodzimierzu Wołyńskim w nocnym napadzie upowcy na ul. Lotniczej zamordowali około 15 Polaków; 35-letniemu Zygmuntowi Zakrzewskiemu połamali ręce i nogi i wbili w głowę gwoźdź. We wsi Zamch pow. Biłgoraj policjanci ukraińscy z Niemcami zamordowali 8 Polaków.